zdecydowana większość Polaków przeciw - sondaż CBOS

Zdaniem 49 proc. badanych Polska powinna pozostać przy złotówce, jako walucie narodowej – i w ogóle nie powinna przyjmować euro. Tak wynika z sondażu „Wprowadzenie euro w Polsce”, jaki przeprowadzili ankieterzy CBOS dla PAP.
W ogóle nie powinniśmy wchodzić do strefy euro, a jeśli – to jak najpóźniej
.W badaniu CBOS „Wprowadzenie euro w Polsce” zapytano, kiedy powinniśmy przyjąć euro. Zdaniem 49 proc. ankietowanych w ogóle nie powinniśmy przyjmować euro. 13 proc. badanych udzieliło odpowiedzi, że w ciągu kolejnych 3 lat; 22 proc., że w ciągu kolejnych 10 lat; 10 proc. – jeszcze później. Odpowiedzi „trudno powiedzieć” udzieliło 6 proc. badanych.
CBOS sprawdził też jak do kwestii przyjęcia euro odnoszą się wyborcy poszczególnych partii politycznych. Tylko 1 proc. wyborców PiS jest zdania, że w ciągu kolejnych trzech lat powinniśmy przyjąć euro; taką opinię wyraziło zero proc. wyborców Konfederacji WiN, 7 proc. wyborców Trzeciej Drogi, 25 proc. Lewicy, 28 proc. wyborców Koalicji Obywatelskiej. Za przyjęciem euro opowiedziało się 6 proc. niezdecydowanych wyborców i 14 proc. ankietowanych niezamierzających głosować.
Wyborcy Trzeciej Drogi i Lewicy nie chcą przyjmowania euro – podobnie jak wyborcy PiS
.Koncepcję przyjęcia euro w ciągu kolejnych 10 lat popiera 6 proc. wyborców Konfederacji WiN, 10 proc. wyborców PiS, 31 proc. – Lewicy, 37 proc. zwolenników Trzeciej Drogi, 42 proc. osób deklarujących poparcie dla KO. Koncepcję tę popiera także 9 proc. wyborców niezdecydowanych i 9 proc. ankietowanych niezamierzających głosować.
Jeszcze później Polska powinna przyjąć euro według: 5 proc. Lewicy, 9 proc. wyborców KO, 12 proc. wyborców PiS, 18 proc. Trzeciej Drogi, 18 proc. Konfederacji WiN, 11 proc. niezdecydowanych wyborców i 4 proc. ankietowanych niezamierzających głosować.
W ogóle nie powinniśmy przyjąć euro według: 13 proc. wyborców KO, 34 proc. Lewicy, 37 proc. Trzeciej Drogi, 75 proc. wyborców PiS, 75 proc. Konfederacji WiN. To także zdanie 59 proc. niezdecydowanych wyborców i 62 proc. ankietowanych niezamierzających głosować.
Odpowiedzi, że w ogóle nie powinniśmy przyjmować euro najczęściej udzielali ankietowani w wieku 55-64 lata (54 proc.); mieszańcy miast do 20 tys. mieszkańców (61 proc.); osoby z wykształceniem podstawowym (68 proc.); rolnicy (81 proc.) oraz osoby z miesięcznym dochodem netto do 1999 zł (62 proc.).
Wprowadzenie euro w Polsce: „złoty wiele razy pomógł polskiej gospodarce w radzeniu sobie z kryzysami”
.Minister finansów Andrzej Domański w połowie maja 2024 r., podczas „Live z ministrem finansów”, powiedział, że Polska gospodarka nie jest przygotowana na przyjęcie wspólnej waluty i w jego resorcie nie toczą się prace nad przyjęciem euro. „Polska gospodarka jest absolutnie niegotowa na przyjęcie euro, nie spełniamy kryteriów konwergencji” – powiedział wówczas Domański. Podkreślił, że złoty wiele razy pomógł polskiej gospodarce w radzeniu sobie z kryzysami.
Badanie CBOS zostało zrealizowane metodą wywiadów telefonicznych wspomaganych komputerowo (CATI) w okresie od 20 do 23 maja 2024 roku na próbie dorosłych mieszkańców Polski (N=1000).
Odwołanie Adama Glapińskiego, aby wprowadzić euro
.Obecnie rządząca Polską koalicja przy okazji spektaklu z odwoływaniem Adama Glapińskiego ma szansę stworzyć mechanizm pozwalający każdemu rządowi w III RP zastraszyć każdego prezesa banku centralnego. A wówczas zepchnie to nas w stronę Argentyny – pisał Andrzej KRAJEWSKI na łamach „Wszystko co Najważniejsze” [LINK].
„Jednym z fundamentów sukcesu gospodarczego III RP była niezależność od władzy wykonawczej i ustawodawczej banku centralnego, dzięki czemu polski złoty przetrwał wszelkie kryzysy lat 90. i na początku XXI w. jako stabilna i ciesząca się powszechnym zaufaniem waluta. Owszem, niezależności NBP nie można nazwać perfekcyjną. Mikrofony zainstalowane w restauracji „Sowa i Przyjaciele” wychwyciły w 2014 r. rozmowę prezesa Marka Belki z ówczesnym ministrem spraw wewnętrznych Bartłomiejem Sienkiewiczem. Obaj negocjowali warunki sfinansowania przez NBP rządowego deficytu. Marek Belka w zamian za udzielenie pomocy ekipie Donalda Tuska żądał głowy wicepremiera Jacka Rostowskiego oraz zmiany ustawy o Narodowym Banku Polskim” – pisze Andrzej Krajewski.
„Jednakże demokracja rzadko bywa perfekcyjna. Jak bardzo za swymi kulisami nie bywa, ciekawie ujął w naukowym opracowaniu Estimating the Effects of Political Pressure on the Fed dr Thomas Drechsel z Uniwersytetu Maryland. Przebadał on kontakty i naciski wywierane na gubernatorów FED przez prezydentów USA od 1933 do 2016 r., a następnie skorelował je z wysokością inflacji w Stanach Zjednoczonych.
Według dr Drechsela im mocniej prezydenci naciskali na szefów FED, tym dolar miewał się gorzej, a inflacja okazywała się wyższa. Rekordy na tym polu bił prezydent Richard Nixon, który na gubernatora Arthura Burnsa podczas swej kadencji wywierał presję ponad 100 razy, a jedynie w 1971 r. spotkał się z nim w cztery oczy aż 34 razy. Niedługo potem inflacja w USA osiągnęła nienotowany od końca I wojny światowej poziom 16 proc. Z kolei prezydent Bill Clinton z gubernatorem FED prawie nie utrzymywał kontaktów, a inflacja oscylowała w Stanach Zjednoczonych na poziomie 2 proc. Oczywiście można zarzucić dr Drechselowi upraszczanie rzeczywistości albo złośliwie zauważyć, że od kiedy Adam Glapiński przestał mieć w rządzie swego prezesa, to inflacja w Polsce spadła do poziomu, jaki chcielibyśmy widzieć zawsze” – zauważa Andrzej Krajewski.
PAP/AJ