Zamach w Sarajewie – wstęp do I wojny światowej?

Zamach w Sarajewie

28 czerwca 1914 r. miał miejsce zamach w Sarajewie, podczas którego serbski zamachowiec zastrzelił następcę tronu austro-węgierskiego Franciszka Ferdynanda Habsburga i jego żonę Zofię. To wydarzenie uchodzi za jeden z czynników, które doprowadziły do wybuchu I wojny światowej. Czy słusznie?

Zamach w Sarajewie

.Od kilku lat konflikty interesów dużych europejskich mocarstw kierowały Europę ku wojnie. W przyszłym starciu nadzieje na niepodległość widziały też liczne zniewolone narody. Wojna wisiała w powietrzu od dawna, potrzebny był tylko pretekst, który popchnąłby pierwszą kostkę domina. Tym stał się zamach w Sarajewie.

„Pod koniec czerwca 1914 r. miały odbyć się w Bośni wielkie manewry armii austro-węgierskiej, którymi miał pokierować osobiście cesarz Franciszek Józef. Termin manewrów był powiązany z rocznicą klęski Serbów w bitwie z Turkami na Kosowym Polu, w dniu 28 czerwca 1389 r., i został uznany przez Serbów za prowokację. Z powodu choroby cesarza zdecydowano, że manewrami pokieruje inspektor generalny c.k. sił zbrojnych arcyksiążę Franciszek Ferdynand, bratanek cesarza i następca tronu. Przy okazji doszło do wizyty arcyksięcia w Sarajewie, w stolicy regionu rządzonego od ponad trzech dekad przez Austrię” – powiedział historyk Bartosz Zakrzewski.

„Zamach – zaplanowany przez organizację Młoda Bośnia, związaną z serbską Czarną Ręką – przygotowany był szczegółowo już kilka dni wcześniej, gdyż trasa przejazdu arcyksięcia była publicznie podana do wiadomości w prasie” – tłumaczy historyk. „W drodze z dworca kolejowego do ratusza, gdzie miały się odbyć uroczystości związane z wizytą dostojnika, kolumna aut składa się z sześciu samochodów, arcyksiążę z małżonką jechał w trzecim” – dodał.

Zamachowców było siedmiu. Mieli sześć bomb i cztery pistolety. Pierwszy zamachowiec rzucił bombę w kierunku samochodu, którym jechał arcyksiążę. Bomba upadła na tył auta i zanim eksplodowała stoczyła się pod koła następnego wozu. Wybuch ranił adiutanta arcyksięcia. Kolumna pojechała jednak dalej do ratusza. Po oficjalnych uroczystościach, zapewniony przez szefa ochrony, że wypadek z bombą już się nie powtórzy, arcyksiążę zdecydował, że wróci tą samą drogą. W pewnym momencie Franciszek Ferdynand zdecydował jednak, że w drodze powrotnej chce odwiedzić w szpitalu rannego kilka godzin wcześniej adiutanta. Nie poinformowano jednak kierowcy wozu arcyksięcia, że zmieniono trasę przejazdu. W pewnym momencie auto arcyksięcia pojechało w inną stronę niż dwa pierwsze wozy, w których jechali agenci policji mający chronić następcę tronu oraz burmistrz i szef policji. Gdy spostrzeżono pomyłkę, samochód arcyksięcia zatrzymał się, aby dołączyło do niego auto z ochroną. Przypadek sprawił, że w tym miejscu stał jeden z zamachowców. Wykorzystał on zaistniałą sytuację – podbiegł do samochodu następcy tronu i oddał celne strzały. Franciszek Ferdynand został ranny w tętnicę szyjną. Druga kula trafiła jego małżonkę Zofię. Oboje zmarli kilka minut później.

„Zamachowiec Gawrilo Princip został ujęty, a podjęta przez niego próba samobójstwa nie powiodła się. W procesie, który odbył się w Sarajewie kilka tygodni później, 17-letni Princip został skazany na 20 lat ciężkiego więzienia, ze względu na młody wiek nie mógł zostać skazany na śmierć. Zmarł w celi na gruźlicę 28 kwietnia 1918 roku” – powiedział Bartosz Zakrzewski.

Następca austriackiego tronu w chwili śmierci miał 51 lat. Wraz z żoną został pochowany na zamku Artstetten. Miejsce zamordowanego, jako spadkobiercy korony Habsburgów, zajął bratanek Franciszka Ferdynanda i stryjeczny wnuk Franciszka Józefa książę Karol I Habsburg. Dwa i pół roku później obejął tron wielkiej monarchii. Okazał się ostatnim władcą Austro-Węgier.

Seria wypowiedzeń wojny i początek I wojny światowej

.Po zamachu Austro-Węgry chciały przeprowadzić śledztwo na terenie Serbii (był to jeden z punktów postawionego Serbii ultimatum), jednak władze tego kraju nie udzieliły na to zgody. 28 lipca 1914 r. Austro-Węgry wypowiedziały Serbii wojnę, co rozpoczęło działanie zasady domina – kolejne kraje europejskie powiązane sojuszami wypowiadały sobie kolejno wojnę.

„Zamach w Sarajewie uznawany jest za przyczynę wybuchu I wojny światowej. 24 lipca 1914 r. rząd rosyjski ogłosił wolę obrony Serbii, w razie ataku Austro-Węgier. 26 lipca Austro-Węgry i Niemcy odrzuciły brytyjską propozycję zwołania międzynarodowej konferencji, w sprawie rozwiązania sporu. 28 lipca 1914 r. Austro-Węgry wypowiedziały wojnę Serbii, 1 sierpnia Niemcy uczyniły to samo w stosunku do Rosji, dwa dni później Niemcy wypowiedziały wojnę Francji a Austro-Węgry Rosji” – wyjaśniał historyk. Dodał również, że „Europa już od 1912 r. była podzielona na dwa wrogie obozy. Z jednej strony stały Francja, Wielka Brytania i Rosja, z drugiej Niemcy i Austro-Węgry. Każda ze stron dążyła do dominacji w Europie i na świecie w koloniach. Do tego dochodziła zagmatwana sieć – tworzonych często doraźnie i równie często załamujących się – przymierzy małych państw i grup reprezentujących narody podległe, w tym również Polaków”.

Kilka poprzedzających I wojnę światową lat było prawdziwym wyścigiem zbrojeń w Europie, podobnym do tego z lat 30. i 50. XX wieku. Do celów wojskowych wykorzystano wówczas liczne wynalazki z przełomu XIX i XX w. Po raz pierwszy masowo na polu walki pojawiły się nowe typy karabinów maszynowych, samochody osobowe, ciężarówki i motocykle, czołgi i samochody pancerne, na morzach okręty podwodne, a w powietrzu sterowce i samoloty.

Samochód Gräf & Stift, którym jechał w czasie zamachu arcyksiążę oraz mundur, w który był ubrany, można oglądać w Austriackim Muzeum Wojskowym w Wiedniu.

Austro-Węgry musiały zareagować na zamach w Sarajewie

Na temat zamachu w Sarajewie w rocznicę tego wydarzenia wypowiedział się również dr hab. Piotr Szlanta, dyrektor Stacji Naukowej PAN w Wiedniu. O sytuacji w przeddzień wybuchu I wojny światowej rozmawiał z red. Michałem Szukałą.

„Czas wojen gabinetowych minął. Teraz mamy już tylko wojnę ludową. Panowie, jeśli wojna, która od ponad dziesięciolecia wisi nad naszymi głowami niczym miecz Damoklesa, wybuchnie, to nie da się przewidzieć ani jej długości, ani wyniku” – mówił w swoim ostatnim wystąpieniu w Reichstagu w 1890 roku twórca militarnej potęgi zjednoczonych Niemiec Helmut von Moltke. Miał wówczas ponad 90 lat, więc łatwo wybaczono mu „defetyzm”. Ale czy jego głos był tak odosobniony? Czy nikt w Europie nie ostrzegał przed straszną wojną, która będzie klęską dla wszystkich walczących stron?

Dr hab. Piotr Szlanta: Opinia von Moltkego wydaje się być odosobniona. Gdy popatrzymy na plany mobilizacyjne i operacyjne obu bloków polityczno-wojskowych przed 1914 r., czyli trójprzymierza i trójporozumienia, to wyraźnie widzimy, że sztabowcy zakładali krótkotrwały konflikt. Jak pisał historyk Paul Kennedy: sztaby planowały operacje zgodnie z rozkładami jazdy pociągów.

Powszechnie zakładano, że wojna potrwa kilka tygodni. Wskazując na lipy w alei Unter den Linden, w przemówieniu wygłoszonym z balkonu Zamku Berlińskiego w pierwszych dniach sierpnia 1914 r. cesarz Wilhelm II zapewniał zgromadzone tłumy, że żołnierze wrócą do swych domów zanim z tych drzew opadną liście. Tak zakładał również plan Schlieffena. W ciągu maksymalnie sześciu tygodni wojska niemieckie miały zająć Paryż albo rozbić francuską armię i złamać wolę oporu Francji. Następnie wojska Rzeszy miały trafić na front wschodni i pokonać Rosję. Brytyjczycy dopiero reformowali swoje siły zbrojne po prestiżowych porażkach w wojnie burskiej w Afryce Południowej. Ich sztabowcy zakładali, że wojna europejska zakończy się po sześciu lub siedmiu wielkich bitwach na froncie zachodnim. Rozstrzygająca miała być mobilność, więc uważali, że nie ma sensu obarczanie rozbudowywanej armii zbyt dużą ilością ciężkiej artylerii i karabinów maszynowych, gdyż to niepotrzebnie spowalniałoby przemieszczanie się brytyjskich sił.

Inspirację do tych planów czerpano także z doświadczeń poprzednich wielkich wojen europejskich, stoczonych w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XIX wieku, które rozstrzygały się po zaledwie kilku tygodniach. Nieprzypadkowo wojna prusko-austriacka w 1866 r. nazywana była siedmiotygodniową, bo od jej rozpoczęcia do zawarcia pokoju nie upłynęły nawet dwa miesiące. Wojna Prus z Francją w 1870 r. rozstrzygnęła się w jednej bitwie, klęsce Francji pod Sedanem. Krótko trwały także wojny bałkańskie z lat 1912-1913.

W I wojnie światowej miały wziąć udział dwa mocarstwa, których sytuacja była bardzo skomplikowana – Rosja i Austro-Węgry. Pierwsze z nich miało w żywej pamięci klęskę w wojnie z Japonią i rewolucję, która uderzyła w carat w latach 1905-1907, a drugie od dawna balansowało na krawędzi rozpadu. Czy wśród polityków i dowódców wojskowych tych krajów pojawiały się głosy nawołujące do neutralności w zbliżającej się wojnie?

Dr hab. Piotr Szlanta: Wiedeń, mimo rozrywających cesarstwo napięć narodowościowych, musiał zdecydowanie odpowiedzieć na zamach w Sarajewie. Austro-Węgry nie mogły nie zareagować zdecydowanie, szczególnie, gdy okazało się, że w zamachu na Franciszka Ferdynanda wziął udział wywiad serbski. Franciszek Ferdynand był niezbyt lubiany, nawet na dworze w Wiedniu, ale opinia publiczna opowiedziała się za rozprawą z Serbią, która wspierała wszelkie działania wymierzone w integralność imperium Habsburgów. Było to dla Austrii szczególnie dolegliwe, jeśli weźmie się pod uwagę, że do obalenia dynastii Obrenowićów w 1903 r. Serbia była faktycznym protektoratem Austrii.

Wiedeń obawiał się również reakcji Berlina. Oba mocarstwa były połączone skomplikowanymi więzami. W czasie kryzysu lipcowego w 1914 r. wiedeńskie elity były przekonane, że jeśli nie zareagują stanowczo, to następnym razem Niemcy nie udzielą im pomocy. Po zakończeniu I wojny światowej, gdy debatowano o jej genezie, podkreślano, że Niemcy dali Austriakom czek in blanco do rozwiązania sprawy Serbii. Obawiali się bowiem, że w przeciwnym wypadku może dojść do rozpadu sojuszu i władze w Wiedniu poszukają nowych sojuszników. Politycy w Wiedniu i Berlinie uważali więc, że podjęcie radykalnych kroków przeciwko Serbii jest konieczne.

Nie wszyscy politycy w Rosji byli zwolennikami sojuszu z Francją. Były szef MSW i członek Rady Państwa Piotr Durnowo w memoriale do władz z lutego 1914 r. pisał, że współpraca z Francją i Wielką Brytanią nie leży w interesie Rosji, ponieważ znacznie bliższe więzi łączą ją z Niemcami. Przypominał, że oba kraje powiązane są związkami dynastycznymi i nie dzielą ich spory terytorialne. Pytał: „Co możemy zyskać na wojnie z Niemcami? Galicję, Mazury, Wielkopolskę? Czy nie mamy dość Żydów i Polaków w granicach naszego imperium”. Dodawał, że na Rosji będzie spoczywał główny ciężar prowadzenia wojny przeciwko Państwom Centralnym, a z wojny zwycięsko wyjdzie Wielka Brytania.

Wielu Rosjan miało jednak w pamięci poniżający kryzys bośniacki z przełomu lat 1908 i 1909. W Rosji mówiono o nim jako o dyplomatycznej Cuszimie. Serbia sprzeciwiła się aneksji Bośni przez Austrię. Po stronie Belgradu stanął Petersburg, ale został zmuszony do wycofania swoich żądań pod wpływem gróźb kierowanych przez Berlin.

Po pogrzebie Franciszka Ferdynanda panował względny spokój. Przez kilkanaście dni wydawało się, że ten kryzys może „rozejść się po kościach”. Dopiero w drugiej połowie miesiąca dowódcy wojskowi i politycy wracali z urlopów w uzdrowiskach. Czy można określić moment w lipcu 1914 r., który można określić jako „punkt bez powrotu”, po którym niemożliwe jest uratowanie pokoju?

Dr hab. Piotr Szlanta: Śmierć Franciszka Ferdynanda była wstrząsem, ale nie była niczym wyjątkowym w początkach XX wieku. Zamachy na przywódców zdarzały się bardzo często. 28 czerwca był dniem rozpoczęcia wakacji w Austro-Węgrzech. Nawet dowódca armii serbskiej gen. Radomir Putnik wyjechał do uzdrowiska w Karlowych Varach w Czechach. Dopiero 23 lipca Austro-Węgry wystosowały do Belgradu ultimatum, które jak pisał ówczesny minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Edward Grey „nie widział w czasie swojej kariery dyplomatycznej tak prowokacyjnego dokumentu”. W tym momencie do stolic całej Europy zaczęli wracać odpoczywający w kurortach politycy i wojskowi. Próbowano wywierać na Wiedeń presję, aby przedłużył czas obowiązywania dwudniowego ultimatum. Tylko Niemcy podtrzymywali stanowisko Austro-Węgier, aby ta nie ulegała presji innych wielkich mocarstw.

Wydaje się jednak, że „punkt bez powrotu” miał miejsce dopiero 1 sierpnia o 17:00. Wówczas Niemcy wypowiedziały wojnę Rosji. Ważne były też wydarzenia 30 i 31 lipca. Rosja ogłosiła mobilizację. Zgodnie z planem Schlieffena Niemcy miały pozostawić na wschodzie wyłącznie niewielkie siły przesłonowe. Pierwsze ewentualne uderzenie Rosji miały wziąć na siebie armie austrowęgierskie. Niemcy nie mogły sobie pozwolić na sytuację, w której zmobilizowana armia rosyjska stałaby na ich wschodnich granicach. Plan Schlieffena zawiódł, bo zakładał, że mobilizacja na ogromnym terytorium Rosji potrwa aż sześć tygodni. Koncentracja wojsk na granicy, bez wypowiedzenia wojny, oznaczała, że Niemcy stoją na straconej pozycji. Rosjanie, mając w pamięci upokorzenie przez Niemcy w 1908 r. były zdeterminowane w dążeniu do wojny, aby ta sytuacja się nie powtórzyła. Oczywiście to Niemcy wypowiedzieli Rosji wojnę, ale w rzeczywistości rozpoczęli ją Rosjanie ogłaszając powszechną mobilizację. Tak przynajmniej utrzymywali Niemcy.

„Tygodnik Ilustrowany” z 8 sierpnia 1914 r. pisał: „Jeszcze nie zagrały armaty na dobre. Odbywa się dopiero mobilizacja, a jakież nieobliczalne zmiany pociągnęło za sobą już to gwałtowne, niespodziewane zatrzymanie życia. Nowoczesny industrializm tak dalece skomplikował gospodarczą stronę bytu ludzkości, tak sczepił wszystko ze sobą i połączył, że świat cały od razu wyskoczył z szyn i znalazł się w przededniu katastrofy ekonomicznej”. Autor ostrzegał, że fabryki pozostaną bez robotników, a pola bez rolników. Kiedy rządy walczących stron zdały sobie sprawę jak wielkim wyzwaniem ekonomicznym jest długi konflikt i rozpoczęły budowanie struktury, która później zostanie nazwana „gospodarką wojenną”?

Dr hab. Piotr Szlanta: W połowie 1915 roku, gdy okazało się, że nie będzie to krótka wojna. Zimą z 1914 na 1915 r. obie strony poniosły ogromne straty. Wyczerpały się zapasy amunicji. W czasie bitwy nad Marną zużyto więcej amunicji, niż w czasie całej wojny francusko-pruskiej w latach 1870-1871. Już na początku września 1914 r. do Berlina dotarła austrowęgierska delegacja z prośbą o szybkie wsparcie z niemieckich magazynów amunicji. Wciąż liczono, że wojna skończy się najpóźniej do końca roku 1915. Wówczas okazało się, że wojna jest daleka od zakończenia. Dopiero wtedy zdano sobie sprawę z tego, czym jest wojna totalna, która wymaga udziału wszystkich grup społecznych, włącznie z dziećmi, które zbierały surowce wtórne i pisały listy do żołnierzy na froncie, aby podtrzymać ich morale. Wojna totalna to także przestawienie całej gospodarki na tory wojenne. W jej trakcie podejmowano dość zaskakujące decyzje. Aby zwiększyć wydobycie węgla z niemieckiej armii zdemobilizowano kilkadziesiąt tysięcy górników z Zagłębia Ruhry i Śląska.

Fotografie i kroniki filmowe z lata 1914 roku pokazują rozentuzjazmowane tłumy żegnające szczęśliwych żołnierzy zmierzających na front. Na ile jest to obraz propagandowy, odległy od rzeczywistych nastrojów?

Dr hab. Piotr Szlanta: Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Oczywiste są emocje związane z wybuchem pierwszej od kilkudziesięciu wielkiej wojny, której charakteru nikt nie mógł znać. Poza tym wszystkie strony uważały, że prowadzą wojnę obronną. Tak uważali nawet Niemcy, którzy najechali Belgię, Luksemburg i wypowiedziały wojnę Francji oraz Rosji. Wilhelm II mówił, że broń została Niemcom wepchnięta do ręki. Wszyscy też liczyli, że będzie to wojna krótka i niezbyt krwawa. Jak pisał niemiecki historyk Christian von Krockow poległych miało być na tyle dużo, aby na ich grobach mogli co roku zbierać się weterani i rozpamiętywać odniesione zwycięstwa.

Pamiętajmy również, że mówimy o świecie pozbawionym współczesnych mediów. Ulice były zapełnione ludźmi poszukującymi najdrobniejszych informacji. W tłumie szukali także poczucia bezpieczeństwa i oparcia wśród rodaków. W takiej sytuacji śmiech mógł być sposobem na ukrycie lęku. Znamy także relacje opisujące inne nastroje. Entuzjazm towarzyszył głównie osobom młodym z warstw średnich, zwłaszcza młodzieży wielkomiejskiej. Nie obserwowano go wśród robotników czy rolników. Oni myśleli znacznie racjonalniej. Wojna nie była dla nich romantyczną przygodą, lecz oderwaniem od dotychczasowego życia. Są relacje np. z jednego z kościołów w Hamburgu, który był wypełniony płaczącym tłumem. Żołnierze i ich rodziny zdawały sobie bowiem sprawę, że rozpoczyna się rzeź. W czasie I wojny światowej zginęło 40 tysięcy Hamburczyków. Obraz entuzjazmu jest więc niejednoznaczny i należy go przypisać głównie warstwom średnim i wyższym.

Jeszcze bardziej mogą zadziwiać obrazy z ulic Warszawy, gdzie Kozakom z formacji dziewięć lat wcześniej tłumiących rewolucję, Polki wręczały kwiaty i papierosy, apelując o ratunek przed Niemcami?

Dr hab. Piotr Szlanta: W Królestwie Polskim od lat osiemdziesiątych panowały silnie antyniemieckie nastroje. Nienawiść powodowana germanizacją Polaków w zaborze pruskim została wzmocniona w pierwszych tygodniach sierpnia wieściami o masakrze w Kaliszu. Rosjanie przed 1914 rokiem celowo przyzwalali na antyniemieckie gesty, aby skanalizować polski patriotyzm i rozczarowanie powrotem do rusyfikacji wkrótce po rewolucji roku 1905. Wyobrażano sobie, że Niemcy mogą nadejść i zmasakrować Warszawę, tak jak Kalisz. Dlatego armia rosyjska była uznawana za swoją. Pisze o tym między innymi księżna Lubomirska, która w swoim dzienniku zapisała, że Tadeusz Kościuszko przewraca się w grobie jeśli słyszy wiwaty na cześć Rosjan, którzy do tej pory byli bojkotowani towarzysko przez Polaków. Teraz byli przez nich podejmowani na salonach, a Polki brały śluby z oficerami w warszawskich cerkwiach.

Duże znaczenie odgrywały także dominujące poglądy mieszkańców Królestwa Polskiego. Co pokazywały m.in. wybory do Dumy, zdecydowana większość Polaków popierała bowiem Narodową Demokracją, stawiającą na współpracę z Rosją w celu uzyskania większych swobód narodowych. Marzeniem było odzyskanie przez Polskę podmiotowości w ramach imperium rosyjskiego. Te nadzieje potwierdziła odezwa wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza z 14 sierpnia 1914 r.

Czy I wojna światowa musiała wybuchnąć?

.„Zamach w Sarajewie w 1914 roku, uznawany dziś za symboliczny początek I wojny światowej, w rzeczywistości nie stanowił zapowiedzi światowego konfliktu. Tak poważne napięcia między państwami się zdarzały, ale umiano je rozładowywać. Europejczycy nie brali wówczas pod uwagę możliwości niekontrolowanego wybuchu wojny, tym bardziej na dużą skalę. Europa od 1871 roku żyła przecież w spokoju” – pisze we „Wszystko co Najważniejsze” prof. Andrzej CHWALBA, historyk i publicysta, ekspert w zakresie historii XIX i XX w.

„Przede wszystkim: czy można było uniknąć lokalnej wojny Austro-Węgier z Serbią, czyli Habsburgów z Karadziordziewiczami? W tym wypadku trudno poszukiwać alternatywnego rozwiązania. Austro-Węgry parły na południe, gdyż inne kierunki możliwej ekspansji były zablokowane. Wiedeń pragnął w bałkańskich konfliktach wszystkich ze wszystkimi stać się nie tylko głównym rozjemcą, ale i hegemonem. Na drodze do realizacji tego zadania stała Serbia, która marzyła o statusie mocarstwa (projekt Wielkiej Serbii). Dlatego dla Wiednia, choć niekoniecznie dla Budapesztu, zamach sarajewski okazał się doskonałym pretekstem do wojny. Zgodnie z jedną z teorii, mającą pewne oparcie źródłowe, zamach był nawet inspirowany przez wywiad wiedeński, aby doprowadzić do wojny, tym bardziej że wizje polityczne Franciszka Ferdynanda zrażały do niego wiedeńskie elity władzy. Dlatego też ultimatum skierowane przez Wiedeń do Belgradu zostało skonstruowane tak, aby Serbia nie mogła go zaakceptować” – pisze prof. Andrzej CHWALBA.

Jak dodaje, „do wojny przygotowywały szkolne podręczniki i szkolne programy nakazujące wielbić swoje narody i nienawidzić obcych. Przygotowywała propagująca przemoc literatura piękna, przygotowywały wielkie widowiska historyczne przypominające dni chwały własnego narodu i jednoczesnej klęski narodów słabszych, skazanych na starczy uwiąd. Nie wszyscy zauważyli, a z pewnością nie zauważyli politycy wiedeńscy i osobiście cesarz, że kończyła się epoka królów i »starożytnych« dynastii, a zaczynała się epoka wojujących ze sobą narodów, które upomną się o nowe, lepsze miejsce w historii i o nowe miejsce własnych państw »pod słońcem«”.

PAP/Tomasz Szczerbicki, Michał Szukała/WszystkoCoNajważniejsze/SN

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 28 czerwca 2024
Fot. Archiwum Historyczne w Sarajewie, autor nieznany, domena publiczna.