Dehumanizacja zwolenników PiS - badanie Instytutu Psychologii PAN

Andrzej Sliwka

Wyborcy Zjednoczonej Prawicy (ZP) dotyka częściej „dehumanizacja” przez wyborców Koalicji Obywatelskiej (KO), aniżeli wyborcy KO są dehumanizowani przez wyborców ZP – wynika z badania przeprowadzonego przez naukowców Instytutu Psychologii Polskiej Akademii Nauk.

Polska Akademia Nauk bada skale polaryzacji w dyskursie politycznym

.Naukowcy z Laboratorium Poznania Politycznego Instytutu Psychologii Polskiej Akademii Nauk przeanalizowali poglądy Polek i Polaków tuż przed wyborami i tuż po nich. Badanie zostało przeprowadzone na zróżnicowanej demograficznie próbie 681 osób powyżej 18. roku życia. Jego celem było m.in. poznanie stosunku wobec współobywateli, w tym osób o odmiennych poglądach, a także zaufania do państwa i funkcjonowania systemu politycznego.

Jednym z kluczowych komponentów badania było przeanalizowanie poziomu dehumanizacji, który określa, jak bardzo pozbawiamy cech ludzkich przedstawicieli różnych grup społecznych. Naukowcy sprawdzili, w jakim stopniu wyborcy poszczególnych partii politycznych „odczłowieczają” swoich politycznych oponentów. Stopień dehumanizacji był oceniany w skali od 1 (najniższy poziom dehumanizacji) do 9 (najwyższy poziom dehumanizacji).

„Dehumanizacja jest bardzo niebezpieczna, ponieważ może prowadzić do zwiększenia agresji wobec grupy, której członków postrzegamy jako niezasługujących na ludzkie traktowanie” – powiedziała Dominika Adamczyk z Laboratorium Poznania Politycznego PAN, jedna z autorek badania cytowana w komunikacie przesłanym do mediów.

Okazało się, że wyborcy Zjednoczonej Prawicy częsciej dotyka dehumanizacja przez wyborców Koalicji Obywatelskiej (średnia na skali dehumanizacji wyniosła 5,93), aniżeli wyborcy Koalicji Obywatelskiej są dehumanizowani przez wyborców Zjednoczonej Prawicy (średnia 4,68). Ta tendencja zmieniła się jednak po 15 października.

„Wygrana w wyborach sprawiła więc, że zwolennicy Koalicji Obywatelskiej spojrzeli łaskawszym okiem na elektorat PiS – średnia dehumanizacji spadła do poziomu 4,92” – napisali naukowcy. Twierdzą oni, że wskaźnik ten jest wyższy niż poziom dehumanizacji uchodźców z Afryki i Azji.

Zbadano również nastawienie respondentów do ogółu Polaków. Na uwagę zasługuje fakt, że przed wyborami aż 10 proc. wyborców Lewicy zgodziło się z twierdzeniem, że „Polaków powinno się unikać”. Taką samą postawę wykazywał zaledwie 1 proc. wyborców Zjednoczonej Prawicy. Jednak po wyborach poziom wrogości wśród osób popierających Lewicę istotnie się zmniejszył i ilość osób, które uważają, że należy unikać innych Polaków, także wśród wyborców Lewicy spadł do 1 proc.

W badaniu przeanalizowano również to, jaki jest stosunek Polaków do ustroju politycznego, w którym żyją. Przed wyborami poziom poparcia dla demokracji był podobny u wyborców wszystkich partii z wyjątkiem Konfederacji, której elektorat popierał ten ustrój w najmniejszym stopniu.

Natomiast po wyborach poparcie dla demokracji zmieniło się. Zmalało wśród wyborców Zjednoczonej Prawicy (spadek z 3,47 na 3,33) i urosło u wyborców Koalicji Obywatelskiej (wzrost z 3,83 na 3,93) i Trzeciej Drogi (wzrost z 3,6 na 3,72). Poziom poparcia dla demokracji wśród wyborców Konfederacji pozostał niski – aż 36 proc. wyborców tej partii zgadza się ze stwierdzeniem, że “ustrój demokratyczny prowadzi do niezdecydowania i zbyt wielu konfliktów”.

Przegrana PiS wpłynęła również na stosunek wyborców tej partii do funkcjonowania państwa. Przed wyborami 55 proc. wyborców PiS uznawało, że polski system polityczny działa tak, jak powinien. Po wyborach z tym stwierdzeniem zgodziło się już tylko 40 proc. elektoratu.

Wyborcy Koalicji Obywatelskiej byli natomiast bardziej krytycznie nastawieni do działania polskiego państwa zarówno przed wyborami, jak i tuż po. Przekonanych o tym, że ustrój polityczny funkcjonował dobrze przed wyborami było 3 proc. zwolenników tej partii, a po wyborach 6 proc.

Dehumanizacja przeciwników politycznych to wyzwanie dla naszego społeczeństwa

.„Nasze badania mogą wskazywać, że Polacy nie są gotowi na akceptację systemu, w którym wybory wygrywają nieprzychylne im partie. Poparcie dla systemu demokratycznego wydaje się być poparciem warunkowym. Państwo funkcjonuje dobrze, ale tylko wtedy, kiedy wybory wygrywa ‘nasza’ partia. W sytuacji, w której wyniki nie są zgodne z oczekiwaniami, cały system funkcjonowania państwa i wiara w zasadność demokracji zaczynają być kwestionowane” – tłumaczy Dominika Adamczyk. I dodaje, że potwierdzenie tych słów można znaleźć w pojawieniu się licznych teorii spiskowych na temat legalności samych wyborów i prawdziwości wyników minionych wyborów.

„Co nie zaskakuje, największą nieufność wobec wyniku wyborów, wykazywali ci, którzy są po nich najbardziej niezadowoleni. 28 proc. wyborców Zjednoczonej Prawicy zgodziło się z twierdzeniem, że tak naprawdę wyniki wyborów zostały zafałszowane przez pewną, działającą w sekrecie grupę ludzi” – powiedziała naukowczyni.

Tezę, że wyniki wyborów zostały zafałszowane poparło również 24 proc. wyborców Konfederacji. Jeśli chodzi o wyborców Koalicji Obywatelskiej i jej koalicjantów – tylko 6 proc. osób podejrzewało, że wyniki mogły zostać sfałszowane.

„Myślenie spiskowe wydaje się tu reakcją obronną. Zamiast przyznać się do przegranej, szukając jej przyczyn w swoim postępowaniu lub działaniu, czasem mamy tendencję do obwiniania innych o wymierzone przeciwko nam, sekretne działania. Może być to próba wyzbycia się odpowiedzialności za własne porażki i błędy. Dotyczy to nie tylko obywateli Polski. Tego typu myślenie obecne było w czasie porażki Donalda Trumpa i wciąż zresztą wydaje się bliskie jego zwolennikom” – twierdzi dr Marta Marchlewska z Laboratorium Poznania Politycznego Instytutu Psychologii PAN.

Era nasilającego się konfliktu

.Dehumanizacja, opisywana w badaniach PAN jest niestety smutną rzeczywistością współczesnego dyskursu politycznego. Język partyjnych przepychanek będzie się coraz bardziej radykalizował, o ile nie uda się zatrzymać tej spirali wzajemnej nienawiści.

„Spoglądając na dzieje Polski i Polaków po 1795 r., można zauważyć, że mniej więcej co trzydzieści lat dochodzi do przełomowych wydarzeń, które konstytuują polską rzeczywistość na kolejne dekady. Prawidłowość ta pozwala lepiej zrozumieć, w jakim momencie historii znajdujemy się dzisiaj, a w przybliżeniu także określić, czego powinniśmy się spodziewać w najbliższej przyszłości” – pisze na łąmach Wszystko co Najważniejsze Michał STRĄK, Michał STRĄK, doktor nauk politycznych, od 1971 r. członek ZSL i PSL (na początku lat 90. członek władz krajowych PSL).

Autor opisuje, że lata 90. XX w. były okresem naprzemiennych rządów dwóch obozów – solidarnościowego i postpeerelowskiego. Zasadnicza zmiana nastąpiła w latach 2003–2005, kiedy to wewnętrzne konflikty doprowadziły do marginalizacji partii postpeerelowskich, a z AWS-u wykształciły się Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość, które do dziś niezmiennie pozostają głównymi graczami na polskiej scenie politycznej.

„Sądzę, że moment, w którym obecnie żyjemy, to era nasilającego się konfliktu w obozie postsolidarnościowym. Jej znakiem rozpoznawczym są walki plemienne biorące górę nad interesem całej narodowej wspólnoty” – zaznacza ekspert.

W jego opini, jeśli przyjmiemy, że lata 1980–1989 były etapem przejściowym między trzydziestoleciem samodzielnych rządów PZPR-u i czasem współrządzenia partii postpeerelowskich i solidarnościowych, to można przypuszczać, że nadzwyczajny przebieg ostatnich wyborów świadczy o tym, że znajdujemy się w czasie kolejnego przełomu. Ów przełom każe oddzielnie patrzeć na role, jaką odgrywają w tych wydarzeniach partie postsolidarnościowe oraz resztówki partii postpeerelowskich.

„Ważna jest również symbolika lat 1980 i 2023. Rok 1980 to narodziny wielkiego ruchu Solidarności. Rok 2023 to śmiertelna wewnętrzna wojna w Solidarności. To także narodziny Trzeciej Drogi, której liderzy nie do końca rozumieją, czym jest historyczny wymiar ich wyborczego zwycięstwa” – pisze Michał STRĄK.

Autor zadaje pytania, kiedy i jak obecny cykl dobiegnie końca? Co się stanie z duopolem PO-PiS, a co z Trzecią Drogą? Już dziś można napisać: Polska zamiast wewnętrznych konfliktów potrzebuje Rządu Zgody Narodowej, na którego czele znajdą się reprezentanci tych wyborców, którzy nie identyfikują się ani z PO, ani z PiS-em albo popierają te partie w sposób umiarkowany, pozostając otwartymi na inne opcje polityczne. Wybory roku 2023 pokazały, że być może nie nadszedł jeszcze czas na taki rozwój wydarzeń, ale 30 proc. głosów oddanych na partie spoza duopolu i silna pozycja Trzeciej Drogi pozwalają przypuszczać, że obowiązujący układ powoli się zużywa.

„Szczególnie w obliczu najnowszych wyzwań stojących przed Polską pytanie o przyszłość jest aktualne bardziej niż kiedykolwiek po 1989 r. Jak więc możemy przygotować się na nadchodzące zmiany? To pytanie wielowątkowe, ale jedna kwestia wybija się na plan pierwszy. Nade wszystko musimy uniknąć wojny polsko-polskiej. Nie możemy pozwolić, aby cała rzeczywistość polityczna nad Wisłą była podporządkowana wewnętrznemu konfliktowi w obozie postsolidarnościowym” – dodaje Michał STRĄK.

Moment cyklu, w którym się znajdujemy, cechuje niedobór myślenia propaństwowego w łonie elit politycznych, które skupione są przede wszystkim na rywalizacji partyjnej. W takich realiach samo nawoływanie do zgody z pewnością nie wystarczy. Niezbędne jest, aby Polska stworzyła odpowiednie warunki instytucjonalne dla relacji skłóconych obozów. Byłoby to przykładowo wypracowanie wspólnego stanowiska naszej klasy politycznej na temat miejsca Polski na politycznej mapie Europy i świata oraz pozycji Polski w UE.

PAP/WszystkocoNajważniejsze/MB
Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 5 marca 2024