W Polsce naukowcy zostają w nauce na dłużej - badania
Tylko połowa osób, po 10 latach od ukazania się swojej pierwszej publikacji naukowej, jest dalej aktywnymi naukowcami. A po 20 latach w nauce zostaje już tylko jedna trzecia osób – wynika z analizy przeprowadzonej przez Polaków. Wzorce rezygnacji z nauki są podobne w różnych krajach.
W jakich krajach naukowcy najdłużej prowadzą badania?
.Prof. Marek Kwiek i dr Łukasz Szymula z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu zbadali wzorce odchodzenia z nauki w różnych krajach na świecie. Skorzystali oni z surowych metadanych pochodzących z bazy Scopus – globalnej bibliometrycznej bazy danych publikacji naukowych i ich cytowań. Pod uwagę brano nauki STEMM (ścisłe, techniczne, inżynieryjne, matematyczne i medyczne). Badania nie objęły więc naukowców z dziedzin humanistycznych i społecznych, bo nie wszystkie ich publikacje naukowe są indeksowane w Scopus. Praca ukazała się w czasopiśmie „Higher Education”, a jej wyniki omówiono m.in. w „Nature”.
Na potrzeby tego badania badacze przyjęli, że naukowcem w dziedzinach STEMM jest osoba, która publikuje artykuły naukowe. Kto przestał publikować – uznany został za osobę, która zrezygnowała z nauki, niezależnie od tego, gdzie była zatrudniona. „Wyszukaliśmy w bazie kilkaset tysięcy naukowców, którzy zaczęli publikować w 2000 roku, i obserwowaliśmy ich dorobek z kolejnych lat” – mówi prof. Kwiek w rozmowie. Badacze obserwowali, jak z tej grupy stopniowo ubywa osób, które aktywnie publikują. Dla porównania wzięli też 11 kolejnych kohort osób, które swoje pierwsze publikacje naukowe miały w kolejnych latach, aż do 2010 r. W sumie to było 2,1 mln naukowców z 38 krajów OECD – relacjonuje prof. Kwiek.
„Jak się okazało, wzorce rezygnacji z nauki na całym świecie są dosyć podobne. Niezależnie od tego, czy chodzi o Niemcy, Francję, czy Stany Zjednoczone – okazuje się, że średnio jedna trzecia publikujących przestaje publikować po 5 latach, połowa – po 10 latach, a dwie trzecie – po 20 latach. Uśredniając wyniki ze wszystkich badanych krajów – po 20 latach zostaje nam mniej więcej jedna trzecia naukowców” – podsumowuje prof. Marek Kwiek.
To dużo czy mało? „Moim zdaniem to ogromny sukces inwestowania w naukę, że po 10 latach pracy zostaje nam połowa naukowców. Na początku uważałem, że te setki tysięcy ludzi, którzy rezygnują z aktywnej kariery naukowej, to strata energii i środków wydawanych na naukę, dramat ludzki, i wreszcie duży problem dla polityki naukowej. Teraz jednak widzę, że ciągle jeszcze ogromny odsetek osób, które próbują swoich sił w nauce – pozostaje w niej. I z tego warto się cieszyć” – ocenia autor publikacji.
„Młodzi ludzie z czasem mogą rozczarować się prowadzeniem badań naukowych. W nauce panuje fatalny work-life balance (równowaga między pracą a życiem prywatnym), obowiązuje niezwykle konkurencyjny dostęp do finansowania badań, naciski na publikowanie – rosną, pensje dla młodych naukowców są niskie, a pensje poza nauką – radykalnie lepsze. W dodatku siły odciągające młodych ludzi z nauki w wybranych dyscyplinach – ze strony firm – są znaczące. Jeśli po dekadzie od pierwszej publikacji nadal publikuje połowa młodych naukowców – to znaczy, że ci ludzie doskonale radzą sobie ze stresem, niedofinansowaniem i z wyzwaniami zmieniającej się globalnie kariery akademickiej” – ocenia prof. Kwiek.
Którzy naukowcy częściej rezygnują z badań? Mężczyźni, czy kobiety?
.Badacze porównywali też, jak z nauki odchodzą kobiety i mężczyźni. „Wydawało nam się, że kobiety mają mniejsze szanse na pozostanie w naukach STEMM. Coś, co jednak było regułą dla pokolenia sprzed 20 lat, dziś już nie jest obowiązującym wzorcem” – mówi prof. Kwiek. Tłumaczy, że kobiety w „silniej zmatematyzowanych” dziedzinach: matematyce, informatyce, fizyce, astronomii, inżynierii – kiedy już wejdą do nauki (czyli kiedy zaczną publikować), to w dużej mierze pozostają w niej, a tempo ich rezygnacji z publikowania jest niemal identyczne jak u mężczyzn.
Nieco inaczej jest jednak w tych dyscyplinach, gdzie jest już duży odsetek kobiet – biochemia, inżynieria genetyczna, medycyna, biologia czy neuronauka. Tam szanse kobiet na pozostanie w nauce są cały czas niższe niż dla mężczyzn. Kobiety więc ciągle jeszcze odchodzą tam z nauki szybciej niż mężczyźni i w większym odsetku. Prof. Kwiek zaznacza, że wraz z upływem czasu w bazach publikacyjnych widać głębokość zachodzących zmian. „Z każdą kolejną kohortą naukowców (a przebadaliśmy ich jedenaście) zróżnicowanie rezygnacji z publikowania pod kątem płci jest coraz mniejsze. Wśród młodszych osób tempo odchodzenia kobiet i mężczyzn z nauki się zrównuje” – komentuje prof. Marek Kwiek.
„Dla najmłodszej kohorty szanse na odejście z nauki są wyraźnie większe niż dla kohorty najstarszej. Procesy w nauce akademickiej przyspieszają: ludzie przychodzą do niej i z niej odchodzą coraz szybciej. Co ma decydujący wpływ na te procesy: czy atrakcyjność świata pracy na zewnątrz akademii czy nieatrakcyjność świata akademickiego? Nie wiemy tego dokładnie. To trzeba dopiero zbadać, a tu przydadzą się nam wywiady z naukowcami i duże badania ankietowe” – mówi prof. Kwiek. Badacze z UAM przygotowali interaktywną mapę, w której można porównywać rezygnację z nauki w podziale na kraje, dziedziny, płeć, rok pierwszej publikacji naukowej.
Budowa społeczeństwa opartego na wiedzy
.„Źródłem wiedzy ostatniej są badania naukowe. Badania, które ze swej natury mają charakter globalny. Nie istnieje polska, czy amerykańska fizyka, tak jak nie byłoby uzasadnione mówienie o polskiej czy francuskiej historii. Oczywiście dotyczy to stosowanych metod badawczych czy sposobów opisu rzeczywistości, a nie konkretnego przedmiotu badań. Dlatego też jest oczywiste, że naukowiec, niezależnie od miejsca jego pracy, musi konfrontować swoje wyniki w skali światowej, z innymi osobami pracującymi w jego dyscyplinie” – pisze na łamach „Wszystko co Najważniejsze” prof. Andrzej JAJSZCZYK z AGH w Krakowie w tekście „Kluczem sukcesu staje się budowa społeczeństwa opartego na wiedzy„.
Podkreśla on, że niestety wyniki tej konfrontacji, w sensie statystycznym, nie są korzystne dla polskiego środowiska naukowego. Jakkolwiek w Polsce nauką zajmuje się nominalnie około stu tysięcy osób, naprawdę nieliczne z nich można zaliczyć do, nawet bardzo szeroko rozumianej, światowej czołówki. Oczywiście można zapytać, czy w ogóle potrzebni są nam w Polsce uczeni, skoro wiedzę pozyskaną przez innych można czerpać z wielu ogólnodostępnych źródeł. Odpowiedź jest, moim zdaniem, prosta. Nawet korzystanie z cudzych prac wymaga odpowiedniego potencjału intelektualnego i aktywnego uprawiania nauki na wysokim poziomie.
„Co więcej, nie wszystkie wyniki są zresztą szybko publikowane – dostęp do tej wiedzy jest możliwy tylko dzięki osobistym kontaktom między naukowcami i przez udział w życiu naukowym, w tym w konferencjach, w których uczestniczą reprezentanci światowej czołówki. W wybranych obszarach można i warto się zresztą pokusić o tworzenie wiedzy na najwyższym światowym poziomie, tam gdzie mamy odpowiednie zasoby, przede wszystkim ludzkie, a także tam gdzie potrzebuje tego nasza rozwijająca się gospodarka. Są i obszary, w których badań nikt, poza raczej incydentalnymi przypadkami, za nas nie zrobi. To szeroko rozumiane nauki społeczne, których zadaniem jest m.in. badanie zmian zachodzących w naszym społeczeństwie czy międzynarodowym otoczeniu” – twierdzi ekspert.
.”Nikt nas również nie zwolni z badania własnej historii i kultury, geografii czy środowiska przyrodniczego. Ale wszystkie te badania, nawet gdy dotyczą obszaru naszego kraju, muszą być prowadzone zgodnie z najwyższymi międzynarodowymi standardami i w konfrontacji z nauką światową. Tylko wtedy będziemy mogli przekonywująco prezentować światu nasze własne wizje historii czy społecznej rzeczywistości i brać czynny udział w globalnej narracji” – pisze prof. Andrzej JAJSZCZYK.
PAP/WszystkocoNajważniejsze/MJ