Kolumbia dołączy do listy krajów kolaborujących z kartelami [Donald TRUMP]

Stany Zjednoczone oficjalnie uznały, że Kolumbia to kraj, który „w sposób oczywisty nie wywiązał się” ze swoich zobowiązań w zakresie kontroli handlu narkotykami. Jednak wbrew temu, co przypuszczali niektórzy krytycy Donalda Trumpa, jego administracja nie zdecydowała się na wstrzymanie dopływu amerykańskiej pomocy do Kolumbii.
Minister spraw wewnętrznych Armando Benedetti ogłosił, że jego rząd wstrzyma zakup amerykańskiej broni „od teraz”
.Jak co roku, rząd w Waszyngtonie formalnie potwierdza, czy poszczególni sojusznicy w pełni współpracują z prowadzonymi przez USA programami walki z narkotykami. Jeżeli zdaniem USA takiej współpracy nie ma, lub jest ona niewystarczająca, prezydent ma prawo przerwać finansową pomoc dla wybranego kraju.
Tak oceniona została Kolumbia, od dziesięcioleci zmagająca się z przemocą wywoływaną przez kartele, ale także bojówki zarówno ze skrajnej prawicy jak i lewicy, które fundują swoją działalność polityczna poprzez handel substancjami psychoaktywnymi. Administracja Trumpa poinformowała, że produkcja kokainy w Kolumbii wzrosła do rekordowych poziomów za rządów lewicowego prezydenta Gustavo Petro.
Kolumbijski polityk, będący równocześnie pierwszym w historii kraju lewicowym prezydentem, odrzuca zarzuty Donalda Trumpa. W odpowiedzi na nie kolumbijski rząd zapowiedział zaprzestanie zakupu broni od Stanów Zjednoczonych. Minister spraw wewnętrznych Armando Benedetti ogłosił, że jego rząd wstrzyma zakup amerykańskiej broni „od teraz”.
Kolumbia odpowiada na zarzuty Donalda Trumpa
.Inne kraje, które według USA nie zrealizowały swoich celów, to Afganistan, Boliwia, Birma i Wenezuela. Kolumbia została dodana do listy po raz pierwszy od 1997 roku. Teraz wraca na listę, a Amerykanie zarzucają jej zbyt dużą pobłażliwość w kwestii walki z handlem narkotykami. Gustav Petro wygrał wybory, obiecując wyleczenie narodowych ran oraz pojednanie Kolumbii, dalej cierpiącą z powodu partyzanckiej wojny lewicowych ugrupowań, która zakończyła się oficjalnie kilka lat temu, ale nieoficjalnie trwa nadal.
„Jego nieudane próby porozumienia się z grupami narkotykowo-terrorystycznymi jedynie zaostrzyły kryzys” – głosi orzeczenie prezydenta złożone Kongresowi USA. Donald Trump chwalił w nim wysiłki sił zbrojnych Kolumbii, zaznaczając, że wina leży wyłącznie po stronie prezydenta i jego otoczenia.
Kolumbijski prezydent nie zamierza jednak na razie poddać się presji z zewnątrz, a w ciągu ostatnich kilku miesięcy zaostrzył on swoją politykę względem karteli narkotyków, stawiając na silniejszą obecność amii na terenach kontrolowanych przez przestępców.
Kolumbia po przegranym referendum. Za co więc Juan Manuel Santos odebrał Pokojową Nagrodę Nobla?
.3 października 2016 roku mieszkańcy Kolumbii odrzucili w referendum propozycję pokojowego porozumienia z partyzantką FARC. Niedługo później za odrzucony przez obywateli projekt porozumienia Pokojową Nagrodę Nobla odebrał prezydent Kolumbii Juan Manuel Santos. Jak to się stało, że docenione na arenie międzynarodowej porozumienie nie przekonało samych Kolumbijczyków?
W dniu Kolumbijskiego referendum przebywałem na terenach, których mieszkańcy na co dzień narażeni są na spotkania z partyzantką Fuerzas Armadas Revolucionarias de Colombia. Byli wściekli. Nie mogli głosować. Huragan, o którym głośno było ostatnio w kontekście zagrożenia dla USA, w tamtych dniach kompletnie sparaliżował życie wzdłuż dwóch kolumbijskich wybrzeży, w tym w miejscowości, w której przebywałem. Oznacza to, że około 4,5 miliona obywateli nie mogło wyjść z domu, nie mówiąc już o dotarciu do punktu wyborczego. A właśnie ich problem dotyczy najsilniej. Ostatecznie na tych terenach zagłosowało mniej niż 10% uprawnionych do oddania głosu, z tego 80% głosujących opowiedziało się za podpisaniem traktatu pokojowego. Po zliczeniu głosów w całym kraju okazało się, że ostatecznie jednak traktat został odrzucony…
Przypuszczałem wprawdzie, że wygra opcja pokoju, ale od początku zakładałem też, że różnica głosów będzie niewielka. Ludzie wstydzą się powiedzieć ankieterom, że zagłosują przeciw porozumieniu pokojowemu, dlatego w sondażach opcja ta była niedoszacowana. Rozsądnie byłoby jednak zapytać, skąd w ogóle wzięli się przeciwnicy pokojowego rozwiązania.
Wojna w Kolumbii to trudny temat. Bezpośrednio dotyczy 5% obywateli. Mieszkańcy terenów okresowo objętych walkami mieszkają często na granicach wpływów kilku organizacji zbrojnych. A pamiętajmy, że obok ok. 7 tys. żołnierzy FARC (referendum dotyczyło porozumienia tylko z tą organizacją) zbrojnie walczy jeszcze ok. 5 tys. członków ELN i ok. 15-20 tys. członków grup paramilitarnych. Może to zabrzmieć tragikomicznie, ale FARC jest najbardziej „cywilizowaną” spośród tych trzech formacji. W niektórych z tych miejsc, gdzie mieszkańcy nie mogą liczyć na pomoc państwa, FARC pełni dla nich jego rolę, chroniąc ich przed większym zagrożeniem.
Ledwie 52 tysięcy głosów zdecydowano o kontynuowaniu trwającej ponad pół wieku wojny.
Dodatkowo, co, jak sądzę, było argumentem za odrzuceniem porozumienia dla mieszkańców miast, problemem był sam dokument. Z treścią kilkusetstronicowej, napisanej skomplikowanym językiem propozycji pokojowej nie sposób było łatwo się zapoznać, a media wyciągnęły z niej kilka haseł, które spolaryzowały społeczeństwo do tego stopnia, że różnicą 52 tysięcy głosów (w referendum brało udział 37% uprawnionych do głosowania, czyli około 13 milionów obywateli) zdecydowano o kontynuowaniu trwającej ponad pół wieku wojny.
Media informowały o punktach, przywołujących pamięć o wydarzeniach z niedawnej historii Kolumbii. Wydarzeniach, które nie zapisały się najlepiej. Proponowane porozumienie zakładało na przykład pełną amnestię dla wszystkich szeregowych żołnierzy FARC. Dowódcy otrzymaliby gwarancję wyroków nie dłuższych niż 7 lat więzienia. Dodatkowo przedstawiciele FARC mieliby znaleźć się w parlamencie Kolumbii w dwóch kolejnych kadencjach. Wszystkich członków partyzantki obowiązywałby program pomocy — miejsca pracy, świadczenia pieniężne itp.
Kolumbijczycy pamiętają podobną akcję związaną z porozumieniem podpisanym z organizacjami paramilitarnymi w latach 2003-2006. Okazało się wówczas, że — choć na podstawie szacunków mówiono o 15 tysiącach „ekskombatantów” — program objął 30 tysięcy osób. Dołączyli do nich bowiem ubodzy lub znajdujący się w trudnej sytuacji życiowej. Podawali się za członków grup paramilitarnych, a władze, nie mogąc tego zweryfikować, obejmowały ich programami pomocowymi. Niedługo później część rzeczywistych byłych członków grup paramilitarnych wróciła do swojej starej profesji, tym razem terroryzując miasta, w których ochrania handel narkotykami. Dziś właśnie te organizacje zbrojne są najliczniejsze i posiadają największy budżet. Zdarza się nawet, że służą w nich także kiepsko opłacani żołnierze armii kolumbijskiej, dorabiając w ten sposób „po godzinach”.
Przeciwnicy porozumienia pokojowego z FARC wspierani przez byłego prezydenta kraju Álvaro Uribe Véleza mówią przede wszystkim o niesprawiedliwości — na koncie FARC w ostatnim półwieku jest ponad ćwierć miliona ofiar; odpowiedzialność za nie mieliby ponieść tylko niektórzy dowódcy, a i to w ograniczonym zakresie. Podkreślają też, że społeczeństwo musiałoby zapłacić za program podobny do tego, który już raz zawiódł. Do tego dochodzi poczucie, że problem nie dotyczy wszystkich, a państwo ma pilniejsze wydatki. Sytuacja nie jest zatem tak oczywista. W samej Bogocie dochodziło do demonstracji i starć przeciwników i zwolenników porozumienia.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/krzysztof-krakowski-kolumbia-po-przegranym-referendum
PAP/MB