Współczesne czasy potrzebują miłosierdzia - Kardynał Nycz
Współczesne czasy potrzebują ludzi wołających o Boże miłosierdzie – powiedział 7 kwietnia kard. Kazimierz Nycz podczas centralnych uroczystości święta Bożego Miłosierdzia. „To, że Bóg jest miłosierny nie wyklucza tego, że jest sprawiedliwy” – mówił zaś w Płocku tamtejszy biskup Szymon Stułkowski.
Kardynał Nycz zaznacza potrzebę zaufania i świadectwa
.Druga Niedziela Wielkanocna to w Kościele katolickim święto Bożego Miłosierdzia. W archidiecezji warszawskiej jego obchody odbyły się przy figurze Jezusa Miłosiernego w Parku Moczydło na stołecznej Woli, gdzie mszy św. polowej przewodniczył kard. Kazimierz Nycz.
„Czy fakt, że jest nas dziś mniej niż choćby 23 lata temu, kiedy postawiliście figurę Chrystusa Miłosiernego, oznacza, że współczesny świat trzeciej dekady XXI wieku mniej potrzebuje Miłosierdzia Bożego? Czy to oznacza, że potrzebujemy mniej Bożego miłosierdzia, niż wtedy, kiedy w 2000 r. papież Jana Paweł II kanonizował s. Faustynę Kowalską? Czy dziś świat mniej potrzebuje Bożego miłosierdzia niż w przededniu II wojny światowej, kiedy siostra Faustyna w latach 1934-1935 wołała: +jeżeli świata nie przyjmie, jeśli nie przytuli się do Jezusa Miłosiernego, straci ratunek przed tym, co miało przyjść?” – zapytał w czasie liturgii metropolita warszawski.
„Współczesne czasy również potrzebują miłosierdzia Boga, z tym tylko, że ludzie mniej o nie wołają, co wynika z tego, że człowiek przede wszystkim zawierzył dziś swoim możliwościom” – stwierdził. „Współczesny człowiek uznał, że sam sobie poradzi. Zmniejszyło się jego poczucie wszelkiej winy wobec Boga i ludzi. Czasem samego siebie stawia w miejscu Pana Boga i dlatego nie potrzebuje już wołać: Jezu ufam Tobie” – ocenił kardynał Nycz.
Jak zaznaczył, „im mniej nas jest wołających do Boga słowami modlitwy koronki do Bożego miłosierdzia, tym bardziej musimy wołać do Pana”. „Musimy także dawać świadectwo, że jesteśmy ludźmi Jezusa Miłosiernego, czyli ludźmi, którzy zaufali Bogu, który w Jezusie Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym najpełniej objawia swoje miłosierdzie” – powiedział kardynał Nycz.
Według kardynała, „im bardziej człowiek staje się indywidualistą, im bardziej liczy na siebie, im bardziej myśli, żeby realizować się w życiu obok Boga, a czasami nawet wbrew Bogu, tym bardziej kult Jezusa Miłosiernego jest potrzebny”.
Powiedział, że stając wobec wyzwań współczesnego świata, takich jak: „wojna w Ukrainie, wojna, która w jakimś sensie wisi dziś nad całą Europą, nieporozumienia, brak miłości, nienawiść, podziały – powinno skłaniać ludzi do modlitwy: Jezu ufam Tobie”.
Jak podkreślił kard. Nycz, „bez Boga, bez Jego miłosierdzia naprawdę sobie nie poradzimy”. „Nie spodziewajmy się, że nagle Bożego miłosierdzia będą przyzywać wielcy tego świata, Europy, Polski. Musimy zacząć od samych siebie” – dodał.
Przestrzegł przed usprawiedliwianiem się, że budowanie wspólnot, w których panuje miłość i braterstwo nie przystaje do dzisiejszych czasów. „Może to jest pytanie o to, czy czasem nie odeszliśmy za daleko od ideału pierwotnego chrześcijaństwa? Czy nie trzeba dziś wrócić do Jezus Chrystusa, aby w drugim człowieku zobaczyć brata, aby w rodzinie zobaczyć wspólnotę na wzór pierwszych chrześcijan?” – zachęcał do refleksji metropolita warszawski.
„Na ile jesteśmy zdolni odwzorować w sobie, w swojej rodzinie, parafii – tę miłość, z którą Bóg przychodzi do nas w swoim miłosierdziu, aby nas zapalić do naszego miłosierdzia?” – zapytał kard. Nycz.
Płockie Sanktuarium Bożego Miłosierdzia znajduje się w miejscu, gdzie w 1931 r. św. Faustyna Kowalska doznała pierwszego objawienia Jezusa Miłosiernego z poleceniem namalowania obrazu z jego wizerunkiem i z podpisem „Jezu, ufam Tobie”. Tam w niedzielę w homilii podczas mszy świętej biskup płocki Szymon Stułkowski zwrócił uwagę, że warunkiem otrzymania Miłosierdzia Bożego jest nawrócenie polegające „na wzięciu odpowiedzialności za siebie i za swoje czyny w spotkaniu z Bogiem jako sędzią”. „Bo to, że Bóg jest miłosierny, nie wyklucza tego, że jest sprawiedliwy” – zaznaczył. I dodał: „Bóg jest miłosierny, ale okazuje miłosierdzie tym, którzy o nie proszą. Dlatego nie bójmy się podejmować wysiłku, by Bóg nas nawracał i nie bójmy się prosić Boga o miłosierdzie”.
Dzień upamiętniający św. Faustynę Kowalską
.Hierarcha wskazał też, że „najważniejszą godzinę miłosierdzia mamy za sobą – to jest nasz chrzest”, gdy „Jezus wszedł do naszego serca” i przeżywaliśmy pierwsze zesłanie Ducha Świętego. „I tak jak uczniom mówi: weźmijcie Ducha i odpuszczajcie grzechy, tak do nas mówi: weź mojego Ducha i przebaczaj”. „Moc Ducha jest nam dana po to, byśmy przebaczali” – podkreślił.
Przypomniał, że Niedziela Miłosierdzia jest celebrowana w Kościele na całym świecie „na życzenie Pana Jezusa”, który właśnie w miejscu, gdzie znajduje się płockie Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, poprosił św. siostrę Faustynę Kowalską o obraz z Jego wizerunkiem i podpisem „Jezu, ufam Tobie”. Bp Stułkowski wskazał przy tym, że nie chodzi o to, abyśmy rozpoznawali Chrystusa po twarzy czy sylwetce, ale po Jego ranach, które są „znakiem i dowodem miłości Boga do świata wyrażonej w zbawczej ofierze Jezusa, męce, śmierci i Zmartwychwstaniu”.
„Pan Jezus pragnie, żebyśmy przez ten obraz, przez kult Jego miłosierdzia, odkrywali Bożą miłość” – dodał. Zauważył, że w czerwcu 2024 roku minie 100 lat od powołania św. Faustyny Kowalskiej do posługi zakonnej, co miało miejsce w Łodzi. Poprosił wiernych, by pamiętali o tej rocznicy, dziękując za dzieło Miłosierdzia Bożego, które właśnie przez nią Jezus ukazał światu.
Bp Stułkowski podkreślił, że „celem przynależności do Kościoła jest dawanie świadectwa o miłości Pana Boga”. „Powinniśmy tym promieniować jako ludzie ochrzczeni” – dodał. Nawiązał też do chrztu, którego udzielił ośmiorgu dorosłych w płockiej katedrze w noc Zmartwychwstania Pańskiego. Prosił o modlitwę za nich, a także o to, aby zapraszać do chrztu inne dorosłe osoby, które noszą w sercu pragnienie chrztu.
Święto Bożego Miłosierdzia do kalendarza liturgicznego wpisał w roku 1985 kard. Franciszek Macharski dla archidiecezji krakowskiej. Następnie niektórzy polscy biskupi uczynili to w swoich diecezjach. Na prośbę Episkopatu Polski papież Jan Paweł II w 1995 r. wprowadził święto dla wszystkich diecezji w kraju, zaś w dniu kanonizacji siostry Faustyny Kowalskiej 30 kwietnia 2000 r. papież ogłosił to święto dla całego Kościoła.
Chrześcijańskie dziedzictwo Europy
.W ocenie prof. Pierre MANENT, politolog i filozof, historyk idei pisze na łamach Wszystko co Najważniejsze, że rozterki i wątpliwości, które coraz głębiej naznaczają samoświadomość Europejczyków – „kim jesteśmy?” wynikają w dużej mierze z jednego powodu, o którym mówi się mało lub wcale: Europejczycy nie wiedzą, co sądzić o chrześcijaństwie i co z nim począć.
„Utracili jego znajomość i praktyki. Nie chcą już o nim słyszeć. Tymczasem podobnie jak Izrael ukształtował się w Przymierzu i pełnej miłości kłótni z Bogiem, tak dynamika historii Europy zasadzała się na nieustannej konfrontacji między upodobaniem siły, pragnieniem chwały, afirmacją wolnej woli i wolnością człowieka a powątpiewającym bądź gorliwym przyjęciem przez niego miłości Boga, który stał się człowiekiem, oraz wyborem synowskiego posłuszeństwa wspólnemu Ojcu. Nigdzie poza Europą wolność jednostki nie została wystawiona na taką amplitudę możliwości, a jej wolna wola na tak głęboką alternatywę. Natura ludzka i propozycja chrześcijańska połączyły się więzią, na którą składają się zarazem żarliwe oddanie i zapamiętałe odrzucenie, ufna bliskość i cierpka wrogość – więź, której napięcie i trwanie w czasie przyniosły wykształcenie się sklepienia europejskiego ducha” – opisuje autor artykułu.
Co więcej, człowiek w swoim wysiłku musiał zawsze odpowiadać na propozycję chrześcijańską bądź przyjęciem jej, bądź odrzuceniem – wszelkim poruszeniem duszy w dyskrecji swojej niezbadanej wolności. To historia niedających się przewidzieć zdarzeń, w której każda jednostka, każda grupa, każde pokolenie, każdy naród mierzy się z wyzwaniem, które przewyższa wszystkie inne: możliwość istnienia Boga przyjaciela ludzi.
„Europa postanowiła zignorować tę historię, uznając powyższą możliwość za zdezaktualizowaną. Postanowiła narodzić się na nowo. Dla nowych narodzin nowy chrzest: chrzest wymazania. Europa deklaruje to publicznie i dowodzi tego swoimi czynami. Nie jest chrześcijańska i nie chce taka być. Chce być czymś innym, jest w pełni otwarta na wszelkie inne możliwości, wręcz chce być niczym, być jedynie możliwością wszelkich możliwości, ale nie chce być chrześcijańska” – pisze prof. Pierre MANENT.
W ocenie profesora decyzja ta nie była spowodowana żadną koniecznością, żadnym pożytkiem, żadnym konwenansem. Została podjęta w pełnej wolności, ośmielę się wręcz powiedzieć, że dla samej przyjemności jej podjęcia. Aby wprowadzić w temat i stawkę tej książki, chciałbym omówić jeśli nie motywy – prawdziwe motywy powodowane wolnością wyboru umykają naszej analizie – to przynajmniej okoliczności podjęcia tej dziwnej decyzji na kontynencie, który stał się obcy swojej historycznej religii, w pewnym sensie nieprzemakalny na nią, a w konsekwencji niezdolny do właściwego odniesienia się do innych religii przyjmowanych nieraz z życzliwością, co jest motywowane faktem, że nie są one chrześcijańskie.
„Opinia, która dziś rządzi Europą, jest emanacją niezdolności do zrozumienia kwestii religijnej, będącej, przypomnijmy, kwestią istnienia Boga, a nie „opinii” o charakterze religijnym jako niewielkiej części niekształtnej masy „zdania” ludzi o świecie. Opinia ta obejmuje kwestię istnienia Boga tylko po to, aby trzymać ją na dystans. Dotyka jej tylko po to, żeby nie być dotykaną przez nią” – zaznacza autor.
I choć chrześcijaństwo jest coraz mocniej spychane na peryferie europejskiego życia, to jego zdaniem nie przestaje być jego sprawczym centrum. Im bardziej się osłabia, tym bardziej jest odpychane. Inaczej mówiąc, rządzi nami to, przed czym uciekamy. Trudno wyobrazić sobie sytuację bardziej szkodliwą dla poznania siebie i innych, dla szczerości naszego zbiorowego bądź indywidualnego zaangażowania.