Netflix z zarzutami. Czy platforma obniży opłaty?

Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów postawił platformie Netflix zarzuty w związku z podniesieniem opłat bez zgody konsumentów – podał UOKiK. Jeżeli zarzuty się potwierdzą, platformie grozi kara finansowa i nakaz zwrotu niesłusznie pobranych opłat.

Czy klienci otrzymają zwrot niektórych opłat?

.UOKiK wyjaśnił w komunikacie, że Netflix w sierpniu 2024 r. jednostronnie podniósł ceny – niektóre usługi podrożały o 7 zł miesięcznie. Urząd podkreślił, że zabrakło jednak wyraźnej zgody subskrybentów na tę podwyżkę. W związku z tym prezes UOKiK zakwestionował postanowienia regulaminu, które pozwalały platformie jednostronnie zmieniać ceny i inne istotne warunki umowy – bez uzyskania aktywnej zgody użytkownika.

Urząd podkreślił, że informacja platformy o podwyżce opłaty od nowego, miesięcznego okresu subskrypcyjnego wprawdzie została zawarta np. w e-mailu i pojawiała się po zalogowaniu do konta, jednak nie zostały spełnione warunki niezbędne do tego, aby zmiany dotyczące ceny były zgodne z prawem. Według UOKiK, brak reakcji po stronie konsumenta na informację o podwyżce, Netflix traktuje jako zgodę na wyższą opłatę.

W komunikacie podkreślono, że w przypadku, gdy dana platforma działa w modelu subskrypcyjnym, w którym opłata za kolejny okres pobierana jest od konsumenta automatycznie, z karty płatniczej podpiętej do konta, to każda zmiana ceny, planu taryfowego czy istotnych elementów umowy musi się odbyć za świadomą zgodą konsumenta.

„Gdy tej akceptacji nie ma, umowa nie powinna się przedłużać na zmienionych warunkach. Sytuacji tej nie zmieni klauzula modyfikacyjna zawarta w umowie, która w przypadku Netflix zostawia zresztą przedsiębiorcy niemal nieograniczoną swobodę przy wprowadzaniu zmian. Tego rodzaju modyfikacje nie mogą odbywać się jednostronnie” – wyjaśnił UOKiK.

„Nie można mówić o uczciwym traktowaniu konsumenta, jeśli Netflix zakłada, że brak sprzeciwu oznacza zgodę”

.Urząd podał, że za stosowanie klauzul niedozwolonych grozi kara do 10 proc. obrotu za każde postanowienie oraz możliwość usunięcia skutków naruszenia, w tym zwrot klientom niesłusznie pobranych przez przedsiębiorcę opłat. Jeśli zarzuty Prezesa UOKiK potwierdzą się w prowadzonym postępowaniu, nie będą one wiązać subskrybentów i Netflix nie będzie mógł ich stosować wobec konsumentów w przyszłości – wskazał Urząd.

„Nie można mówić o uczciwym traktowaniu konsumenta, jeśli platforma streamingowa zakłada, że »brak sprzeciwu« oznacza zgodę na nowe istotne warunki umowy. To tak, jakby ktoś wprowadzał nowe zasady gry, nie uzyskując zgody i nie pytając Cię, czy nadal chcesz brać w niej udział. Od lat podkreślamy, że cena usługi – jak każde świadczenie – nie powinna być zmieniana jednostronnie, bez wyraźnej i świadomej zgody użytkownika. Takie działanie stanowi naruszenie prawa, któremu będziemy przeciwdziałać” – podkreślił, cytowany w komunikacie, prezes UOKiK Tomasz Chróstny.

Urząd przypomniał, że nie jest to pierwsze działanie w tym obszarze – w 2023 r. UOKiK informował, że w wyniku podjętej interwencji swoje praktyki oraz warunki umowne zmienił Amazon w ramach usługi Amazon Prime i Amazon Prime Video. Ponadto, obecnie w postępowaniach wyjaśniających prezes Urzędu weryfikuje regulaminy i praktyki stosowane przez: Apple, Disney+, Google (z YouTube Premium), HBO Max, Microsoft (z GamePass), Sony (z PlayStation Plus) i Adobe. Niektórzy z badanych podmiotów już zadeklarowali zmianę swoich praktyk.

O radości odłączenia się

.Z perspektywy kilku dni offline widać wyraźnie, jak wiele z tego, co na co dzień uznajemy za „ważne informacje”, jest po prostu emocjonalną sieczką. To często krótkie newsy, które mają wywołać reakcję – najlepiej złość, strach albo święte oburzenie – pisze Paulina MATYSIAK.

Pierwszy raz od dawna pozwoliłam sobie na urlop (co prawda bardzo krótki) bez telefonu przyklejonego do ręki i, co tu dużo mówić, było to porządnym przewietrzeniem głowy. Bez nieustannego scrollowania wiadomości, bez ciągłych powiadomień z mediów społecznościowych, bez komentarzy, które podobno trzeba przeczytać – świat nagle przestał krzyczeć. Zamiast tego pojawiło się coś, o czym prawie zapomniałam, że istnieje – cisza. Taka prawdziwa, nie ta niezręczna, ale kojąca. Nie przegapiłam żadnej rewolucji, nikt nie obalił rządu ani nie wprowadził stanu wyjątkowego. Świat bez mojej ciągłej obecności online nadal się kręci. A ja – wracam do domu spokojniejsza i bardziej skupiona.

Z perspektywy kilku dni offline widać wyraźnie, jak wiele z tego, co na co dzień uznajemy za „ważne informacje”, jest po prostu emocjonalną sieczką. To często krótkie newsy, które mają wywołać reakcję – najlepiej złość, strach albo święte oburzenie. Coś buzuje na Twitterze, ktoś coś powiedział, inny się obraził, a wszyscy podają dalej, komentują, napędzają zasięg. Prawdziwy sens gdzieś po drodze znika, bo nie chodzi już o to, co się naprawdę wydarzyło, tylko o to, jak bardzo da się to rozdmuchać. To nie jest informowanie – to jest emocjonalny marketing poszczególnych polityków, partii czy niektórych dziennikarzy. A my, użytkownicy, jeśli nie uważamy, stajemy się darmową siłą napędową dla algorytmów.

Tymczasem, kiedy odłączamy się od tego szumu, okazuje się, że nic się nie zawaliło. Nieznajomość najnowszej dramy dnia szczęśliwie nie zagraża zdrowiu ani życiu. Większość tych „pilnych wiadomości” starzeje się szybciej niż wczorajszy chleb – po dwóch dniach nikt o nich zazwyczaj już nie pamięta. A przecież są ludzie, którzy żyją z tego, że dajemy się wciągać – klikamy, komentujemy, oburzamy się i podajemy dalej. Urlop od tego to nie tylko odpoczynek – to akt małego, osobistego oporu wobec świata, który chce nas cały czas rozpraszać. I nagle odzyskujemy coś cennego – własny spokój i kontrolę nad tym, czym naprawdę chcemy się zajmować.

Wczasach, gdy każdy może wrzucić do sieci cokolwiek – tekst, grafikę, filmik, „świadectwo” czy „newsa” – trzeba zachować wyjątkową czujność. Szczególnie wtedy, kiedy taki wpis czy nagranie wywołują silne emocje: złość, oburzenie, współczucie albo strach. Bo to właśnie emocje są najskuteczniejszym narzędziem manipulacji. Jeśli palce świerzbią, żeby natychmiast coś takiego udostępnić albo skomentować – to pierwszy sygnał, żeby się zatrzymać. Ktoś to właśnie w takim celu zaplanował. Nie ma niczego złego w emocjach, ale warto wiedzieć, kiedy one są nasze, a kiedy ktoś je sprytnie w nas wywołuje dla kliknięć, podań dalej czy dla swoich interesów.

Do tego dochodzi jeszcze problem treści generowanych automatycznie – przez sztuczną inteligencję albo boty. Już dziś można bez większego trudu wygenerować grafikę przedstawiającą „prawdziwe wydarzenia”, które nigdy się nie wydarzyły, albo napisać tekst wyglądający na wiarygodny artykuł, choć będzie on czystą fikcją. Politycy dzielą się na swoich profilach wygenerowanymi grafikami, udającymi zdjęcia, na których zobaczymy… politycznych przeciwników tych, którzy te grafiki wpuszczają w internetową – a tym samym w informacyjną – przestrzeń. Coraz trudniej odróżnić prawdę od fałszu, tym bardziej wtedy, gdy jesteśmy zmęczeni, zabiegani i chłoniemy wszystko w biegu. Dlatego warto zwolnić. Sprawdzić źródło. Zastanowić się, kto na tej informacji zyskuje. I jeśli już coś podajemy dalej – robić to z pełną świadomością, że dokładamy swoją cegiełkę do szumu informacyjnego. Albo, jeśli jesteśmy uważni, do budowania bardziej świadomej przestrzeni publicznej, gdzie zastanawiamy się nad tym, co i w jaki sposób piszemy, i kiedy wypuszczamy własne komentarze.

Dziś brak internetu wydaje się czymś prawie niewyobrażalnym (a już na pewno niewyobrażalnym dla najmłodszego pokolenia). Dlatego, że to radykalne odcięcie od informacji, rozrywki, kontaktu z innymi (za pośrednictwem różnorakich komunikatorów). Ale to właśnie to „odłączenie” pozwala naprawdę się „podłączyć” – do siebie, do ludzi wokół, do rzeczywistości, która nie mieści się na ekranie telefonu. Kiedy ostatni raz rozmawialiśmy z kimś bez zerkania co chwilę na ekran? Albo po prostu podziwialiśmy krajobraz, a nie relacje innych z ich wakacji?

Paradoksalnie – im mniej jesteśmy na bieżąco z newsami, tym bardziej możemy być obecni tu i teraz. Bo nie da się jednocześnie ładować baterii telefonu i własnych – trzeba wybrać. I warto czasem postawić na te swoje, bo ich się nie da wymienić.

Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/paulina-matysiak-kiedy-ostatni-raz-rozmawialismy-z-kims-bez-zerkania-co-chwile-na-ekran/

PAP/MB


Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 25 sierpnia 2025