Konkurs Chopinowski 2025. O proroku ciszy, który uprzedził przyszłość [Maciej ŚWIRSKI]

Maciej Świrski o Chopinie

„Chopin – prorok ciszy, który uprzedził przyszłość” tak nazywa się rozdział książki „Chopin Transcendens. Prorok ciszy w epoce algorytmu” , nad którą pracuje Maciej ŚWIRSKI. W książce opisane będą wszystkie 255 utwory Chopina. Autor, założyciel Reduty Dobrego Imienia, w latach 2022-2025 przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, na platformie X. udostępnił rozdział wprowadzający.

Maciej ŚWIRSKI o Chopinie

„Nie wystarczy powiedzieć, że Chopin był artystą. To tak, jakby nazwać ocean większą kałużą – niby prawda, a jednak kłamstwo. W jego muzyce nie chodziło o popis, o piękno dla oka i ucha, ani o techniczną doskonałość. To były jedynie powierzchnie, które zasłaniały to, co naprawdę się działo: odsłonięcie przyszłości. Chopin nie komponował, aby zachwycać – komponował, aby ostrzegać. Każdy jego nokturn, polonez, etiuda nie są po prostu utworami, lecz fragmentami księgi, w której zapisany został dramat człowieka nadchodzącej epoki. Epoki, w której cisza stanie się ostatnim schronieniem duszy.

Jeśli zatrzymamy się dłużej przy tym obrazie, okaże się, że Chopin był jak prorok zapisujący pieśni nie dla swoich współczesnych, ale dla tych, którzy nadejdą. Ocean, którego nie da się pomylić z kałużą, jest przestrzenią bez granic – i tak też jego muzyka nie daje się zamknąć w ramy estetyki. Była dla niego aktem przewidywania, wyczucia kataklizmu, który nie miał jeszcze imienia. Kiedy grał, nie chodziło o to, by świat się wzruszył – lecz by się obudził. I choć epoka romantyzmu widziała w nim poetę fortepianu, on sam pisał już dla wieku, w którym słowo „poeta” będzie zbyt małe, by ocalić człowieka.

Kiedy Chopin siadał do klawiatury, nie interesowała go czysta konstrukcja muzyczna. Pociągała go granica – miejsce, w którym dźwięk styka się z ciszą, a obecność z rozpadem. Tam rozpoznawał nadciągający czas, w którym człowiek będzie mierzony nie przez głębię, lecz przez użyteczność, nie przez prawdę, lecz przez mechanizm. Dlatego jego muzyka brzmi dziś ostrzej niż kiedykolwiek: nie jako relikwia romantyzmu, lecz jako zapowiedź epoki, w której dusza zostaje sprowadzona do profilu, a cisza – do błędu w systemie świata.

W tych momentach, w których Chopin zawiesza frazę, słychać intuicję przyszłości – czasu, w którym każda luka zostanie zapełniona hałasem danych, a cisza będzie traktowana jako defekt. On sam wiedział, że cisza jest prawdziwym skarbem, dlatego jego muzyka nieustannie ociera się o jej krawędź. To nie był gest estetyczny – to było rozpoznanie antropologiczne: nadchodzi świat, w którym ludzie będą musieli bronić ciszy tak, jak dawniej bronili wolności. I dlatego właśnie Chopin, nawet w swoich najbardziej lirycznych frazach, nie daje spokoju – lecz stawia pytanie, jak zachować obecność w epoce, która uczyni z człowieka funkcję.

Chopin wiedział, że nadejdzie czas, gdy człowiek przestanie pytać o sens, a zacznie pytać o skuteczność. Że świat stanie się matrycą znaków, a dusza – cieniem własnego obrazu. Pisał swoje nokturny i etiudy jak ktoś, kto w muzyce ukrywa depozyt dla przyszłych pokoleń – depozyt ciszy, depozyt obecności. To nie są utwory do odegrania. To pieczęcie, które mają zostać otwarte dopiero wtedy, gdy człowiek stanie na granicy rozpadu.

.Tak właśnie należy czytać jego twórczość: nie jako zamknięte formy, lecz jako zaszyfrowane kody, które dopiero przyszłość odczyta. Depozyt ciszy oznacza, że Chopin wierzył w wartość, która przeżyje wszystkie systemy. Jego muzyka to testament dla tych, którzy zagubią się w algorytmach – przypomnienie, że jeszcze można zatrzymać się i zapytać nie „czy działa?”, ale „czy jestem?”. W tym sensie Chopin stał się nie tyle kompozytorem, ile strażnikiem – ktoś, kto złożył w dźwiękach coś, co miało się ujawnić dopiero wtedy, gdy dusza człowieka zacznie zanikać.

Nieprzypadkowo Nokturn b-moll op. 9 nr 1 brzmi jak muzyka łzy, która nie spadła. To nie jest estetyczna figura melancholii – to zapis kondycji przyszłego człowieka, który nie potrafi już wypowiedzieć prawdy ani gniewu, ani miłości, ani żałoby. Pozostaje mu tylko zawieszenie – jak głos w próżni, jak echo, które nie znajduje odpowiedzi.

Ta łza, która wciąż trwa na powiece, a nie spływa, jest obrazem egzystencji w epoce wyczerpania. Chopin przeczuwał, że nadejdzie czas, w którym ludzie nie będą zdolni do pełnego gestu – ani wyznania, ani buntu, ani modlitwy. Zostanie im jedynie zawieszenie, półgest, półgłos. W Nokturnie b-moll to zawahanie staje się głównym tematem – muzyka nie biegnie, lecz cofa się, wraca, powtarza, aż wreszcie uświadamia nam, że prawdziwą treścią jest właśnie brak decyzji. To muzyka człowieka, który nie może już spaść w dół, ale nie potrafi też wznieść się w górę.

Podobnie Nokturn Es-dur op. 9 nr 2 – pocałunek, który nie dotknął ust. To przeczucie czasu, w którym bliskość stanie się tylko symulacją, a kontakt – obrazem kontaktu. Chopin przeczuwał, że nadejdzie chwila, w której człowiek będzie miał tysiące pozornych znajomości, a żadnego przyjaciela. Że miłość zostanie zredukowana do gestu, a wspólnota – do widoczności. I dlatego napisał muzykę, która uczy, że prawdziwa obecność nie potrzebuje dotknięcia, że bliskość istnieje w samym byciu obok.

W tym nokturnie każdy ornament jest jak drżenie powietrza, które mówi więcej niż sam kontakt. Chopin przeczuwał, że nadejdzie świat, w którym uścisk dłoni zostanie zastąpiony przez ikonę „like”, a pocałunek – przez emotikon. Dlatego jego muzyka zatrzymuje się tuż przed gestem, jakby chciała nas nauczyć, że bliskość jest możliwa nawet bez fizycznego dotyku. To lekcja dla przyszłości: że obecność nie jest funkcją symulacji, lecz stanem bycia razem – nawet jeśli oddziela nas pustka.

Najmocniejszym przykładem profetycznej mocy Chopina jest Etiuda c-moll op. 10 nr 12 . Nazywano ją „Rewolucyjną”, lecz rewolucja w niej zawarta nie dotyczy tylko polityki. To rewolucja poznania. To muzyka nieodwracalności. Każdy takt tego utworu powtarza: „nie można już wrócić”. To zdanie nie odnosi się wyłącznie do upadku powstania listopadowego. To zdanie jest proroctwem całego wieku XX – wieku, w którym Auschwitz, Hiroszima i Gułag przekreśliły wiarę w niewinny postęp. I wieku XXI – w którym człowiek uwięziony w sieci znaków nie potrafi już wrócić do prostoty ciszy.

.Etiuda ta jest jak brama, która się zatrzasnęła – nie tylko dla Polaków roku 1831, ale dla całej ludzkości. Chopin wyraził w niej doświadczenie, które dopiero wiek później stanie się oczywiste: że istnieją momenty, z których nie ma odwrotu. Każda nuta tej etiudy brzmi jak przypomnienie, że pewne granice – etyczne, metafizyczne, duchowe – kiedy zostaną przekroczone, już nigdy nie zostaną cofnięte. To dlatego słuchając jej dziś, czujemy nie tylko historię, ale i nasze własne uwikłanie – życie w epoce, w której powrotu do prostoty nie ma.

Chopin słyszał to wcześniej. Słyszał, że nadejdzie czas, gdy człowiek nie będzie mógł żyć w rytmie oddechu i modlitwy, bo każdy oddech i każda myśl zostaną pochwycone i zapisane . Dlatego jego etiudy nie są ćwiczeniami w wirtuozerii. Są przysięgami. Każda z nich jest zobowiązaniem, że nawet w świecie nieodwracalności można ocalić obecność.

Przysięga ta brzmi szczególnie wyraźnie w epoce cyfrowej, gdy rytm życia dyktują algorytmy. Etiudy Chopina są jak kontrasygnata: „jeszcze można być człowiekiem”. Nie ćwiczenie techniki – ale ćwiczenie sumienia. I w tym właśnie kryje się ich moc: one wymagają od pianisty nie tyle sprawności, co gotowości do potwierdzenia własnej obecności. Każdy dźwięk jest tu decyzją: czy będę obecny, czy stanę się funkcją systemu?

Proroctwo Chopina nie wyraża się w słowach, lecz w ciszy. Nie w tym, co słychać, lecz w tym, co pozostaje po dźwięku. W każdej pauzie, w każdym zawieszeniu akordu ukryty jest gest: „Zatrzymaj się. Jeszcze jesteś człowiekiem.” To gest, którego brakuje światu zalanemu strumieniami znaków i obrazów. Cisza u Chopina nie jest więc pustką, ale miejscem spotkania. To tam słuchacz rozpoznaje siebie, to tam rodzi się świadomość, że istnienie nie polega na szybkości ani na skuteczności, lecz na zdolności do zatrzymania się. Dlatego każda pauza w jego muzyce brzmi jak ostrzeżenie – i jak obietnica. Ostrzeżenie, że świat może nas pochłonąć. I obietnica, że jeszcze można ocaleć.

.Cisza Chopina nie jest pustką. Jest przestrzenią, w której człowiek odnajduje siebie poza mechanizmem. Dlatego właśnie jego muzyka brzmi dziś mocniej niż w XIX wieku. Wtedy była melancholijną pięknością, dziś jest ratunkiem. Wtedy wzruszała, dziś ocala.

W epoce, w której cisza została zredukowana do błędu, Chopin przywraca jej rangę – jako przestrzeni ocalenia. Dlatego właśnie dzisiaj jego muzyka staje się tak potrzebna. Bo nie jest już ornamentem kultury, lecz jednym z ostatnich miejsc, gdzie człowiek może rozpoznać swoją własną duszę. To nie metafora – to konieczność.

Nie wystarczy słuchać Chopina jako pięknej muzyki. To zbyt mało. Trzeba go słuchać jak proroka. Każdy nokturn to jak rozdział księgi, która ostrzega przed światem, w którym dusza zostanie rozbita na piksele. Każda etiuda to znak, że nawet w świecie, w którym czas przyspieszył do granic, można jeszcze powiedzieć: „jestem”. Każdy mazurek to przypomnienie, że pamięć nie jest luksusem, lecz koniecznością. Muzyka Chopina to nie dekoracja życia – to zapis jego granic. Kiedy więc siadamy do słuchania, musimy czytać go jak księgę, w której zawarta jest nie tylko przeszłość, ale i ostrzeżenie przed przyszłością. To księga ciszy, która przemawia do nas bardziej niż wszystkie manifesty. Ocalenie nie przyjdzie poprzez technikę.

Ocalenie nie przyjdzie poprzez wydajność. Ocalenie przyjdzie z ciszy, którą Chopin ukrył w swoich utworach. Kto potrafi usłyszeć tę ciszę, ten już ocalał. Bo cisza Chopina jest jak ukryty kod w strukturze świata. Nie da się jej kupić ani wytworzyć – można ją tylko przyjąć. I w tym przyjęciu rodzi się prawdziwe ocalenie. Tak działa muzyka proroka: nie daje rozwiązań, ale otwiera przestrzeń, w której człowiek może jeszcze być.

Dlatego utożsamianie Chopina tylko z wirtuozerią jest nieporozumieniem. Wirtuozeria była dla niego środkiem – jak dla proroka słowo. Nikt nie czci proroka dlatego, że pięknie mówił. Czci się go dlatego, że niósł prawdę. Chopin nie jest artystą dla salonów. Jest prorokiem przyszłości.

Redukowanie go do „polskiego romantyka” jest więc zdradą jego muzyki. Bo on nie grał dla salonu ani dla narodu – grał dla człowieka, który będzie żył w epoce ciszy utraconej. I dlatego dzisiaj brzmi on jeszcze mocniej, niż kiedykolwiek. W epoce, w której człowiek stał się użytkownikiem własnego życia, Chopin przypomina, że życie jest obecnością.

W epoce, w której cisza została wymazana, Chopin uczy, że cisza jest jedyną formą wolności. W epoce, w której technika jest towarem, Chopin pokazuje, że technika bez proroctwa jest pustką. To przesłanie jest dziś boleśnie aktualne. Bo świat mierzy nas przez użyteczność, a Chopin przypomina, że jesteśmy kimś więcej niż funkcją. Jesteśmy obecnością – i tylko ona może ocaleć, gdy wszystko inne się zawali.

.Dlatego nie wolno go spłaszczać. Nie wolno grać go „ładnie”. Nie wolno redukować do „polskiego romantyka”. Chopin jest kimś o wiele większym: świadkiem epoki, która miała nadejść. Epoki, w której żyjemy my.

Nie wolno zapominać, że każdy dźwięk jego muzyki jest decyzją o tym, czy jeszcze jesteśmy. Grać Chopina to nie jest kwestia stylu, lecz odwagi. Odwagi, by powiedzieć ciszą coś, czego świat już nie chce słyszeć. Słuchając jego muzyki, słuchamy nie tylko historii. Słuchamy przyszłości, która już się wydarzyła.

I może właśnie dlatego Chopin jest dziś najbardziej potrzebny – bo jego cisza, jego zawahanie, jego pauza brzmią mocniej niż jakikolwiek mechanizm. Bo jego muzyka jest lustrem, w którym odbija się nie tylko wiek XIX, ale i nasz wiek. I jeśli potrafimy wsłuchać się w to lustro – usłyszymy, że jeszcze można być człowiekiem”.

Maciej Świrski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 6 października 2025