"Igrzyska krakowskie. Nic nie odwraca lepiej uwagi od zaniedbań"
Od wieków znana jest zasada: „gdy lud głoduje dajmy mu igrzyska”. Stosowali ją cesarze rzymscy, władcy kolejnych epok. Zasada ta stosowana jest do dziś. Zmienia się tylko przedmiot głodu oraz rodzaj igrzysk.
Napiszę coś co nie przysporzy mi zwolenników, a swego czasu powodowało oburzenie wśród moich znajomych. Przeciwna byłam organizacji Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej Euro 2012. Teraz przeciwna jestem również planowaniu igrzysk w Krakowie. Jestem stała w swych osądach.
Przy Euro 2012 wzbudzono lokalny patriotyzm oparty o czasy świetności polskiej piłki nożnej z Grzegorzem Lato jako tym, który strzelił bramkę na Wembley. Przy okazji serwowano nam opowieści, jak to dzięki Euro 2012 powstanie infrastruktura drogowa, powstaną nowe miejsca pracy, połączenia PKP pomiędzy miastami gospodarzami będą przyćmiewać szybkie, sprawne, czyste TGV a my będziemy zgarniać kokosy z późniejszego wykorzystania powstałego na tę okazję zaplecza sportowego.
Czas Euro2012 dla mnie jako mieszkanki stolicy był koszmarem. Tłumy pijanych kibiców, pseudokibiców, hałasu, góry śmieci to moje wspomnienia z tego „niezwykłego czasu”. Tak jak wspomnieniem jest widok paniczne zamykanych bram w okolicach „stref kibica” przez mieszkańców z uwagi na przekształcanie ich w latryny. Wiele osób wie, ale pewnie są i tacy co nie wiedzą, że w tym czasie poszedł odgórny zakaz wlepiania mandatów za spożywanie alkoholu w miejscach publicznych, oddawanie ulgi pęcherzom moczowym w bramach i innych tego typu zachowań, jakie już następnego dnia po turnieju były piętnowane mandatami, czy postępowaniami o wykroczenia.
Po turnieju zostały nam: niedokończone autostrady i drogi, niepopłacone długi firm, które wygrały przetargi na ich budowę, podróż pociągiem upojnych 9 godzin z Warszawy do Gdańska, jak za czasów PRL, oraz – co chyba najważniejsze – obiekty, które nie wykorzystywane powodują, że pieniądze z naszych podatków są marnotrawione na ich utrzymanie.
Ale kalendarz wyborczy odpalono. Tik-tak rozbrzmiewa i będzie rozbrzmiewało aż do 2015 r. W tym roku wybory do Parlamentu Europejskiego oraz samorządowe, za rok prezydenckie i parlamentarne. A zatem pole do popisu nad zapanowaniem nad „gawiedzią” głodną wiedzy, informacji, chcącą rozliczać swoich czy nie swoich przedstawicieli narodu. A cóż tak nie odwraca uwagi, jak nie igrzyska! Tym razem trafiło się Krakowowi. I oczywiście, przy okazji tej nastąpił wysyp polityków za i przeciw.
Tik-tak rozbrzmiewa i będzie rozbrzmiewało aż do 2015 r. W tym roku wybory do Parlamentu Europejskiego oraz samorządowe, za rok prezydenckie i parlamentarne. A zatem pole do popisu nad zapanowaniem nad „gawiedzią” głodną wiedzy, informacji, chcącą rozliczać swoich czy nie swoich przedstawicieli narodu. A cóż tak nie odwraca uwagi, jak nie igrzyska!
Mierzi mnie przy tym postawa tych polityków, którzy jeszcze niedawno, przy organizacji Euro 2012, obwieszczali wszem i wobec jakież to korzyści będą, brali czynny udział w teatrzyku zaangażowania w zapewnienie bezpieczeństwa podczas tych mistrzostw, a teraz niczym rycerze na białych koniach walczą z pomysłem jakże podobnych igrzysk, tyle że zimowych, w Krakowie. Jest to niczym innym jak walką o elektorat, nie zaś troską o tych co zostaną z pokłosiem takich igrzysk.
Jeśli na coś liczę, to liczę na mądrość Krakowian, którzy wykazali już nie raz, że nie dadzą się omamić. Że referendum pokaże, że nic o nas bez nas, a igrzyskom mówimy „nie”, bo są ważniejsze problemy, zaś politykom, że patrzymy, obserwujemy, zbieramy informację i widzimy, kto nami manipuluje, w jaki sposób i w jakim celu.
Tak, wierzę w mądrość Krakowian. I mam wrażenie, że się nie zawiodę.
Monika Krywow