Zaledwie 150 osób w Polsce uprawia tę dyscyplinę sportu
W Astanie odbywają się V Światowe Igrzyska Koczowników, podczas których Polacy startują w kilku dyscyplinach, w tym w w łucznictwie konnym. W tej mało jeszcze znanej dyscyplinie sportu Polskę reprezentowało pięcioro zawodników.
V Światowe Igrzyska Koczowników i reprezentacja Polski w łucznictwie konnym
.Piąte Światowe Igrzyska Koczowników w stolicy Kazachstanu, Astanie, odbywające się pod patronatem UNESCO, rozpoczęły się w niedzielę. Zawody odbywają się w 21 dyscyplinach. Po czterech dniach zmagań tabelę medalową otwierają gospodarze z dorobkiem 58 medali – 26 złotych, 14 srebrnych i 18 brązowych. Drugie i trzecie miejsce zajmują kraje sąsiednie – Kirgistan i Uzbekistan. Polacy z dorobkiem w postaci jednego złotego i jednego srebrnego medalu (oba zdobyły kobiety) są na szóstym miejscu w klasyfikacji, a łącznie medale zdobywali reprezentanci 27 krajów. Igrzyska potrwają do soboty.
W skład polskiej drużyny w łucznictwie konnym weszli: Anna Sokólska, Emilia Truskolaska, Magdalena Dobrzyńska, Adam Turowski, Michał Cywoniuk oraz trener Michał Sanczenko.
„Nasz sport łączy w sobie dwie tradycyjne dyscypliny – łucznictwo tradycyjne i jeździectwo. Strzały muszą być oddawane w galopie. Jest kilka konkurencji, m.in. styl węgierski, azjatycki, styl koreański i turecki. Jedna z konkurencji została wymyślona przez naszego kolegę Michała Konczaja i jest stosowana na całym świecie” – powiedziała Anna Sokólska.
Pochodząca z Białegostoku zawodniczka zauważyła, że jest to nadal sport niszowy – w Polsce uprawia go obecnie około 150-200 osób – lecz gdy zaczynała przygodę z tym sportem, było ich zaledwie kilka. Dyscyplina staje się coraz bardziej popularna w wielu krajach. W zawodach w ramach Światowych Igrzysk Koczowników startowali łucznicy i łuczniczki m.in. z Kazachstanu, Syrii, Turcji, Malezji, Omanu, USA, Węgier czy Mongolii. Polak Radosław Kożuch zasiadał też w składzie sędziowskim.
Występy sportowe Anny Sokólskiej
.Anna Sokólska jest wielokrotną medalistką mistrzostw świata i Europy, wielu zawodów krajowych i międzynarodowych, a swoje sukcesy odnosiła w krajach takich jak Japonia, Iran czy Turcja.
„Dużym zaskoczeniem dla organizatorów było zdobycie przeze mnie pierwszego miejsca w Iranie i konieczność wręczania mi medalu, głównie ze względu na różnice kulturowe i odmienne podejście do kobiet” – wspominała ze śmiechem łuczniczka.
„Nasz białostocki klub AMM Archery zajmuje się szkoleniem w tej dyscyplinie. Szkolimy nie tylko młodzież, zdarzają się nowi adepci łucznictwa konnego nawet w wieku 50 lat” – powiedziała. Jak dodaje, w Polsce podobne kluby działają też w okolicach Trójmiasta, Krakowa, Łodzi, Warszawy czy Wrocławia.
Polskie Stowarzyszenie Łucznictwa Konnego zrzeszone jest w dwóch światowych organizacjach zajmujących się tą dyscypliną sportu – World Horseback Archery Federation oraz International Horseback Archery Alliance.
Dla Anny Sokólskiej to już drugie Światowe Igrzyska Koczowników. Jak sama opowiedziała, na poprzednich, które odbyły się w Turcji, osiągnęła lepszy rezultat. „Od tamtej pory poziom rywalizacji prezentowany przez reprezentantów z takich krajów jak Kazachstan, Chiny, Turcja czy Syria bardzo się podniósł, co mnie bardzo zaskoczyło. Na tych zawodach wypadliśmy słabo, nie zdobyliśmy żadnego medalu” – oceniła zawodniczka i dodaje, że nagrody zdobywane na zawodach nie są na razie imponujące.
„Na zawodach dużo zależy też od konia. W Europie możemy sobie pozwolić na to, by pojechać na zawody ze swoim, ale tutaj konie przydzielane są w drodze losowania, co też ma pewne znaczenie, ponieważ w łucznictwie liczy się także czas przejazdu, a konie są naprawdę różne” – powiedziała Anna Sokólska.
Jak wspomniała, polskim łucznikom i łuczniczkom nie udało się dotąd zdobyć medalu na tegorocznych igrzyskach. Dominują reprezentanci Kazachstanu, lecz medale w poszczególnych konkurencjach zdobyli także przedstawiciele Francji, Turcji i Mongolii.
Igrzyska, które zapisały się w pamięci Polaków
.„Władysław Kozakiewicz, jeden z najwybitniejszych w historii polskich tyczkarzy, któremu kontuzja odebrała szansę na wysoką pozycję na olimpiadzie w Montrealu w 1976 r., pojechał na igrzyska olimpijskie do Moskwy w roli faworyta. I nie zawiódł kibiców w kraju, sięgając po złoto, ale dla poprawy samopoczucia Polaków zrobił o wiele więcej” – pisze we „Wszystko co Najważniejsze” Krzysztof SZUJECKI, historyk sportu.
„W konkursie skoku o tyczce, który odbył się 30 lipca 1980 r., Władysław Kozakiewicz stoczył rywalizację między innymi z drugim naszym reprezentantem, Tadeuszem Ślusarskim, oraz reprezentantem gospodarzy – Konstantinem Wołkowem. Tymczasem, kiedy swoje próby zakończyli już na niższych wysokościach wszyscy inni przeciwnicy, Rosjanin trzykrotnie strącił poprzeczkę na wysokości 5,75 m, którą Kozakiewicz pokonał w swoim pierwszym podejściu. Oznaczało to zdobycie złota przez Polaka” – przypomina Krzysztof SZUJECKI.
.Jak podkreśla, „w sprawie Kozakiewicza interweniował nawet ambasador ZSRR w Warszawie, który wystąpił o odebranie mu przez polski rząd medalu, unieważnienie rekordu świata oraz dożywotnią dyskwalifikację za obrazę narodu radzieckiego. Z kolei przewodniczący Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Sportu Marian Renke usiłował łagodzić całą sytuację, przekonując, że polskiego lekkoatletę bolała ręka i kurczył ją z bólu… Ostatecznie jedyną konsekwencją, jaka spotkała Kozakiewicza, było odebranie paszportu. Kozakiewicz swoim gestem zjednał sobie olbrzymią sympatię polskiego społeczeństwa. Okrzyknięto go bohaterem narodowym. Zdjęcie uwieczniające moment, w którym wykonał gest, było ocenzurowane i nie trafiło do prasy w Polsce i ZSRR. Opublikowano je za to w podziemnym tygodniku »Solidarność«; stało się symbolem polskiego oporu przeciwko Związkowi Radzieckiemu”.
PAP/Sebastian Markiewicz/WszystkoCoNajważniejsze/SN