Spotkanie Trump-Putin na Alasce?

Już samo spotkanie Trump-Putin na Alasce to zwycięstwo prezydenta Rosji, bo odracza groźbę sankcji, kończy jego izolację i wciąga prezydenta USA w jego dalsze gry – powiedział były ambasador USA w Ukrainie Steven Pifer. Niepokojące są też doniesienia o zarysach potencjalnego porozumienia o zawieszeniu broni – ocenił.
Spotkanie Trump-Putin ważnym przełamaniem napiętej sytuacji?
.29 lipca prezydent USA Donald Trump postawił przywódcy Rosji ultimatum: albo Putin zakończy zabijanie w Ukrainie, albo USA nałożą na Rosję sankcje dotykające nabywców jej głównych produktów eksportowych: ropy naftowej i gazu ziemnego. Choć termin minął w piątek, a wojna w Ukrainie trwa, zamiast nałożenia sankcji amerykański prezydent ogłosił, że spotka się z Putinem na Alasce. Będzie to pierwsza wizyta rosyjskiego przywódcy w USA od 10 lat.
„Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że sankcje są nieuniknione. I nie jest w ogóle jasne, co dokładnie się zmieniło” – stwierdził Pifer, ekspert think tanku Brookings Institution i wieloletni dyplomata.
Jego zdaniem, choć wiele szczegółów dotyczących potencjalnego układu kończącego wojnę nie jest znanych, to sam fakt, że dojdzie do spotkania, jest zwycięstwem Putina, który w ten sposób nie tylko odroczy groźbę poważnych sankcji wobec swojego kraju, ale też przełamie izolację, w której sam pozostaje od 2022 r. Jak podkreślił Pifer, także format spotkania – twarzą w twarz – jest korzystny dla Rosjanina.
Spotkanie Trump-Putin może być wykorzystane na korzyść Rosji
.Putin jest mistrzem szczegółów. Zna te rzeczy od podszewki. Według większości relacji Trump nie lubi być zbyt szczegółowo informowany, nie lubi się przygotowywać. Myślę, że Putin patrzy na to i mówi: „To świetny sposób, żeby rozegrać Trumpa i zmusić go do zgody na różne rzeczy” – ocenił ekspert. Według niego Trump i Putin mogą uzgodnić niekorzystne dla Ukrainy warunki, by potem wymusić na ukraińskim prezydencie przyjęcie układu. Były dyplomata zaznaczył jednak, że to Ukraina będzie miała ostateczny głos w tej sprawie i nie przyjmie porozumienia, jeśli nie zapewni jej ono bezpieczeństwa.
Pifer przyznał, że niepokój mogą budzić doniesienia o rosyjskiej propozycji, która miała przełamać wcześniejszy impas. Według dziennika „Wall Street Journal” Rosja zaproponowała dwufazowy plan, w którym na pierwszym etapie Ukraina miałaby wycofać wojska z obwodu ługańskiego i donieckiego (obecnie kontroluje ok. 30 proc. ich terytorium) w zamian za zawieszenie broni. Na drugim etapie Putin i Trump uzgodniliby ostateczny plan pokojowy, który następnie zostałby wynegocjowany z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim. Jak podała gazeta, strona rosyjska chce też uznania okupowanego Donbasu i Krymu za jej terytorium, a w zamian parlament w Moskwie przyjąłby prawo obiecujące, że Rosja nie zaatakuje Ukrainy.
„Wydaje się, że Ukraina jest proszona o trwałe poświęcenie wielu rzeczy, szczególnie terytorium, tylko za zawieszenie broni, które może być złamane w każdej chwili” – zauważył Pifer. „Jest też wiele innych kwestii, które są odkładane na drugą fazę, a kto jest w stanie zapewnić, że ta druga faza kiedykolwiek cokolwiek przyniesie?” – dodał.
Konsekwencje spotkania prezydentów Rosji i USA
.Zdaniem eksperta prawidłową sekwencją powinno być zawieszenie broni, a później porozumienie się co do ustępstw terytorialnych, na które Kijów prawdopodobnie by się zgodził. Jak zaznaczył, kluczową kwestią pozostają gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy. „Nie można za nie uznać obietnicy Moskwy, że nie zaatakuje ponownie” – podkreślił.
Pifer zauważył też, że jedyne działanie podjęte przez Trumpa przeciwko Rosji – nałożenie dodatkowych ceł na Indie za kupowanie rosyjskiej ropy naftowej – paradoksalnie również może okazać się korzystne dla Putina. Ruch Trumpa nie skłonił bowiem New Delhi do rezygnacji z rosyjskiego surowca, za to doprowadził do poważnego rozdźwięku w relacji między Indiami i USA, kluczowej zwłaszcza w kontekście powstrzymywania Chin.
Donald Trump jest silnym przeciwnikiem
.Dobroduszni komentatorzy spraw publicznych zapominają, że Ameryka jest imperium. Powracający dziś koncert wielkich mocarstw budzi na nowo także imperium amerykańskie, które odświeża swój geostrategiczny fundament, jakim jest doktryna Monroe – pisze Mateusz MATYSZKOWICZ na łamach Wszystko co Najważniejsze w tekście „Donald Trump i jego kraina lodu„.
„Dnia 2 grudnia 1823 r. James Monroe, piąty prezydent USA, stojąc przed Kongresem, ogłosił fundamenty nowej amerykańskiej polityki. Choć może stosowniej byłoby napisać, że nie tyle nowej, ile dojrzewającej od dawna, a przynajmniej od Deklaracji niepodległości i od pism federalistów. Już w 1796 roku George Washington w Farewell Address pozostawił przestrogę przed uwikłaniem w sojusze europejskie, a w 1812 roku James Madison sformułował doktrynę praw neutralnych. Z każdym bowiem rokiem niezależności USA były coraz bardziej świadome konieczności podążania ścieżką inną niż stara Europa.”
„I wtedy, w 1823 r., Monroe uznał, że czas ująć to w mowie, którą nazwano później doktryną Monroe. W obliczu zwarcia szyków przez mocarstwa europejskie po kongresie wiedeńskim USA ogłosiły brak zgody na jakąkolwiek ingerencję starych mocarstw w oba amerykańskie kontynenty, jak wówczas to definiowano, w zachodnią hemisferę. Przeciwnikiem było tu Święte Przymierze, a sojusznikiem Wielka Brytania, która wcześniej sama namawiała USA do wspólnej proklamacji. Krajom anglosaskim chodziło o ostateczne wykluczenie Hiszpanii, Francji i Rosji, mającej coraz większy apetyt na Amerykę. Mało kto dziś pamięta o ukazie cara Aleksandra I z 1821 roku, w którym określił on rosyjskie prawa do Zachodniego Wybrzeża USA.” – pisze dalej Mateusz MATYSZKOWICZ.
.”Aby tego dokonać, USA ogłosiły ustami Monroe ostateczny rozdział spraw Nowego i Starego Świata, i to rozdział bardziej radykalny, niż Monroe początkowo planował. Wiemy, że chciał pierwotnie poprzeć ruchy republikańskie na Starym Kontynencie, ale John Quincy Adams, wówczas jego sekretarz stanu i właściwy autor doktryny Monroe, zaoponował. Świat od tej pory miał być podzielony na dwie strefy wpływów: amerykańską i europejską. Europa miała nie tworzyć nowych kolonii w obu Amerykach – poza uznanymi już terytoriami, jak Kanada czy Kuba. W zamian – zgodnie z namową Adamsa – prezydent USA zadeklarował brak ingerencji w sprawy kontynentu europejskiego.”
LINK DO TKESTU: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/mateusz-matyszkowicz-koncert-wielkich-mocarstw
PAP/Oskar Górzyński/TD