
Sztuka na linii frontu
Jeśli Rosja zagraża którejkolwiek granicy NATO, to problem całego sojuszu, nie tylko jednego kraju. Moskwa bardzo chciałaby, by państwa bałtyckie postrzegano w NATO jako przypadek szczególny. Byłaby wprost zachwycona, gdyby jedno z nich zaczęło się uważać za „najsłabsze ogniwo”. Jeśli taka narracja się przyjmie, podkopie morale społeczeństwa i przyspieszy wyludnianie (bo kto chciałby mieszkać u stóp wulkanu?). Osłabi też solidarność sojuszu (po co ryzykować wojnę w obronie krajów, które i tak są skazane na porażkę?) i zwiększy postrzegane ryzyko z zewnątrz. To zaś pociągnie za sobą wyższe koszty pożyczek, zahamowanie wymiany handlowej, odpływ inwestycji i spadek ruchu turystycznego. Tak powstaje błędne koło upadku i rezygnacji – i to bez jednego wystrzału.

