Tomasz ALEKSANDROWICZ: "Nie płaczmy za utraconą prywatnością. Za późno"

"Nie płaczmy za utraconą prywatnością. Za późno"

Photo of Prof. Tomasz ALEKSANDROWICZ

Prof. Tomasz ALEKSANDROWICZ

Profesor nadzw. Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie. Ekspert zarządzania informacją z Centrum Badań nad Terroryzmem. Współtworzy Instytut Analizy Informacji Collegium Civitas.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Po ujawnieniu przez Edwarda Snowdena rewelacji na temat działań NSA to pytanie jest coraz częściej stawiane. Ostatnio zadał je poważny The New York Review of Books pytając wprost: Can Democracy be Saved? Pytanie jest, niestety, retoryczne, a odpowiedź brzmi: oczywiście, nie. I to co najmniej z kilku przyczyn.

Po pierwsze, zbyt późno zorientowaliśmy się jako społeczeństwo, że nasza prywatność stała się iluzoryczna. Zlekceważyliśmy ostrzeżenia klasyków science fiction, którzy ostrzegali przed taką sytuacją parę dziesiątek lat temu. George Orwell, Stanisław Lem, Philip Dick, William Gibson – by przywołać tych najgłośniejszych i najbardziej uznanych. Brak prywatności to nie tylko i chyba nawet nie przede wszystkim kwestia represji, lecz raczej określenia miejsca w systemie, cena za bycie jego częścią i możliwość korzystania z jego dobrodziejstw. Janusz Zajdel w powieści „Limes inferior” wprowadził pojęcie zlicza: karty magnetycznej będącej połączeniem dowodu osobistego, określającą miejsce w hierarchii społecznej, obowiązki, dochody i przywileje. Brzmi znajomo, prawda? Ilu z nas ma już takie zajdelowskie zlicze swoich portfelach? To tendencja nie do zahamowania, jest już zbyt późno, rewolucja się dokonała.

Po drugie, zaczęliśmy protestować przeciwko zbyt wścibskiemu państwu, zapominając o znacznie silnej motywowanym i znacznie szerzej realizowanym wścibstwie instytucji komercyjnych. Programy lojalnościowe, karty płatnicze, dane w chmurze, analizy naszych zakupów, nasze sprofilowane konta w Amazonie… A wszystko to ku naszej wygodzie i satysfakcji, aby żyło się łatwiej. Co więcej – za darmo! Przecież za konto w Google nie płacimy ani złotówki! Płacimy jednak, choć nie w zupełnie innej walucie. Ceną są informacje o nas, nasza prywatność. Gdy dołożymy efekty działań NSA (chronimy Twoje bezpieczeństwo) do działań Google (ułatwiamy Ci życie!) nie sposób nie przypomnieć sobie pisanych przed wiekami strof Jana Kochanowskiego: „Aniołom swoim każe cię pilnować, Gdziekolwiek stąpisz, którzy cię piastować Na ręku będą, abyś idąc drogą Na ostry krzemień nie ugodził nogą”.

Po trzecie, sami ochoczo „rozsiewamy” informacje o sobie w internecie. Gdzie jestem, gdzie byłem, z kim, co robiłem, co jadłem… Sam profil osobisty na FB pozwala na zdobycie tylu danych o konkretnym człowieku, że oficerowie STASI pewnie skręcają się z zazdrości. Nie bez przyczyny Evgeny Morozow w jednej ze swoich książek pytał dlaczego KGB chciałoby, żebyś założył profil na FB.

Po czwarte, jest naturalnie wyjście z Matrixa. Możecie zażyć czerwoną pigułkę i wypisać się z systemu. Zacząć funkcjonować bez telefonu komórkowego, Internetu, konta w banku, kart kredytowych, nawet bankomatowych, numeru PESEL, elektronicznej książki adresowej, prawa jazdy, podróży lotniczych… Z tego wszystkiego, co oferuje nam dzisiaj społeczeństwo informacyjne. Powodzenia, to jest – wbrew pozorom – możliwe. Trzeba tylko zapłacić inną cenę: życie poza systemem.

Spróbujcie policzyć bazy danych, w których znajdują się informacje o Was. Od przedszkola i szkoły podstawowej poprzez bibliotekę, bank, Departament PESEL, ZUS, PZU… A gdy skończycie, bądźcie pewni, że to nie wszystko.

Spróbujcie policzyć bazy danych, w których znajdują się informacje o Was. Od przedszkola i szkoły podstawowej poprzez bibliotekę, bank, Departament PESEL, ZUS, PZU… A gdy skończycie, bądźcie pewni, że to nie wszystko.

Nie płaczmy więc za utraconą prywatnością. Za późno. I niech was nie zwiedzie fakt, że zarówno poszczególne państwa, jak i organizacje międzynarodowe przyjmują/już przyjęły restrykcyjne zasady zbierania i wykorzystywania danych o obywatelach, tak przez państwo, jak i podmioty komercyjne. Zawsze będą wyjątki, może to być wymóg bezpieczeństwa narodowego czy zwalczania przestępczości, może to być wymów rozwoju gospodarki i funkcjonowania biznesu. Zawsze też do naszych danych będzie można dotrzeć nielegalnie – to kwestia odwagi, motywacji, umiejętności technicznych i technologii.

Dlatego właśnie tytułowe pytanie uważam za retoryczne; odpowiedź brzmi, rzecz jasna: nie. No cóż, Tu l’as voulu, George Dandin.

Tomasz Aleksandrowicz

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 28 lutego 2014