Indie mogą stać się liderem
Z pomocą świata zachodniego Indie w drugiej połowie naszego stulecia osiągną status lidera, którym chciałyby stać się Chiny. Nie tylko w regionie Indo-Pacyfiku, ale i na całym globie. Będzie to jednak przywództwo innego rodzaju niż to, które chciałyby objąć Chiny: przywództwo nie agresywnej ekspansji, ale kolektywne, znane ze świata liberalnej demokracji i wolnego rynku – przekonuje Tomasz ŁUKASZUK
.Wśród wielu zmian, które na świecie wywołała wojna na Ukrainie, należy wymienić także zmiany, które zachodzą w układzie politycznym Azji Południowo-Wschodniej. Zmienia się już postrzeganie Indii i Chin, zmieniają się ich relacje.
Wojna na Ukrainie wzbudziła w Indiach duże zaniepokojenie i już zaczęła przekonywać władze tego kraju do narracji Stanów Zjednoczonych. Widzą, że wizja świata oparta na równowadze wszystkich mocarstw oraz na zasadach pokojowego współistnienia nie znajduje swojego odzwierciedlenia w tym, co obecnie dzieje się w polityce międzynarodowej.
Władze Indii dostrzegają, że Rosja podważyła istniejący dotychczas układ równowagi światowej, łamiąc wszystkie postanowienia Karty Narodów Zjednoczonych. Wojna na Ukrainie coraz bardziej utwierdza Indie w przekonaniu, że w dylemacie pomiędzy indywidualnym budowaniem swojej pozycji na świecie a ścisłym sojuszem z USA – wybór musi paść na opcję drugą.
Hindusi ze względu na swoją kulturę strategiczną oraz przyjęte zwyczaje nie chcą jednak zrywać kontaktów z Rosjanami całkowicie, nie chcą w sposób gwałtowny zakończyć przyjaznych relacji, które utrzymywały się przez ostatnie kilka dekad. Nie chcą robić też tego na sposób europejski czy amerykański, więc działają stopniowo. I stopniowo też starają się ograniczać do możliwego i niezbędnego minimum swoje kontakty wojskowe z Rosją. Jest to oczywiście początek pewnego procesu, który prowadzi do tego, że Rosja będzie miała swój udział w budowaniu potencjału gospodarczego Indii, ale nie sądzę, żeby to wykraczało w przyszłości poza przemysł kosmiczny i wszelkie technologie z tym związane.
Oczywiście Hindusi cały czas zdają sobie sprawę z tego, że dla nich niekorzystnym układem jest spychanie Rosji całkowicie na margines, bo łączą to z kwestią chińską, czyli wzmacnianiem Chin, a osłabianiem relacji stanowiących równowagę międzynarodową. Dla Indii lepiej jest jednak, by z Rosją ktoś rozmawiał. Indie staną przed tym samym dylematem, przed którym stanęła Indonezja. Przejęły od Indonezji przywództwo G20 i teraz jest ciekawe, w jaki sposób osiągną swoje cele. Po długich zabiegach dyplomacji zachodnich doprowadzono do tego, że Rosję na szczycie G20 reprezentował tylko minister spraw zagranicznych. Dyplomacji indonezyjskiej udało się wypracować i opublikować dokument końcowy szczytu, choć obawiano się, że to nie będzie możliwe z powodu panujących różnic w sprawie wojny na Ukrainie. Wypracowano jednak konsens i to cieszy również nas. Natomiast w jakiej sytuacji będą teraz Indie i jak się zmienią w przyszłości – tego nie wiadomo.
Trzeba zauważyć, że dla Indii jest to czas konsekwentnego odchodzenia od zbliżenia z Chinami. Nie stało się to oczywiście nagle w tym roku, ale jest pewnym trwającym dłużej procesem, rozpoczętym w roku 2020 po incydencie czerwcowym w dolinie Galwan, kiedy Chińczycy zaatakowali Hindusów, zrywając umowy dotyczące porządku na granicach obu państw.
Z uwagi na demilitaryzację tej strefy doszło tam do walki wręcz, w czasie której zginęli żołnierze obu stron. Wzbudziło to w Indiach dosyć głęboką refleksję dotyczącą jakości prowadzonego dotychczas z Chinami dialogu. Przecież w ciągu sześciu lat doszło do ponad 30 spotkań premiera Indii z Xi Jinpingiem, co było absolutnym wyjątkiem w tamtym regionie. Wszystkim krajom ze Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej wydawało się dotychczas, że takie zbliżenie instytucjonalne i prowadzony dialog zapobiegną konfliktowi i powstrzymają zaostrzenie sporów na granicy indyjsko-chińskiej. Jednak tak się nie stało. I właśnie wtedy, w czerwcu 2020 roku, Hindusi odeszli od polityki zbliżenia z Chińczykami i zwrócili się w stronę USA, bardziej angażując się w strategię współpracy czterostronnej między Indiami, USA, Japonią i Australią. To ważny zwrot, bo chodzi o współpracę krajów o dużym potencjale wojskowym. Ponadto na wody Indo-Pacyfiku po 60 latach nieobecności postanowiła wrócić także Wielka Brytania, zatem będzie ona w wymiarze wojskowym uczestniczyła w realizacji amerykańskiej strategii powstrzymywania Chin. Intensyfikowane są działania zmierzające do wzmocnienia solidnej architektury bezpieczeństwa w Indo-Pacyfiku.
Można zadać pytanie, czy z powodu regresu gospodarczego w Chinach Indie mogą zastąpić ten kraj w funkcji lidera azjatyckiego. Można też się zastanawiać, jak taka rywalizacja będzie wyglądać.
Można to analizować jakościowo lub ilościowo. Pod względem ilościowym przewagę mają Chiny. Sami Hindusi przyznają, że aby osiągnąć poziom rozwoju gospodarczego Chin, muszą minąć przynajmniej cztery dekady. Choć w ostatnim 30-leciu udało się Indiom rozwinąć infrastrukturalnie, to wciąż wyzwaniem jest dla nich rozwój społeczno-gospodarczy. Nadal ponad sto milionów ludzi funkcjonuje tam na granicy ubóstwa lub poniżej niej, a 30 proc. społeczeństwa stanowią analfabeci. Zastanawiając się zatem nad możliwością przejęcia przez Indie przywództwa w regionie, trzeba zauważyć, że sprawa ta jest dla nich największym wyzwaniem, które nie zajmie dekady czy dwóch, lecz raczej dłuższy okres.
Z punktu widzenia filozofii indyjskiej, rozwijającej się od 5 tysięcy lat, cztery czy pięć dekad to naprawdę nie jest dużo. Hindusi mogą cierpliwie budować swoją przewagę konkurencyjną. Zdają sobie z tego sprawę, że są lub niebawem będą najludniejszym krajem świata. Wówczas wyprzedzą Chiny nie tylko pod względem liczby ludności, ale również pod względem młodości społeczeństwa, ze średnią wieku produkcyjnego między 25 a 30 lat. Ta dywidenda demograficzna da im więcej przewag konkurencyjnych i pozwoli na to, że będą mogły wyprzedzić Chiny już w połowie naszego wieku. Stoi to oczywiście w kontrze do zapowiedzi Xi Jinpinga, głoszącego, że Chiny staną się światowym przywódcą już w roku 2049 – w stulecie powstania Chińskiej Republiki Ludowej.
Jeśli natomiast rozpatrywać tę kwestię z punktu widzenia jakościowego, to trzeba przyznać, że jako pewien model rozwoju Indie już wygrały z Chinami. Kraje nie tylko w Afryce, ale też z bezpośredniego sąsiedztwa Indii zdały sobie sprawę, że proponowane chińskie kredyty i programy, takie jak Inicjatywa Pasa i Szlaku, wpędzają je w pułapki kredytowe i nie stanowią dobrej alternatywy dla tego, o czym mówią Indie czy liberalny świat zachodni. Pozornie wydawałoby się, że oferta chińska jest atrakcyjna, ale później Sri Lanka czy Malediwy zobaczyły, że to jednak nie jest korzystne rozwiązanie. Zatem proponowany przez Indie model zrównoważonego rozwoju jest dla Azji Południowo-Wschodniej lepszą alternatywą.
Jest tak nawet pomimo pewnej przewagi, jaką zyskały Chiny, podpisując z krajami Azji Południowo-Wschodniej umowę o wolnym handlu – z której Indie w ostatniej chwili się wycofały. Choć mogłoby się wydawać, że to będzie dla Indii problem, to jednak pozycję Chin osłabiają ich wewnętrzne problemy, szczególnie blokada 20 proc. gospodarki w ramach strategii walki z pandemią COVID19.
Z całą pewnością Hindusi będą chcieli przejąć przywództwo w regionie w ciągu najbliższych czterech dekad. Pociągnie to za sobą pewne zmiany, również jeśli chodzi o naszą sytuację.
.Po wspomnianym już incydencie w dolinie Galwan Hindusi zwrócili się w stronę USA i UE, wykorzystując nałożone na Chiny ograniczenia dotyczące udziału w przetargach na budowę infrastruktury 5G. Ta blokada jest też szansą dla firm ze Stanów Zjednoczonych i Europy, aby rozwinąć współpracę z Indiami i wspomóc ich rozwój. Sądzę zatem, że z pomocą świata zachodniego, czyli USA i Europy, ale także Korei, Japonii czy Australii, Indie w drugiej połowie naszego stulecia osiągną status lidera, którym chciałyby stać się Chiny. Nie tylko w tamtym regionie, ale i na całym globie. Będzie to jednak przywództwo innego rodzaju niż to, które chciałyby, jak się wydaje, objąć Chiny. Nie będzie to przywództwo agresywnej ekspansji, lecz kolektywne, znane ze świata liberalnej demokracji i wolnego rynku.
Tomasz Łukaszuk