Nie ma odwrotu od Zielonego Ładu – Adam Jarubas

Jarubas

Zielony Ład stał się wygodnym narzędziem do bicia w kampanii wyborczej – stwierdził wybrany na kolejną kadencję europoseł PSL Adam Jarubas. Program musi być w części skorygowany; trzeba też wrócić do rozmów, skąd się w ogóle wziął, bo zmiany klimatyczne są faktem, a od zielonej transformacji nie ma odwrotu – dodał.

Jak pan ocenia wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego?

Adam JARUBAS: Perspektywa indywidualna cieszy, bo wyborcy województw małopolskiego i świętokrzyskiego ponownie powierzyli mi mandat reprezentowania w PE i to z przyzwoitym – jak na te warunki – wynikiem. Zwraca uwagę niska frekwencja. Mam świadomość, że my, europosłowie i szerzej klasa polityczna zaniedbaliśmy komunikację o samej Unii, o tym jak funkcjonuje, jak przekłada się na nasze życie. Stąd i niska frekwencja, i podatność na fejki. Taką maczugą stał się Zielony Ład. Rzeczywiście, kilka czy kilkanaście aktów prawnych wchodzących w jego skład poszło za daleko. Zresztą my zapowiadaliśmy, że cel zmniejszenia emisji o 55 proc. do 2030 r., a nie o 50, jak planowano, przełoży się na więcej wyrzeczeń i krótsze okresy osiągnięcia ambitnych celów. Wiadomo było, że to kiedyś wybuchnie. Można to było przewidzieć. Widzieliśmy to już kilka lat temu we Francji w postaci protestów „żółtych kamizelek”, a w ostatnich miesiącach w protestach rolników.

Rolnicy protestowali nawet w ostatnim tygodniu przed wyborami do PE, a przecież Unia wycofała się z części zmian w ramach Zielonego Ładu dotyczących rolników. Czy to wystarczy, czy powinna postawić jeszcze jeden krok wstecz?

Adam JARUBAS: W obszarze rolnym wycofano najbardziej kontrowersyjne postulaty autorstwa komisarza UE ds. rolnictwa Janusza Wojciechowskiego z PiS, dotyczące przymusowego ugorowania czy radykalnego zmniejszenia stosowania środków ochrony roślin. Tu zresztą składałem poprawki kasujące te przepisy w PE i Parlament Europejski odrzucił te przepisy jesienią 2023 r. Zmieniono najdalej idące przepisy prawa o odbudowie przyrody.

Musimy pamiętać, że wiele będzie zależało od tzw. planów strategicznych w ramach Wspólnej Polityki Rolnej, za które odpowiadają rządy, m.in korekty w niektórych ekoschematach, które proponował rząd PiS bez konsultowania z rolnikami. Natomiast myślę, że teraz w protestach rolników chodzi już bardziej o obawy związane z wpływem ukraińskiego rolnictwa na polski rynek i skutki spekulacji Rosji na rynkach żywności.

Zielony Ład stał się wygodnym narzędziem do bicia. Zaczął być pokazywany jako szalony projekt europejski. Jednak już przed wyborami duża część związków zawodowych rolniczych wycofała się z protestów. Pozostała Solidarność, która protestowała przeciwko dyrektywie budynkowej czy ETS (unijny system handlu uprawnieniami do emisji CO2). Szkoda, że nie protestowała wtedy kiedy rząd Mateusza Morawieckiego godził się w Brukseli na Prawo klimatyczne.

Jeśli chodzi o komunikację na temat Unii – sam rząd krytykował Zielony Ład czy pakt migracyjny. Mówi, że Polska nie jest gotowa na wejście do strefy euro. Rząd do tej złej komunikacji o UE nie przyczynił się aktywnie?

Adam JARUBAS: Staliśmy się zakładnikami negatywnej opowieści o Unii. Wiceszef MSZ Marek Prawda nazywa to triumfem nadmiernych uproszczeń. Im coś jest bardziej dosadne i agresywne, niepokazujące złożoności problemu, tym lepiej trafia. Nie udało nam się wytłumaczyć Zielonego Ładu, pokazać, że to także szansa, dodatkowe fundusze dla Polski, że to również strategia gospodarcza i element szerszego ogólnoświatowego trendu. Zamykając oczy na te wyzwania może się okazać, że jeśli nie zajmiemy silnej pozycji w łańcuchu dostaw nowoczesnych technologii, to Chińczycy czy Amerykanie zostawią nas mocno w tyle. Dziś wiemy, że legislacja Zielonego Ładu musi być w części skorygowana.

Niedostatki w dobrej komunikacji mogły też wpłynąć na demobilizację dużej części wyborców Trzeciej Drogi, na pewno tej części rolniczej czy wiejskiej.

Ale musimy to zrobić nie schodząc z zielonego kursu, a wydłużając okresy i opóźniając terminy, stosując bardziej zachęty niż nakazy i wspierając konkurencyjność europejskiej gospodarki. Musimy zyskać czas, by wytłumaczyć, że ochrona klimatu jest koniecznością. Ale nie można tej transformacji robić bez obywateli. Taka świadomość jest w EPL (Europejska Partia Ludowa), także w niemieckiej delegacji, która jest najbardziej liczna, a nasza, polska będzie druga.

Czy taka skorygowana strategia może być dla Polski korzystna?

Adam JARUBAS: Z Zielonym Ładem wiąże się cała masa wyzwań dla Polski, ale też cała masa możliwości. Prędzej czy później będziemy musieli wymienić elektrownie, bo kończą im się okresy technicznej zdatności do pracy, a jak i tak trzeba nowych, to warto bardziej niskoemisyjne. Należy zwiększać udział OZE i wybudować mały i duży atom. Przy okazji podnosząc suwerenność, niezależność energetyczną. I albo zrobimy to za środki europejskie, albo własne. Od zielonej transformacji nie ma odwrotu. Dlatego mam duży żal, że poprzedni rząd zwlekał tak długo z uruchomieniem KPO. Straciliśmy ponad dwa lata.

Do polityki energetycznej musimy podchodzić pragmatycznie. Widzieć światowe trendy i liczyć pieniądze. Polska będzie z musu bazować na energetyce węglowej jeszcze kilkanaście lat, dlatego wspólnie z Jerzym Buzkiem walczyliśmy o rozporządzenie metanowe (tak, aby utrzymać wyższe progi emisyjności metanu w kopalniach i wprowadzić mechanizm zamiany kar na opłaty).

Niestety w polskiej delegacji do PE, zwłaszcza w tej części PiS-owskiej, jest tak, że jak czegoś nie mogą sprzedać efektownie przed kamerą, to się o to nie biją. Trzeba być przy stole rozmów, by jak najwięcej pieniędzy wywalczyć na transformację energetyczną w Polsce. Wiedząc, że dla Zielonego Ładu jest większość, że i tak przejdzie, jako polska delegacja EPL biliśmy się o szczegóły. Zwiększyliśmy m.in o 50 proc. Fundusz Modernizacyjny w ETS, czy wprowadziliśmy sufit cenowy w ETS2. Efektowne obrażanie się jest kontrproduktywne dla polskiego interesu.

W PE nowej kadencji nie będzie już prof. Jerzego Buzka, który odgrywał dużą rolę w kwestiach związanych z energetyką. Zastąpi go pan?

Adam JARUBAS: Zajmowałem się już energetyką i na pewno będę chciał to robić dalej. Wkrótce będziemy wiedzieć, ile będzie miejsc w poszczególnych komisjach w PE dla poszczególnych delegacji – czy tak jak w mijającej kadencji będę członkiem komisji ds. przemysłu ITRE czy ds. środowiska ENVI. Na pewno chciałbym też dalej być aktywny w zdrowiu. Przez ostatni rok pełniłem tu funkcję przewodniczącego Podkomisji ds. zdrowia.

Polacy mają szansę na stanowisko przewodniczącego którejś z tych komisji?

Adam JARUBAS: Będąc drudzy po Niemcach co do wielkości przed Hiszpanami w EPL, możemy zawalczyć o dwie albo trzy komisje.

Czy nie jest tak, że pan teraz mówi, że od Zielonego Ładu nie ma odwrotu, bo kampania się już skończyła, a pan dostał mandat europosła? Natomiast w kampanii to było nie do sprzedania?

Adam JARUBAS: Próbowałem to tłumaczyć w kampanii, ale nie wszystko dało się w spolaryzowanych warunkach przekazać. Teraz jest czas, by wrócić do rozmowy o tym, skąd w ogóle wziął się Zielony Ład, bo w tym zamieszaniu zapomnieliśmy, gdzie leży jego praprzyczyna: w tym, że zmiany klimatyczne są faktem i nas dotykają, bo np. destabilizują pogodę, powodując raz powodzie, a raz susze. Bez tego zrozumienia Zielony Ład wygląda, jak jakiś spisek przeciwko ludzkości. Ale trzeba tę strategię skorygować w najbardziej krytycznych punktach, które budzą obawy obywateli.

Wierzę w argumenty naukowców. One nakazują, by się z tym zmierzyć, zwłaszcza dotyczy to nas tu w Europie, na jednym z bogatszych kontynentów. Równocześnie musimy mieć świadomość, że nie możemy nałożyć zbyt wielu obciążeń na przemysł i obywateli, bo oni to odrzucą. Trzeba przekonywać zachętami, a nie nakazami. Badania pokazują, że katastroficzne wizje zmian klimatycznych na nas nie działają. Dlatego trzeba zwiększać znaczenie impulsów ekonomicznych. Gdy Polacy widzą impulsy takie jak program Czyste Powietrze, widzą, że transformacja im się opłaca, to chcą brać w tym udział – przykład: w Polsce o wymianę pieców z dofinansowaniem UE wnioskuje co tydzień 6 tys. osób.

Prezes PiS Jarosław Kaczyński mówi, że wpływ człowieka na klimat jest jak zapalenie zapałki w wielkiej hali sportowej.

Adam JARUBAS: Chyba wypełnionej łatwopalnym gazem? To jest cynizm w czystej postaci. Jeszcze niedawno sam mówił, że odrzucenie Zielonego Ładu ustawiłoby Polskę na marginesie. Powiedział też, że jest w stanie poświęcić PKB Polski w imię realizacji swojej wizji ustrojowej, więc po takim człowieku nie spodziewałbym się niczego dobrego. Po prostu dla niego esencją jest sama władza, a nie interes obywateli.

Technokraci porwali ekologię. I sprowadzili nas na manowce

.Angielski pisarz, Paul KINGSNORTH, na łamach „Wszystko co Najważniejsze” zaznacza, że: „Na pewno słyszeliście już o rosnącym zagrożeniu „ekofaszyzmem”. Jeżeli nie, to na pewno wkrótce o tym usłyszycie, gdyż liczba osób ostrzegających o tym nowym zagrożeniu cywilizacyjnym rośnie wykładniczo. W publikacjach zarówno z prawej, jak i lewej strony można przeczytać długie teksty na temat korzeni i celów tego przerażającego ruchu, który najwyraźniej rozprzestrzenia się na cały świat”.

„Jednakże wszystkie te eseje i artykuły można łatwo sprowadzić do jednego, a czasem nawet wydaje się, że są jednym i tym samym. Formuła zawsze jest tu taka sama i można ją z powodzeniem zastosować w całym spektrum politycznym. Na początku będzie mowa o „rosnącej fali autorytaryzmu” na całym świecie, o czym świadczyć mają „populizm”, brexit, Giorgia Meloni, Viktor Orbán, Justin Trudeau, Donald Trump, Joe Biden lub jakikolwiek inny lider, którego nie lubimy. Dalej przechodzimy do tego, jak ten „rosnący autorytaryzm” znajduje odzwierciedlenie w ekologii, o czym świadczyć mają inicjatywy Just Stop Oil, Extinction Rebellion, Zielony Nowy Ład, Wielki Reset, Bill Gates, Greta Thunberg lub … [tu wstawić nazwisko]”.

„Następnie należy wymienić inspiracje historyczne tych nowych zielonych autokratów. W świecie anglosaskim będą to: Ted Kaczynski, Pentti Linkolai Dave Foreman. Wydobądźmy tu najpodrzędniejsze kanały i „reddity” z internetu i „ujawnijmy” kilka zanonimizowanych awatarów promujących wojnę rasową w imię dobra planety. Wspomnijmy o zamachowcu z Christchurch. Często wykorzystujmy frazę „ciemna strona”. Wrzućmy nazwiska kilku pisarzy z lat 30., którzy zostali faszystami. Wymamrotajmy ponuro, jak to Hitler był wegetarianinem. – Wiedzieliście, że w Dachau istniał ekologiczny ogród? To daje do myślenia, prawda?” – pisze Paul KINGSNORTH w tekście „Technokraci porwali ekologię. I sprowadzili nas na manowce„.

PAP/Magdalena Cedro/WszystkocoNajważniejsze/eg

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 13 czerwca 2024
Fot. Wikimedia/Adrian Grycuk