Xenia JACOBY: 316 Cichociemnych jak 300 Spartan. Wciąż nie dość znana historia polskiego bohaterstwa

316 Cichociemnych jak 300 Spartan.
Wciąż nie dość znana historia polskiego bohaterstwa

Photo of Xenia JACOBY

Xenia JACOBY

Polka z pokolenia JP II. Wnuczka Zygmunta AK-owca z AK "Sybirak" i Kazimiery z rodu Dmowskich. Potomkini ocalałych spod Lwowa. W latach 80. zaangażowana w "Małą Konspirę". Studia filoz-teolog. na Papieskim Wydziale Teologicznym wskazały życiowe kierunki. Podróże i emigracja - Niemcy, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania - utrwaliły nostalgię. Myśli o Ojczyźnie - sprowokowały do pisania. Relacje z polskimi Tatarami zawiązały przyjaźnie. Mieszka w Anglii.

zobacz inne teksty Autorki

Wraca dziś pamięć o tych, których nie ma — napisał Janusz Kondratowicz w „Białym krzyżu” wyśpiewanym przez Krzysztofa Klenczona. Autor ukrył w 1968 r. przed komunistyczną władzą adresata swej kompozycji. W słowie tych, którym los nie pomógł „wrócić z leśnych dróg, gdy kwitły bzy”, ukrył żołnierzy Armii Krajowej. Wśród nich byli i Cichociemni — żołnierze elitarnej jednostki wojskowej Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Wszyscy byli ochotnikami wybranymi spośród wielu tysięcy gotowych do poświęceń kandydatów.

.Dawid Rószczka określił Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej jako „najlepszych rycerzy Rzeczpospolitej XX wieku”: „Oni to jako elita polskiej dywersji, działający na skalę światową, zostali wyklęci dlatego, że chcieli wolnej Polski. Wyklęci byli przez ludobójców i zbrodniarzy niemieckich, rosyjskich i ukraińskich oraz polskojęzycznych sługusów Stalina — polskiego i żydowskiego pochodzenia. Zdradzeni przez Zachód, osamotnieni, a mimo to wierni do końca żołnierskiej przysiędze. System szkolenia Cichociemnych stał się wzorem dla tworzących się sił specjalnych na całym świecie. Najlepsza na świecie jednostka specjalna GROM nosi imię „Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej”.

Podczas kolejnej już uroczystości im poświęconej, w Manchesterze, nie dało się nie myśleć o losie Polaków straconego pokolenia — o Kolumbach czy o Cichociemnych, których wojna rzuciła do obcej Anglii. Do brytyjskiej szkoły spadochronowej nr 1 w bazie RAF-u Ringway Manchester trafiali tylko ci, którzy przeszli mordercze sprawdziany w „małpim gaju”. Tu w Ringway przechodzili kolejny etap szkoleń, gdzie były tylko skoki. Wcześniej jednak poddawano ich bezlitosnej zaprawie, treningom i szkoleniom w bazach Wielkiej Brytanii: w Londynie, Szkocji w Largo House — Ośrodku Polskiej Brygady Spadochronowej, potem w Ośrodku Ringway. Cichociemni wszystkich specjalności przygotowywali się do skoków spadochronowych w „małpim gaju” na torze przeszkód, który przygotował dowódca brygady, wtedy jeszcze pułkownik, Stanisław Sosabowski. Jego metody szkolenia spadochroniarzy z niewielkimi zmianami stosuje się do dziś w Wielkiej Brytanii.

Doskonale przygotowanych skoczków z przeznaczeniem do zadań specjalnych jako spadochroniarzy AK i strzelców wyborowych „najkrótszą drogą” wysyłano z tajnymi misjami do Polski. Po 1943 r. byli transportowani przez polskich pilotów krótszą trasą z Włoch. Jako najlepsi z najlepszych polskiego wywiadu kierowani byli do dywersji przeciwniemieckiej.

.Symboliczna liczba 316 Cichociemnych przypominała mi 300 Spartan — przykład niezwykłego męstwa, odwagi, hartu i samodyscypliny. Poddawano ich spartańskim próbom — dlatego nigdy się nie załamali, nie poddali. Dzięki temu stanowili elitę elit Polski Walczącej. „Ledwo dało się to wytrzymać… Rany boskie… przetrzymać, tylko przetrzymać za wszelką cenę, żeby się nie zbłaźnić przed dżemo-jadami — angielskimi instruktorami” (tak w filmie „Cichociemni” wspominał Tomasz Kostuch „Bryła”).

Kurs odprawowy kończył się uroczystą przysięgą AK. W Londynie powstał VI oddział sztabu Naczelnego Wodza, patronujący polskiej konspiracji, który wszedł do struktur brytyjskiej organizacji dywersyjnej SOE (Special Operations Executive, czyli Kierownictwo Operacji Specjalnych). Była to organizacja ds. dywersji w krajach okupowanych przez Niemcy.

Cichociemnych desantowano do Polski w celu nieregularnej walki z Niemcami w akcjach sabotażowo-dywersyjnych oraz prowadzenia szkoleń polskiego ruchu oporu w okupowanym kraju. Pierwszy zrzut miał miejsce w nocy z 15 na 16 lutego 1941 r. „Powodzenie akcji zdecydowało o rozszerzeniu skali operacji. Spośród żołnierzy polskich jednostek na Wyspie oddział VI wytypował młodych oficerów o wysokim poziomie cnót moralnych i bojowych, by swą osobowością zdobywać przewagę psychofizyczną nad wrogiem. Wybierano oficerów wywiadu bardzo inteligentnych, których bronią zawsze musiały być szare komórki mózgowe” (tamże, Stefan Bałuk „Starba”).

Polscy spadochroniarze — komandosi Armii Krajowej — wysyłani byli (na rzeź, jak żartowali Cichociemni) jako siły specjalne także do walk w innych krajach okupowanej Europy — o czym dziś Europa często woli nie pamiętać. Kiedy padła Francja, oni jako jedyni alianci stanęli u boku armii brytyjskiej. „W życzliwej, lecz obcej dla nas Anglii niektórzy angielscy cywile chcieli wyrazić nam, miłym Polakom, swoją sympatię i współczucie. Opiekowali się nami. Oni wiedzieli, że jesteśmy bez ojczyzny…” (wspominał Ludwik Witkowski „Kosa”).

„Trzeba zabijać, aby nie być zabitym. Okupanci rozstrzeliwali każdego schwytanego skoczka. Wojna jest zupełnie inną moralnością i kieruje się inną niż moralność pokojowa. Wolno zabić człowieka (wroga), bo on jest innej nacji, i to jest chwała” (Ludwik Witkowski „Kosa” oraz Józef Nowacki „Horyń”).

„Najbardziej chronieni, jeśli chodzi o tajemnicę, byli skoczkowie Cichociemni. Byli bardzo szczególnymi ludźmi. Podczas lotów zrzutowych mieli zawoalowane twarze. Ceremonia przywiezienia skoczków to był ostatni akt przed samym lotem. Jednym z największych przeżyć było przywitanie się z tą polską ziemią, później robiło się zadanie — zrzucało się skoczków i znowu te 5 godzin z powrotem do Anglii, znowu daleko od tego własnego kraju…” (tamże, wspominał Michał Goszczyński „Pilot”).

Cichociemni z organizacji dywersyjnej AK „Wachlarz” niszczyli linie komunikacyjne łączące Niemcy z zapleczem frontu wschodniego. To było pierwsze duże zadanie skoczków. „Wachlarz” w 1942 r. działał od Łotwy po Ukrainę na pięciu odcinkach dywersyjnych. Dowództwo objęli oficerowie Cichociemni: Jan Piwnik „Ponury”, Alfred Paczkowski „Wania” (aresztowany i torturowany w Pińsku, odbity przez „Ponurego”), Bolesław Kontrym „Żmudzin”, Tadeusz Sokołowski „Trop” (dowodząc odcinkiem IV, zginął w mińskim Gestapo), Stanisław Gilowski „Gotur”. „Wachlarz” wysadził 30 transportów i dokonał 60 zniszczeń linii kolejowych, sam także otrzymał dotkliwe ciosy. Dywersantów ścigała policja niemiecka oraz kolaboracyjne policje litewskie, białoruskie i ukraińskie. Bolesław Kontrym „Żmudzin” kierował komórką likwidującą z wyroków sądów specjalnych zdrajców i szmalcowników. Został zastrzelony w mokotowskim więzieniu w 1953 r.

.Oficerowie Cichociemni dowodzili oddziałami partyzanckimi w całej Polsce. Oddział dyspozycyjny Kedywu wileńskiego pod dowództwem Adama Boryczki „Brony” rozrósł się w 6. Brygadę dowodzoną przez mjr. Koprowskiego i bronił ludności cywilnej przed terrorem wroga. Skoczkami nasycono także oddziały walki bieżącej, ucząc tam młodych Polaków rzemiosła wojennego i czyniąc ich zapał choć trochę mniej straceńczym. Oddział dyspozycyjny Komendy Głównej „Parasol” poprowadził Adam Borys „Pług”. „Parasol” zlikwidował 13 groźnych gestapowców w Warszawie, w tym Franza Kutscherę. „Wśród młodzieży był niesamowity zapał. Były to młode chłopaki, niewyszkolone, w wojsku nie byli, a garnęli się do walki, aby to robić. Oni byli gotowi do zrobienia wszystkiego” (Ludwik Witkowski „Kosa”). „Ponury” w Górach Świętokrzyskich wraz z Cichociemnymi prowadził partyzanckie zgrupowania, które stały się postrachem policji i żandarmerii. Gdy poległ w 1944 r., jego oddziały weszły w skład Kieleckiego Korpusu AK. Cichociemni współpracowali ze złodziejami kieszonkowymi, tzw. doliniarzami, którzy honorowo dla potrzeb wywiadu okradali niemieckich oficerów.

Polski wywiad wraz ze Stefanem Ignaszkiem w 1943 r. rozpracował produkcję niemieckiej broni odwetowej — pocisków rakietowych V1 i V2 na wyspie Uznam, koło wioski Peenemünde, a także pod Mielcem, które z rozkazu Hitlera miały służyć do ostrzału miast Wielkiej Brytanii. Dzięki Polakom ośrodek badawczy został zbombardowany przez brytyjskie lotnictwo RAF-u.

24. Wołyńska Dywizja Piechoty AK walczyła na Wołyniu. Bataliony Cichociemnych wyzwalały polskie tereny. W 1943 r. na Wołyniu Cichociemni przygotowali samoobronę Polaków przed Ukraińcami, którzy organizowali sobie państwo — wyrzynając polską ludność cywilną. 100 Cichociemnych stanęło w walce podczas Powstania Warszawskiego.

Bez tych 316 niezwykłych żołnierzy walka polskiego podziemia nie byłaby nigdy tak skuteczna.W Boże Narodzenie 1944 r. do Polski dotarła ostatnia ekipa Cichociemnych, do 1. Pułku Strzelców Podhalańskich. Cichociemnemu gen. Okulickiemu przyszło nakazać rozwiązanie AK i zwolnienie żołnierzy z przysięgi (został porwany do Moskwy i zginął tam w więzieniu w Wigilię 1946 r.). 112 z nich zginęło, innych podstępem wyłapywano, osądzano z wyrokiem śmierci lub wywożono na Syberię, na Kołymę, do „białego krematorium”.

Garstka tych, którzy ocaleli po II wojnie, nie zrezygnowała z walki z komunistycznym okupantem. Skąpani w ogniu trwających walk — ginęli z bronią w ręku jako „kontrrewolucjoniści” lub „gnili” gnębieni w lochach komunistycznych wykańczalni, mając status kryminalistów, więźniów politycznych. Lepiej traktowano wtedy zbrodniarzy wojennych niż żołnierzy AK. Dla przykładu kpt. Józef Różański, a faktycznie Józef Goldberg — stalinowski zbrodniarz pochodzenia żydowskiego — znęcał się i bił perfidnie pałką (aż do wyczerpania swych sił fizycznych) polskich bohaterów AK, herosów walk z niemieckim okupantem. Wyzywano ich od niebezpiecznych szpiegów, zdrajców narodu, wrogów niepodległości i od zaplutych karłów imperializmu anglo-amerykańskiego i żądano dla nich najwyższego wymiaru kary — śmierci. Władza komunistyczna osądzała ich w procesach pokazowych i czasem wielkodusznie zamieniała karę śmierci na karę dożywotniego więzienia. „Byli oskarżani i skazywani dla absurdu, co kosztowało morze krwi. Wielu stracono bezpowrotnie dla kraju w sposób podły i niczym niemotywowany. Naród wtedy mało się przejmował swoimi synami, którzy poświęcili swoją młodość, siły, życie na walkę, która powinna przynieść wolność wszystkim” – wspominał z goryczą Stefan Bałuk „Starba”.

.Dopiero teraz, po 75 latach, Sejm RP ustanowił rok 2016 Rokiem Cichociemnych. W dokumentach sejmowych uznano konieczność rozpowszechniania wiedzy o heroizmie Cichociemnych oraz ich osiągnięciach, a także wskazano, że powinni mieć oni swe stałe miejsce w Panteonie Polskich Bohaterów Narodowych za szczególne zasługi w walce o niepodległość Ojczyzny.

Jak natomiast w oczach współczesnego świata postrzegani są Cichociemni? Możliwe, że w brytyjskiej literaturze i kinematografii Cichociemny to słynny tajny agent 007 James Bond, który jest żołnierzem wywiadu. Jest inteligentny, wykształcony i zna się na wszystkim. Posiada licencję na zabijanie. Czyż to nie cechy Cichociemnych? Bond stał się bohaterem książkowym i filmowym dzięki powieści brytyjskiego pisarza i dziennikarza Iana Lancastera Fleminga (1908-1964). W czasie II wojny działał on w wywiadzie wojskowym jako komandor Królewskiej Marynarki Wojennej. Inspirację zaczerpnąć mógł ze swojego życia i działalności polskich agentów SOE zwanych Cichociemnymi. Jednocześnie Fleming był niezwykle oczarowany polską agentką wywiadu tajnej służby brytyjskiego Kierownictwa Operacji Specjalnych SOE, którą to organizację powołał Churchill. Kontrowersyjna postać Krystyny Skarbek (Christine Granville 1908-1952) — pierwszej kobiety w historii brytyjskiego wywiadu w tajnej służbie Jego Królewskiej Mości — Jerzego VI — niewątpliwie była natchnieniem do napisania powieści, które stały się hitem XX w. Jako Bond w spódnicy Granville była „ulubioną agentką” Churchilla.

Powieść o Bondzie, „Casino Royale”, napisana w 1953 r., doczekała się ekranizacji w r. 2006. Pierwsza dziewczyna Bonda w rzeczywistości sama była Bondem, a jej postać pisarz wykreował, wzorując się na Polce Krystynie Skarbek (była ona pierwowzorem podwójnej agentki Vesper Lynd w Casino Royal oraz Tatiany Romanowej z „Pozdrowienia z Rosji”). Jej ojciec Jerzy Skarbek nazywał ją swoją „Vesperale” — „Wieczorną Gwiazdeczką” (łac. „vesper” — wieczór, zachód słońca). Skarbkówna imponowała umiejętnościami i promieniała urokami kochanki i agentki. Wywiadowi zaproponowała swoje usługi w przemycie materiałów propagandowych, kodów radiowych i tajnych planów wywiadowczych z Węgier do Polski. Była kurierem tatrzańskim. Zdała testy strzeleckie i kurs zabijania tzw. „cichą bronią”, czyli nożem, liną i gołymi rękami. Skakała ze spadochronem, obsługiwała radiostację, umiała posługiwać się dynamitem. Jej niezwykła odwaga utorowała drogę do wyzwolenia Francji. Organizowała w Budapeszcie przerzuty alianckich i polskich jeńców z obozów internowania na terenie Węgier, z powrotem wysyłając ich do dalszej służby w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Wśród nich byli późniejsi piloci walczący w bitwie o Anglię. Zakładała siatkę wywiadowczą i zbierała informacje. Najcenniejszym materiałem był mikrofilm ukazujący przygotowanie niemieckich wojsk i data ataku na ZSRR. To dzięki niej Londyn dowiedział się o planie „Barbarossa”.

Pisarz z pewnością był pod wrażeniem jej wojennych przygód i wielkich dokonań, stąd polski akcent w jego powieściach. Filmy są kinowymi przebojami i ekranizacją fikcji super-Bonda, ale dla nas, Polaków, Cichociemni pozostają prawdziwymi, realnymi bohaterami. Krystyna Skarbek natomiast została legendą brytyjskiego wywiadu.1-2

.Tym Cichociemnym, którzy dziś jeszcze żyją — ostatnim świadkom tylu złamanych ludzkich losów, walk i zwycięstw — oddajmy należny honor. Zachowajmy znaczące wspomnienie o tych, którzy odeszli — ciągle przez wieki przywołując ich imiona. Aby to, o co walczyli, nie poszło na marne, i aby została w nas taka siła, by być prawdziwymi Polakami, świadomymi bohaterstwa naszych rodaków, którzy nigdy nie cofnęli się przed przewagą wrogów.

Xenia Jacoby

 

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 23 lipca 2016