Wagnerowcy wciąż do wynajęcia

Po śmierci Jewgienija Prigożyna wagnerowcy wciąż pozostają do wynajęcia. Najemnicy szukają zatrudnienia m.in. jako ochroniarze. Chwalą się doświadczeniem w „szturmowaniu domów”. Niektórzy nie potrafią odnaleźć się w nowych realiach i wpadają w ciąg alkoholowy. Jeszcze inni chcą wrócić na front – pisze serwis Wiorstka.

Po śmierci Jewgienija Prigożyna wagnerowcy wciąż pozostają do wynajęcia. Najemnicy szukają zatrudnienia m.in. jako ochroniarze. Chwalą się doświadczeniem w „szturmowaniu domów”. Niektórzy nie potrafią odnaleźć się w nowych realiach i wpadają w ciąg alkoholowy. Jeszcze inni chcą wrócić na front – pisze serwis Wiorstka.

Los Grupy Wagnera pozostaje niejasny

.Założyciel Grupy Wagnera Jewgienij Prigożyn, a także inni przedstawiciele kierownictwa tej najemniczej firmy wojskowej, 23 sierpnia zginęli w katastrofie lotniczej w obwodzie twerskim w Rosji. W ocenie większości analityków ich śmierć była zemstą Kremla za czerwcowy bunt tej formacji.

Do dziś niejasny pozostaje dalszy los Grupy Wagnera – podkreśla rosyjski serwis Wiorstka. Część byłych najemników wyjechała do Afryki, niektórzy walczą na Ukrainie pod dowództwem resortu obrony, wstąpili do Rosgwardii (rosyjskiej Gwardii Narodowej) czy w szeregi czeczeńskich sił specjalnych Achmat.

Są też tacy, którzy wrócili do życia „w cywilu”, jednak nie wszyscy potrafią poradzić w nowych realiach. Wiele firm odmawia zatrudniania byłych najemników mimo tego, że zostali ułaskawieni, a policja kontynuuje administracyjny nadzór nad niektórymi z nich – wskazuje portal.

Jak pisze Wiorstka, z oficjalnego kanału w Telegramie Grupy Wagnera wynika, że firma nie bierze obecnie udziału w wojnie na Ukrainie i działa w Afryce. Jednak wielu byłych wagnerowców wciąż uczestniczy w wojnie na podstawie kontraktów z rosyjskim ministerstwem obrony, Rosgwardią albo prywatną firmą wojskową Reduta.

Nie wiadomo, ile osób obecnie liczy tzw. Grupa Wagnera. Pod koniec października rosyjskie media powiadomiły, że grupa, którą obecnie kieruje syn Jewgienija Prigożyna Pawieł, wznowiła nabór w Rosji. Zaznaczono, że ze wszystkimi chętnymi – w wieku 20-55 lat – mają być podpisane kontrakty. Wysokość wynagrodzenia ma zależeć od miejsca, w które zostanie skierowany najemnik. Wypłata ma wahać się między 80 i 240 tys. rubli (od około 3,6 tys. zł do 10,8 tys. zł).

„Wszystko zostało tak, jak było – atrybuty, symbolika. Bierzemy tych, którzy już mają doświadczenie bojowe, w tym tych, którzy już byli w prywatnej firmie wojskowej. Jedyna różnica jest taka, że bierzemy ludzi z «cywila», a nie z miejsc pozbawienia wolności” – powiedział mediom przedstawiciel Grupy Wagnera. Potwierdził, że wagnerowcami w składzie Rosgwardii kieruje syn Prigożyna.

Wagnerowcy w nowych realiach

.Wielu ułaskawionych więźniów, którzy walczyli na Ukrainie, nie chce wracać na wojnę i szuka pracy. Dziennikarze znaleźli ok. 800 ogłoszeń w sprawie poszukiwania pracy przez byłych wagnerowców. Wiorstka pisze, że byli uczestnicy działań zbrojnych poszukują głównie zatrudnienia w służbie bezpieczeństwa, w charakterze kierowców, żołnierzy kontraktowych, ochroniarzy, policjantów, OMON-owców.

Charakteryzując swoje doświadczenie, wielu z nich wymienia udział w działaniach zbrojnych, które określają np. jako „obrona interesów Rosji” albo piszą, że „szturmowali domy”. Są też ogłoszenia w sprawie poszukiwania pracy w charakterze osobistego kierowcy czy dyrektora sklepu.

Wiorstka zwraca uwagę, że wielu wagnerowców po powrocie z wojny zmaga się z zespołem stresu pourazowego; za zarobione pieniądze kupują narkotyki, wpadają w alkoholowy ciąg.

„Nie mogę ogarnąć, co tu się dzieje. To nie dla mnie. Chcę z powrotem. Potrzeba dwóch-trzech tygodni, żeby się adaptować. Przywykłem do spania w okopach, a nie na miękkich łóżkach… prześcieradło i kołdra – to nie dla mnie. Chcę jechać z powrotem. Minie urlop i pojadę w listopadzie na Ukrainę” – powiedział serwisowi Wiorstka Leonid Iwanenko z Petersburga, były wagnerowiec.

Bliscy byłych wagnerowców mówią, że po pewnym czasie wielu z nich zaczyna myśleć o powrocie na wojnę. Niektórzy po to, by zarobić pieniądze, inni – bo nie mogą znaleźć sobie miejsca w cywilu.

„Ciągle są rozmowy o tym, że chce z powrotem (na wojnę)” – skarży się Marina, członkini czatu bliskich „wagnerowców”.

„Mój jest od dwóch tygodni w domu i nie zamierza nigdzie pracować, tylko (chce) iść na wojnę. Mówi, że tam są chłopaki i że musi im pomóc i czegokolwiek bym nie mówiła, to mnie nie słucha” – pisze Swietłana.

„Pije jak szalony. Dostał białej gorączki. Biega po podwórku, kopał okop” – żali się Aleksandra z obwodu rostowskiego.

„Syn wrócił w marcu, wyszedł z kolonii (siedział za narkotyki) do Grupy Wagnera, pieniądze co do kopiejki wydał w ciągu 3-4 miesięcy. Wrócił do narkotyków. Dno zostało przebite. Zgodził się na leczenie. (…) A ja znów z kredytami! Tak jak zawsze! Kurtyna” – opowiada o powrocie z Ukrainy swojego syna Zoja.

Bliscy informują też o przemocy ze strony najemników i przyznają, że boją się o swoje bezpieczeństwo. „Przyjechał o trzeciej w nocy, rozwalił młotem mój samochód, a mnie mocno pobił. (…) Na szczęście dziecko spało i niczego nie widziało. Ale nigdy mojego w takim stanie nie widziałam, było tyle złości w jego oczach, z taką siłą mnie bił…” – relacjonuje Gulszat.

W rosyjskiej przestrzeni informacyjnej pojawiają się doniesienia o przestępstwach popełnianych przez byłych wagnerowców. Na przykład w poniedziałek The Moscow Times poinformował o zatrzymaniu dwóch byłych najemników w Dagestanie za porwanie człowieka i żądanie okupu.

Portal przypomina, że według szacunków USA pod koniec 2022 roku Grupa Wagnera liczyła 50 tys. osób, z których 40 tys. zwerbowano w rosyjskich koloniach karnych. W lutym, kiedy byłym więźniom kończyły się półroczne kontrakty, Władimir Putin zaczął ułaskawiać skazańców.

Zawarcie porozumienia między Zachodem, Ukrainą a Rosją jest coraz bliżej

.„Po prawie dwóch latach wyniszczającej wojny w Ukrainie rośnie prawdopodobieństwo jej tymczasowego zamrożenia i zawarcia jakiegoś kruchego porozumienia między Zachodem, Ukrainą i Rosją, które zostanie nazwane «pokojem»” – pisze we „Wszystko co Najważniejsze” prof. Marek A. CICHOCKI, filozof, germanista, politolog, współtwórca i redaktor „Teologii Politycznej”.

Jak podkreśla, „dla Polski taka nowa sytuacja będzie wielkim wyzwaniem, by uniknąć niebezpieczeństwa ponownej jej neutralizacji w Europie i powrotu niekorzystnych uwarunkowań, jakie pojawiły się w 2015 roku dla polskiej polityki wschodniej”.

„W praktyce tylko dwa państwa mogłyby wymusić trwałą zmianę układu sił w naszej części Europy. Jednym są Stany Zjednoczone, a drugim jest Francja. Taki zmieniony układ sił musiałby zakładać obronę prozachodniej ewolucji Ukrainy w granicach ukształtowanych w wyniku wojny, strategiczną rolę Polski w regionie oraz odrzucenie rosyjskich roszczeń traktowania tej części Europy jako swojej strefy wpływów. Nic nie wskazuje jednak, by tak mogło się stać. Grozi nam raczej powrót do sytuacji z 2015 roku” – pisze prof. Marek A. CICHOCKI.

Dodaje, że „coraz bardziej wydaje się, że decyzja Joe Bidena o wsparciu dla Ukrainy nie miała na celu przebudowy układu sił w Europie Wschodniej, jak to już raz próbowali zrobić Amerykanie w 1918 roku. Cel był bardziej doraźny: po pierwsze, zaangażować i osłabić wojskowy potencjał Rosji, po drugie, zdyscyplinować europejskich sojuszników Ameryki, przede wszystkim Niemcy. Wobec zbliżających się w 2024 roku wyborów prezydenckich, które Joe Biden może przegrać, Waszyngton najwyraźniej dochodzi do przekonania, że wobec rosyjskiej inwazji na Ukrainę osiągnął w krótkiej perspektywie oba strategiczne cele, dlatego należy raczej dążyć do wygaszania działań wojennych. Nie bez znaczenia dla tych kalkulacji są oczywiście wybuch konfliktu na Bliskim Wschodzie, atak Hamasu na Izrael i perspektywa nowej poważnej wojny oraz związany z tym cały kontekst wewnętrznej polityki amerykańskiej. Chodzi o to, że wojna na Bliskim Wschodzie może być uznana nie tylko za strategicznie ważniejszy problem dla Ameryki, ale też ideologicznie bardziej poruszający emocje”.

„Może więc należałoby po prostu odwrócić to całe nasze dotychczasowe rozumowanie i uznać, że jedynymi, którzy są zainteresowani tym, by zmienić ustanowione w 2015 roku reguły gry, jesteśmy tylko my sami. Że właśnie z tego powodu, a nie tylko dla własnej wygody czy samozadowolenia pomnażamy potencjał własnego państwa i własnej gospodarki. Ten potencjał jest bowiem niezbędnym warunkiem podejmowania kolejnych prób osiągnięcia podstawowego dla nas, historycznego celu, jakim jest zbudowanie w naszej części Europy nowego układu sił, na trwałe przełamującego logikę koncertu mocarstw” – pisze prof. Marek A. CICHOCKI.

PAP/WszystkoCoNajważniejsze/SN

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 3 grudnia 2023