Wielkanocne tradycje - opowieść o nas samych

Wielkanoc nie ma w sobie tej rozbuchanej komercji co Boże Narodzenie. Nie błyszczy lampkami, nie sypie się z niej brokat, nie pędzi przez galerie handlowe w rytmie „Last Christmas”. Jest skromniejsza. Ale może właśnie dlatego głębsza. Wielkanoc to święta, które dzieją się bardziej w duszy niż na witrynach. Ich rytuały są starsze niż nasze wspomnienia i prostsze niż świąteczne checklisty. Wielkanocne tradycje są piękne, ale nie muszą być doskonałe. Chodzi o pamięć, przeżycie i wspólnotę.

Wielkanocne tradycje, które wszyscy znamy i powinniśmy pielęgnować

.Wielkanocna opowieść zaczyna się dużo wcześniej niż przy stole. Zaczyna się od postu, od wyciszenia, od powolnego wchodzenia w inny rytm. Trwa Wielki Post, który w dawnych czasach rzeczywiście oznaczał wyrzeczenie nie tylko w wymiarze duchowym, ale też fizycznym. W spiżarniach kończyły się zapasy, a natura jeszcze nie dawała nowych plonów. Ludzie żyli skromnie, ale razem. To był czas ciszy i przygotowania, który nadawał późniejszej radości jeszcze większy sens. Bo kiedy wszystko jest dostępne od razu, nic nie smakuje tak naprawdę.

Niedziela Palmowa, w której barwne palmy powiewają w dłoniach dzieci i dorosłych to pierwszy wybuch koloru. Symboliczne wejście w Wielki Tydzień. Potem przychodzą dni najważniejsze. Wielki Czwartek z obrzędem umywania nóg, który uczy pokory i służby. Wielki Piątek, pełen ciszy i skupienia, kiedy milkną dzwony i muzyka. Wreszcie Wielka Sobota czas święcenia pokarmów. Koszyczek z jajkiem, chlebem, chrzanem i kawałkiem kiełbasy to mikrokosmos naszej kultury. Wszystko w nim ma znaczenie, każde z tych drobnych rzeczy opowiada o życiu, śmierci i odrodzeniu.

Ale Wielkanoc to także wielka opowieść o domu. O tym, co przekazuje się z pokolenia na pokolenie. Tradycyjne potrawy nie istnieją w oderwaniu od ludzi, którzy je gotują. Barszcz biały z jajkiem nie smakuje tak samo wszędzie. Ktoś dodaje do niego majeranek, ktoś inny czosnek. W jednej rodzinie obowiązuje pascha, w drugiej mazurek z kajmakiem. Te różnice są cenne. To one tworzą mapę naszych tożsamości, naszych regionów, naszych rodzinnych opowieści.

Pisanki to nie tylko dekoracje. To rytuał. Malowane z dziećmi, wydrapywane woskiem, farbowane w łupinach cebuli uczą cierpliwości, dają pretekst do bycia razem przy jednym stole jeszcze przed śniadaniem wielkanocnym. A kiedy świąteczny poranek przychodzi, kiedy stół jest pełen potraw i cisza wreszcie ustępuje miejsca śmiechowi dzieje się coś więcej niż tylko uczta. Dzieje się święto obecności. Spotkania. Wspólnego trwania w czymś większym niż codzienność.

Ważna jest intencja

.Wielkanocne tradycje nie muszą być odtwarzane w idealnym porządku. Nie chodzi o rekonstrukcję etnograficzną. Chodzi o intencję. O to, by na chwilę się zatrzymać. Zamiast perfekcyjnej dekoracji trochę uważności. Zamiast kolejnego sklepu – spacer do kościoła, gdzie dźwięczą dzwony rezurekcyjne. Zamiast tysiąca bodźców rozmowa przy stole.

Dziś, kiedy świat krzyczy szybciej, więcej, głośniej, tradycje wielkanocne przypominają nam o czymś odwrotnym. O tym, że czas można celebrować inaczej. Że warto wracać do rzeczy prostych i prawdziwych. Że święta nie muszą być idealne, by były głębokie.

Wielkanoc to opowieść, która trwa. Nie tylko w liturgii, ale też w zapachu chrzanu, w kruchości mazurka, w ciepłym uścisku przy „Wesołego Alleluja”. Może dlatego co roku tak chętnie do niej wracamy. Choćby na chwilę. Choćby z nową świadomością.

Nie po to, żeby odtworzyć wszystko idealnie, ale żeby znów poczuć, że to nasze.

Potrzebujemy coraz bardziej chwil zmiany oraz wytchnienia od codziennych zwyczajów i obowiązków…

.”Bo jesteśmy zagubieni — i jedyną szansą na odzyskiwanie siebie i poszukiwanie kompasu stają się swoiste rekolekcje” – pisze Michał BONI.

Dla jednych to zanurzenie się w muzyce, dla innych to dotknięcie estetyczne różnych muz, głębokie oglądanie obrazów choćby van der Weydena „Zdjęcie z krzyża” z przejmująco namalowaną twarzą Marii Magdaleny czy lektura oferowanych przez „Tygodnik Powszechny” na Wielkanoc rekolekcji ks. Józefa Tischnera opartych na dziełach mistrza Eckharta.

Dla jeszcze innych — to refleksja i przeżycie czysto religijne. Święto Zmartwychwstania daje niebywałą okazję do zajrzenia w głąb samego siebie, w swój umysł, ale i w swoje zmysły. Bo jest to święto przekraczania definitywnych granic: przekraczania granicy śmierci, zstąpienia tam, gdzie widać zło, i wydobycia się — w języku laickim — z niebytu, z powrotem do życia, które staje się już inne. Można wierzyć lub nie, ale jest w tej opowieści o Chrystusie, w Jego trwaniu pomiędzy śmiercią a jej pokonaniem, olbrzymia szansa i perspektywa nadziei.

„Trzy tygodnie temu w Rzymie w przerwie konferencji europejskiej o wyzwaniach cyfrowych, tak ważnych dla przyszłości Europy, zajrzałem do barokowego, mistrzowskiego architektonicznie kościoła jezuitów Il Jesu. Patrzyłem na rozwichrzoną harmonię ołtarzy i przeglądałem się w lustrze stojącym pośrodku nawy, dzięki któremu mogłem widzieć swoją twarz na tle powiększonych malowideł i ornamentacji sufitu. Usiadłem z boku. Słychać było barokowe nieszpory któregoś z XVII-wiecznych mistrzów. I to był ten moment, ulotna chwila — zatrzymanie w czasie, wgląd w siebie, wgląd w coś, co JEST NADE MNĄ” – wspomina autor.

Każdy ma swój sposób zatrzymania się. I każdy należy uszanować. 

Czy mistrzostwo w robieniu pomysłowych mazurków też prowadzi do tego oddechu, do tej chwili przełamania rutyny? Tak, jeśli jest jednocześnie wyrazem skupienia i miłości. Ktoś powie — to za dużo powiedziane… Za dużo? Wszystko, co czynimy z miłością do innych, do świata, także szanując i kochając samych siebie, jest tym momentem, który może prowadzić do czegoś, co JEST NADE MNĄ.

„I teraz kluczowe, wielkopostne i wielkanocne pytanie: co czynimy z miłością? Miłością inną niż ta, o której rozmyślamy przy świętach Bożego Narodzenia. Miłością, która przechodzi przez cierpienie, dojrzewa i szuka pokory, wybaczenia i odrodzenia”.

Zatrzymajmy się na chwilę, by odetchnąć. Zajrzeć w siebie. Połączyć zmysły z umysłem. Posłuchać którejś z pasji Jana Sebastiana Bacha czy „Mesjasza” Haendla. I spojrzeć na drugiego człowieka bez względu na to, czy jest przeciwnikiem politycznym, czy ma inny kolor skóry i wyznaje inną religię — przez pryzmat cierpienia, doświadczenia odrodzenia i zwycięstwa życia – cały tekst [LINK].

Oprac. Laura Wieczorek

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 13 kwietnia 2025