Bez sprawiedliwości nie będzie pokoju - ekumeniczny patriarcha Konstantynopola Bartłomiej

Rimini, włoskie miasto w sierpniowym słońcu stało się na chwilę miejscem rozmów o sprawach fundamentalnych, takich, które dotykają nie tylko chrześcijan, ale całej ludzkości. Ekumeniczny patriarcha Konstantynopola Bartłomiej twierdzi, że w świecie, w którym huk dział i krzyk rannych zagłuszają szept modlitwy bez sprawiedliwości nie będzie pokoju.
Nicea 1700 lat później
.Nie jest to banalne hasło z konferencyjnej broszury. Patriarcha Konstantynopola Bartłomiej wypowiada te słowa z ciężarem doświadczenia Kościoła, który od wieków przeżywa burze dziejów, od upadku Konstantynopola w 1453 roku po dzisiejsze konflikty rozdzierające ziemię Ukrainy czy Bliskiego Wschodu. „Bez sprawiedliwości nie ma pokoju” – powtarza jak mantrę, a przecież wie, że w świecie globalnych interesów to zdanie brzmi jak prowokacja.
Rozmowa z Patriarchą Konstantynopola Bartłomiejem odbywa się w roku szczególnym: obchodzimy 1700-lecie Soboru Nicejskiego. Soboru, który w 325 roku wyznaczył fundament chrześcijańskiej wiary: wyznanie, że Jezus jest „współistotny Ojcu”. Jak mówi Bartłomiej, bez tej prawdy historia chrześcijaństwa byłaby jedynie „piękną filozofią etyczną”, a nie opowieścią o zbawieniu. To stwierdzenie może wydawać się teologicznym detalem, ale tak naprawdę dotyka sedna: jeśli Chrystus nie jest Bogiem, to chrześcijaństwo nie jest nadzieją, lecz systemem wartości jak sto innych. Jednak w Nicei padło też inne, bardzo praktyczne pytanie: kiedy obchodzić Wielkanoc? Ustalono, że tego samego dnia, na całym świecie. Minęło siedemnaście wieków i wciąż chrześcijanie nie potrafią świętować Zmartwychwstania razem. Czy to nie jest symbol naszego podziału? Patriarcha podczas rozmowy na Festiwalu w Rimini mówi wprost: „Aby być wiarygodnymi jako chrześcijanie, musimy świętować w tym samym dniu”. I dodaje, że rozpoczęto dialog także dzięki zmarłemu śp. papieżowi Franciszkowi.
Tak, „świętej pamięci” to wyrażenie w ustach Bartłomieja brzmi niezwykle. Patriarcha wspomina Franciszka jednak jak brata: „Razem walczyliśmy o pokój, dialog, sprawiedliwość, o środowisko, o ostatnich tego świata”. Po raz pierwszy w historii Ekumeniczny Patriarcha Konstantynopola uczestniczył w inauguracji papieża znak czasu, który pokazuje, jak bliscy potrafili się stać.
Nowy papież, stara misja i patriarcha Konstantynopola Bartłomiej
.Obecnie na Stolicy Piotrowej zasiada Leon XIV, papież nowy, ale nie odcinający się od poprzednika. Pierwsza zagraniczna podróż Leona? Nie do Brukseli, nie do Waszyngtonu, lecz do Turcji, do Patriarchatu Ekumenicznego i – symbolicznie – do Nicei, proponuje patriarcha Konstantynopola Bartłomiej. To będzie więcej niż kurtuazja: to gest potwierdzający, że jedność chrześcijan nie jest marzeniem teologów, ale nakazem chwili w świecie, który pęka w szwach.
Patriarcha Bartłomiej nie ma złudzeń: wojny nie znikną, jeśli nie zmieni się logika globalnych interesów. Ukraina – „wojna bratobójcza, zgorszenie dla świata chrześcijańskiego” – to dla niego rana osobista. Gaza, Bliski Wschód, konflikty, o których nikt nie mówi, bo nie ma ich w prime timie – to wszystko składa się na obraz świata, w którym słowo „pokój” stało się luksusem.
Co możemy zrobić? Bartłomiej odpowiada spokojnie, ale z determinacją: „Musimy być zjednoczeni, musimy dawać świadectwo woli sprawiedliwości. Bez sprawiedliwości nie ma pokoju. A naszą niezwyciężoną bronią jest modlitwa.” To zdanie brzmi jak echo Soboru Nicejskiego, który przypominał, że prawda nie jest przedmiotem targów, lecz fundamentem życia.
Świat bez braterstwa
.Spotkanie w Rimini, „Meeting dla braterstwa narodów”, mogłoby uchodzić za piękną utopię gdyby nie to, że takie głosy jak ten wciąż się pojawiają. Patriarcha Konstantynopola Bartłomiej nie jest naiwny. Wie, że modlitwa nie zastąpi dyplomacji, ale też wie, że bez modlitwy dyplomacja staje się grą o wpływy. I wie, że sprawiedliwość to nie slogan, lecz decyzja o tym, by słabszy nie był deptany przez silniejszego.
1700 lat po Nicei pytanie brzmi wciąż tak samo: czy potrafimy być jedno? Ale dziś ma ono dramatyczny wymiar: czy potrafimy razem sprzeciwić się wojnie, razem upomnieć się o pokój, razem świętować Zmartwychwstanie, znak zwycięstwa życia nad śmiercią?
Bartłomiej wyjeżdża z Rimini do Stambułu. Jego słowa brzmią jednak jak testament chrześcijaństwa dla świata: bez sprawiedliwości nie będzie pokoju, bez jedności nie będzie świadectwa, bez modlitwy nie będzie nadziei.
oprac. Michał Kłosowski