
W okresie narodowego socjalizmu firma BMW przekształciła się prawie całkowicie w firmę zbrojeniową, stając się jednym z filarów niemieckiej gospodarki wojennej. Po wybuchu wojny brakujących rąk do przymusowej pracy dostarczał na dużą skalę obóz koncentracyjny KL Dachau, a szczególnie jego największy podobóz w Monachium-Allach. Natomiast pod koniec 1939 roku jako pierwsi w fabryce BMW w Eisenach wykorzystywani byli polscy jeńcy wojenni – przyznaje firma BMW w swoim oficjalnym opracowaniu.
BMW jako firma zbrojeniowa
.Obóz koncentracyjny w Dachau, oddalonym od Monachium o ok. 20 km, Niemcy utworzyli na rozkaz Heinricha Himmlera równo 90 lat temu – w marcu 1933 roku. Obóz, przeznaczony początkowo dla przeciwników nazizmu i osób nie pasujących do ich ideologii (w tym Żydów), stał się z czasem znaczącym źródłem przymusowych pracowników.
W latach 30-tych BMW przekształciło się z firmy produkującej pojazdy cywilne w firmę zbrojeniową. Po wybuchu wojny znacznie rozszerzono produkcję, dlatego w pobliżu zakładów BMW na terenie Bawarii powstały obozy koncentracyjne, przeznaczone dla robotników przymusowych. „Już od końca 1939 roku w Eisenach do pracy wykorzystywano pierwszych polskich jeńców wojennych” – podkreśliła korporacja na swojej stronie internetowej, opisując historię tej niemieckiej firmy w czasach narodowego socjalizmu.
Praca więźniów
.Od lutego 1943 roku do końca kwietnia 1945 roku ponad 10 tys. więźniów zmuszanych do pracy w fabrykach BMW zostało umieszczonych w kompleksie obozów w rejonie Monachium. Ponad tysiąc z nich poniosło śmierć. Główny obóz BMW, zlokalizowany w Monachium-Allach, był największym z prawie 200 podobozów KL Dachau – podaje BMW w swoim opracowaniu.
„W czasie wojny kierownictwo firmy wykorzystywało robotników przymusowych i więźniów obozów koncentracyjnych bez żadnych skrupułów moralnych, aby osiągnąć wymagane wskaźniki produkcyjne. Robotnicy musieli pracować w strasznych warunkach, wielu zmarło z głodu i wycieńczenia. BMW ponosi znamienną odpowiedzialność za te wydarzenia, ponosząc winę za te zbrodnie” – potwierdza BMW.
Jak wyjaśnia dalej firma, niemiecka gospodarka w czasie narodowego socjalizmu była napędzana rządowymi zamówieniami zbrojeniowymi, już od połowy lat trzydziestych XX wieku w kraju dał się zauważyć „ogromny niedobór siły roboczej”. Rozpoczęcie wojny zaostrzyło tę sytuację, bowiem wielu pracowników zostało powołanych do Wehrmachtu. Aby móc dalej realizować rządowe zamówienia, BMW już od końca 1939 roku wykorzystywała więźniów obozów koncentracyjnych.
Jak opisuje BMW, firma próbowała rekrutować pracowników z terytoriów okupowanych lub z krajów sojuszniczych – tutaj szczególnie preferowani byli pracownicy z krajów Europy Zachodniej, posiadający wiedzę techniczną. Ci tzw. „pracownicy zagraniczni” posiadali prawa porównywalne z robotnikami niemieckimi, byli m.in. uprawnieni do świadczeń socjalnych.
„Warunki pracy i życia różniły się znacznie w zależności od kraju pochodzenia. Robotnicy z Europy zachodniej i południowej byli zazwyczaj lepiej traktowani i wynagradzani, niż Polacy i inni robotnicy ze wschodu” – przyznaje BMW. Jednak pracownicy z innych krajów w miarę trwania wojny również stracili swoje prawa i przywileje, a ich przejście do pracy przymusowej następowało stopniowo.
Warunki pracy
.„Wszyscy robotnicy przymusowi cierpieli z powodu niedostatecznego wyżywienia i zakwaterowania, które drastycznie się pogorszyły w miarę postępu wojny” – przyznaje BMW.
Niemiecka firma przyznaje ponadto, że od 1941 roku wykorzystywała więźniów SS, a od 1942 roku – także więźniów obozów koncentracyjnych. Zakłady BMW, zlokalizowane w podmonachijskim Allach i Duerrerhof k. Eisenach, posiadały „własne” obozy koncentracyjne.
Pod koniec 1944 roku dla BMW pracowało ok. 29 tys. robotników przymusowych, co stanowiło ponad 50 proc. całej siły roboczej BMW – przyznaje niemiecka firma, podkreślając, że „bez tego masowego wykorzystania robotników przymusowych produkcja nie byłaby możliwa”.
Więźniowie obozów musieli pracować w fabrykach nawet po 12 godzin dziennie, a „robotnicy ze wschodu” i więźniowie obozów koncentracyjnych „musieli liczyć się z szykanami i przemocą, a nawet śmiercią, także z powodu błahych incydentów” – opisuje korporacja, przyznając, że śmiertelność wśród grupy „robotników wschodnich” i więźniów obozów była „znacząco wyższa”, niż w przypadku innych grup.
Po zakończeniu wojny większość ocalałych robotników przymusowych opuściła Niemcy, a „wraz z ich odejściem pamięć o przeżytych okropnościach oraz popełnianych zbrodniach w dużej mierze wyblakła”. „Podobnie jak większość niemieckich firm, BMW od dawna tłumi swoją odpowiedzialność za tę część historii firmy” – podkreśla firma.
„Obecnie BMW Group patrzy na swoją historię w sposób krytyczny – dlatego między innymi brała udział w wypłatach odszkodowań i badała tę mroczną część własnej historii w pracach naukowych” – podkreśla BMW, zaznaczając, z tego powodu w obecnych czasach „wspiera projekty, które mają na celu rozliczenie się z przeszłością i zapobieganie niesprawiedliwości w przyszłości”.
Reparacje od Niemiec
.Prezes Instytutu Pamięci Narodowej, Karol NAWROCKI, na łamach „Wszystko co Najważniejsze” twierdzi, że: Po powstaniu RFN indywidualne odszkodowania dla ofiar niemieckiego nazizmu początkowo w ogóle nie objęły polskich obywateli. Późniejsze wypłaty – dla ofiar eksperymentów medycznych czy robotników przymusowych – trzeba zaś uznać za symboliczne na tle gigantycznej hekatomby, jaką Niemcy urządzili Polakom w latach 1939–1945. Mówiąc brutalnie, świadczenia otrzymali ci, którzy żyli dostatecznie długo i znaleźli się w „odpowiedniej” grupie ofiar. A i oni mieli nieraz poczucie, że doczekali się jedynie jałmużny.
Podobna gra toczy się wokół reparacji wojennych, czyli rekompensat należnych już nie indywidualnym ofiarom, lecz Polsce jako państwu napadniętemu i brutalnie okupowanemu przez Niemcy. Kolejne rządy w Berlinie próbują przekonać świat, że sprawa jest zamknięta w sensie prawnym. Ci sami politycy, którzy na co dzień chętnie odwołują się do moralności, w tej sprawie mówią bezdusznym językiem paragrafów. Usilnie starają się wytłumaczyć, dlaczego nie muszą płacić reparacji. Jak ognia unikają zaś odpowiedzi na pytanie, dlaczego płacić nie chcą” – Karol NAWROCKI w tekście „Przez reparacje do pojednania“.
PAP/WszystkocoNajważniejsze/EG