Tomasz ALEKSANDROWICZ: "Zachód przegrywa z radykalnym islamem walkę o rząd dusz. I nawet sobie tego nie uświadamia"

"Zachód przegrywa z radykalnym islamem walkę o rząd dusz. I nawet sobie tego nie uświadamia"

Photo of Prof. Tomasz ALEKSANDROWICZ

Prof. Tomasz ALEKSANDROWICZ

Profesor nadzw. Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie. Ekspert zarządzania informacją z Centrum Badań nad Terroryzmem. Współtworzy Instytut Analizy Informacji Collegium Civitas.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

.Raport przygotowany dla Rady Bezpieczeństwa na temat Państwa Islamskiego powinien odbić się na całym Zachodzie szerokim echem. To potwierdzenie dotychczasowych informacji: ISIS stał się bardzo atrakcyjnym miejscem dla obywateli także państw demokratycznych. Ich liczba w szeregach „bojowników” (morderców?) Państwa Islamskiego stale rośnie; obecnie szacuje się, że na terenie Syrii i Iraku kontrolowanym przez ISIS znajduje się już ponad 25 tysięcy cudzoziemców. 

.Można to oceniać w różny sposób. Na pewno świadczy to o tym, że Państwo Islamskie rośnie w siłę, co jest równoznaczne ze zwiększeniem chaosu na Bliskim Wschodzie i wzrostem zagrożeń terrorystycznych w państwach zachodnich. Przeszkoleni w ISIS islamiści mający paszporty UE to dla każdej organizacji terrorystycznej łakomy kąsek, a dla służb antyterrorystycznych – powód do bólu głowy.

Trzeba jednak spojrzeć na ten problem także i z innej strony – walki o rząd dusz.

Dlaczego młodzi ludzie, urodzeni i wychowani na Zachodzie, nie tylko przechodzą na islam, ale i wyjeżdżają do Syrii, walczyć w wojnie, którą uznają za swoją?

Na ulicach miast – także w Polsce – można spotkać coraz więcej młodych ludzi ubranych w sposób jednoznacznie wskazujący na związki z islamem. Co ich tam pociąga? Dlaczego odrzucają kulturę, w której wyrośli? Nie są imigrantami ani potomkami imigrantów, z własnej woli przyjmują inną kulturę z całym jej historycznym i społecznym bagażem. Dlaczego?

.Trudne to rozważania. Łatwo wpaść w histeryczne tony, niezależnie od stanowiska. Zwolennicy multikulturowości natychmiast wyciągną argumenty o islamofobii, wstecznictwie, nieuzasadnionym poczuciu wyższości i prawach człowieka. Tradycjonaliści będą grzmieć o zagrożeniach ze strony obcych, kulturowej zdradzie i apostazji. Jednak skrajności nie dadzą właściwej odpowiedzi. Jak zwykle – trzeba sięgnąć po starego mądrego Arystotelesa i jego złoty środek: działanie jest etyczne, jeśli zachowuje złoty środek pomiędzy jednostronnością nadmiaru czegoś i niedostatkiem czegoś innego. Wtedy jest działaniem optymalnym, powodującym równowagę.

Próbę zrozumienia trzeba zacząć od kulturowej globalizacji. Pozostaje faktem, że niezależnie od tego, jak długo i głośno będziemy wyrzekać na kulturę amerykańską, jest ona powszechnie dostępna i akceptowana – nawet jeśli tego nie zauważamy. Dżinsy, MacDonald’s, guma do żucia, Camele i Marlboro, coca cola, Hollywood – to rzeczy znane i popularne na całym świecie. To jedna z przyczyn, dla których Ameryka jest supermocarstwem. Dodajmy do tego Windows, Apple, IBM, formaty programów telewizyjnych, angielski jako lingua franca – będzie już pewien obraz. Samo w sobie to nie jest niczym złym, sprzeciwianie się temu podobne jest trochę do narzekania, że słońce wschodzi na wschodzie. Problem w czym innym – w sile własnej kultury. Kontakty z inną kulturą nie są (najczęściej) niczym groźnym, pod warunkiem wszakże, iż istnieje pewien dialog kulturowy, a to zakłada siłę własnej kultury, a zatem – przekonań, nawyków, zasad, przyzwyczajeń, dorobku. Sięganie do innych kultur wzbogaca: czy z faktu, że wolę posłuchać Beethovena niż Moniuszkę wynika, że jestem kulturowym odszczepieńcem? Czy mój zachwyt nad tekstami Lennona oznacza się wykorzeniłem kulturowo? Oczywiście nie, pod warunkiem jednak, że w moim osobistym kręgu kulturowym, pewnym kanonie wiedzy ogólnokulturowej, mieszczą się zarówno Beatlesi, jak i Czerwone Gitary, a frazaAlle Menschen werden Brüder będzie mi znana równie dobrze, jak głęboki bas Bernarda Ładysza śpiewającego Ten zegar stary…

Kolejna rzecz – to fascynacja demokracją rozumianą na wzór zachodni. Pisaliśmy już o tym na Wszystko Co Najważniejsze: wiara w to, że jest to model uniwersalny, nadający się dla wszystkich kultur/cywilizacji okazał się być błędny. Wyraźnie widać to w Afganistanie, przekonywującym dowodem są ponure konsekwencje Arabskiej Wiosny… Uważamy, że demokracja jest ustrojem najlepszym ze znanych – owszem, w naszej kulturze o korzeniach judeochrześcijańskich. Demokrację na wzór zachodni udało się Amerykanom zakorzenić w Japonii i np. w Korei Płd., jednak – jak widać choćby po Bliskim Wschodzie – nie jest to recepta uniwersalna.

Trzecia rzecz – to odwrót od ideologii. Po doświadczeniach wprowadzania w życie teorii nazizmu i komunizmu, przerażeni obrazem kacetów i łagrów, które w imię tych ideologii stawiano, uznaliśmy, że ideologie są niebezpieczne, wprowadziliśmy zatem w życie „ideologię aideologiczną” – liberalizm, a potem multikulturowość. Każdy pogląd jest równoważny z innym, przeciwnym poglądem, kultury są sobie równe, o idee nie warto się kłócić, bo to może prowadzić do wojny. Tam, gdzie inne kultury prezentowały obyczaje uznawane przez nas za obrzydliwe – zamykaliśmy oczy. Ile dziewcząt z Bliskiego Wschodu zostało w europejskich szpitalach poddanych zabiegowi obrzezania? Ile mieliśmy w Europie tzw. honorowych zabójstw, będących karą dla dziewczyny zadającej się z kimś z innej nacji? Ile przestępstw pozostało bezkarnych z uwagi na to, że sprawcą był imigrant z kraju islamskiego? Obrońcy praw człowieka zapomnieli w ferworze walki, że prawa człowieka są naruszane nie tylko przez państwo; państwo ma także obowiązek ochrony jednostki przed naruszaniem praw człowieka przez innych ludzi. Złe jest państwo, bo walczy z terroryzmem niegodnymi metodami, terroryści zaś są ofiarami. A ofiary terrorystów? Jak jest przez państwa realizowany nakaz prawa międzynarodowego ochrony i wsparcia dla ofiar terroryzmu?

.Miało to swoje konsekwencje. Przekonaliśmy sami siebie, że nie ma takich idei, których warto bronić, nawet przemocą, nawet za cenę własnego życia.

Rezygnowaliśmy z tradycji w imię tolerancji dla innych. Ilu choinek nie postawiono na rynkach, bo obrażały uczucia muzułmanów? W ilu regionach Europy nie wolno składać sobie publicznie życzeń Marry Christmas, powinno zaś Happy Winter Holiday?

To nie jest, wbrew pozorom, kwestia religii, to kwestia kultury, korzeni, zwyczaju, tradycji. Żeby postawić w salonie choinkę, a na Wielkanoc dzielić się jajkiem nie trzeba być człowiekiem religijnym. Refleksja nad życiem w Wielki Piątek nie wymaga pobytu w kościele. Dekalog ma charakter uniwersalny, jest źródłem norm moralnych nie tylko dla osób wierzących.

Odrzucenie poważnego traktowania idei oznaczało jeszcze jedno – prymitywnie rozumiany materializm, nie mający nic wspólnego z przekonaniem de Laplace’a, że hipoteza Boga nie była mu potrzebna przy tworzeniu modelu wszechświata.

Materializm oznaczał: zarabiaj, kupuj, wymieniaj rzeczy na nowsze, dzięki nowemu modelowi samochodu osiągniesz szczęście, a nowy telewizor przywróci prawdziwie rodzinne relacje w twoim domu. Przypomnijcie sobie pastisze reklam ze świetnej książki Philipa K. Dicka „Ubik”. Dla wielu – to stało się celem życia. Prorocze wydają się słowa z Dark Side of the Moon: Money, get away. Get a good job with good pay and you’re okay. Money, it’s a gas. Grab that cash with both hands and make a stash. New car, caviar, four star daydream, Think I’ll buy me a football team.

Tu koło się zamknęło. Globalizacja kulturowa spowodowała, że chodzimy w takich samych ubraniach, jeździmy takimi samymi samochodami, a w mass mediach otrzymujemy tą samą lekkostrawną papkę. Wymusiło to powstanie nowych kanonów kulturowych.

.Dziś można świetnie funkcjonować i odnosić sukcesy bez wiedzy o tym, jakie poglądy głosił Immanuel Kant, kim był Georg Wilhelm Friedrich Hegel, co połączyło poglądy Feliksa Konecznego i Samuela Huntingtona; nie jest już wstydem brak wiedzy o tym jak Leonard Euler rozwiązał zagadkę mostów w Królewcu i jaką zagadkę pozostawił potomnym Pierre de Fermat, zaś w faktu, iż Rembrandt pozostawił po sobie Lekcję anatomii doktora Tulpa można wnioskować, że był lekarzem. (Ostatnio moich uniwersyteckich Mistrzów spotkał zarzut, iż na egzaminie zadają zbyt szczegółowe pytania. Dla pewności, doprecyzuję: renomowany wydział Uniwersytetu Warszawskiego.) Konieczne jest coś innego: jak używać Worda i Excela, czym się różni Mac od Windows i jak się połączyć z Wi Fi z iPhone’a.

.Efekty widać gołym okiem – znajomość tajników Worda nie przekłada się na mądre teksty, a powszechny dostęp do Wi Fi nie jest równoznaczny z faktycznym powszechnym korzystaniem z wiedzy. Jakie zapytanie najczęściej jest wpisywane do okna wyszukiwarki Google? Można nauczyć się kilku języków obcych i w żadnym nie mieć nic ciekawego do powiedzenia.

Została zerwana pewna istotna ciągłość kulturowa. Ciekaw jestem ilu młodych ludzi znajdzie w starym hicie Lennona i Maccartney’a o młodym człowieku marzącym o karierze pisarskiej odniesienia do angielskiej literatury: Dear Sir or Madam, will you read my book? It took me years to write, will you take a look? It’s based on a novel by a man named Lear And I need a job so I want to be a paperback writer!

I tu tkwi odpowiedź na pytanie czego młodzi ludzie szukają w islamie, także tym radykalnym, także stając w jednym szeregu z mordercami z Państwa Islamskiego. Sensu życia, celu, samorealizacji, wspólnoty – jakkolwiek przerażająco to brzmi.

.Przywilejem młodości jest poszukiwanie, bunt, wybór drogi życiowej. Czasami te wybory podyktowane buntem są po prostu głupie, szkodliwe i złe. Mądrość ludzi dojrzałych polega nie na tym, aby młodym zabronić buntu, lecz na tym aby sobie i innym nie zrobili krzywdy. To dla mojego pokolenia bardzo bolesna prawda: jaką alternatywę mamy dla tych młodych ludzi? Nawet nie tyle w sensie materialnym, lecz ideowym. Czym ich zachęcimy do pozostania w naszej kulturze? Jakim językiem przemówimy? Czym przekonamy? To wojna kulturowa, walka o rząd dusz, którą przegrywamy, bo jesteśmy słabsi. I nie mamy pomysłu na to, jakimi metodami ją wygrać.

gdy wchodzę do kościoła zdejmuję czapkę. Wchodząc do meczetu zdejmuję buty. Przed wejściem do synagogi zakładam kipę. Nie naruszyło to nigdy w niczym mojej tożsamości kulturowej. To temat godny refleksji w Wielki Piątek.

Tomasz Aleksandrowicz

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 3 marca 2015