Zbigniew Herbert zmarł 25 lat temu
25 lat temu, 28 lipca 1998 r., zmarł Zbigniew Herbert, jeden z najważniejszych poetów polskich XX wieku, autor m.in. „Pana Cogito” czy „Raportu z oblężonego Miasta”. Potrafił w poezji osiągnąć ton krystaliczny, wzbić się ponad rzeczywistość – ocenił Andrzej Franaszek, biograf Herberta.
Ostatnie chwile
.W ostatnim roku życia Herbert spędzał coraz więcej czasu w szpitalach. Zabijała go astma, ale nie był w stanie rzucić palenia. Żartował w listach do przyjaciół, że pali pod kołdrą, a oni przemycali dla niego papierosy. „Palenie stało się sprawą honoru, ulotnym potwierdzeniem wolności, gdy nie mógł już chodzić” – pisał biograf poety Andrzej Franaszek. Jesienią 1977 roku Herbert prawie umarł na zapalenie płuc, na kilka miesięcy stracił możność mówienia. Ale, co lekarze uznali za cud, odzyskał głos, a nawet nagrał wywiad radiowy z Romaną Borowską. Głos poety był w nim, jak opisuje to Marian Stala, „schrypnięty, niski, matowy. Słychać w nim zmaganie z oddechem, trud artykulacji słów […] przede wszystkim jednak – słychać w tym głosie wolę przekroczenia cielesnych ograniczeń”. Pomimo świadomości zbliżającego się końca poeta nie poddawał się, planował podróże, a nawet ucieczkę spod kurateli lekarzy i rodziny do Włoch z pielęgniarką.
Wieczorem 27 lipca 1998 roku Herbert poczuł się na tyle źle, że żona wezwała pogotowie. Poeta zmarł następnego dnia, w czwartek nad ranem, w klinice przy Płockiej w Warszawie. Dziennikarze lubili zauważać, że tej nocy nad stolicą przetaczała się burza – to pasowało do „Epilogu burzy”, ostatniego tomiku Herberta, który ukazał się w roku śmierci poety. Znalazł się w nim m.in. wiersz pt. „Koniec” ze słowami „A teraz to już nie będzie mnie na żadnym/ zdjęciu zbiorowym”, „Nie ma mnie i nie ma/ zupełna pustka”. Tytułowy wiersz nie został skończony, ale w wizji poety bohater „Burzy” Szekspira – Prospero – postanawia pozostać na wyspie razem z Kalibanem, nie powracać do ludzi i pisanej przez nich historii.
Jak pisze we „Wszystko co Najważniejsze” Michał KOSIOREK, politolog i manager kultury, „w burzową noc, 25 lat temu, 28 lipca 1998 r., odszedł Zbigniew Herbert. Przeglądając wydanie jednego z tygodników, które ukazało się kilka dni później, odnajduję ślady epoki i sprawy, którymi wówczas żyliśmy. Niskie poparcie dla polskiej akcesji do Unii Europejskiej, rozmaite problemy młodej demokracji, ale też pojawienie się w miejskim krajobrazie nowego elementu – dużych centrów handlowych, które niebawem staną się filarami konsumenckiej rzeczywistości i dzięki którym mieć znaczy być nabierze pełniejszego wymiaru. Twórca Pana Cogito umiera w dekadzie nadziei, kiedy to świat wychodzący z zimnowojennego układu ma na dobre rozprawić się z historią i rozpocząć marsz ku wygodnej przyszłości. Podświadomie w to wierzyliśmy, ale symptomy niepokoju widniały już na horyzoncie. Parafrazując tytuł ostatniego tomiku Herberta, można powiedzieć, że w latach 90. nie byliśmy świadkami epilogu burzy, lecz raczej ciszy przed nią. Nadchodziła epoka, której kształt wyznaczą 11 września, globalny strach przed terroryzmem, kryzys finansowy, a przede wszystkim rewolucja technologiczna niosąca niebywałe przyspieszenie komunikacji, a z nią aksjologiczny chaos i społeczną niepewność”.
Młodość
.Zbigniew Herbert urodził się 29 października 1924 r. we Lwowie. Rok przed wybuchem wojny rozpoczął naukę w Gimnazjum im. Kazimierza Wielkiego. Wiosną 1944 roku, uciekając przed kolejnym wkroczeniem Sowietów do Lwowa, rodzina Herbertów przeniosła się do Krakowa. Herbert uzyskał dyplom tamtejszej Akademii Ekonomicznej, uczęszczał też na zajęcia na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych oraz rozpoczął studia na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego, które kontynuował na Wydziale Prawa i Filozofii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Dyplom uzyskał w 1949 roku.
W 1950 roku przeniósł się do Warszawy. W tym samym roku debiutował na łamach tygodnika „Dziś i jutro”. Początkujący poeta drukował swoje wiersze pod pseudonimami Patryk oraz Stefan Martha. W Warszawie żył w bardzo trudnych warunkach, przez kilka lat dzielił powierzchnię małego mieszkania na Wiejskiej z dwunastoma sublokatorami. Współpracował z „Tygodnikiem Powszechnym”, ze „Słowem Powszechnym”, współredagował miesięcznik „Poezja”. W roku 1956 wydał swój debiutancki zbiór wierszy „Struna światła”.
„Herbert nie ma jeszcze trzydziestu lat, jest szczupły, niewysoki, trochę słabowity. Wygląda uczniakowato, ubiera się biednie i przeciętnie, ale schludnie, ma małą zabawną twarz o zadartym, pełnym pogody nosie i ładne, jasne, uśmiechnięte oczy. […] Oczywiście, klepie biedę przykładową, zarabiając kilkaset nędznych złotych jako kalkulator-chronometrażysta w jakiejś spółdzielni inwalidów. Pogoda, z jaką Zbyszek znosi tę mordęgę po ukończeniu trzech fakultetów, przypomina hagiograficzne przypowieści z pierwszych wieków chrześcijaństwa” – pisał Leopold Tyrmand w „Dzienniku 1954”.
Krytyk filmowy Wiesław KOT pisze w tekście opublikowanym we „Wszystko co Najważniejsze”, że: „wychowanie w rodzinie zamożnego lwowskiego bankiera pozwoliło młodemu człowiekowi oczytać się i zakochać w kulturze klasycznej Grecji i Rzymu. A z drugiej strony nasłuchać się o terrorze komunistycznym panującym za nieodległą granicą z Rosją Sowiecką. Obserwując radziecką okupację Lwowa z własnego okna, raz na zawsze wyleczył się ze złudzeń co do ustroju komunistycznego. Następną okupację – niemiecką – przetrwał dzięki pracy w lwowskim Instytucie Behringa. Był karmicielem wszy wykorzystywanych w produkcji szczepionek przeciw tyfusowi. To chroniło przed łapankami i uliczną egzekucją. Herbert powtarzał, że to właśnie przeżycia wojenne wymusiły na nim potrzebę jasnego i lapidarnego formułowania myśli. Wiersze były wówczas jak więzienny gryps lub list wyrzucony z transportu ludzi wysłanych na śmierć – wyjaśniał”.
Wiesław KOT podkreśla również, że „stalinizm budził w Herbercie sprzeciw odruchowy i radykalny. Do tego stopnia, iż odmawiał jakiegokolwiek udziału w oficjalnym życiu literackim powojennej Polski. Na utrzymanie wolał zarabiać jako projektant urządzeń sanitarnych”, urzędnik Banku Polskiego czy „kalkulator i chronometrażysta. Kolegom, którzy w tym czasie rozpoczynali kariery literackie, wystawił gorzki rachunek”.
Twórczość i działalność opozycyjna
.W latach 60. Herbert, fascynujący się kulturą śródziemnomorską, zaczął podróżować – jeździł do Włoch i Grecji, a także do Niemiec, Francji i Holandii. Te wyprawy zaowocowały tomami esejów, takimi jak „Barbarzyńca w ogrodzie” (1962) i „Martwa natura z wędzidłem” (1993). Poeta wydawał też kolejne tomiki: „Hermes, pies i gwiazda” (1957), „Studium przedmiotu” (1961), „Napis” (1969), „Pan Cogito” (1974), które spotkały się z entuzjastycznym przyjęciem. Josif Brodski w przedmowie do włoskiej edycji poezji Herberta pisał o nim: „W wierszu wykłada swoje racje nie przez podwyższanie temperatury, lecz przez jej obniżanie: aż do stopnia, w którym jego wersy, jego strofy – niczym metalowy parkan w zimie – zaczynają parzyć przy dotknięciu”.
Herbert angażował się także w działalność opozycyjną. W grudniu 1974 roku podpisał tzw. List 15, żądający udostępnienia Polakom zamieszkałym w ZSRS kontaktu z polską kulturą. W grudniu 1975 roku, wobec projektowanych zmian w konstytucji, a zwłaszcza planowi wpisania do niej kierowniczej roli PZPR i wieczystej przyjaźni z ZSRS, podpisał „Memoriał 59″. Wiersz „Przesłanie Pana Cogito” z 1974 roku stał się swoistym hymnem tworzącego się ruchu opozycyjnego.
Pan Cogito, bohater słynnego cyklu z 1974 r. i wielu wierszy późniejszych, „jest szarym człowiekiem, czytelnikiem gazet i bywalcem brudnych przedmieść; z drugiej strony jednak jest odbiciem świadomości potocznej, ale jej się nie poddaje, szukając oparcia w pamięci o utraconym dziedzictwie ludzkości” – pisał Stanisław Barańczak. „W latach 80. nieomal zapomniano, iż Pan Cogito nie walczył z komunistami, nie strajkował, nie konspirował, nie uczestniczył w manifestacjach, lecz starał się uporać z problemem samodzielnego, niedeterminowanego przez historię określenia swej postawy, oraz że jego bohaterstwo wykluwało się z przezwyciężenia powszechnego oportunizmu i tkwiącej w nim samym nijakości” – przypominał Piotr Matywiecki.
O wydanym w 1984 roku tomie Herberta „Raport z oblężonego Miasta” Barańczak pisał: „Poeta, który choć w jednym wierszu zawarł formułę zbiorowego losu ludzi swojej epoki, może już mówić, że spełnił zadanie swojego życia. A tu jeden tomik przynosi tego rodzaju wierszy-formuł co najmniej kilka…”.
W 1986 r. środowisko pisarzy zbulwersował wywiad Herberta, który znalazł się w książce Jacka Trznadla „Hańba domowa” – zbiorze wywiadów z polskimi pisarzami na temat postaw twórców w okresie stalinizmu. Wypowiedź Herberta zawierała krytykę kolegów pisarzy zaangażowanych niegdyś w komunizm, m.in. Jerzego Andrzejewskiego, Kazimierza Brandysa, Tadeusza Konwickiego.
Herbert i Miłosz
.Na początku lat 90. Herbert zdystansował się wobec środowiska „Gazety Wyborczej”, zarzucając jej redaktorowi naczelnemu Adamowi Michnikowi torpedowanie działań zmierzających do dekomunizacji i przeprowadzenia lustracji w Polsce oraz sprzyjanie postkomunistom. W listopadzie 1994 r. Herbert udzielił „Tygodnikowi Solidarność” wywiadu, który zainaugurował jego stałą współpracę z tym pismem. Poeta zaostrzył w nim jeszcze oskarżenia z „Hańby domowej”: „Za to zatarcie różnic (między PRL-em a III RP) odpowiedzialne są nie tylko nowe elity, ale te dawno utworzone. Ich hierarchia utrzymuje się do dziś. Są to elity zawodowe, nawet po śmierci: elity trupów” – mówił poeta.
W wywiadzie dla „Tygodnika Solidarność” skrytykował też ostro swojego przyjaciela, Czesława Miłosza, zarzucając mu konformizm i tchórzostwo. Pisał m.in.: „Jest człowiekiem rozdartym, o nieokreślonym statusie narodowym, metafizycznym, moralnym. […] Ogłosił się obywatelem Wielkiego Księstwa Litewskiego”, co „zwalnia od wszelkich obowiązków wobec aktualnej rzeczywistości”. Przede wszystkim jednak Herbert przypomniał swoją kłótnię z Miłoszem sprzed lat: „Był to 1968 czy 1969 rok. Powiedział mi – na trzeźwo – że trzeba przyłączyć Polskę do ZSRR. Ja na to: Czesiu, weźmy zimny tusz i chodźmy na drinka. Myślałem, że to żart lub prowokacja. Lecz gdy powtórzył to na kolacji, gdzie byli Amerykanie, którym się to nawet spodobało – wstałem i wygarnąłem. Takich rzeczy nie można mówić – nawet żartem” – wspominał Herbert.
Andrzej Franaszek uważa, że na kolacji wydanej latem 1968 r. przez małżeństwo tłumaczy – Bogdanę i Johna Carpenterów – „uzewnętrzniły się kwestie, które już wcześniej były obecne w relacjach Miłosza i Herberta, ale właśnie wtedy sprawy stanęły na ostrzu noża”. „We wspomnieniach Janki Miłoszowej czy Carpenterów napaść ze strony Herberta była absurdalna i bezsensowna. Miłosz zmienił wtedy zdanie o przyjacielu, w liście relacjonującym spotkanie pisze, że z Herberta wyszedł endek. W archiwum Kultury odnalazłem relację jednego z gości tamtego wieczora, Aleksandra Gelli. On zapamiętał nie absurdalny atak na Miłosza, tylko wspaniałą mowę Herberta w obronie AK przeciwko złośliwościom i prowokacjom. Trzeba też dodać, że w relacjach świadków nie pojawia się przypisywana Miłoszowi przez Herberta kwestia, że Polska powinna być wcielona do ZSRS” – podkreślił Franaszek w biografii poety, wydanej w dwóch tomach w 2018 r.
Zdzisław Najder oceniał, że sporu Herberta z Miłoszem „nie można sprowadzać […] do owego niefortunnego żartu, na który podobno pozwolił sobie Miłosz”. W ocenie Najdera samo wydarzenie było tylko pretekstem dla ujawnienia różnic między poetami – odmiennej oceny II RP, tradycji polskiej martyrologii, Powstania Warszawskiego, wobec których Miłosz bywał krytyczny. Miłosz w krótkim oświadczeniu dla „Rzeczpospolitej” nazwał pomawianie go o chęć przyłączenia Polski do ZSRS „złośliwością”.
„Jeżeli ktoś uważa, że Herbert to chłodny, zdystansowany klasyk, moralista oderwany od ludzkich słabości, to może się zdziwić. Herbert był człowiekiem wielkich namiętności, niepokoju, cierpiał na poważną chorobę psychiczną, co wywarło ogromy wpływ na jego życie i twórczość” – zwracał uwagę Franaszek. W biografii Herberta wskazuje, że cierpiał on na chorobę dwubiegunową afektywną, która charakteryzuje się naprzemiennymi okresami depresji i manii. Herbert w stanie „górki” potrafił w krótkim czasie wydać wszystkie pieniądze na książki, obrazy, rozpoczynał nowe projekty, planował wyjazdy, nowe książki, z ogromnym entuzjazmem zbierał materiały. W takich okresach bywał cudownym kompanem, kobiety zakochiwały się w nim na zabój. Potem nieuchronnie przychodziła zapaść. Sam mówił, że pisać może w dość wąskich odcinkach czasu, w prześwitach pomiędzy jedną a drugą fazą choroby, kiedy wahadło emocji na chwilę zwalniało.
Epilog
.W ostatnich latach życia, bardzo już chory na astmę, Herbert nie rezygnował z uczestniczenia w życiu politycznym. W roku 1994 zainicjował zbiórkę pieniędzy na pomoc dla pogrążonej w wojnie z Rosją Czeczenii, a także napisał list otwarty z poparciem dla nieuznawanego przez Moskwę prezydenta Czeczenii Dżochara Dudajewa. W 1995 roku skierował do ówczesnego prezydenta Lecha Wałęsy list domagający się rehabilitacji płk. Ryszarda Kuklińskiego.
„Każdy kraj ma w ciągu całej swojej historii zaledwie kilku takich poetów, których słowa stają się własnością języka przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Tak stało się z poezją Herberta jeszcze za jego życia” – napisał Czesław Miłosz.
„Każda próba opisania Zbigniewa Herberta, jego poezji i życia będzie bezskuteczna. Tak jak każda próba zawłaszczenia jego twórczości i wpisania jej we własną opowieść” – pisze Michał KŁOSOWSKI, zastępca redaktora naczelnego „Wszystko co Najważniejsze”, szef działu projektów międzynarodowych Instytutu Nowych Mediów.
„Myślę, że byłby dziś na nas Herbert wściekły, widząc i słysząc, że był półkrwi Ormianinem, Żołnierzem Wyklętym czy innym jeszcze Wielkim Epitetem. Że zasłużył na miano Księcia Poetów i innych, bo jego wiersze mówią o miłości do Polski. Albo na odwrót – dlatego, że mówił o Europie, że szukał jej w sobie i w swoich podróżach. Nie dał się zaszufladkować, mimo że wielu próbowało to z nim zrobić” – twierdzi Michał KŁOSOWSKI.
Jak dodaje, „Herbert przy pełni wyrazu, jaką osiągnął, wciąż był w fazie powstawania i szukania; stawania się na nowo i budowania. To jego ciekawość sprawiała, że wciąż zachowywał postawę otwartą i konfrontacyjną jednocześnie, krytyczną i zawadiacką. Wściekłby się na nas, bo przecież dziś, w czasie wielkich podziałów, na wielkie budowanie mostów, wielkie poszukiwanie i stawanie się po prostu – nie ma czasu. Dziś należy być czarnym albo białym – bez niuansowania. Trzeba być wyrazistym, zapisanym do jednego obozu, trzymającym się jednej linii. Nieważne, czy jest to linia dobra albo czy chociaż zmierza we właściwą stronę”.
„Zawłaszczanie Herberta trwa w najlepsze. Również rocznica jego śmierci stała się okazją, aby każdy, kto miał taką potrzebę, uszczknął odrobinę jego wielkości dla siebie. Ci, którzy z powodu pochodzenia czują się w Polsce obywatelami drugiej kategorii, mogą powiedzieć, że był z ich krwi. Ci, którzy potrzebują narodowo-wyzwoleńczej narracji, z herbertowskiego mitu biorą dla siebie jego niezłomną postawę wobec komunistów. A ci, którzy poszukują, zgrzytają zębami” – pisze Michał KŁOSOWSKI.
„Zastanawiam się, jak by się Herbert czuł w naszym dzisiejszym świecie. I myślę sobie, że może w ogóle nie pisałby już wierszy, nie podróżowałby po świecie. No bo czego tu szukać, co pokazywać, skoro wszystko już wiadomo i każdy ma swój świat i swoją prawdę? Pewnie stwierdziłby Herbert, że to nie jest już czas dla poetów, i założyłby konto na Instagramie” – twierdzi zastępca redaktora naczelnego „Wszystko co Najważniejsze”.
PAP/Agata Szwedowicz/WszystkoCoNajważniejsze/PP