Wrocławska kapsuła czasu sprzed 150 lat

Zawartość z 1865 roku została zaprezentowana w Muzeum Archeologicznym we Wrocławiu. Kapsuła czasu została podpisana przez trzech sąsiadów z ul. Nożowniczej, którzy ukryli w niej także egzemplarz gazety Breslauer Zeitung. Zabytek został odnaleziony w połowie lat 90., ale ówcześni archeolodzy nie zwrócili na niego uwagi.
Trzej sąsiedzi wysłali wiadomość do przyszłości
.Kapsuła została odkryta w połowie lat dziewięćdziesiątych, gdy na ul. Nożowniczej trwały badania archeologiczne. Ówcześni badacze związani z jedną z wrocławskich firm nie zorientowali się jednak, że metalowa tuba może mieć zawartość. Zabytek trafił do muzeum, dopiero po latach okazało się, że w środku jest papier. Otwarciem tuby zajęli się specjaliści z Ossolineum.
„Najpierw musieliśmy tę kapsułę zdezynfekować, a później bardzo dokładnie zastanowić się, co możemy tutaj zrobić, żeby nie uszkodzić tych delikatnych papierów” – powiedziała Katarzyna Kroczak, główny konserwator zbiorów w zakładzie Narodowym im. Ossolińskich.
Ostatecznie tuba została nacięta, dzięki czemu można było wydobyć jej zawartość. Okazało się, że to pamiątka po remoncie starego wodociągu sprzed ponad 150 lat.
„W środku znajdował się rękopis podpisany przez trzech mieszkańców Wrocławia, trzech sąsiadów z ul. Nożowniczej, który upamiętnił moment ukrycia tej kapsuły czasu. Na poświadczenie tego momentu ukrycia ci sąsiedzi ukryli również w tej kapsule gazetę Breslauer Zeitung z 1865 roku” – powiedział Maciej Trzciński, kierownik Muzeum Archeologicznego we Wrocławiu.
Wyjątkowa kapsuła czasu
.Jak podkreśliła Agata Macionczyk z Muzeum Archeologicznego we Wrocławiu, rzadko się zdarza odczarować anonimowość zabytków archeologicznych. W tym przypadku jest inaczej.
„Możemy je połączyć z konkretnymi osobami, które w dodatku pozostawiły po sobie nie tylko ten ślad, ale ich dane możemy znaleźć również w archiwaliach, powiązać je z różnymi innymi dokumentami i odtworzyć ich życie” – powiedziała Agata Macionczyk.
Kapsuła czasu wraz z zawartością trafiła do muzealnej gabloty. To pamiątka po jednym z ostatnich remontów średniowiecznego systemu zaopatrywania miasta w wodę. Kilka lat po zdeponowaniu kapsuły we Wrocławiu zaczęto budowę nowocześniejszego systemu wodociągów.
Przeszłość może nas wiele nauczyć
.Wszystko co Najważniejsze publikuje przemowę Lennart MERI, który 1990 do 1992 był ministrem spraw wewnętrznych, a w latach 1992–2001 prezydentem Estonii, pierwszym po odzyskaniu przez ten kraj niepodległości.
„Wolność każdego człowieka, wolność gospodarki i handlu, a także wolność umysłu, kultury i nauki są ze sobą nierozerwalnie związane. Stanowią warunek wstępny realnej demokracji.
Podczas dziesięcioleci totalitarnego ucisku Estończycy ani na moment nie porzucili wiary w tę wolność. To pojęcie wolności rozwijało się w naszym kraju przez wiele stuleci, czerpiąc z relacji, które utrzymywaliśmy i kultywowaliśmy z resztą Europy. Nie będąc nieskromnym, ośmielę się powiedzieć, że nie ma prawie żadnego innego narodu we wschodniej części Europy Środkowej, który byłby ściślej związany z Europą niż naród estoński. Związek ten można dostrzec dziś w stylu życia nawet najskromniejszych spośród moich rodaków.
Ponieważ jesteśmy częścią zachodnioeuropejskiego społeczeństwa, a jednocześnie żyjemy w kraju, który z geostrategicznego punktu widzenia jest niestety bardzo podatny na zagrożenia, instynkt wyczuwania problemów i niebezpieczeństw pojawiających się w sąsiedztwie rozwinął się u nas silniej niż u innych Europejczyków. Współczesny świat w dużej mierze utracił zdolność do rozpoznawania zagrożeń. Mówiąc obrazowo, to tak jak z zarazkami wywołującymi epidemię: one doskonale znają człowieka, ale zwykły człowiek nie jest w stanie ich rozpoznać, po prostu się ich boi” – mówił prezydent.
„Któż inny, jak nie małe narody bałtyckie, o których świat zdążył zapomnieć, doprowadziły do upadku potężnego państwa sowieckiego – i to pokojowo, bez ani jednego wystrzału, bez ani jednej kropli przelanej krwi? Wówczas działaliśmy tak, jak dyktował nam zdrowy rozsądek, często wbrew nie do końca bezinteresownym, konformistycznym ostrzeżeniom. Teraz – jak nakazuje stara maksyma w naszym ratuszu – chcę powiedzieć otwarcie, że mój naród i ja z pewnym niepokojem zauważamy, jak niewielkie jest zrozumienie Zachodu dla tego, co obecnie dzieje się w Rosji” – zaznaczał estoński polityk.