
Wybory prezydenckie w USA w 2024 roku – różne wyniki, te same wyzwania
W Stanach Zjednoczonych trwa właśnie prezydencka kampania wyborcza, która pod wieloma względami odbiega od dotychczasowych doświadczeń. Jeśli nominacje zostaną faktycznie przyznane prezydentowi Joe Bidenowi i byłemu prezydentowi Donaldowi Trumpowi, amerykańska polityka będzie wkrótce przeżywać coś w rodzaju politycznego Dnia Świstaka – powtórkę wyborów z 2020 roku, ale w szybko zmieniających się i mniej stabilnych warunkach wewnętrznych i międzynarodowych – pisze Andrew A.MICHTA
.Od czasu zakończenia wojny w Wietnamie Stany Zjednoczone nie były jeszcze tak bardzo spolaryzowane i podzielone jak dziś. Mimo że granice partyjne pozostają ostro zarysowane, wewnątrzpartyjne podziały i walki dotyczące wszelkich możliwych kwestii – od polityki gospodarczej, przez migrację, po wojny kulturowe – nękają oba ugrupowania, wprowadzając na amerykańską scenę polityczną nieprzewidywalność i zawirowania rodem z późnych lat 60. i wczesnych lat 70.
Jednak dziś stoimy w obliczu dodatkowego stresu związanego ze względnym spadkiem pozycji USA w stosunku do Chin na arenie międzynarodowej, a także umocnieniem „osi dyktatur” – Rosji, Chin, Iranu i Korei Północnej – dążących do zrewidowania i zastąpienia globalnego porządku, któremu przewodzą Stany Zjednoczone. Jakby tego było mało, kraj ten nadal zmaga się z konsekwencjami strategicznej porażki w Afganistanie i następstwami dwudziestoletniej wojny z terroryzmem. W Waszyngtonie panuje też coraz większa niezgoda co do strategii wobec Ukrainy: mimo że Kongres ostatecznie przyjął pakiet pomocowy dla Kijowa, punktami krytycznymi są zarówno wyczerpane zapasy amunicji, jak i pytania dotyczące strategii administracji Bidena wobec Ukrainy. Do tego dochodzi coraz silniej rozbrzmiewające wezwanie „najpierw Chiny”.
Kampanie prezydenckie w USA skupiają się głównie na polityce wewnętrznej, chyba że kraj zostaje bezpośrednio zaatakowany lub wciągnięty w poważną wojnę. Jeśli urzędujący prezydent ubiega się o reelekcję, wybory to również referendum w sprawie minionych czterech lat – referendum, w którym kontrkandydat zadaje jedno pytanie: „Czy jesteś dziś lepszy w swojej roli niż na początku jej sprawowania?”. W nadchodzącej debacie mają brać udział dwaj kandydaci z dorobkiem prezydenckim, a zatem obaj będą podlegać takiemu referendum. Poza tym w związku ze wspomnianą charakterystyką amerykańskich wyborów znaczna część pojedynku będzie dotyczyć ekonomii, południowej granicy itp.
I choć większość europejskich analityków wydaje się zaniepokojonych perspektywą kolejnej prezydentury Trumpa, prawda jest taka, że niezależnie od tego, kto zamieszka w Białym Domu, będzie musiał się zmierzyć z tym samym wachlarzem problemów, z których największy stanowi nieadekwatność sojuszniczej siły militarnej w stosunku do coraz bardziej niestabilnej sceny bezpieczeństwa.
Wynik tych wyborów nie spowoduje zmiany wyzwań stojących przed Stanami Zjednoczonymi i ich sojusznikami, wiążą się one bowiem z zasadniczym problemem: jak przywrócić NATO jego główne role w zakresie zbiorowego odstraszania i obrony przed neoimperialną Rosją, jednocześnie uwalniając zasoby Waszyngtonu do radzenia sobie ze wzbierającą burzą w innych obszarach, zwłaszcza na Indo-Pacyfiku? Innymi słowy, czy przywódcy europejscy zdobędą się na determinację, by zintensyfikować działania i odbudować siły zbrojne w takim stopniu, aby zapewnić większość konwencjonalnych zdolności NATO, a tym samym przezwyciężyć obecny kryzys i ustabilizować wschodnią flankę? Czy raczej będą kontynuować politykę zaniedbywania obronności prowadzoną przez ostatnie 30 lat? Odpowiedź Europy na to pytanie jest prawdopodobnie ważniejsza niż to, kto stanie na czele Stanów Zjednoczonych w 2025 roku.
.W przypadku Niemiec – największej gospodarki w Europie, a przy tym obszaru, na którym znajduje się większość amerykańskich instalacji wojskowych rozmieszczonych na Starym Kontynencie – odpowiedź na to pytanie wyznaczy kurs długoterminowych relacji z Waszyngtonem, a także ogólną zdolność niemieckiego rządu do wpływania na kierunek ewolucji Europy i przyszłość NATO. To, w jaki sposób Berlin zareaguje na wyzwanie związane z dozbrojeniem, ukształtuje siłę więzi transatlantyckich i określi sposób, w jaki Stany Zjednoczone będą angażować się w relacje z sojusznikami najbardziej narażonymi na rosyjskie zagrożenie na wschodniej flance sojuszu.
Europa i kolejna administracja Bidena
.Administracja Bidena priorytetowo traktuje współpracę z Brukselą i Berlinem jako preferowany sposób angażowania się w sprawy Europy. Niedawna wizyta kanclerza Olafa Scholza w Waszyngtonie potwierdziła bliskie relacje między Stanami Zjednoczonymi a Niemcami. Sekretarz stanu Antony Blinken nazwał Niemcy „niezastąpionym sojusznikiem i partnerem”, a minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock podkreśliła „jak ważna jest bliska współpraca” obu państw.
Na kilka miesięcy przed drugą inwazją Rosji na Ukrainę w 2022 r. administracja Bidena zniosła sankcje nałożone na firmę budującą gazociąg Nord Stream 2 między Rosją a Niemcami – ruch ten zasygnalizował wrażliwość Waszyngtonu na politykę energetyczną Berlina i rzekome znaczenie projektu dla niemieckiego przemysłu. Zniesienie dotyczyło nie tylko sankcji wobec Nord Stream 2 AG, ale też jej dyrektora generalnego Matthiasa Warniga, byłego oficera wywiadu wschodnioniemieckiego, którego udział w działaniach podlegających sankcjom został wymieniony w raporcie Departamentu Stanu. Od czasu rosyjskiej inwazji na Ukrainę i przemówienia kanclerza Scholza w Bundestagu 27 lutego 2022 r. Waszyngton i Berlin w większości zgadzają się co do polityki wobec Rosji pomimo sporadycznych tarć, na przykład gdy Scholz odmówił zobowiązania się do wysłania czołgów Leopard 2 do Ukrainy, dopóki Stany Zjednoczone nie przekażą części swoich Abramsów, lub ostatnio podczas trwającej debaty na temat tego, czy Berlin powinien dostarczyć rakiety Taurus Kijowowi.
Podczas kadencji Christine Lambrecht na stanowisku ministra obrony Niemiecki rząd nie śpieszył się ze zwiększaniem wydatków na obronę – zmieniło się to od czasu mianowania jej następcy, Borisa Pistoriusa. Berlin zobowiązał się także do zwiększenia produkcji amunicji, lecz jeszcze nie w stopniu odpowiadającym oczekiwaniom wobec kraju i jego możliwościom. Co ważniejsze, Niemcy poszły w ślady administracji Bidena w kwestii zapewnienia równowagi między wydatkami na pomoc dla Ukrainy a obawami związanymi z pionową eskalacją konfliktu. Pozostały także w zgodzie z USA podczas szczytu NATO w Wilnie, odmawiając określenia konkretnych ram czasowych dla przystąpienia Ukrainy do sojuszu. Ostatnio jednak Berlin zwiększył swoje zobowiązania, podejmując ważną decyzję o wysłaniu 180 000 sztuk amunicji artyleryjskiej do Ukrainy w ramach planu opracowanego przez prezydenta Czech Petra Pavla – jest to wyraźne odejście od tradycyjnego stanowiska Niemiec, zgodnie z którym wydatki na obronność stanowiły priorytet krajowego przemysłu obronnego.
Ewentualne zwycięstwo Joe Bidena w listopadzie zrodzi szersze pytanie: czy Berlin będzie w stanie przestawić się z obecnych powolnych, ale stałych inwestycji w pomoc Ukrainie na realizację pilnego działania, tj. zwiększenia budżetu obronnego kraju w celu odbudowy Bundeswehry. W miarę pogarszania się warunków w Ukrainie administracja Bidena prawdopodobnie skupiłaby się na znalezieniu drogi do zawieszenia broni oraz, co ważniejsze, na wywieraniu nacisku na europejskich sojuszników NATO, aby wytworzyli rzeczywiste zdolności wojskowe w ramach planów regionalnych zaakceptowanych w Wilnie przez przywódców wszystkich państw sojuszu. Plany regionalne stanowią wyraźne zobowiązania polityczne, dlatego mogłyby pełnić „funkcję wymuszającą” i zakończyć cykl rozbrojenia w Europie.
Dla Niemiec kwestia zdolności wojskowych będzie prawdopodobnie kluczowa w stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi, zwłaszcza że napięcia w rejonie Indo-Pacyfiku wciąż rosną. W związku z tym bliskie i stosunkowo harmonijne relacje USA i Niemiec podczas pierwszej kadencji Bidena mogą ulec pogorszeniu w drugiej kadencji, jeśli Berlin będzie nadal opóźniał zbrojenia. Z drugiej strony kolejna administracja Bidena prawdopodobnie porozumie się z Berlinem w sprawie polityki klimatycznej i transformacji energetycznej w Europie. Można też założyć, że polityka handlowa i inwestycyjna tej administracji wobec Chin wpasuje się w ramy strategii „zmniejszania ryzyka” preferowanej przez Berlin i Brukselę. Warto również podkreślić, że zmiana charakteru wzajemnych relacji jest mało prawdopodobna, biorąc pod uwagę, że formalne i nieformalne kanały działają w sposób, do którego zarówno Waszyngton, jak i Berlin są przyzwyczajone.
Europa i kolejna prezydentura Trumpa
.Perspektywa kolejnej prezydentury Donalda Trumpa pozostaje jednym z najczęściej dyskutowanych scenariuszy w głównych stolicach europejskich, czemu towarzyszą oznaki rosnącego niepokoju – retoryka kampanii kandydata Trumpa nadal wstrząsa społecznością polityczną po obu stronach Atlantyku. Sądząc po jego poprzedniej prezydenturze, można powiedzieć, że druga kadencja prawdopodobnie przyniosłaby pewną nieprzewidywalność w połączeniu z nieortodoksyjnym stylem bezpośredniego zaangażowania w stosunki transatlantyckie, być może nawet w większym stopniu niż podczas pierwszej kadencji. Charakter tych stosunków będzie w dużej mierze zależeć od tego, kogo prezydent Trump mianuje na kluczowe stanowiska w Departamencie Stanu i Departamencie Obrony oraz kto zostanie kolejnym doradcą prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego. Najistotniejszą kwestią do rozważenia przez Europejczyków jest to, czy polityka zagraniczna będzie zajmować tyle samo uwagi administracji Trumpa, ile zajmowałaby w przypadku rządów Bidena.
Tak czy inaczej, zasadne jest założenie, że znaczna część „zielonego porozumienia” Bidena zostałaby cofnięta, a wydobycie ropy i gazu zyskałoby kluczowe znaczenie dla polityki energetycznej USA. Ta zmiana wiązałaby się z ogólnym podejściem Partii Republikańskiej do produkcji energii – podczas prawyborów zarówno Donald Trump, jak i Nikki Haley twierdzili, że polityka środowiskowa administracji Bidena zahamowała działalność krajową, i atakowali jego wyniki w zakresie ropy i gazu, obiecując, że jeśli zostaną wybrani, wprowadzą politykę zwiększającą ich produkcję.
Dwiema największymi niewiadomymi w przypadku kolejnej prezydentury Trumpa byłyby polityka Stanów Zjednoczonych wobec Ukrainy oraz siła nacisku na europejskich sojuszników NATO – zwłaszcza Niemcy – w zakresie zwiększenia wydatków na obronę, a tym samym zapewnienia większości sił konwencjonalnych sojuszu. Jeśli chodzi o tę pierwszą kwestię, niedawne deklaracje Trumpa, że „rozstrzygnie wojnę w ciągu 24 godzin”, sugerują, iż jego administracja nadałaby priorytet negocjowanemu zakończeniu wojny. Jeśli chodzi o drugą kwestię – prawdopodobnie wywarłaby znaczną presję na europejskich członków NATO, aby wydawali więcej na obronę. Doniesienia sugerują, że jeśli Donald Trump zostanie wybrany na prezydenta, zaproponuje Władimirowi Putinowi porozumienie w sprawie zakończenia wojny w zamian za terytorium – jest to perspektywa, którą prezydent Ukrainy Zełenski jak dotąd odrzuca. Niezależnie od tego, czy Trump będzie prowadził taką politykę oraz jakie byłyby szczegóły takiej oferty, istnieje prawdopodobieństwo, że będzie ona zgodna z poglądem Berlina na realne możliwości rozstrzygnięcia wojny. Może to stworzyć okazję dla niemieckiego rządu do współpracy w tej kwestii z administracją republikańską w 2025 r., nawet jeśli potencjalnie zwiększy to tarcia między Niemcami a innymi sojusznikami NATO na wschodniej flance.
Ogólny charakter relacji może jednak zostać poddany próbie w związku z utrzymującym się problemem niewystarczających wydatków obronnych Niemiec. Warto również pamiętać, że latem 2020 r. administracja Trumpa ogłosiła, że wycofa 12 000 żołnierzy z Niemiec, przenosząc połowę z nich do innych baz w Europie – być może do krajów bałtyckich i regionu Morza Czarnego – z powodu niewywiązywania się przez Berlin ze zobowiązań dotyczących wydatków na obronność. Retoryka kampanii Donalda Trumpa sugeruje, że prawdopodobnie zająłby on twarde stanowisko w sprawie niewystarczających inwestycji w obronę ze strony europejskich sojuszników NATO. Dodatkowym źródłem potencjalnych tarć mogą być różnice w polityce energetycznej, jeśli administracja Trumpa znacznie zwiększy wydobycie i wykorzystanie paliw kopalnych, przesuwając kraj w przeciwnym kierunku do „zielonego ładu” promowanego przez Berlin i Brukselę. Jest też prawdopodobne, że podczas kolejnej kadencji Trumpa polityka Waszyngtonu wobec Chin będzie stawiać „oddzielanie” wyżej od „zmniejszania ryzyka”, tworząc dodatkowe obszary niezgody z Berlinem. Jeśli do tego dojdzie, Niemcy będą musiały dokładnie i uważnie porównać względną wagę swoich priorytetów gospodarczych z koniecznością opowiedzenia się po stronie Waszyngtonu w tej kluczowej kwestii bezpieczeństwa narodowego.
Inna zmienna, która może stać się najtrudniejszym do przewidzenia czynnikiem w stosunkach transatlantyckich w przypadku objęcia rządów przez Trumpa, to plany i koncepcje Unii dotyczące zmiany Traktatu o Unii Europejskiej, w tym w zakresie polityki wojskowej i obronnej UE oraz ewentualnego ustanowienia komisarza ds. obrony i stworzenia armii europejskiej. Aspekty wojskowe i obronne rewizji traktatu UE prawdopodobnie nadwerężyłyby relacje Waszyngton-Berlin, lecz w przypadku prezydentury Trumpa rozmowa o wojsku UE byłaby postrzegana raczej jako gra o sumie zerowej – zasoby, które powinny zostać przeznaczone na dozbrojenie europejskiego NATO, zostałyby przekierowane na projekt wojskowy Unii. Podobnie jak w przypadku wydatków na obronność europejskich sojuszników NATO, zwłaszcza Niemiec, reforma instytucjonalna, która przesunie rozmowę od zbrojenia NATO ku odrębnemu projektowi utworzenia armii UE, może stać się poważną kością niezgody w stosunkach transatlantyckich.
Obrona – klucz do utrzymania stosunków transatlantyckich
.Bez względu na rozmaite spekulacje i silne emocje związane z wynikiem nadchodzących wyborów w USA główna troska następnego rządu, czyli szybko zmieniające się globalne środowisko bezpieczeństwa i rywalizacja o ograniczone zasoby wojskowe USA, pozostanie taka sama, niezależnie od tego, czy urząd obejmie Biden, czy Trump. Obecna ustawa o upoważnieniu do obrony narodowej NDAA (ang. National Defense Authorization Act) określiła wymagania względem wydatków obronne Stanów Zjednoczonych na ok. 3,1 procent PKB, podczas gdy nominalna wielkość Sił Połączonych wynosi 1,3 miliona pracowników.
Dla porównania, w czasie zimnej wojny liczebność armii Stanów Zjednoczonych nie spadała poniżej 2 milionów żołnierzy, a wydatki na obronę wynosiły średnio ok. 5–6 procent PKB (w 1967 roku, w szczytowym momencie wojny w Wietnamie, wydatki te zbliżyły się do 10 procent PKB, przy 3,5 miliona personelu wojskowego). W tamtym czasie Stany Zjednoczone walczyły z jednym supermocarstwem w jednym głównym obszarze, ale ich infrastruktura wojskowa była dostosowana do działań na dwóch głównych scenach i jednej mniejszej. Dziś Stany Zjednoczone muszą stawić czoła dwóm silnym przeciwnikom na dwóch scenach – Rosji w Europie i Chinom na Indo-Pacyfiku, przy czym Iran i Korea Północna są gotowe „poszerzyć ten front”, jeśli nadarzy się okazja. Tymczasem obecnie amerykańskie siły zbrojne są przystosowane do prowadzenia działań tylko w jednym głównym i jednym drugorzędnym obszarze.
Ma to wyraźne implikacje dla europejskich sojuszników NATO. Niezależnie od atmosfery, która – co trzeba przyznać – będzie różna w zależności od tego, który kandydat wygra listopadowe wybory, surowa rzeczywistość pogłębiającej się niestabilności systemowej na całym świecie i związanych z nią zobowiązań USA w zakresie bezpieczeństwa jest taka, że stosunki między Stanami Zjednoczonymi a Europą, w szczególności Berlinem, wzmocnią się lub osłabną. Będzie to zależało od tego, jakie działania w kierunku wzmocnienia sił zbrojnych podejmą amerykańscy sojusznicy w Europie, aby umożliwić przeniesienie – nie podział – obciążeń w sferze konwencjonalnego odstraszania i obrony w NATO. Jeśli Niemcy w krótkim czasie istotnie powiększą swoją obronną bazę przemysłu obronnego i odbudują Bundeswehrę, zyskają dobrą pozycję do wypracowania silnych relacji z następnym rządem USA, niezależnie od tego, który kandydat stanie za jego sterami. Osiągnięcie tego celu wymaga jednak podjęcia w Berlinie decyzji w sprawie wydatków na obronność już dziś, bez obstawiania wyniku wyborów w USA.
Tekst pierwotnie ukazał się w DGAP. Wersja angielska tekstu: [LINK]. Przedruk za zgodą instytutu.