Upadek rządu Sébastiena Lecornu. Żałosny spektakl [Nathaniel GARSTECKA]

To, co pokazywała nam francuska polityka od 5 października 2025 r., to prawdziwy cyrk albo żałosny spektakl. Ta niby „dojrzała demokracja” wpadła w kolejny kryzys albo raczej zafundowała nam kolejny epizod głębokiego kryzysu, który trwa już od kilku lat.
25 dni chaotycznych negocjacji
.Potrzeba było 25 dni, aby powołać rząd – kilka godzin, aby upadł? Wszyscy zastanawiają się, co premier Sébastien Lecornu miał na myśli, powołując rząd prawie identyczny z tym, który miażdżąco przegrał wotum zaufania 8 września. Wówczas 364 posłów zagłosowało przeciwko premierowi, co spowodowało upadek rządu.
Emmanuel Macron szybko wysłał do boju jednego ze swoich najwierniejszych współpracowników, ministra Sébastiena Lecornu. Wydawało się, że prezydent zagrał tutaj swoją ostatnią kartą, która umożliwiłaby mu wytrzymanie do rozpoczęcia decydującego okresu przed wyborami w 2027 roku.
Kształt nowego rządu był zatem mocno oczekiwany. Jacy ministrowie mieli być wybrani, aby pociągnąć te ostatnie miesiące ery Emmanuela Macrona? Pierwsze wątpliwości pojawiły się na tle ostrych negocjacji na temat budżetu na 2026 rok. Więcej podatków, mniej oszczędności? Ze względu na podział Zgromadzenia Narodowego na trzy bloki polityczne o takich samych siłach żadne wiarygodne rozwiązanie nie zostało wypracowane.
Partia Socjalistyczna, z którą rządzący blok centrowy próbował nawiązać umowę, wybrała ostatecznie pozostanie w twardej opozycji. Centroprawicowi Republikanie także próbowali wynegocjować więcej stanowisk ministerialnych i do ostatniej chwili wstrzymywali się z decyzją co do udziału w gabinecie. Nawet demonizowana prawica, w postaci Rassemblement National Marine Le Pen, dostała „prezent”, uzyskując długo oczekiwane stanowiska w biurze parlamentu (wiceprzewodniczącego i sekretarzy).
Kilkugodzinny rząd, a po nim żałosny spektakl
.Negocjacje trwały 25 dni. 25 dni rosnących niepokojów. Ostatecznie Sébastien Lecornu ogłosił w niedzielę 5 października wstępny skład rządu. I rozpętała się burza. Jak się okazało, żadnego przełomu nie było: wszyscy najważniejsi ministrowie pozostali na miejscu. Bruno Retailleau jako minister spraw wewnętrznych, Gérald Darmanin – minister sprawiedliwości, Elisabeth Borne – minister edukacji, Jean-Noël Barrot – minister spraw zagranicznych, Rachida Dati – minister kultury… Jedyne znaczące zmiany były w ministerstwach gospodarki (Roland Lescure zamiast Érica Lombarda) i sił zbrojnych.
To ta ostatnia roszada wywołała największą kontrowersję: miejsce Sébastiena Lecornu (nowego premiera) zajął… Bruno Le Maire, skompromitowany były minister gospodarki (2017–2024). Czy Sébastien Lecornu chciał tym ruchem wyrazić mu wdzięczność za to, że to właśnie on, Bruno Le Maire, wprowadził go do wielkiej polityki?
Ugrupowania opozycyjne się przeraziły. „Gdzie ten przełom?”, „Macronizm próbuje się utrzymać za wszelką cenę!” – można usłyszeć zarówno na lewicy, jak i na prawicy. Nawet koalicjanci, Republikanie, głosem Brunona Retailleau natychmiast ogłosili, że zastanawiają się nad zawieszeniem swojego udziału w rządzie, mimo że kilka godzin wcześniej zgadzali się na pozostanie u sterów. Jak to możliwe, że Bruno Retailleau i Sébastien Lecornu, którzy przecież rozmawiali ze sobą w tę fatalną niedzielę, nie wymienili się podstawowymi informacjami o powołaniach?
Jasne było od początku, że radykalnie lewicowa Francja Niepokorna (LFI Jeana-Luca Mélenchona) zawnioskuje o wotum nieufności natychmiast po pierwszym przemówieniu premiera Lecornu, we wtorek 7 października. Zieloni i Socjaliści dołączyli się do tej inicjatywy. Uwaga kieruje się więc na prawicę, na partię Marine Le Pen i jej sojusznika Érica Ciottiego. „Ten rząd jest zniewagą dla Francuzów”, napisał Éric Ciotti. „Jest oczywiste, że zagłosujemy za nieufnością, zobaczymy tylko kiedy”, dodał Jean-Philippe Tanguy, wiceprzewodniczący grupy parlamentarnej prawicowego RN.
Smutny koniec ery
O co więc chodzi? Czy premier Lecornu, postawiony przed „mission impossible” wypracowania budżetu, postanowił zrobić to samo co François Bayrou, czyli odpuścić sobie i znaleźć najbliższe drzwi wyjściowe? Czy Emmanuel Macron, wywierając presję na premierze, by ten pospieszył się z powołaniem rządu, szuka sposobu na wywołanie chaosu, tak samo jak w 2024 roku? Albo czy obserwujemy na żywo upadek ustroju politycznego po latach agonii?
Ostatecznie Sébastien Lecornu złożył rezygnację, która została przyjęta przez prezydenta. Stał się zatem najkrócej urzędującym premierem w historii V Republiki, nie miał nawet czasu wygłosić pierwszego przemówienia w Zgromadzeniu Narodowym. Niektórzy ministrowie nie zostali nawet jeszcze powołani!
Co pozostanie zatem prezydentowi Macronowi? Rozwiązanie Zgromadzenia Narodowego wydaje się nieuniknione, mimo że nie wiadomo, czy ktokolwiek wygra przyspieszone wybory parlamentarne. Ale trwanie w tym smutnym spektaklu, który fundują nam niby wiarygodni, dojrzali politycy, także jest nie do zniesienia. Jak brać na poważnienie twierdzenia, że partie „populistyczne” stanowią zagrożenia dla stabilności politycznej, gdy to „demokratyczne” i „republikańskie” partie pogrążają taki kraj jak Francja w kryzysie, jakiego nie było od ponad 60 lat?
Nathaniel Garstecka