We Francji rozwija się prawicowy feminizm
Chcąc zająć „martwe pola” lewicy, prawicowy feminizm nagłaśnia sprawy przemocy seksualnej w przestrzeni publicznej i nawołuje do pielęgnowania standardów cywilizacji zachodniej.
Prawicowy feminizm, lewicowy feminizm?
.Mila, Marguerite Stern, Claire Geronimi… Tyle postaci nowego feminizmu, który krępuje zwolenników klasycznego, progresywnego feminizmu. To osoby, które często zdobywały swoje pierwsze doświadczenia w aktywizmie lewicowym, ale wycofały się z niego po uświadomieniu sobie ideologicznego impasu, w którym się znalazły. To wreszcie osoby, które dziś chcą „uzupełnić luki” w walce przeciwko przemocy wobec kobiet, narażając się na gniew swojego środowiska.
Francuska scena medialna w ostatnich latach zaobserwowała pojawienie się i rozwój tzw. feminizmu „prawicowego”, „tożsamościowego” w opozycji do feminizmu „lewicowego”, do którego byliśmy od dawna przyzwyczajeni. Punkt zwrotny nastąpił ok. 2010 r., wraz z pojawieniem się licznych agresywnych zachowań seksualnych cudzoziemców, nielegalnych lub legalnych, w transporcie publicznym i ogólnie w przestrzeni publicznej. Był to jednak temat pomijany przez klasyczne feministki, dla których głównym wrogiem był „biały, chrześcijański i zachodni patriarchat”.
Mila na przykład była ofiarą bardzo agresywnego nękania po tym, jak w 2020 roku skrytykowała fundamentalizm islamski. Początkowo aktywistka homoseksualna i antyklerykalna spotkała się z wrogością ze strony internautów, którzy obrażali ją „w imię Allaha”. Od tego czasu była wielokrotnie napadana, aż w końcu wystąpiła u boku Érica Zemmoura, przewodniczącego prawicowej partii liberalno-konserwatywnej Reconquête. „Prowadzimy tę samą walkę, aby nasza cywilizacja nie zginęła” – powiedziała.
Marguerite Stern, wraz z Dorą Moutot autorka książki Transmania. Śledztwo w sprawie odchyleń ideologii transpłciowej, rozpoczęła swoją karierę jako aktywistka stowarzyszenia FEMEN na rzecz małżeństw homoseksualnych i przyjmowania nielegalnych imigrantów. Ona także ewoluowała, m.in. udała się do Tunezji, aby tam protestować przeciwko homofobii, występowała też przeciwko ruchowi transpłciowemu. Ostatecznie stała się celem progresywnych feministek – została nazywana „transfobką” i utożsamiona ze skrajną prawicą. Ostatecznie Marguerite Stern poprosiła Kościół o wybaczenie jej dawnej antyklerykalnej działalności. „Zastanawiam się, czy gdy atakowałam religię katolicką, nie byłam również w logice destrukcji i nienawiści do samej siebie”, oświadczyła.
Dziennik „Le Figaro” niedawno opublikował reportaż na temat tego „nowego feminizmu”: „Te działaczki przeszły dość podobną drogę: zaangażowane na początku w feminizm raczej osadzony po lewej stronie, ewoluowały w kierunku feminizmu, który ich przeciwnicy określają jako »tożsamościowy«, dostrzegający w islamie i imigracji bezpośrednie zagrożenia dla kobiet”.
Dotykamy tutaj sedna problemu. Masowa imigracja arabsko-muzułmańska i afrykańska burzy tradycyjne francuskie kody kulturowe. Jeśli przemoc wobec kobiet istnieje w naszej cywilizacji, została ona złagodzona przez wieki walki kulturowej. Nie jest to jednak obserwowane w innych cywilizacjach, szczególnie w tych, które osiedliły się w ostatnich dziesięcioleciach we Francji i Europie. Lewica odmówiła zajęcia się tym problemem, zapewne z powodu ideologicznej ślepoty, ale także z powodu elektoralizmu, co u wielu działaczek feministycznych spotkało się z niezrozumieniem.
Cywilizacja zachodnia jako ostoja
.„Prawicowe” feministki postrzegają cywilizację zachodnią jako ostoję umożliwiającą odrzucanie zwyczajów muzułmańskich i afrykańskich, które są znacznie bardziej wrogie wobec kobiet. „Nasza kultura jest zagrożona. To jedna z nielicznych rzeczy, które mi pozostały. Nie musimy się wstydzić, że jesteśmy Francuzami, Francja to wyjątkowy kraj ze względu na wielkość swojej przeszłości, literatury i dzieł sztuki” – powiedziała Marguerite Stern, wywołując gniew swoich feministycznych towarzyszy oraz lewicowych polityków. „Te feministki tożsamościowe wypaczają feminizm w kierunku rasistowskiej walki politycznej. Są przekonane, że przemoc, której doświadczają kobiety, pochodzi z imigracji i islamu” – odpowiedziała w „Le Figaro” posłanka Zielonych Sandrine Rousseau.
Claire Geronimi była ofiarą gwałtu w jej mieszkaniu przez nielegalnego imigranta z Republiki Środkowoafrykańskiej, który był objęty obowiązkiem opuszczenia terytorium francuskiego (OQTF). „Nie doszłoby do tej sytuacji, gdyby ten obowiązek został wykonany. Co tydzień słyszymy historie o kobietach napadanych przez osoby objęte OQTF lub będące recydywistami” – rozwija. Na zarzuty o rasizm odpowiada: „Działam przede wszystkim w obronie ofiar napaści na ulicy, co jest związane z kwestią imigracji. Widać to w statystykach”.
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych potwierdza te informacje. W raporcie statystycznym opublikowanym w 2024 roku wskazuje, że w 2023 roku policja zatrzymała 76 600 osób oskarżonych o przestępstwa seksualne. Wśród nich 13 proc. to obcokrajowcy, podczas gdy we Francji stanowią oni tylko 8 proc. Ponadto w 2013 i 2014 roku ponad połowę gwałtów w Paryżu popełnili obcokrajowcy. Gdy dodamy obcokrajowców, którzy zostali naturalizowani, oraz potomków niedawnych imigrantów liczba ta zapewne znacznie wzrośnie.
„Le Figaro” przedstawia swoją analizę opozycji między feminizmem „lewicowym” a feminizmem „prawicowym”: „U podstaw ich niezgody leży różnica w analizie natury przemocy męskiej. Tam, gdzie feministki tożsamościowe postrzegają kulturę zachodnią jako gwaranta – z wszystkimi jej wadami – zdrowszej relacji między mężczyznami a kobietami, feministki zwane lewicowymi widzą w niej patriarchat, który należy potępić. A przede wszystkim zniszczyć”.
Prawicowe feministki kierują się rozumem
.Coraz więcej feministek przechodzi „transformację” ideową, niektóre od początku są prawicowe i się z tym nie kryją. To jest przypadek stowarzyszenia Némésis, którego przewodniczącą jest Alice Cordier. W udzielonym „Wszystko co Najważniejsze” wywiadzie [LINK] opisuje sytuacje przemocy wobec kobiet we Francji:
„To, co dzieje się we Francji, to piekło kobiet, które jest o wiele bardziej brutalne niż dawny patriarchat. My, Francja, Europa, byliśmy katolikami. Katolicyzm przyniósł jednak pewną formę równych praw kobiet i mężczyzn. W krajach zbudowanych przez islam nie było i nie ma równych praw człowieka. We Francji departamentem, w którym występuje najwięcej przemocy domowej, jest Seine-Saint-Denis. To departament, w którym żyje ludność ze środowisk imigranckich”.
„W niektórych społecznościach, w których nie istnieje równość mężczyzn i kobiet, jest więcej przemocy domowej. Znam dziewczyny, które stały się ofiarami przemocy ze strony swojego francuskiego partnera, ale nadreprezentacja tych aktów występuje w środowiskach imigranckich”.
„Przemoc domowa nadal występuje, ale w ostatnich dziesięcioleciach maleje. Nie w ciągu ostatnich kilku lat (tu mamy wzrosty), ale w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Kobiety będące ofiarami przemocy, które nie mogą opuścić domu, mają zapewnioną niezależność ekonomiczną. Więc tak, ogólnie rzecz biorąc, w żadnym wypadku nie powinnyśmy narzekać. W niektórych krajach Dalekiego Wschodu czy Azji nie było żadnej rewolucji ani niczego przeciwko przemocy wobec kobiet. We Francji oczywiście jest jeszcze wiele rzeczy do poprawy. Nie powinno to działać na szkodę mężczyzn, ale są oni wciąż bardzo chronieni”.
.„Polska to kraj z mniejszą imigracją, bezpieczniejszy dla kobiet. Uważam, że w Europie we wszystkich krajach następuje przebudzenie antyimigracyjne. We Francji i w Europie wciąż coś się dzieje, ale nigdy nie mieliśmy tylu problemów z imigrantami co teraz. Nie będę mówiła o wycofaniu się w tożsamość, bo wciąż jesteśmy w swoim kraju. Ale mam wrażenie, że mimo wszystko następuje przebudzenie. Szczególnie wśród młodych ludzi, którzy nie chcą już dłużej pozwalać, aby działo się to, co się dzieje”.
Nathaniel Garstecka