Prof. Jeffrey SACHS: Próba opisania świata

Próba opisania świata

Photo of Prof. Jeffrey SACHS

Prof. Jeffrey SACHS

Jeden z najbardziej znanych, wpływowych ekonomistów. Doradzał rządom Ameryki Łacińskiej, Azji, Afryki, Europy Wschodniej i obszaru post-ZSRR. Ostatnio zajmuje się zrównoważonym rozwojem i polityką zdrowotną.Autor m.in. The End of Poverty oraz Common Wealth.

Ryc. Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Zasadnicza wada dominujących teorii współczesnego świata polega na tym, że postrzegają one geopolitykę niemal wyłącznie jako walkę o wygraną i przegraną pomiędzy największymi mocarstwami, a nie jako możliwość łączenia zasobów w celu stawienia czoła kryzysom na skalę globalną – pisze prof. Jeffrey SACHS

.Panuje powszechna zgoda, że znajdujemy się w okresie napięć i wahań geopolitycznych. Lata 1815–1914 to w przybliżeniu era brytyjskiej hegemonii, niezbyt spokojnego Pax Britannica. Okres między 1914 a 1945 rokiem to katastrofalny czas dwóch wojen światowych i Wielkiego Kryzysu. Koniec II wojny światowej wyznaczył powstanie Stanów Zjednoczonych jako nowego hegemona oraz początek zimnej wojny między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim. Okres ten trwał od 1947 do 1989 roku. Z kolei etap od 1989 do około 2008 roku został opisany (słusznie lub nie) jako ład jednobiegunowy, w którym Stany Zjednoczone były powszechnie uważane za jedyne supermocarstwo. Od ostatnich kilkunastu lat żyjemy w nowej erze geopolitycznej – pytanie brzmi: jakiej?

Pięć głównych teorii geopolitycznych

.Istnieje co najmniej pięć głównych teorii na temat obecnej formy geopolityki. Pierwsze trzy to warianty teorii hegemonicznej stabilności, a czwarta to ważna szkoła realizmu międzynarodowego. Piątą jest preferowana przeze mnie teoria multilateralizmu, której podstawowym założeniem jest nadrzędna rola międzynarodowej współpracy w rozwiązywaniu palących problemów globalnych.

Teoria hegemonicznej stabilności – popularna wśród amerykańskich elit politycznych, rządowych i akademickich – głosi, że Stany Zjednoczone są jedynym supermocarstwem, światowym hegemonem, aczkolwiek mierzącym się z wyzwaniem rzucanym przez rosnącego konkurenta, czyli Chiny, oraz przez Rosję, mniejszego, ale uzbrojonego w broń jądrową rywala.

Teoria hegemonicznej konkurencji, nazywana czasem „pułapką Tukidydesa”, zakłada, że wzrost znaczenia Chin zapoczątkował okres konfrontacji między Stanami Zjednoczonymi a Chinami obok trwającej konfrontacji między Stanami Zjednoczonymi a Rosją. Rywalizacja USA-Chiny jest analogiczna do rywalizacji Sparty i Aten w wojnach peloponeskich, gdzie Chiny odgrywają rolę Aten, wschodzącej potęgi w świecie hellenistycznym piątego wieku przed naszą erą, która rzuciła wyzwanie dotychczasowej potędze – Sparcie.

Teoria upadku hegemonii natomiast skupia się na tym, że Stany Zjednoczone nie chcą i nie mogą już odgrywać roli globalnego stabilizatora (o ile kiedykolwiek to robiły). Zgodnie z tą teorią obecny etap będzie podobny do okresu osłabienia znaczenia Wielkiej Brytanii po I wojnie światowej, przed powstaniem hegemonii amerykańskiej. Teoria upadku hegemonii zakłada, że rosnąca słabość hegemona prowadzi do globalnej niestabilności.

Teoria realistyczna mówi, że geopolityka jest definiowana przez politykę wielkich mocarstw, do których zalicza się Chiny, Stany Zjednoczone, UE, Rosję i, w coraz większym stopniu, Indie. Państwa te dzielą scenę światową z mocarstwami regionalnymi (m.in. Brazylią, Indonezją, Iranem, Pakistanem i Arabią Saudyjską).

Z kolei teoria multilateralizmu, pod którą się podpisuję, głosi, że tylko globalna współpraca i multilateralizm zorganizowane wokół instytucji ONZ mogą nas uchronić przed nami samymi, czyli przed wojną, niebezpiecznymi technologiami czy zmianami klimatycznymi spowodowanymi przez człowieka. Multilateralizm jest często odrzucany jako nadmiernie idealistyczny, ponieważ wzywa do współpracy między narodami – jednak moim zdaniem koncepcja ta jest bliższa rzeczywistości niż teoria realistyczna.

Oczywiście istnieje kilka innych ważnych podejść do geopolityki, w tym teorie marksistowskie, koncentrujące się na interesach i władzy globalnie mobilnego kapitału finansowego, teoria „centrum-peryferie” Immanuela Wallersteina oraz teoria zderzenia cywilizacji Samuela Huntingtona. Wszystkie te koncepcje są dobrze znane i były szeroko dyskutowane. Dla zachowania zwięzłości skupię się na trzech teoriach hegemonicznych, teorii realistycznej i teorii multilateralizmu.

Ekonomiczne czynniki długotrwałych zmian geopolitycznych

.Pod koniec II wojny światowej Ameryka była bez wątpienia czołową potęgą świata. Według szacunków historyka Angusa Maddisona (2010) w 1950 roku Stany Zjednoczone wytwarzały 27,3 proc. światowej produkcji (mierzonej w cenach międzynarodowych), choć kraj ten zamieszkiwało zaledwie 6 proc. ludności świata (dziś jest to tylko 4,1 proc.). Następną co do wielkości gospodarką był Związek Radziecki, z udziałem równym około jednej trzeciej udziału Stanów Zjednoczonych, a trzecią – Chiny, z udziałem wielkości około jednej szóstej udziału USA. Stany Zjednoczone miały przewagę nie tylko w całkowitym PKB, ale też w nauce, technologii, szkolnictwie wyższym, głębokości rynków kapitałowych, zaawansowaniu organizacji biznesowej oraz jakości i ilości infrastruktury fizycznej. Amerykańskie firmy wielonarodowe okrążyły świat, tworząc globalne łańcuchy dostaw.

Jednak od 1950 roku przewaga Stanów Zjednoczonych stopniowo malała, głównie dlatego, że inne części świata zaczęły doganiać USA w zakresie zaawansowanych technologii, umiejętności oraz infrastruktury fizycznej. Zgodnie z przewidywaniami globalizacja promowała rozprzestrzenianie się naukowego i technologicznego know-how, wyższego poziomu kształcenia i nowoczesnej infrastruktury. Największym beneficjentem globalizacji okazała się Azja Wschodnia. Rozkwit gospodarczy regionu rozpoczął się od szybkiej powojennej odbudowy Japonii w latach 1945–1960, po której nastąpiła dekada podwojenia dochodów w latach 60. Japonia została swoistym wzorem dla czterech azjatyckich tygrysów (Korei Południowej, Tajwanu, Hongkongu i Singapuru), których gwałtowny wzrost rozpoczął się w latach 60.; a następnie dla Chin, gdzie zmiany zaczęły wchodzić w życie od końca lat 70. wraz z reformami Denga Xiaopinga i otwarciem kraju na świat. Według szacunków Maddisona szesnaście głównych gospodarek Azji Wschodniej wytwarzało 15,9 proc. światowej produkcji w 1950 roku, 21,7 proc. w 1980 roku i 27,8 proc. w 1990 roku. W latach 90. w erę gospodarczego otwarcia i szybkiego wzrostu wkroczyły Indie.

Kiedy w 1991 roku rozpadł się Związek Radziecki, Stany Zjednoczone nie miały żadnego poważnego konkurenta do globalnego przywództwa. Choć gospodarka zachodnioeuropejska była na ogół porównywalna z amerykańską pod względem wielkości, Europa Zachodnia pozostawała zależna od Stanów Zjednoczonych w zakresie bezpieczeństwa militarnego. Pozostawała przy tym rozczłonkowaną grupą narodów, których polityka zagraniczna była zasadniczo podporządkowana Stanom Zjednoczonym. Azja Wschodnia rozwijała się szybko, ale stanowiła jeszcze mniejszą siłę geopolityczną niż Europa. Zgodnie z szacunkami Międzynarodowego Funduszu Walutowego PKB Chin, mierzony według stałego kursu dolara międzynarodowego, wynosił 17,5 proc. PKB Stanów Zjednoczonych pomimo 4,6 razy większej populacji. Krajowy dochód na mieszkańca wynosił więc, według tych szacunków, zaledwie 3,8 proc. dochodu na głowę w USA. Technologie i potencjał wojskowy Chin były o dziesięciolecia opóźnione w stosunku do Stanów Zjednoczonych, a ich arsenał nuklearny był niewielki. Można zatem zrozumieć założenie waszyngtońskich decydentów, że Stany Zjednoczone będą jedynym światowym supermocarstwem przez kolejne dekady.

Oczywiście nie przewidzieli oni szybkiego wzrostu Chin w nadchodzących dziesięcioleciach. W latach 1991–2021 PKB Chin (mierzony w międzynarodowych dolarach) wzrósł 14,1 razy, podczas gdy amerykański PKB wzrósł 2,1 razy. Według szacunków MFW do 2021 roku PKB Chin w stałych cenach międzynarodowych z 2017 roku był o 18 proc. wyższy niż PKB Stanów Zjednoczonych. PKB Chin na mieszkańca wzrosło z 3,8 proc. PKB amerykańskiego w 1991 roku do 27,8 proc. PKB amerykańskiego w roku 2021.

Gwałtowny wzrost produkcji całkowitej oraz produkcji na osobę w Chinach wynikał z szybkiego postępu kraju w zakresie wiedzy technologicznej, zdolności do innowacji, wysokiej jakości edukacji na wszystkich poziomach oraz unowocześnienia i modernizacji infrastruktury. Naiwna, a czasem wręcz rasistowska amerykańska opinia ekspercka zlekceważyła sukces Chin, traktując go jako zwykłą kradzież amerykańskiego know-how – jakby Stany Zjednoczone były jedynym społeczeństwem mogącym wykorzystać nowoczesną naukę czy inżynierię i jakby nie musiały polegać na naukowych czy technologicznych osiągnięciach dokonanych gdzie indziej. Tymczasem Chiny nadrabiają zaległości, opanowując zaawansowaną wiedzę technologiczną, i starają się zostać głównym i niezależnym innowatorem.

Nie powinno się też lekceważyć rosnącej potęgi gospodarczej zarówno Indii, jak i Afryki – konkretnie 55 krajów Unii Afrykańskiej. PKB Indii wzrosło 6,3 razy w latach 1991–2021, zwiększając się z 14,6 do 44,3 proc. PKB Stanów Zjednoczonych. W tym samym okresie znacznie wzrosło PKB Afryki, osiągając ostatecznie 13,5 proc. amerykańskiego PKB w 2022 roku. Co najważniejsze w tym kontekście, Afryka integruje się również politycznie i gospodarczo, podejmując ważne kroki w sferach polityki oraz infrastruktury fizycznej w celu stworzenia powiązanego jednolitego rynku afrykańskiego.

Na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat geopolityka uległa przeobrażeniu w wyniku trzech podstawowych zmian gospodarczych. Po pierwsze, udział Stanów Zjednoczonych w globalnej produkcji spadł z 21,0 proc. w 1991 roku do 15,7 proc. w 2021 roku, podczas gdy udział Chin wzrósł z 4,3 proc. w 1991 roku do 18,6 proc. w 2021 roku. Po drugie, Chiny wyprzedziły Stany Zjednoczone pod względem całkowitego PKB i stały się głównym partnerem handlowym dla znacznej części świata. Po trzecie, grupa BRICS tworzona przez Brazylię, Rosję, Indie, Chiny i RPA również wyprzedziła kraje G7 w zakresie całkowitej produkcji. W 2021 roku łączny PKB grupy BRICS wyniósł 42,1 biliona dolarów (mierzony w stałych cenach międzynarodowych z 2017 r.), w porównaniu z 41 bilionami dolarów G7. Łączna populacja grupy BRICS, w 2021 roku licząca 3,2 miliarda ludności, jest 4,2 razy większa od łącznej populacji krajów G7, której liczebność szacuje się na 770 milionów. Krótko mówiąc, gospodarka światowa nie jest już zdominowana przez Amerykanów ani kierowana przez Zachód. Chiny mają porównywalną wielkość gospodarczą do Stanów Zjednoczonych, a duże kraje o średnim dochodzie stanowią przeciwwagę dla państw G7. Warto zauważyć, że cztery prezydencje G20 z rzędu będą sprawowane przez kraje rozwijające się o średnich dochodach: Indonezję (2022), Indie (2023), Brazylię (2024) i RPA (2025).

Kontrastujące wizje geopolityki

.Ponieważ Chiny dorównały lub wyprzedziły Stany Zjednoczone pod względem wielkości gospodarczej i stały się wiodącym partnerem handlowym wielu krajów na całym świecie, a państwa grupy BRICS dorównały państwom G7 pod względem ogólnej wielkości gospodarczej, w Stanach Zjednoczonych i na całym świecie toczy się debata na temat zmieniającej się roli i potęgi Ameryki oraz implikacji tej zmiany dla przyszłości globalnego zarządzania i spraw międzynarodowych. Jak wspomniano powyżej, istnieje pięć szkół myślenia, które teraz omówię bardziej szczegółowo.

Teoria hegemonicznej stabilności pozostaje dominującą koncepcją w Stanach Zjednoczonych, przynajmniej w kręgach przywódczych oraz think tankach i ośrodkach akademickich Wschodniego Wybrzeża. Według tej teorii tylko i wyłącznie Stany Zjednoczone mogą utrzymać geopolityczną hegemonię, a tym samym zapewnić światu stabilność. Kiedy Stany Zjednoczone mówią o „porządku opartym na zasadach”, nie mają na myśli systemu ONZ czy prawa międzynarodowego. Mają na myśli ład zarządzany przez Amerykanów, w którym Waszyngton, w porozumieniu ze swoimi sojusznikami, tworzy globalne reguły.

Zgodnie z tym poglądem Chiny pozostają daleko w tyle za Stanami Zjednoczonymi we wszystkich kluczowych kategoriach siły: gospodarczej, militarnej, technologicznej i miękkiej siły. Rosja zaś jest postrzegana jako słabnąca, prawie nieistniejąca potęga regionalna, aczkolwiek z dużym arsenałem nuklearnym. Według tej szkoły myślenia zagrożenie nuklearne można kontrolować za pomocą przeciwdziałania i odstraszania. Amerykańska hegemonia dopilnuje, by Rosja nie odgrywała w przyszłości żadnej istotnej roli geopolitycznej. Ta hegemonistyczna wizja, określana w Stanach Zjednoczonych mianem neokonserwatyzmu, wyraża się w szeroko rozumianej polityce.

Wojna na Ukrainie stanowi centralną część strategii USA na rzecz kontynuacji własnej hegemonii. Amerykańscy decydenci zapewne opłakują zniszczenia i śmierć na Ukrainie, ale cieszą się również z możliwości rozszerzenia NATO na wschód i wykrwawienia Rosji poprzez wojnę na wyniszczenie. Waszyngtońska elita polityczna nie spieszy się z zakończeniem tej wojny.

Nie jest też skora do głębszego spojrzenia na genezę konfliktu, który bez wątpienia został po części sprowokowany przez walkę Stanów Zjednoczonych z Rosją o polityczne i militarne wpływy na Ukrainie. Rywalizacja ta rozgorzała po tym, jak w 2008 roku George W. Bush naciskał na NATO, by zobowiązało się do poszerzenia swych granic o Ukrainę i Gruzję. Była to część długoterminowego planu nakreślonego przez Zbigniewa Brzezińskiego w książce Wielka szachownica z 1997 roku [wydanie polskie: 1998 r. – przyp. tłum.]. Celem tego planu było pozbawienie Rosji zdolności do rozszerzania swej potęgi na Europę Zachodnią, wschodni region Morza Śródziemnego czy Bliski Wschód.

Przypuszczalnie Rosja jest zdecydowana walczyć o powstrzymanie rozszerzenia NATO na Ukrainę bez względu na koszty. Na początku 2014 roku prorosyjski prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz, opowiadający się za neutralnością swego kraju i przeciwny jego wejściu do NATO, został obalony przy amerykańskim wsparciu finansowym i logistycznym, co doprowadziło do wybuchu wojny rosyjsko-ukraińskiej. Rosja zajęła Krym, a prorosyjscy separatyści upomnieli się o część Donbasu. Od 2014 roku wojna eskalowała, przybierając dramatyczny obrót 24 lutego 2022 roku. G7 i NATO zobowiązały się do wspierania Ukrainy tak długo, jak będzie to konieczne, a ich celem było długoterminowe osłabienie Rosji.

Obok finansowania i uzbrajania Ukrainy Stany Zjednoczone stosują obecnie strategię powstrzymywania Chin, czyli utrudniania im dalszego postępu gospodarczego i technologicznego. Polityka ograniczania Chin naśladuje amerykańską strategię wobec Związku Radzieckiego w latach 1947–1991. Antychińska polityka powstrzymywania obejmuje: podwyższenie taryf celnych na chińskie produkty; działania mające na celu sparaliżowanie zaawansowanych technologicznie chińskich przedsiębiorstw telekomunikacyjnych, np. Huawei czy ZTE; zakaz eksportu do Chin wysokiej klasy półprzewodników i urządzeń do ich produkcji; uniezależnienie amerykańskich łańcuchów dostaw od Chin; tworzenie nowych bloków handlowych wykluczających Chiny, takich jak Indo-Pacyficzne Ramy Gospodarcze dla Dobrobytu; oraz sporządzenie wykazu chińskich firm, które w taki czy inny sposób pozbawia się dostępu do amerykańskich finansów, handlu i technologii. W sferze militarnej Stany Zjednoczone zawierają nowe antychińskie porozumienia, jak np. AUKUS z Wielką Brytanią i Australią, w tym przypadku w celu stworzenia nowej floty atomowych łodzi podwodnych i bazy w północnej Australii umożliwiającej nadzorowanie Morza Południowochińskiego. Stany Zjednoczone chcą również zwiększyć wsparcie militarne dla Tajwanu, by – jak to określa jedno z neokonserwatywnych wyrażeń – przekształcić ów kraj w „jeżozwierza”.

Główną alternatywną wizją geopolityki jest obecnie teoria hegemonicznej konkurencji, skupiająca się na nadchodzącym starciu Stanów Zjednoczonych i Chin. Koncepcja ta stanowi w gruncie rzeczy wariant teorii stabilności hegemonicznej. Głosi ona, że Stany Zjednoczone mogą stracić swój hegemoniczny status na rzecz Chin lub że przynajmniej zacięta rywalizacja tych dwóch państw jest praktycznie nieunikniona.

Główną wadą tej koncepcji jest przekonanie, że Chiny chcą się stać kolejnym globalnym hegemonem. To prawda, że chińscy przywódcy nie ufają ani Stanom Zjednoczonym, ani Europie, zwłaszcza z powodu cierpień, których doznały z rąk zewnętrznych potęg imperialnych w XIX i XX wieku. Chiny rzeczywiście pragną świata, w którym Stany Zjednoczone nie są hegemonem. Nie ma jednak przekonujących dowodów na to, że państwo to chce zastąpić Amerykę w roli hegemona lub że mogłoby to zrobić, nawet gdyby chciało.

Należy wziąć pod uwagę, że Chiny są nadal krajem o średnim dochodzie – potrzeba jeszcze kilkudziesięciu lat, aby ich dochody uplasowały się na wysokim poziomie. Ponadto w nadchodzących dekadach liczba ludności Chin prawdopodobnie znacznie się zmniejszy. W tym kontekście Chiny będą się również wyraźnie starzeć, a według prognoz ONZ mediana wieku wzrośnie z obecnego poziomu 47 lat do 57 lat w 2100 roku. Niemniej istotny jest jeszcze jeden fakt – mianowicie chińska polityka państwowa na przestrzeni wieków nigdy nie dążyła do stworzenia globalnego imperium. Państwo Środka zawsze było dla nich wystarczające. Chiny nie stoczyły żadnej zagranicznej wojny w ciągu 40 lat i posiadają zaledwie kilka małych zamorskich baz wojskowych, podczas gdy wojsko amerykańskie ma ich setki.

Prawdziwym problemem nie są więc rzekome hegemoniczne aspiracje Chin, lecz raczej tzw. dylemat bezpieczeństwa, zgodnie z którym zarówno Chiny, jak i Stany Zjednoczone błędnie interpretują działania obronne drugiej strony jako ofensywne, uruchamiając tryb eskalacji. Na przykład, gdy Chiny rozbudowują swoje wojska na Morzu Południowochińskim w celu ochrony swoich kluczowych szlaków morskich, Waszyngton interpretuje to jako agresywne działania Chin wymierzone w amerykańskich sojuszników w regionie. Z kolei gdy Stany Zjednoczone tworzą nowe sojusze, np. AUKUS, lub wzmacniają te już istniejące, władze Chin postrzegają to jako ewidentne hegemoniczne próby powstrzymania ich kraju. Nawet jeśli poszczególne działania mają rzeczywiście charakter obronny – a nie wszystkie taki charakter mają – druga strona skwapliwie przeinacza ich znaczenie. Jest to w istocie główny powód, dla którego pułapka Tukidydesa może z łatwością stać się przyczyną wojny – wcale nie dlatego, że oba kraje tej wojny chcą, ale ponieważ „wpadają” w nią, popychane błędną interpretacją działań drugiej strony.

Teoria upadku hegemonii jest nieco inna. Nie kładzie ona nacisku na walkę między Chinami a Stanami Zjednoczonymi, lecz podkreśla implikacje utraty wiodącego znaczenia USA przyjmowanej tutaj za pewnik. Koncepcja upadku hegemonii zakłada, że świat potrzebuje globalnych dóbr publicznych, takich jak polityka stabilizacji makroekonomicznej, kontrola zbrojeń i wspólne wysiłki przeciwko zmianom klimatu spowodowanym przez człowieka. Dostarczenie tych dóbr jest możliwe tylko pod warunkiem, że hegemon przyjmie to zadanie na swoje barki. W XIX wieku Wielka Brytania zapewniła okres pokoju zwany Pax Britannica. Od 1950 roku globalne dobra publiczne dostarczają Stany Zjednoczone. Jednak stopniowy spadek znaczenia Stanów Zjednoczonych oznacza, że nie ma już hegemona, który zapewniłby globalną stabilność. Stoimy więc w obliczu świata pogrążonego w chaosie – nie z powodu rywalizacji między USA i Chinami, ale dlatego, że żaden kraj czy region nie jest w stanie skoordynować wysiłków świata w celu zapewnienia globalnych dóbr publicznych.

Charles Kindleberger, historyk gospodarczy uniwersytetu MIT, był twórcą i najbardziej przekonującym zwolennikiem teorii upadku hegemonii, odnosząc ją do Wielkiego Kryzysu w swojej wnikliwej książce The World in Depression, 1929–1939, wydanej w 1973 roku. Kindleberger twierdził, że Wielki Kryzys zrodził konieczność globalnej współpracy w celu rozwiązania problemów długów między państwami, upadających banków, deficytów budżetowych i standardu złota. Wielka Brytania była jednak poważnie osłabiona przez I wojnę światową oraz długotrwały kryzys gospodarczy z końca lat 20., dlatego nie była w stanie pełnić roli hegemona. Z kolei Stany Zjednoczone nie były jeszcze wówczas gotowe do przejęcia tej roli i uczyniły to dopiero po II wojnie światowej.

Wszystkie trzy teorie hegemonii zakładają, że hegemoni stanowią centralny element geopolityki i tak już pozostanie. Pierwsza z tych teorii głosi, że Stany Zjednoczone nadal są hegemonem, druga – że Stany Zjednoczone i Chiny rywalizują o miano hegemona, a trzecia ubolewa nad brakiem hegemona, którego szczególnie teraz potrzebujemy. Właśnie ta ostatnia koncepcja, mimo twierdzenia, że hegemonia Stanów Zjednoczonych minęła, w pewien sposób nadal im schlebia: po Stanach choćby potop.

Teoria realistyczna neguje centralną rolę hegemonii i być może kwestionowałaby, czy Ameryka kiedykolwiek globalnym hegemonem w ogóle była. Według realistów pokój wymaga umiejętnego balansowania między największymi mocarstwami. Istotą teorii realistycznej jest założenie, że żadne mocarstwo nie może i nie powinno rościć sobie pretensji do panowania nad innymi; wszyscy muszą rozważnie kierować swoją polityką, aby uniknąć sprowokowania konfliktu z pozostałymi potęgami. Czołowi realiści, tacy jak Henry Kissinger i John Mearsheimer, wzywają na przykład do wynegocjowania zakończenia wojny na Ukrainie. Przekonują, że Rosja nie zniknie z mapy świata, a więc i nie straci swojego geopolitycznego znaczenia. Podkreślają też, że wojna została częściowo sprowokowana przez niewłaściwe posunięcie Amerykanów, czyli przekroczenie rosyjskiej „czerwonej linii” poprzez zamiar rozszerzenia NATO na Ukrainę i Gruzję.

Realiści opowiadają się za pokojem opartym na sile, uzbrajaniu sojuszników stosownie do konieczności oraz czujnością na agresywne działania potencjalnych przeciwników naruszających amerykańskie „czerwone linie”. Pokój w ujęciu realistów osiąga się poprzez równowagę sił i potencjalne użycie środków nacisku, a nie poprzez dobrą wolę czy szczytne ideały. Odstraszanie odgrywa tu ważną rolę. W tym ujęciu Chiny niekoniecznie są wrogiem w znaczeniu wojskowym, ale raczej konkurentem, któremu należy sprostać ekonomicznie, technologicznie i militarnie. Wojny można uniknąć. Najpopularniejszym modelem historycznym wśród realistów jest przedstawiony przez Kissingera opis koncertu mocarstw w XIX wieku, który utrzymywał pokój przez większość stulecia.

Największym wyzwaniem teorii realistycznej jest fakt, że utrzymanie równowagi sił jest bardzo trudne, ponieważ względne możliwości głównych mocarstw ulegają dużym wahaniom. Koncert mocarstw załamał się głównie dlatego, że dwie największe potęgi urosły w siłę pod względem gospodarczym. W 1908 roku Niemcy prześcignęły Wielką Brytanię w PKB (według szacunków Maddisona). Imperium rosyjskie również rozwijało się gospodarczo, osiągając od 1870 roku PKB mniej więcej równe niemieckiemu. Wielka Brytania obawiała się wzrostu znaczenia Niemiec, a Niemcy obawiały się wojny na dwa fronty przeciwko Wielkiej Brytanii i Rosji, co oczywiście nastąpiło w 1914 roku. Według wielu historyków Niemcy naciskały wówczas na wojnę z powodu przekonania, że zwłoka oznaczałaby potężniejszą Rosję w przyszłości.

Geopolityka jako narzędzie rozwiązywania problemów

.Zasadnicza wada tych czterech dominujących teorii polega na tym, że postrzegają one geopolitykę niemal wyłącznie jako walkę o wygraną i przegraną pomiędzy największymi mocarstwami, a nie jako możliwość łączenia zasobów w celu stawienia czoła kryzysom na skalę globalną. Teoria upadku hegemonii uznaje potrzebę globalnych dóbr publicznych, ale utrzymuje, że tylko hegemon może je zapewnić.

Teoria multilateralizmu wychodzi z założenia, że świat pilnie potrzebuje współpracy geopolitycznej, aby rozwiązać wyzwania o światowej skali, takie jak zmiany klimatyczne wywołane przez człowieka i niestabilność finansowa, a także aby uniknąć wojny między największymi mocarstwami. Istotą tej koncepcji jest przekonanie, że globalne dobra publiczne mogą być dostarczane wspólnie przez państwa członkowskie ONZ, a nie przez jednego hegemona. Multilateralizm koncentruje się na konstruktywnej roli prawa międzynarodowego oraz międzynarodowych instytucji finansowych i traktatów, a wszystko to w ramach Karty Narodów Zjednoczonych i Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, przy wsparciu instytucji ONZ.

Często twierdzi się, że teorii tej brakuje realizmu i odrzuca się ją jako zbyt idealistyczną. Wątpliwości tych dostarcza wiele zasadnych powodów: ONZ jest zbyt słaba, traktaty są niemożliwe do realizacji, państwa swobodnie korzystają z globalnych porozumień, a siła weta pięciu stałych członków Rady Bezpieczeństwa (Chin, Francji, Rosji, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych) paraliżuje ONZ. Owszem, wszystko to jest prawdą, ale moim zdaniem nie są to kwestie decydujące. Współpraca może zostać zacieśniona, jeśli powody ku temu zostaną lepiej zrozumiane. Przede wszystkim jednak ani trzy teorie hegemoniczne, ani realizm nie oferują rozwiązań dla naszych globalnych kryzysów.

Teoria hegemonicznej stabilności zawodzi, ponieważ Stany Zjednoczone nie są już wystarczająco silne i chętne, aby ponosić ciężary związane z zapewnieniem tej stabilności. Pod koniec lat 40. państwo to było gotowe finansować i wspierać globalne dobra publiczne, w tym utworzenie ONZ, systemu z Bretton-Woods, Układu Ogólnego GATT, planu Marshalla i innych. Dziś Stany Zjednoczone nie ratyfikują nawet zdecydowanej większości traktatów ONZ. Łamią zasady GATT, uchylają się od dekarbonizacji, nie przekazują wystarczających środków finansowych na ONZ i instytucje z systemu Bretton-Woods, a na pomoc zagraniczną przekazują tylko niewielką część swojego dochodu narodowego brutto (0,16 proc.).

Teoria hegemonicznej konkurencji zawodzi, ponieważ zapowiada raczej konflikty niż rozwiązania problemów. Wprawdzie wyjaśnia globalne turbulencje, lecz nie dostarcza strategii na rzecz pokoju, bezpieczeństwa czy rozwiązywania globalnych problemów. Jest zapowiedzią kryzysu. Warto tu przypomnieć, że zarówno Sparta, jak i Ateny ucierpiały w wyniku wojen peloponeskich.

Podejście realistyczne jest o wiele bardziej dokładne, praktyczne i użyteczne niż teorie hegemoniczne. Jednak ta koncepcja ma trzy poważne słabości.

Po pierwsze, wzywa do równowagi sił w celu utrzymania pokoju, choć stała równowaga sił nie istnieje. Dawne równowagi szybko stają się obecnymi nierównościami.

Po drugie – podobnie jak w przypadku teorii gier leżącej u podstaw tej teorii – nie docenia się praktycznego potencjału współpracy. W podejściu realistycznym zakłada się, że brak współpracy między narodami jest jedynym możliwym wynikiem geopolityki, ponieważ nie istnieje żadna wyższa siła, która mogłaby tę współpracę wymusić. Tymczasem zarówno w eksperymentalnej teorii gier, jak i w praktycznej geopolityce obserwujemy znacznie większy zakres udanej współpracy, niż przewidują założenia (np. w eksperymentalnej grze „dylemat więźnia”). Robert Keohane podkreśla ten punkt od dziesięcioleci; podkreślał go też nieżyjący już John Ruggie.

Po trzecie i najważniejsze, realizm zawodzi, ponieważ nie rozwiązuje problemu globalnych dóbr publicznych niezbędnych do rozwiązania kryzysów ekologicznych, finansowych, zdrowotnych i wielu innych. Żaden hegemon nie zapewni globalnych inwestycji na potrzebną skalę. Konieczna jest międzynarodowa współpraca umożliwiająca podział kosztów i szerokie rozłożenie korzyści.

.Omówienie planu działania w celu osiągnięcia multilateralizmu w XXI wieku wymagałoby osobnego eseju. W skrócie rzecz ujmując, dwudziestopierwszowieczny multilateralizm powinien opierać się na dwóch dokumentach, Karcie Narodów Zjednoczonych i Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, oraz na instytucjach ONZ. Globalne dobra publiczne powinny być finansowane dzięki znacznej rozbudowę wielostronnych banków rozwoju (w tym Banku Światowego i regionalnych banków rozwoju) oraz Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Nowy multilateralizm powinien opierać się na globalnie uzgodnionych celach, zwłaszcza na paryskim porozumieniu klimatycznym, porozumieniu w sprawie ochrony różnorodności biologicznej i celach zrównoważonego rozwoju. Powinien objąć prawem międzynarodowym i zarządzaniem globalnym nowe przełomowe technologie, w tym łączność cyfrową i sztuczną inteligencję. Powinien opierać się na kontroli zbrojeń i denuklearyzacji oraz wzmacniać i wdrażać kluczowe porozumienia w ich sprawie. Wreszcie powinien czerpać siłę ze starożytnej mądrości wielkich tradycji religijnych i filozoficznych. Przed nami wiele pracy, aby zbudować nowy multilateralizm – stawką jest nasza przyszłość.

Jeffrey Sachs
Tekst ukazał się w nr 52 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 1 lipca 2023