„Powstanie pokazuje, że porządek, bezpieczeństwo i zwyczajność mogą zniknąć w jednej chwili” [Marcin CZAPLIŃSKI]

Każdego dnia wracam myślą do Powstania Warszawskiego 1944 roku. Tworzenie tej internetowej kroniki mi w tym pomaga. Idę przez dzielnice i ulice, jakby pamięć mogła jeszcze raz narysować mapę miasta. To nie jest tylko historia. To sposób, by spotkać ludzi, którzy żyli w tamtym czasie i znaleźli się w sytuacji, w której zwyczajne życie musiało przyjąć zupełnie inną formę – napisał 20 września 2025 r. na portalu „X” (Twitter) Marcin Czapliński.
63 dni próby
.W zamieszczonym w mediach społecznościowych poście Marcin Czapliński zwrócił uwagę na to, że w okresie pierwszych dni powstania warszawskiego (1 sierpnia – 2 października 1944 r.) dominującymi emocjami były nadzieja, natomiast później, w związku z tragicznymi przebiegiem tego wystąpienia zbrojnego i ponoszonymi masowymi ofiarami wśród ludności cywilnej i powstańców, zaczęły dominować takie odczucia jak zmęczenie i poczucie beznadziei sytuacji.
„Każdy dzień powstania miał swój rytm. Na początku była nadzieja, później coraz większe zmęczenie i ciemność. A jednak pojawiały się momenty światła, krótkie chwile, w których okazywało się, że nawet w świecie ruin człowiek potrafi zachować to, co ludzkie” – podkreślił Marcin Czapliński, twórca internetowej kroniki dotyczącej przebiegu powstania warszawskiego każdego dnia.
Następnie autor wpisu dodał: „Czerniaków, Żoliborz, Aleje Jerozolimskie, to nie są tylko punkty na mapie. To miejsca, gdzie wspólnota próbowała trwać. Nawet gdy wszystko się rozpadało, starano się zachować porządek, pilnować zasad, które dawały poczucie, że życie nie zamieniło się jeszcze całkiem w chaos. Zburzyć można było domy, ale nie można było odebrać poczucia, że to wciąż jest miasto ludzi, a nie tylko przestrzeń walki”.
Powstanie pokazuje, że porządek, bezpieczeństwo mogą zniknąć w jednej chwili
.”Każdy z 63 dni był czasem próby. Wolność nie była tam zwycięstwem, lecz samym trwaniem. Była w tym, że ktoś stanął na barykadzie, ktoś inny niósł wodę, ktoś opiekował się rannymi, ktoś utrzymywał łączność, ktoś pilnował dzieci w piwnicy. Czasem to nie był wybór, tylko konieczność chwili. Ale właśnie w tych prostych czynach wolność miała swoje najtrwalsze miejsce” – zaznaczył Marcin Czapliński.
„Powstanie pokazuje, że porządek, bezpieczeństwo i zwyczajność mogą zniknąć w jednej chwili. Dlatego pamięć o nim to nie tylko wspomnienie, ale też przypomnienie, że wspólnota i gotowość są ważniejsze, niż się nam zwykle wydaje. Dopóki trwał powstaniec, trwała wolność. Nie jako idea polityczna, ale jako obecność człowieka, który wbrew wszystkiemu pozostaje sobą” – skonkludował na koniec wpisu Marcin Czapliński.
Na wskroś polskie powstanie
.Dnia 1 sierpnia 1944 roku warszawiacy stanęli do ostatniej walki z niemieckim nazistowskim totalitaryzmem. Bili się o to wszystko, czego nie mogły im przynieść sunące ze wschodu czołgi Armii Czerwonej: o wolność, demokrację, prawo stanowienia o swoim losie – pisze Karol NAWROCKI w opublikowanym na łamach „Wszystko co Najważniejsze” tekście „Na wskroś polskie powstanie„.
Na pierwszy rzut oka – typowy ślub. Ksiądz odczytuje słowa przysięgi małżeńskiej. Państwo młodzi powtarzają je w skupieniu i wymieniają obrączki. Jest pocałunek nowożeńców, są kwiaty i gratulacje od licznie zgromadzonych gości. Nie brakuje fotografa, a nawet ekipy filmowej. Ceremonia, która odbyła się w Warszawie 13 sierpnia 1944 roku, jest jednak wyjątkowa. Pan młody, ubrany w wojskowy mundur 22-letni Bolesław Biega, ma rękę na temblaku – to efekt ran odniesionych kilkanaście dni wcześniej, gdy brał udział w walkach o Pocztę Główną. Panna młoda, 20-letnia Alicja Treutler, zamiast białej sukni ma pożyczoną bluzkę, a na ramieniu opaskę z czerwonym krzyżem – znak, że jest sanitariuszką. Ślub odbywa się w improwizowanych warunkach, a o miesiącu miodowym trzeba zapomnieć. Dookoła rozlegają się strzały i wybuchają bomby. Powoli dobiega końca drugi tydzień Powstania Warszawskiego.
Ostrzał, bomby, zniszczenia – wszystkiego tego mieszkańcy miasta doświadczyli już pięć lat wcześniej. 1 września 1939 roku na Polskę napadły nazistowskie Niemcy – tak rozpoczęła się II wojna światowa. Gdy kilkanaście dni później od wschodu uderzyła Armia Czerwona, los 35-milionowego kraju był przypieczętowany. A jednak Warszawa bohatersko broniła się dalej. Dopiero pod koniec miesiąca skapitulowała przed Wehrmachtem. Nastała długa i krwawa okupacja niemiecka: dla Żydów gehenna getta i zagłada w komorach gazowych, dla polskiej ludności – łapanki, jawne i potajemne egzekucje, wywózki do pracy przymusowej i obozów koncentracyjnych.
Po pięciu latach terroru, nieporównanie straszniejszego niż w zachodniej Europie, Warszawa była już mocno wykrwawiona. Ale i pełna nadziei, że wkrótce uda się zrzucić obce jarzmo. Dotychczasowy okupant, wcześniej tak brutalny i butny, latem 1944 r. wydawał się już słaby i zdeprymowany. We francuskiej Normandii Wehrmacht nie był w stanie powstrzymać alianckiej inwazji. Na froncie wschodnim w pośpiechu ustępował przed Armią Czerwoną. W okupowanej Polsce konspiracja niepodległościowa mimo represji osiągnęła apogeum swej liczebności. Armia Krajowa – zbrojne ramię Polskiego Państwa Podziemnego – w całym kraju miała ok. 380 tysięcy zaprzysiężonych żołnierzy. W samej Warszawie – kilkadziesiąt tysięcy. Owszem, poważnym problemem był niedobór uzbrojenia. To jednak planowano zdobyć na Niemcach i dzięki alianckim zrzutom.
LINK DO TEKSTU: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/karol-nawrocki-na-wskros-polskie-powstanie/
Wojsko wolnej Polski
.Pod jarzmem brutalnej okupacji Polacy zdołali stworzyć Armię Krajową – świetnie zorganizowaną siłę zbrojną, która przysłużyła się całemu wolnemu światu – pisze Karol POLEJOWSKI w opublikowanym na łamach „Wszystko co Najważniejsze” tekście „Wojsko wolnej Polski„.
Było już po północy 26 lipca 1944 roku, gdy na podtarnowskiej łące – kilkadziesiąt kilometrów na wschód od Krakowa – wylądował samolot transportowy Douglas C-47 „Dakota” w barwach Królewskich Sił Powietrznych. Rozładunek i załadunek trzeba było przeprowadzić jak najszybciej, bo operacja odbywała się niemal pod nosem Niemców. Po kwadransie maszyna była gotowa do ponownego lotu, ale jej koła grzęzły w miękkim gruncie. „Czas upływał. Nerwowe napięcie rosło” – zapamiętał kpt. Włodzimierz Gedymin, jeden z uczestników akcji. Już się wydawało, że samolot trzeba będzie spalić, by nie dostał się w ręce wroga. Przy czwartej próbie „Dakota” wreszcie się poderwała. Wczesnym rankiem szczęśliwie dotarła do bazy pod Brindisi w południowych Włoszech. Dwa dni później ładunek z okupowanej Polski był już w Londynie.
Ryzykowna misja była tak ważna, że w swych pamiętnikach wspominał o niej potem premier Winston Churchill. Do Wielkiej Brytanii trafiły bowiem części rakiety V-2 – niemieckiej Wunderwaffe, która miała odmienić losy II wojny światowej. Co więcej, do przesyłki był dołączony drobiazgowy raport o nowej broni. Zdobycie i rozpracowanie V-2 to jeden z największych sukcesów Armii Krajowej, którą amerykańska historyk Lynne Olson nazywa „najlepiej zorganizowanym ruchem oporu w całej Europie”.
„Jeszcze Polska nie zginęła / Kiedy my żyjemy” – brzmią pierwsze słowa naszego hymnu narodowego. Józef Wybicki pisał je pod koniec XVIII wieku, krótko po tym, jak Polska zniknęła z mapy Europy, podzielona między Prusy, Rosję i Austrię. Jesienią 1939 roku dwa totalitarne mocarstwa – nazistowska Rzesza Niemiecka i komunistyczny Związek Sowiecki – zniszczyły polską niepodległość i podzieliły między siebie polskie ziemie. Także wówczas rozgoryczenie naszych rodaków nie zdusiło wiary, że Polska nie umarła, dopóki żyją jej córki i synowie – i że trzeba działać, by znów wybić się na wolność.
.Już 27 września 1939 roku, gdy jeszcze broniła się Warszawa, zawiązała się konspiracyjna Służba Zwycięstwu Polski „z zadaniem prowadzenia dalszej walki o utrzymanie niepodległości i całości granic”. Jej misję przejął w tym samym roku Związek Walki Zbrojnej, przemianowany 14 lutego 1942 roku na Armię Krajową. Wstępujący w szeregi AK przysięgali być wiernym Polsce i „o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił”, aż do ofiary życia. Deklarowali też – co niezmiernie ważne – bezwzględne posłuszeństwo Prezydentowi RP, urzędującemu w tym czasie na uchodźstwie w Wielkiej Brytanii. Armia Krajowa nie była bowiem zbrojnym ramieniem tej czy innej formacji politycznej, lecz integralną częścią Polskich Sił Zbrojnych podległych konstytucyjnym władzom państwowym, z konieczności działającym na obczyźnie. Wraz z konspiracyjną administracją cywilną tworzyła Polskie Państwo Podziemne.
LINK DO TEKSTU: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/karol-polejowski-wojsko-wolnej-polski/
Marcin Jarzębski