Myśliwce F-35 na wypadek wojny z Rosją uczą się lądowania na autostradzie

.W środkowej Finlandii holenderscy piloci myśliwców F-35 Lightning i fińscy piloci myśliwców F/A-18 Hornet ćwiczą lądowania na zamkniętej dla ruchu autostradzie. Manewry mają na celu lepsze przygotowanie do ewentualnego konfliktu z Rosją.
Zamiast operować tylko z dużych baz , samoloty i personel lotniczy są rozpraszane do mniejszych, mobilnych lokalizacji
.Holenderski F-35 Lightning, jeden z najnowocześniejszych myśliwców na świecie, podrywa się z pasa startowego położonego wśród fińskich lasów lotniska Pirkkala. Wyposażony jest w technologię stealth, dzięki czemu jest trudny do wykrycia przez radary.
Samolot obiera kurs na położony w pobliżu innej wojskowej bazy lotniczej, Tikkakoski, zamknięty dla ruchu odcinek autostrady. Zatacza szeroki krąg, po czym z prędkością prawie 300 km/h zbliża się do ziemi, wykonując manewr przyziemienia, następnie pilot zwiększa moc silników i szybko podrywa maszynę w górę do dalszego lotu, bez zatrzymania się na pasie. Prawie pionowo wzbija się w powietrze, pozostawiając za sobą chmurę pyłu. Potężny huk wypełnia okolicę.
Kolejny F-35 Lightning po kilkudziesięciu sekundach wykonuje identyczne ćwiczenie, po czym para powtarza je kilkakrotnie i oddala się. Jeden z samolotów na pożegnanie macha skrzydłami, a na niebie wkrótce pojawiają się fińskie myśliwce Hornet, które wykonują takie same ćwiczenia.
Samoloty F-35 Lightning biorą udział w manewrach Baana (słowo to w fińskim dialekcie oznacza drogę), organizowanych corocznie ćwiczeniach fińskich sił powietrznych, podczas których piloci trenują podejścia do lądowania na autostradach. Baana to odpowiedź na takie zagrożenia, jak ataki rakietowe na bazy lotnicze.
Holendrzy przylecieli do Finlandii po to, aby uczyć się od Finów, ponieważ po raz ostatni podobne manewry w Holandii przeprowadzono 41 lat temu, jeszcze na samolotach F-16.
Generał brygady Marcel van Egmond z Królewskich Holenderskich Sił Powietrznych powiedział PAP, że manewry – to wdrażanie w praktyce nowoczesnej koncepcji wojskowej, określane jako rozproszone rozmieszczenie sił bojowych (z ang. Agile Combat Employment). To doktryna opracowana głównie przez siły powietrzne USA (USAF), która zyskuje na znaczeniu również w siłach zbrojnych państw NATO, w tym właśnie Finlandii.
Zakłada, że zamiast operować tylko z dużych, dobrze wyposażonych baz (które są łatwe do zaatakowania), samoloty i personel lotniczy są rozpraszane do mniejszych, mobilnych lokalizacji (np. na autostrady, tymczasowe lądowiska). Personel lotniczy musi być zdolny do szybkiego przemieszczania się, a działania bojowe muszą być możliwe nawet przy ograniczonym zapleczu technicznym, czyli bez hangarów, czy radarów.
F-35 Lightning to nowa, piąta generacja samolotów myśliwskich
.Dlaczego jest to ważne? W przypadku konfliktu precyzyjne ataki rakietowe czynią duże bazy lotnicze łatwym celem, a rozproszone rozmieszczenie sprawi, że siły powietrzne będą miały większą szansę na przetrwanie. Jeśli piloci będą potrafili startować z autostrad i lądować na nich, będą w stanie walczyć nawet wtedy, gdy ich lotniska zostaną całkowicie zniszczone.
„Ćwiczenia w Finlandii to wielka szansa na zdobycie doświadczenia w tym obszarze” – powiedział PAP generał van Egmond.
Fińskie Siły Powietrzne regularnie organizują manewry z wykorzystaniem dróg jako tymczasowych pasów startowych. W ubiegłym roku wzięli w nich udział piloci niemieckich samolotów Eurofighter Typhoon oraz amerykańskich F-35 Lightning.
Finowie podkreślają, że najlepszym przykładem sensu ich prowadzenia jest lotnictwo ukraińskie, które wciąż walczy przeciwko Rosji, mimo ogromnej przewagi rosyjskiego lotnictwa w powietrzu.
„Jesteśmy bardzo dumni z tego, co robimy. Naszym celem jest nie tylko przetrwanie, ale walka” – powiedział podpułkownik Sami Nenonen, dyrektor ćwiczeń i zastępca komendanta fińskiej Akademii Sił Powietrznych. Uczelnia ta działa w bazie Tikkakoski.
Fińscy piloci wkrótce pożegnają wysłużone Hornety i również zasiądą za sterami F-35. Jeden z nich powiedział PAP, że choć oba typy samolotów są bardzo dobre, będzie to jak przesiadka z Mercedesa do Porsche. Dzięki F-35 fińskie niebo będzie jeszcze lepiej chronione.
„F/A -18 jest solidnym koniem roboczym. To dobry samolot i był to dobry zakup w latach 90. XX wieku. Bardzo dobrze odpowiadał naszym potrzebom. F-35 będzie jednak jakościowym skokiem w możliwościach naszych sił powietrznych” – podkreślił w rozmowie PAP Jan Bjurström, podpułkownik pilot fińskich sił powietrznych.
Marcel van Egmond również chwali te myśliwce. „F-35 to nowa, piąta generacja samolotów myśliwskich. Siłą tego samolotu jest integracja systemu sensorów z działaniami pilota, co wraz z technologią stealth, która minimalizuje jego wykrywalność przez wrogie systemy obserwacji, sprawia, że to bardzo efektywny samolot” – powiedział PAP.
Polska podpisała umowę na zakup F-35 w styczniu 2020 r. W jej ramach ma otrzymać 32 samoloty wraz z pakietem logistycznym i szkoleniowym. W pierwszym przewidziano części zamienne i eksploatacyjne, sprzęt do obsługi naziemnej i wyposażenie pilotów, komputerowy system zarządzania eksploatacją. Drugi pakiet obejmuje kompleksowe szkolenie pilotów i personelu technicznego w USA. Według zapowiedzi koncernu Lockheed Martin, pierwsze F-35A trafią do Polski w 2026 r., najpierw do bazy w Łasku, a w 2027 r. do bazy w Świdwinie.
Czas wojny, nie paplaniny
.Europejczycy mogą gadać w nieskończoność. Ich wrogowie wolą działać – pisze Edward LUCAS
Może być, ale to za mało – te słowa najlepiej podsumowują nadzwyczajny szczyt europejski, który odbył się w stolicy Wielkiej Brytanii. W przeciwieństwie do francuskich wysiłków sprzed dwóch tygodni nie zakończył się on fiaskiem. Największą wpadką był brak zaproszenia na spotkanie Estonii, Łotwy i Litwy. Kraje, które przez cały czas miały rację co do Rosji, a teraz znalazły się na pierwszej linii ognia, są wściekłe z powodu tego wykluczenia (za które jedni zwalają winę na drugich, a wszyscy zasłaniają się wymówkami rodem z podstawówki).
Przywódcy państw bałtyckich przynajmniej jako pierwsi otrzymali streszczenie omawianych kwestii. Keir Starmer przedstawił im swój czteroetapowy plan pokojowy, niejako przeciwstawiając się amerykańskim próbom bezpośredniego porozumienia się z Rosją z pominięciem Ukraińców i byłych europejskich sojuszników Ameryki.
Strategia ta wygląda obiecująco. Jej kluczowym elementem jest zwiększenie funduszy i dostaw broni dla Ukrainy, co da jej przewagę militarną i przysporzy kłopotów Putinowi. Gdyby Europejczycy od początku okazali hojność i zdecydowanie, wojna byłaby już zakończona.
Mniej jasne jest, w jakim stopniu „koalicja chętnych” – składająca się nie tylko z państw europejskich – wspomoże obronę Ukrainy po zawieszeniu broni. Bez przytłaczającego potencjału bojowego Stanów Zjednoczonych innym krajom brakuje siły militarnej, aby wesprzeć ją jak należy. To oznacza postawienie przede wszystkim na odstraszanie. Plan, który wkrótce zostanie wdrożony, został opracowany przez ekspertów lotnictwa wojskowego. Ma na celu przekonanie rządów europejskich do zaangażowania swoich sił powietrznych w obronę zachodnich i południowych części Ukrainy przed rosyjskimi atakami rakietowymi. Połączenie sił powietrznych, pocisków dalekiego zasięgu i artylerii oraz niezłomnej gotowości polityków do użycia tego arsenału, jeśli zajdzie taka potrzeba, może zniechęcić Władimira Putina do sięgnięcia po dokładkę.
Niesie to jednak ogromne ryzyko. Jeśli gwarancje okażą się puste, zginie nie tylko Ukraina, ale także wiarygodność całej Europy. Jakiekolwiek wsparcie ze strony USA, które pomogłoby nam temu zapobiec, będzie bardzo mile widziane, ale w obecnym klimacie raczej trudno na nie liczyć. Wroga retoryka administracji Donalda Trumpa niepokoi europejskich przywódców – martwią się, że będą zmuszeni traktować Stany Zjednoczone jako przeciwnika, a nie sojusznika.
Nawet w najlepszym przypadku budowa silnego potencjału obronnego i skutecznych form odstraszania oznaczać będzie ogromne wydatki. Cieszy zatem postawa Rachel Reeves, która poprosiła swoich polityków o przyjrzenie się koncepcji Banku Obronnego. Pomysł ten – pierwotnie przedstawiony przez polskiego urzędnika kilka miesięcy temu – ma na celu zmobilizowanie co najmniej 100 miliardów funtów na obronność za pośrednictwem publicznego banku zasilanego z funduszy krajów spoza UE, takich jak Wielka Brytania czy Norwegia. Istnieje szansa, że projekt banku zdoła uniknąć ugrzęźnięcia w bagnie niekończących się sporów i niezdecydowania Europy.
Niestety, nawet w tych apokaliptycznych czasach reakcja wielu europejskich krajów pozostaje dalece niewystarczająca. Rasmus Jarlov, konserwatywny poseł z Danii, który przewodniczy komisji obrony w parlamencie swojego kraju, w Times Radio nazwał wysiłki Niemiec „katastrofą”. Jak zauważył, jego państwo udzieliło Ukrainie pomocy o wartości 2,2 proc. PKB, czyli ok. 1500 euro na mieszkańca, podczas gdy Niemcy przekazały na ten cel tylko 0,8 proc. swojego PKB, czyli zaledwie jedną trzecią duńskiej kwoty. „Za drugie miejsce na wojnie nie dostaje się medalu” – powiedział. Dzisiejsza porażka obronności przełoży się na znacznie wyższe koszty w przyszłości. Paradoks polega na tym, że nawet bliscy sojusznicy spierają się zaciekle, choć okoliczności wymagają niewzruszonego, wspólnego frontu.
Warto zauważyć, że londyński szczyt obfitował w zapowiedzi, nie decyzje. Pierwotnie spotkanie miało na celu poinformowanie wybranej garstki sojuszników o przebiegu wizyty sir Keira Starmera w Białym Domu. Jednak w obliczu rozpadu sojuszu transatlantyckiego, który śledzimy na żywo w telewizji, niewiele informacji pozostaje prywatnych.
Wysoki rangą urzędnik jednego z państw pierwszej linii określił plany Starmera jako „dość niejasne”, dodając, że „należy działać szybciej”. Dlaczego na przykład nie przejąć 27 miliardów funtów w zamrożonych aktywach rosyjskiego banku centralnego przechowywanych na brytyjskich kontach? To wskazywałoby na powagę zamiarów.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/edward-lucas-czas-wojny-nie-paplaniny-europejczycy/