Decyzje szczytu NATO już zapadły - James Shea

Polityczna niepewność co do wyniku wyborów prezydenckich w USA, w tym kondycja Joe Bidena, nie będzie miała realnego wpływu na decyzje dotyczące Ukrainy podczas szczytu NATO, bo większość z nich podjęto już wcześniej – mówi James Shea, brytyjski były wysokiej rangi urzędnik Kwatery Głównej NATO.
NATO utrzymuje swój kurs
.W Waszyngtonie rozpoczyna się trzydniowy szczyt NATO. Ma on upamiętnić 75-lecie powstania Sojuszu Północnoatlantyckiego, ale też przynieść decyzje w sprawie finansowego i militarnego wsparcia Ukrainy oraz potwierdzić gotowość sojuszników do obrony całego terytorium NATO. W ostatnich dniach na czołowy plan zaczęła się jednak wysuwać kondycja prezydenta USA oraz to, czy Biden będzie i czy powinien się ubiegać o reelekcję.
„Szczerze mówiąc, nie sądzę, aby zawirowania polityczne w Stanach Zjednoczonych miały jakiś wpływ na decyzje dotyczące Ukrainy, ponieważ decyzje te zostały już w dużej mierze podjęte i wdrażane. Np. decyzja w sprawie 40 mld euro rocznie na finansowanie pomocy wojskowej. Po drugie, to że NATO tworzy w Wiesbaden w Niemczech nowe dowództwo koordynujące pomoc dla Ukrainy. Po trzecie, pakiet siedmiu systemów Patriot dla Ukrainy to prawie postanowione. Ponadto (prezydent) Wołodymyr Zełenski nie otrzyma w Waszyngtonie zaproszenia dla Ukrainy do członkostwa w sojuszu. To już prawie przesądzone i on już o tym wie” – wyjaśnił Shea, który obecnie związany z kilkoma instytucjami naukowymi, m.in. Królewskim Instytutem Spraw Międzynarodowych (Chatham House) w Londynie i z Uniwersytetem w Exeter.
„Zatem szczyt będzie moim zdaniem dość przewidywalny” – dodał ekspert.
Odnosząc się do Bidena, Shea wyraził opinię, że podczas szczytu NATO będzie się starało trzymać kwestię prezydenta i jego kampanii wyborczej jak najdalej od samego szczytu. Zwrócił jednak uwagę, że teraz stan jest taki, iż Biden kontynuuje kampanię, a NATO nie ma żadnego wpływu na jego dalsze decyzje. Zauważył też, że rezultaty wyborów parlamentarnych we Francji są przypomnieniem, by nie przesądzać z góry żadnych wyników, i tak samo w USA mogą się jeszcze do listopada wydarzyć nieprzewidziane rzeczy.
Mówiąc o perspektywach amerykańskiej polityki zagranicznej w kontekście wyborów w USA, Shea podkreślił, że różnice w wielu sprawach między Bidenem a Donaldem Trumpem nie są aż tak duże, jak czasem się wydaje. „Niezależnie, czy wygra Biden, czy Trump, Stany Zjednoczone będą skupiać uwagę na Chinach. Są one dużym powodem do niepokoju także dla administracji Bidena, a nie tylko Trumpa. USA będą bardziej skoncentrowane na granicy z Meksykiem. Biden również chce, aby kraje europejskie spełniały cel wydatków w wysokości 2 proc. PKB, który jak wiadomo Polska dwukrotnie wypełnia, wydając 4 proc. PKB. Oczywiście w tonie, stylu, retoryce jest duża różnica między Bidenem a Trumpem, ale w polityce USA wobec krajów NATO istnieje spójność, zwłaszcza w kwestii tego, by Europa robiła więcej” – powiedział James Shea.
„Mam zatem wrażenie, że tym, co musimy zobaczyć również na szczycie w Waszyngtonie, jest determinacja Europejczyków do większej współpracy między sobą w zakresie obrony. Europa będzie musiała zrobić więcej, aby wesprzeć Ukrainę finansowo, to całkiem jasne. Europa będzie musiała również zwiększyć swoją aktywność w przemyśle obronnym. Wniosek dla Europy jest więc taki, że NATO potrzebuje silniejszego europejskiego filaru. I niezależnie od tego, czy prezydentem będzie Biden, czy Trump, to jeśli jesteś rozsądnym europejskim politykiem musisz naciskać na zwiększenie europejskich wysiłków obronnych. Myślę, że to jasne. W przyszłości Europejczycy będą musieli w znacznie większym stopniu stanąć na własnych nogach” – dodał.
Wyniki wyborów prezydenckich w USA nie wpłynie na decyzje NATO – James Shea
.Jako dobry i zachęcający przykład takiej współpracy krajów europejskich w dziedzinie obrony Shea wskazał plany nowego brytyjskiego rządu, tworzonego przez Partię Pracy, do zawarcia umowy w dziedzinie bezpieczeństwa z Unią Europejską. Zwrócił uwagę, że rząd Keira Starmera zobowiązał się do podniesienia wydatków na obronność do 2,5 proc. PKB, podkreśla przywiązanie do NATO, wagę stosunków transatlantyckich, odstraszania nuklearnego, a więc z perspektywy NATO zmiana rządu nie jest żadnym powodem do niepokoju.
„Myślę, że umowa między Wielką Brytanią a UE w sprawie bezpieczeństwa ma sens, ponieważ Wielka Brytania ma duży przemysł zbrojeniowy i może przyczynić się do realizacji planów UE dotyczących zwiększenia produkcji zbrojeniowej. Oczywiście istnieje też potrzeba współpracy w zakresie walki z nielegalną imigracją, laburzyści chcą współpracować w takich kwestiach, jak zmiany klimatyczne, a bezpieczeństwo postrzegają w bardzo szerokim sensie. Wszystko, co zbliża Wielką Brytanię do Europy, będzie dobre też dla NATO, nie ma co do tego wątpliwości” – ocenił James Shea.
Zaznaczył, że takie porozumienie będzie wymagało elastyczności z obu stron, ale i tak umowa z UE w sprawie bezpieczeństwa będzie dla Wielkiej Brytanii łatwiejsza niż np. nowa umowa handlowa, skoro nie chce ponownie przystąpić do jednolitego rynku ani unii celnej i nie chce swobody przemieszczania się. „Umowa o bezpieczeństwie, przy dobrej woli z obu stron, powinna być szybkim obustronnym zwycięstwem” – podkreślił ekspert James Shea.
Czy Trump zwróci się przeciwko sojuszowi?
.„Bez NATO i bez amerykańskiego zaangażowania w bezpieczeństwo Europy dostawy dla Ukrainy również by się skończyły. Perspektywa opuszczenia NATO przez Amerykę zmusiłaby wiele krajów europejskich do zatrzymania swoich zasobów wojskowych u siebie; w końcu one również mogą wkrótce stanąć w obliczu inwazji. Ukraińcom dość szybko zaczęłoby brakować amunicji. Rosyjski podbój Ukrainy – co wciąż pozostaje celem Władimira Putina – znów stałby się realny. Ukraińska logistyka wojskowa byłaby znacznie utrudniona, ponieważ Rosjanie mogliby zbombardować lotniska i inne węzły zaopatrzeniowe w Polsce i Rumunii. Byli już tego bardzo bliscy: co najmniej jeden rosyjski pocisk przypadkowo uderzył w Polskę; rosyjski ostrzał trafił też w granicę rumuńsko-ukraińską. Na początku wojny Rosjanie celowo zaatakowali bazę w zachodniej Ukrainie, bardzo blisko granicy z Polską, gdzie szkolą się zagraniczni żołnierze. Jeśli zaczną atakować bazy w samej Polsce, logistyka uzbrojenia Ukrainy stanie się niemożliwa” – pisze Anne APPLEBAUM, amerykańsko-polska dziennikarka, laureatka Nagrody Pulitzera za książkę „Gułag”.
W jej ocenie zmiana ta natychmiast odbiłaby się echem poza Europą. Gdy Trump jasno stwierdzi, że nie popiera już NATO, wszystkie inne amerykańskie sojusze bezpieczeństwa również będą zagrożone. Tajwan, Korea Południowa, Japonia, a nawet Izrael uznają, że nie mogą już liczyć na automatyczne amerykańskie wsparcie. Koniec NATO nie dotknąłby ich wprawdzie bezpośrednio, ale byłby sygnałem, że wszyscy, wszędzie, muszą założyć, że Stany Zjednoczone nie są już wiarygodnym sojusznikiem.
Z czasem wszyscy sojusznicy Ameryki zaczęliby się zabezpieczać. Wiele krajów europejskich zbliżyłoby się do Rosji. Wiele krajów azjatyckich doszłoby do wniosku, że – jak to ujął Kaine – „dla własnego przetrwania trzeba zbliżyć się do Chin”. Aby uniknąć inwazji, pragmatyczni przywódcy państw leżących w pobliżu Chin lub Rosji mogą zacząć poważniej traktować handlowe i polityczne żądania odpowiednio drugiej i trzeciej co do wielkości potęgi militarnej na świecie. Jednocześnie wiele partii politycznych i głów państw (zarówno u władzy, jak i poza nią) wspieranych przez Rosję i Chiny – lub Iran, Wenezuelę czy Kubę – zyskałoby nowy, przekonujący argument na rzecz autokratycznych metod i taktyk: Stany Zjednoczone, których wizerunek został już poważnie nadszarpnięty przez Trumpa i trumpizm, byłyby postrzegane jako państwo w regresie. Z czasem zmniejszyłyby się również amerykańskie wpływy gospodarcze. Umowy handlowe i porozumienia finansowe uległyby zmianie, co dotknęłoby amerykańskie firmy i ostatecznie gospodarkę USA.