Wysokie kary dla włoskich ekowandali za niszczenie zabytków

Kary do 60 tysięcy euro grożą we Włoszech tzw.ekowandalom, czyli aktywistom klimatycznym, którzy pod hasłami obrony środowiska niszczą zabytki. Parlament definitywnie przyjął ustawę z nowymi przepisami w sprawie walki z takimi powtarzającymi się aktami wandalizmu.
Ekowandale będą surowiej karani
.Projekt ustawy zaaprobowała Izba Deputowanych, w lipcu zeszłego roku przyjął go Senat.
Z inicjatywą ustawodawczą w tej sprawie rząd Giorgii Meloni wystąpił po serii protestów działaczy ruchu Ostatnie Pokolenie, którzy w historycznych włoskich miastach i muzeach niszczyli zabytki, oblewali je farbą, przyklejali dłonie do postumentów rzeźb. Miało to miejsce między innymi w Galerii Uffizi i Palazzo Vecchio we Florencji oraz w Muzeach Watykańskich. W ten sposób protestowali przeciwko paliwom kopalnym.
Włoski parlament uchwalił wyższe kary za oszpecanie zabytków
.Projekt zaostrzonych przepisów przedstawił minister kultury Gennaro Sangiuliano, który po każdym takim incydencie domagał się surowego ukarania sprawców.
„To zasada szacunku dla kultury narodowej; kto oszpeca, niszczy, oblewa farbą zabytek musi zapłacić odszkodowanie państwu za wydatki poniesione, by przywrócić jego wcześniejszy stan” – oświadczył szef resortu. Podkreślił, że jest wiele dowodów na to, że pochłania to ogromne koszty.
„Ważne jest, by nie płacili za to więcej Włosi, ale ci, którzy są odpowiedzialni za zniszczenia” – zaznaczył minister.
Nie stoimy u progu rychłego masowego wymierania
.Włoscy ekowandale, atakujący zabytki, robili to pod sztandarem schyłkowości, nazywając się „ostatnim pokoleniem”. Wielu ekspertów uważa jednak, że o ile zmiany klimatyczne są niezaprzeczalnym wyzwaniem, to ludzkość nie czeka apokaliptyczny koniec. Na łamach Wszystko co Najważniejsze pisze o tym Bjørn LOMBORG, adiunkt w Copenhagen Business School, założyciel i szef duńskiego ośrodka badawczego Copenhagen Consensus Center, który zajmuję się kwestiami ochrony środowiska.
W swoim artykule pisze on, że nauka udowadnia, że obawy przed klimatyczną apokalipsą są bezpodstawne. Globalne ocieplenie jest faktem, ale nie oznacza końca świata. To problem, który da się opanować. Niemniej żyjemy obecnie w świecie, w którym prawie połowa globalnej populacji jest przekonana, że zmiany klimatu zniszczą ludzkość. To głęboko zmienia naszą rzeczywistość polityczną i sprawia, że zdwajamy wysiłki związane z nieskuteczną polityką klimatyczną, coraz częściej ignorując wszystkie inne wyzwania, od pandemii i niedoborów żywności po polityczne walki i konflikty, lub podporządkowujemy je zmianom klimatu.
„Ta osobliwa obsesja na punkcie zmian klimatycznych sprawia, że przechodzimy od marnowania miliardów do marnowania bilionów dolarów na bezowocne polityki. Jednocześnie ignorujemy coraz więcej pilniejszych i łatwiejszych globalnych wyzwań. A dodatkowo bezmyślnie straszymy dzieci i dorosłych. Po pierwsze, jest to niezgodne z faktami, a po drugie – moralnie naganne” – dodaje.
Jego zdaniem, jeśli nie powiemy sobie „stop”, obecny fałszywy alarm klimatyczny prawdopodobnie sprawi, że świat stanie się znacznie gorszy, niż mógłby być.
„Musimy powstrzymać panikę, przyjrzeć się nauce, zmierzyć się z ekonomią i racjonalnie rozwiązać problem. Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, jak cofnąć zmiany klimatyczne i jaki nadać im priorytet pośród wielu innych problemów, z którymi mierzy się świat” – pisze Bjørn LOMBORG.
Autor zaznacza, że zmiana klimatu jest faktem. Jest spowodowana głównie emisją dwutlenku węgla przez człowieka w wyniku spalania paliw kopalnych i tym problemem powinniśmy się zająć. Ale żeby to zrobić, musimy przestać przesadzać. Przestać używać argumentu „teraz albo nigdy”. I przestać myśleć, że klimat jest jedyną rzeczą, która ma znaczenie. Wielu działaczy na rzecz klimatu idzie dalej, niż nakazywałaby nauka. W podtekstach lub nawet wprost sugerują, że wyolbrzymienie jest dopuszczalne ze względu na wagę problemu. Po raporcie klimatologicznym ONZ z 2019 roku, który doprowadził do przesadnych roszczeń aktywistów, jeden z autorów-naukowców ostrzegał przed przesadą. Napisał: „Niepoparty nauką ekstremizm powoduje, że ryzykujemy zniechęcenie opinii publicznej”.
„Dzisiaj tak bardzo skupiamy się na zmianach klimatu, że wiele globalnych, regionalnych, a nawet osobistych wyzwań jest prawie całkowicie podporządkowanych zmianom klimatycznym. Twój dom jest zagrożony powodzią – zmiany klimatu! Przetrwaniu twojej społeczności zagraża huragan – zmiany klimatu! W krajach rozwijających się panuje głód – zmiany klimatu! Przy niemal wszystkich problemach zidentyfikowanych jako wywołane przez zmieniający się klimat oczywistym rozwiązaniem jest drastyczna redukcja emisji dwutlenku węgla w celu złagodzenia zmian klimatycznych. Ale czy to naprawdę najlepszy sposób” – pyta ekspert.
Co więcej, każda reakcja na zmiany klimatu będzie nas kosztować (jeśli adresowanie tego problemu samo w sobie generowałoby zyski, nie spieralibyśmy się o to, tylko już dawno zabralibyśmy się do pracy). Jeśli stosunkowo tania polityka może rozwiązać większą część problemu, mogą to być dobrze wydane pieniądze. Okazuje się jednak, że porozumienie paryskie w swoim najlepszym scenariuszu osiągnie zaledwie jeden procent tego, do czego zobowiązali się politycy (utrzymanie wzrostu temperatury do 1,5°C), i to ogromnym kosztem. Ekspert przypomina, że świat źle wyjdzie na tym biznesie.
PAP/WszystkocoNajważniejsze/MB