Nigdy nie dotrzemy na Marsa, jeśli wygra Kamala Harris - Elon Musk

Harris -

Ludzkość nigdy nie dotrze na Marsa, jeśli wybory prezydenckie w USA wygra kandydatka Demokratów Kamala Harris – oświadczył amerykański miliarder Elon Musk 11 września po telewizyjnej debacie Harris z kandydatem Republikanów Donaldem Trumpem.

Wygrana Kamali Harris uniemożliwili podbój Marsa – Elon Musk

.„Nigdy nie dotrzemy na Marsa, jeśli wygra Kamala” – napisał Musk na platformie X. Według niego jeśli nie dojdzie do poważnej reformy rządowej, „prawa i przepisy będą z roku na rok coraz gorsze, aż każde wielkie przedsięwzięcie, od szybkiej kolei między naszymi miastami po sprowadzenie życia na inne planety, stanie się praktycznie nielegalne”.

Musk przyznał, że choć według niego moderatorzy debaty nie byli sprawiedliwi wobec Trumpa, to Harris „przeszła wszelkie oczekiwania”. „Ale jeśli mówimy o realizacji obietnic, a nie tylko ładnie brzmiących słowach, to jestem mocno przekonany, że Trump wypadnie zdecydowanie lepiej. Przecież jeśli Kamala jest w stanie robić wielkie rzeczy, to dlaczego już ich nie zrobiła? Biden rzadko zjawia się w pracy, więc to ona zasadniczo wszystkim kieruje” – napisał.

I podsumował: „Rzecz sprowadza się do tego: czy chcemy, aby obecne trendy trwały przez kolejne cztery lata, czy chcemy zmian?”. W lipcu Musk poparł kandydaturę Trumpa na prezydenta i zapowiedział, że tworzy Super PAC (komitet polityczny mający zabiegać o wygraną kandydata w wyborach) pod nazwą America PAC, którego zadaniem będzie zbieranie funduszy na kampanię Trumpa.

Republikanin zapowiedział ze swej strony, że „zdecydowanie” chciałby powierzyć Muskowi funkcję w swej przyszłej administracji, jeśli wygra wybory. Miliarder odpowiedział w serwisie X, że „jest gotów służyć”. Na początku września Trump zapowiedział, że Musk miałby stanąć na czele specjalnej komisji ds. oszczędności budżetowych

Wybory prezydenckie w USA w 2024 roku

.Na temat wyborów prezydenckich w USA, które odbędą się w listopadzie 2024 r., na łamach „Wszystko co Najważniejsze” w tekście „Wybory prezydenckie w USA w 2024 roku – różne wyniki, te same wyzwania” pisze prof. Andrew A. MICHTA. Autor rozważa w nim co oznaczałoby dla Stanów Zjednoczonych, Europy i świata zwycięstwo odpowiednio startującego z ramienia Partii Republikańskiej Donalda Trumpa, jak i reprezentującej Partię Demokratyczną Kamali Harris.

„Perspektywa kolejnej prezydentury Donalda Trumpa pozostaje jednym z najczęściej dyskutowanych scenariuszy w głównych stolicach europejskich, czemu towarzyszą oznaki rosnącego niepokoju – retoryka kampanii kandydata Trumpa nadal wstrząsa społecznością polityczną po obu stronach Atlantyku. Sądząc po jego poprzedniej prezydenturze, można powiedzieć, że druga kadencja prawdopodobnie przyniosłaby pewną nieprzewidywalność w połączeniu z nieortodoksyjnym stylem bezpośredniego zaangażowania w stosunki transatlantyckie, być może nawet w większym stopniu niż podczas pierwszej kadencji. Charakter tych stosunków będzie w dużej mierze zależeć od tego, kogo prezydent Trump mianuje na kluczowe stanowiska w Departamencie Stanu i Departamencie Obrony oraz kto zostanie kolejnym doradcą prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego. Najistotniejszą kwestią do rozważenia przez Europejczyków jest to, czy polityka zagraniczna będzie zajmować tyle samo uwagi administracji Trumpa, ile zajmowałaby w przypadku rządów Bidena”.

„Tak czy inaczej, zasadne jest założenie, że znaczna część „zielonego porozumienia” Bidena zostałaby cofnięta, a wydobycie ropy i gazu zyskałoby kluczowe znaczenie dla polityki energetycznej USA. Ta zmiana wiązałaby się z ogólnym podejściem Partii Republikańskiej do produkcji energii – podczas prawyborów zarówno Donald Trump, jak i Nikki Haley twierdzili, że polityka środowiskowa administracji Bidena zahamowała działalność krajową, i atakowali jego wyniki w zakresie ropy i gazu, obiecując, że jeśli zostaną wybrani, wprowadzą politykę zwiększającą ich produkcję”.

.”Dwiema największymi niewiadomymi w przypadku kolejnej prezydentury Trumpa byłyby polityka Stanów Zjednoczonych wobec Ukrainy oraz siła nacisku na europejskich sojuszników NATO – zwłaszcza Niemcy – w zakresie zwiększenia wydatków na obronę, a tym samym zapewnienia większości sił konwencjonalnych sojuszu. Jeśli chodzi o tę pierwszą kwestię, niedawne deklaracje Trumpa, że „rozstrzygnie wojnę w ciągu 24 godzin”, sugerują, iż jego administracja nadałaby priorytet negocjowanemu zakończeniu wojny. Jeśli chodzi o drugą kwestię – prawdopodobnie wywarłaby znaczną presję na europejskich członków NATO, aby wydawali więcej na obronę. Doniesienia sugerują, że jeśli Donald Trump zostanie wybrany na prezydenta, zaproponuje Władimirowi Putinowi porozumienie w sprawie zakończenia wojny w zamian za terytorium – jest to perspektywa, którą prezydent Ukrainy Zełenski jak dotąd odrzuca. Niezależnie od tego, czy Trump będzie prowadził taką politykę oraz jakie byłyby szczegóły takiej oferty, istnieje prawdopodobieństwo, że będzie ona zgodna z poglądem Berlina na realne możliwości rozstrzygnięcia wojny. Może to stworzyć okazję dla niemieckiego rządu do współpracy w tej kwestii z administracją republikańską w 2025 r., nawet jeśli potencjalnie zwiększy to tarcia między Niemcami a innymi sojusznikami NATO na wschodniej flance” – pisze prof. Andrew A. MICHTA.

PAP/WszystkocoNajważniejsze/MJ

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 11 września 2024