Kishore MAHBUBANI: Zmiany na świecie szansą dla Indii

Zmiany na świecie szansą dla Indii

Photo of Kishore MAHBUBANI

Kishore MAHBUBANI

Singapurski filozof, historyk i politolog. Dziekan Lee Kuan Yew School of Public Policy na National University of Singapore. Były ambasador Singapuru w USA. Autor komentarzy i artykułów publikowanych w "The New York Times" i "The Wall Street Journal". Periodyk "Foreign Affairs" umieścił go na liście stu najbardziej wpływowych intelektualistów świata.

Ryc. Fabien Clairefond

W XXI wieku rywalizacja gospodarcza to wielka gra. Indie muszą otworzyć się na globalną konkurencję. Z jednej strony wywoła to krótkoterminową twórczą destrukcję, lecz z drugiej doprowadzi do powstania długoterminowej potęgi gospodarczej – pisze Kishore MAHBUBANI.

.„W zabiegach ludzkich jest przypływ i odpływ. Pora przypływu stosownie schwytana wiedzie do szczęścia” – pisał Szekspir i się nie mylił, jak zawsze zresztą. Taki przypływ dotarł właśnie do wybrzeży Indii. Jeśli Indie zdecydują się teraz wypłynąć w morze, czekają je bogactwa.

Jednego faktu nie sposób podważyć. W żadnym innym kraju nie powstała tak ogromna przepaść między potencjałem a wynikami. Według powszechnie dostępnych danych mieszkańcy Indii należą do najbardziej naturalnie współzawodniczących grup społecznych (o ile nie zajmują pierwszej pozycji) pod względem ekonomicznym. W najbardziej konkurencyjnym laboratorium ludzkim na świecie, czyli w Stanach Zjednoczonych, Hindusi są grupą etniczną o najwyższej medianie dochodów przypadającej na gospodarstwo domowe (około 100 tys. dolarów).

Gdyby Hindusi w Indiach mogli osiągnąć połowę mediany dochodu hinduskich gospodarstw domowych w USA (powiedzmy 50 tys. dolarów), gospodarka Indii osiągnęłaby wartość 20 bilionów dolarów amerykańskich, czyli mniej więcej tyle, ile warta jest obecnie gospodarka USA.

Dlaczego ten fakt ma aż takie znaczenie? To oczywista oczywistość, że na naszych oczach rozpoczęła się nowa wielka gra. Między Stanami Zjednoczonymi a Chinami trwa poważny geopolityczny wyścig, co opisałem z najdrobniejszymi szczegółami w mojej książce Czy Chiny wygrały? Chińskie wyzwanie wobec amerykańskiego prymatu. Co zadecyduje o wyniku tej rywalizacji? Czy będzie to liczba posiadanych lotniskowców? A może wielkość i zamożność rynków konsumenckich? Odpowiedź jest prosta: to drugie. Jeden niewielki wycinek danych statystycznych wskazuje wygranego. W 2009 r. wielkość rynku detalicznego w Chinach wynosiła 1,8 bln dolarów, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych była ponad dwukrotnie większa i wynosiła 4 bln dolarów. Ale już dekadę później, w roku 2019, chiński rynek wzrósł ponad trzykrotnie do 6 bln dolarów, natomiast amerykański wzrósł jedynie do 5,5 bln dolarów. Za dziesięć lat, zwłaszcza po przejściu pandemii COVID-19, chiński rynek będzie o wiele większy.

Indie mają szczęście, że kolejna edycja wielkiej gry zostanie rozegrana w sferze gospodarczej. Wiemy z historii, że kiedy między różnymi społecznościami imigrantów zachodzi ostra konkurencja, a każda z nich wysyła swoje najtęższe umysły do Stanów Zjednoczonych, społecznością etniczną odnoszącą największe sukcesy jest społeczność indyjska. Hindusi stoją na czele dwóch najpotężniejszych korporacji świata: Satya Nadella jest prezesem Microsoftu, a Sundar Pichai – prezesem Google’a.

Niemniej Indiom towarzyszy otoczka w postaci wielkiego paradoksu. Poza granicami kraju, niemal w każdym państwie świata, biznesowe społeczności Hindusów należą do odnoszących największe sukcesy. Tymczasem w samych Indiach dochód per capita wkrótce spadnie poniżej poziomu Bangladeszu – kraju, który Henry Kissinger opisał jako „personifikację gospodarczej indolencji”! W 2019 r. dochód na mieszkańca Indii wyniósł 2092 dolary, a Bangladeszu –1815 dolarów. Według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) za 2020 r. ten wskaźnik dla Indii spadnie do 1877 dolarów, a w przypadku Bangladeszu wzrośnie do 1888 dolarów. Jak wytłumaczyć ten paradoks? Hindusi potrafią konkurować. Ale żeby to robić, potrzebują konkurencji.

Konkurencja gospodarcza nie polega wyłącznie na zarabianiu pieniędzy. Służy wyższemu imperatywowi moralnemu: zmniejszeniu ubóstwa i poprawie dobrobytu. Tutaj również dane nie pozostawiają wątpliwości. Kraje, które otwierają się na handel międzynarodowy, szybciej redukują ubóstwo. W 1992 r. bilans handlowy Wietnamu wynosił 5,1 mld dolarów, a wskaźnik ubóstwa sięgał 52 proc. Natomiast w 2018 r. w wyniku stukrotnego wzrostu wartości handlu międzynarodowego, do 527 mld dolarów, wskaźnik ubóstwa spadł do 1,9 proc. Podobnie było w przypadku Chin – w 1992 r. całkowity bilans handlowy wynosił 166 mld dolarów, a wskaźnik ubóstwa – 56,7 proc. Jako że do 2018 r. ich handel międzynarodowy wzrósł 28-krotnie, do 4,6 bln dolarów, wskaźnik ubóstwa spadł do 0,5 proc.

Tę samą korelację można dostrzec w doświadczeniach Indii. Zanim Indie otworzyły się na społeczność międzynarodową i zliberalizowały swoją gospodarkę w 1991 r. (pod przywództwem Manmohana Singha i Monteka Singha Ahluwalii), dynamika redukcji ubóstwa była powolna – z 63 proc. w 1977 r. do 47,6 proc. w roku 1992. W 1992 r. bilans handlowy tego kraju wyniósł 45 mld dolarów przy wskaźniku ubóstwa równym 47,6 proc. Według niektórych szacunków do 2018 r. wskaźnik ubóstwa spadł do 7 proc., ponieważ wartość handlu międzynarodowego wzrosła 20-krotnie, do 940 mld dolarów.

Dane te jasno pokazują, że najbardziej katastrofalną decyzją geopolityczną, jaką Indie podjęły w ostatnim czasie, było trzymanie się z dala od Regionalnego Kompleksowego Partnerstwa Gospodarczego (RCEP), mimo że indyjscy urzędnicy byli zaangażowani w negocjowanie tego porozumienia o wolnym handlu przez ponad dekadę. Dlaczego to jest katastrofa? Odpowiedzi należy szukać u Szekspira. Otóż to był ten przypływ, który „schwytany powiódłby do szczęścia”.

Z RCEP związanych jest wiele błędnych przekonań, a jednym z największych, podzielanych przez wiele osób, w tym wielu Hindusów, jest to, że temu porozumieniu przewodzą Chiny. Istotnie, gdyby to Chiny stały na jego czele, nie doszłoby ono do skutku. Z czego to wynika? Nie jest tajemnicą, że wielu członków RCEP, w tym Japonia i Korea Południowa, Wietnam i Australia, ma wielkie obawy względem Chin i nigdy nie dołączyłoby do RCEP z Chinami u steru.

RCEP sfinalizowano pomyślnie, ponieważ przewodziło mu Stowarzyszenie Narodów Azji Południowo-Wschodniej, czyli ASEAN. Umowę RCEP doprowadzono do końca wyłącznie dlatego, że ASEAN podpisał już wcześniej szereg umów o wolnym handlu z pozostałymi pięcioma partnerami RCEP (a także z Indiami). Pod tym wielkim parasolem ochronnym, będącym w rękach grupy krajów z południowo-wschodniej Azji, dokonał się istny cud: Chiny, Japonia i Korea Południowa podpisały między sobą porozumienie o wolnym handlu. Gdyby te największe gospodarki Azji Wschodniej próbowały wynegocjować między sobą taką umowę trójstronną, nie miałaby ona szans powodzenia. Uniemożliwiłby to brak zaufania. Ale wszystkie trzy kraje mają zaufanie do ASEAN.

Skąd zaufanie do Narodów Azji Południowo-Wschodniej? By odpowiedzieć na to pytanie, ponownie musimy uciec się do paradoksu. ASEAN to zaufany partner nie dlatego, że jest silny, ale dlatego, że jest słaby. A ta słabość z kolei staje się jego siłą. Ponieważ ASEAN cieszy się zaufaniem, ma szansę skutecznie tworzyć i utrzymywać jedne z najbardziej udanych inicjatyw wielostronnych, w tym RCEP i East Asia Summit, czyli Szczyt Azji Wschodniej.

To wszystko sprawia, że dla Indii rok 2021 będzie trudny z geopolitycznego punktu widzenia.

Indie będą musiały dokonać kilku niełatwych wyborów. Pojawi się pokusa przyłączenia się do silnego waszyngtońskiego konsensusu „głębokiego państwa” w celu stopniowej izolacji Chin na arenie międzynarodowej i równoważenia ich potęgi. Pozwala tak sądzić nieskrywany flirt w ramach Quadrilateral Security Dialogue (Czterostronny Dialog Bezpieczeństwa – nieformalne stowarzyszenie USA, Australii, Japonii i Indii, powołane z inicjatywy Japonii). Próbując zachować pozory niezależności i neutralności, Indie stałyby się de facto quasi-sojusznikiem Stanów Zjednoczonych, podobnie jak Chiny w latach 80. zajęły stanowisko w zimnej wojnie.

Niemniej ten quasi-sojusz z USA może również okazać się niezwykle kosztowny. Stany Zjednoczone lat 20. XXI wieku to nie to samo pewne siebie supermocarstwo sprzed czterech dekad. Trump wręcz zaszkodził Indiom, usuwając je z Ogólnego Systemu Preferencji oraz ograniczając wizy H1B dla Hindusów. Administracja Bidena prawie na pewno zwiększy presję na Moskwę. Indyjski quasi-sojusz z USA w tej rywalizacji z dużym prawdopodobieństwem doprowadzi do zacieśnienia więzi między Moskwą a Islamabadem. I zakrawałoby to na nieprawdopodobną ironię, gdyby Rosja i Pakistan zaczęły współpracować w Afganistanie przeciwko Stanom Zjednoczonym i Indiom.

Jednakże największym niebezpieczeństwem wynikającym z tego quasi-sojuszu jest dla Indii to, że w tej nowej wielkiej geopolitycznej grze mogą ponieść klęskę. Kluczowy wymiar tej gry nie jest militarny, lecz ekonomiczny. Indie od dziesięcioleci prowadzą kampanię, której celem jest ich miejsce wśród stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ (UNSC). Nie ma wątpliwości, że Indie powinny zostać przyjęte natychmiast i bezwarunkowo jako członek stały z prawem weta. Jednak kampania dyplomatyczna byłaby znacznie skuteczniejsza, gdyby była poparta siłą gospodarczą. Koniec końców w tej nowej wielkiej grze XXI wieku liczy się tylko jedna statystyka: wielkość produktu narodowego brutto. Indie zaś są jednym z nielicznych krajów, które z łatwością mogą aspirować do posiadania największej gospodarki na świecie.

Przez 1800 z ostatnich 2000 lat Indie i Chiny były wyłącznymi członkami G2, dwóch największych gospodarek świata. I mogą z łatwością ponownie stworzyć ten klub; jeszcze w 1980 r. rozmiary gospodarek obu krajów były mniej więcej takie same. Dziś PNB Chin jest pięć razy większy.

Chińska gospodarka rosła, ponieważ otworzyła się na świat, a Chińczycy otrzymali od swoich władz pozwolenie, by konkurować na wielkim oceanie globalizacji. Początkowo Chiny stanęły w obliczu „twórczej destrukcji”. Indie także, jeśli przystąpią do RCEP, doświadczą krótkotrwałej „twórczej destrukcji”. Jednak krótkoterminowa „twórcza destrukcja” prowadzi do długoterminowej potęgi gospodarczej.

Aby zrozumieć, w jaki sposób taka krótkoterminowa „twórcza destrukcja” prowadzi do długoterminowej potęgi gospodarczej, Indie powinny wziąć pod lupę doświadczenia krajów ASEAN. Z wyjątkiem Singapuru żaden z członków Stowarzyszenia nie był postrzegany jako „tygrys”. Indonezyjscy decydenci w latach 80. i 90. ubiegłego stulecia byli równie przerażeni konkurencją gospodarczą, jak indyjscy decydenci w nowych latach 20. A jednak Indonezja odważnie wypłynęła na wielkie wody globalizacji. Obecnie tak ją, jak i pozostałe kraje ASEAN niesie wielka fala obfitości, wiodąc je ku ogromnemu szczęściu.

.Skoro dziewięć odgałęzień kultury i cywilizacji starożytnych Indii ma odwagę rzucić się na głęboką wodę, dlaczego Indie nie miałyby zrobić tego samego?

Kishore Mahbubani
Przekład: Mirosław Kołodziej

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 8 kwietnia 2021