Wybory w USA zdominowała walka o muzułmanów i Polaków?
25-tysięczne Hamtramck w stanie Michigan, przez niemal stulecie rządzone przez burmistrzów polskiego pochodzenia, a obecnie jedyne miasto mające muzułmańskiego burmistrza, jest w centrum wyborczej zawieruchy: walki Republikanów o głosy muzułmańskich, a Demokratów o polskich wyborców. Obie społeczności mogą przesądzić o wyniku wyborów zarówno w Michigan, jak i w USA.
Hamtramck – walka o głosy Polaków i muzułmanów
.Odwiedzając Hamtramck – dwumilową enklawę wewnątrz granic administracyjnych Detroit – łatwo można zapomnieć, że jest się w centrum wielkiej metropolii. Nad nisko zabudowaną miejscowością góruje neogotycka wieża polskiego kościoła św. Floriana, zamiast bloków dominują szeregowce i domy jednorodzinne, zamiast supermarketów przeważają małe spożywczaki, w lokalnych barach i sklepach mieszkańcy znają się wzajemnie, wymieniają towarami i plotkami, czy organizują zakłady na mecze futbolu amerykańskiego.
Ostatnio wśród tematów rozmów co raz częściej pojawia się polityka – zarówno ta mała, lokalna, jak i ta większa, ogólnokrajowa. Oba te światy połączyły się pod koniec września, kiedy pochodzący z Jemenu burmistrz miasta Amer Ghalib, jedyny muzułmański burmistrz miasta w Ameryce i określający się jako „konserwatywny Demokrata”, publicznie poparł Donalda Trumpa. Polityk ogłosił na Facebooku, że Trump jest „człowiekiem zasad”, i że doprowadzi do pokoju na Bliskim Wschodzie.
„Nie wiem co on sobie myślał. Wielu z nas tutaj jest zszokowanych. To nie do pomyślenia” – powiedziała Bunnie, pochodząca z Hamtramck wyborczyni Demokratów podczas rozmowy w lokalnym oddziale Polish Legion of American Veterans (PLAV), klubu weteranów o polskich korzeniach. Przypomniała, że kiedy Trump był prezydentem, wprowadził zakaz wjazdu dla osób z Jemenu i innych muzułmańskich krajów.
Deklaracja Ghaliba odbiła się echem nie tylko w lokalnej społeczności. O jego decyzji pisały wszystkie największe amerykańskie media, sam Trump zaprosił go – oraz pięciu muzułmańskich członków rady miasta – jako gościa honorowego na wiec w pobliskim Warren, nazywając go „najlepszym burmistrzem w Ameryce”. „Ostatnio mieliśmy tu stałą nawałę dziennikarzy, jestem zasypywana prośbami o wywiady, w tym tygodniu przyjeżdżają ludzie z «The New York Times»” – powiedziała była burmistrz Karen Majewska, doktor historii, prowadząca również lokalny sklep z odzieżą. Jej dom na ulicy Pułaskiego ozdobiony jest wielkim banerem „Harris-Walz 2024”, a Trump to jej zdaniem zdrajca i przestępca, który powinien siedzieć za kratkami.
Polityczka Demokratów rządziła miastem przez 16 lat (a potem doczekała się ulicy własnego imienia), lecz przegrała z Ghalibem w 2020 r., kończąc tym samym niemal stuletni okres „polskich” rządów w Hamtramck. Odkąd miejscowość uzyskała prawa miejskie w 1922 roku, wszyscy jej burmistrzowie mieli polskie pochodzenie. Choć zdaniem Majewskiej w wyborach na burmistrza mogło dojść do oszustw – śledztwo w sprawie wciąż prowadzi FBI – to były one równocześnie oznaką demograficznych zmian, jakie zaszły w mieście: transformacji z polskiej wyspy wewnątrz Detroit do skupiska imigrantów z krajów muzułmańskich.
Polscy imigranci zaczęli sprowadzać się do miasteczka – wówczas zdominowanego przez mieszkańców o niemieckich korzeniach – na początku XX wieku zachęcani rozwijającym się w Detroit przemysłem motoryzacyjnym. Jeszcze w latach 70. głównym językiem większości mieszkańców był polski. Z biegiem czasu, polscy mieszkańcy zaczęli się bogacić, asymilować i jak większość Amerykanów przeprowadzać na przedmieścia, zaś od lat 90. ich miejsce zaczynali zajmować imigranci z Jemenu, Bangladeszu, czy Bośni. W ostatnim czasie przyjeżdżać zaczęli też uchodźcy z Ukrainy, z których wielu znajduje zatrudnienie w polonijnych biznesach.
Zmiany demograficzne w Hamtramck
.Efekt zmian widać w Hamtramck gołym okiem: na ulicach można usłyszeć nawoływania muezinów, zobaczyć kobiety przechadzające się lub prowadzące samochód w pełnych czadorach lub burkach; mężczyzn w tradycyjnych strojach; a obok polskich lokali i nazw ulic widać arabskie i banglijskie sklepy i kafejki. Jak opowiada Majewska, choć w ostatnich latach do miasta sprowadziło się trochę polskich rodzin, to pozostali polonijni rezydenci miasta to głównie starsi mieszkańcy.
Mimo zmian, polski charakter miasta wciąż jest mocno widoczny: funkcjonują tam dwie polskie restauracje, dwa polskie sklepy, trzy polskie kościoły, pięć polskich barów, centrum polskiej sztuki, oraz polska szkoła, gdzie co sobotę rodziny z okolic Detroit posyłają dzieci na naukę rodzimego języka. Swoje korzenie podkreślają też ci, których przodkowie sprowadzili się do miasta dekady temu.
„Niestety po polsku potrafię powiedzieć tylko kilka słów, ale oczywiście jestem dumna z mojego pochodzenia” – powiedziała Suzy, właścicielka lokalnego pubu, pokazując zdjęcie swojej babci, która przybyła do Ameryki wraz z trzynaściorgiem dzieci. W jej barze, podobnie jak w innych, można wypić polskie piwa i inne alkohole, oraz lokalny polski specjał – jeżynówkę.
Choć niemal wszyscy rozmówcy z Hamtramck traktują zmiany demograficzne jako część naturalnego procesu – a niektórzy cieszą się, że mają w mieście np. targi ze świeżymi owocami – to w mieście dochodziło do sporów na tle politycznym. W 2020 roku, kiedy Majewska oraz część rady miasta zdecydowała się wywiesić przy ratuszu tęczową flagę, Ghalib i jego zwolennicy zaprotestowali, a już po dojściu przez nich do władzy flagi zniknęły, zaś Majewska i jej współpracownicy zostali zwolnieni ze stanowisk w miejskiej komisji.
Jak wspomniała, protest muzułmanów został natychmiast podchwycony i poparty przez ludzi Trumpa, a do miasta przyjechał były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego prezydenta, znany z szerzenia spiskowych teorii Mike Flynn. Majewska podkreśliła, że Republikanie od dawna starają się przeciągnąć muzułmanów na swoją stronę, powołując się na łączący ich konserwatywny światopogląd. W tym roku dodatkowy impuls do ich odwrotu od Demokratów stanowi wojna w Strefie Gazy.
Hamtramck jest głównym przykładem tego trendu: chwalące Trumpa wpisy burmistrza na Facebooku są przyjmowane pozytywnie, a w mieście powstaje pierwsze w okolicach Detroit biuro wyborcze Republikanów. Podobne tendencje widać w innych miejscach stanu, posiadającego jedno z największych skupisk arabskich i muzułmańskiej ludności w USA. We wrześniu Republikanie wykupili skierowane do muzułmanów spoty wyborcze, które w pozornie pozytywnym tonie chwaliły izraelskie związki męża Harris, Douga Emhoffa, który jest Żydem, podkreślając, że będzie twardo stać po stronie Izraela.
Działania te przynoszą skutki: według jednego sondażu, wyborcy o arabskich korzeniach nieznacznie preferują byłego prezydenta. Ale muzułmańscy wyborcy nie są jedyną grupą, która może być języczkiem u wagi w Michigan, gdzie w 2020 r. Biden wygrał różnicą niecałych 150 tys. głosów. Znacznie większą grupę – prawie 900 tys., czyli niemal 9 proc. ludności całego stanu – stanowi Polonia. Choć wśród lokalnych polityków republikańskich nie brakuje osób wywodzących się z Polonii, to w obecnej kampanii o głosy Polaków w bardziej zorganizowany niż kiedykolwiek sposób walczą Demokraci.
Grupa Polish Americans for Harris
.Polonijni działacze z Michigan założyli grupę „Polish Americans for Harris”, powstały reklamy wyborcze bezpośrednio skierowane do Polonii, a także specjalny komitet wyborczy (SuperPAC) zbierający fundusze i wspomagający kampanię Demokratów. Przekaz Demokratów skupia się na podkreślaniu poparcia Harris dla Ukrainy oraz NATO oraz uwypuklaniu pogardliwych wypowiedzi o Sojuszu ze strony Trumpa. Na ile to przesłanie trafia do polskich Amerykanów? Większość przedstawicieli lokalnej Polonii twierdzi, że jest to sprawa, która ma dla nich znaczenie – nawet mimo różnych poglądów politycznych wśród polskiej społeczności.
„To na pewno ma znaczenie, wszyscy mamy przecież rodziny w Polsce” – zgodnie odpowiedzieli przedstawiciele American Polish Cultural Center w Troy na północnych przedmieściach Detroit. Przedmieścia te są dziś głównym skupiskiem Polonii w Michigan. Tutejszy polonijny ośrodek – okazały budynek z dużą salą balową, polską restauracją oraz muzeum poświęconym gwiazdom sportu polskiego pochodzenia – miał być we wrześniu miejscem ostatecznie odwołanego spotkania Polonii z szefem MSZ Radosławem Sikorskim, podczas którego minister miał zachęcać Polaków do głosowania na kandydatów wspierających NATO. Nie wszystkich trzeba do tego zachęcać.
„Mnie niepokoi i nie podoba się to, co słyszę ze strony Trumpa na ten temat. Ja mam rodzinę w Polsce i bym nie chciała, by byli narażeni na rosyjskie zagrożenie. Trump mówi że zakończy wojnę; ciekawe jak?” – powiedziała dr Zofia Duniec-Dmuchowski, wiceprezes ośrodka w Troy. Przyznała jednak, że poglądy na temat amerykańskiej polityki przebiegają wśród Polonii podobnie, jak w przypadku ogółu Amerykanów: młodsi i lepiej wykształceni głosują na Demokratów, starsi – na Republikanów. „Często jest tak, że nawet w jednej rodzinie mamy różne poglądy i dobrze” – dodała kobieta. Prezes ośrodka Ryszard Tarnicki zwrócił natomiast uwagę, że Ameryka przez długi czas „sponsorowała” Europę i jej obronę, odciążając europejskie budżety.
Podobne opinie słychać było wśród przedstawicieli starszej emigracji. „Oczywiście, że sprawa Ukrainy ma dla mnie znaczenie i boję się, że jeśli Trump dojdzie do władzy, to będzie tak, jak mówiła Kamala: Putin będzie siedział w Kijowie, a Polska może być następna” – powiedziała Joanna, córka polskich imigrantów i działaczy związkowych, zaangażowana w kampanię Demokratów. Także i ona przyznała jednak, że w tym „polskim mieście” – tradycyjnym bastionie Demokratów – nie brakuje polskich zwolenników Trumpa. „Kiedy oni tutaj przychodzą, staramy się nie rozmawiać o polityce” – dodała.
Polonia w wyborach amerykańskich
.Na temat tego jakie znaczenie ma Polonia w amerykańskich wyborach na łamach „Wszystko co Najważniejsze” pisze Patrycja KITA-DZIEDZIC w tekście „Polonia w wyborach amerykańskich – «udział nieprzemyślany do końca»„.
„Znaczenie liczb takich jak 7 i 13 znamy chyba wszyscy. Dokładnie co 4 lata Amerykanie fascynują się jednak zupełnie innymi liczbami. W tym roku magiczne 270 jest na ustach większości mieszkańców Stanów Zjednoczonych, ponieważ wielkimi krokami zbliżają się wybory prezydenckie, kampania wyborcza mimo pandemicznej rzeczywistości jest w pełni, kandydaci przemierzają kraj wzdłuż i wszerz, aby przekonać do siebie jak najwięcej wyborców. Zwycięzca wyścigu o fotel w Białym Domu musi przekroczyć ten magiczny próg 270 głosów elektorskich, aby zostać najważniejszą osobą w jednym z najpotężniejszych krajów świata i kreować jego rzeczywistość przez kolejne 4 lata”.
„Głosy elektorskie są podzielone pomiędzy stanami w zależności od populacji. Licznie zamieszkiwane Kalifornia, Teksas i Nowy Jork otrzymują odpowiednio 55, 38 i 29 głosów elektorskich, a słabiej zaludnione, takie jak Alaska, Delaware czy Północna i Południowa Dakota, dysponują zaledwie trzema głosami. Większość stanów od lat ma dość sztywne preferencje wyborcze: stany położone na Wschodnim i Zachodnim Wybrzeżu najchętniej wybierają kandydata demokratów, a środkowa część kraju stawia krzyżyk przy nazwisku zaproponowanym przez Partię Republikańską. Prawdziwa walka rozgrywa się zawsze w tzw. swing states, czyli stanach, które głosują raz na demokratów, a raz na republikanów. Ten rok nie jest wyjątkiem i po raz kolejny mapa wyborcza Stanów Zjednoczonych wygląda jak wojenne plany sztabowe, które dzielą kraj na czerwień republikanów i niebieskie krainy demokratów”.
.„Gdzie w tej przedwyborczej układance znajduje się Polonia? Rodacy w tzw. Starym Kraju karmieni są pięknymi frazesami o wielkości amerykańskiej Polonii, co powoduje uzasadnione pytanie o miejsce Polski w amerykańskim wyścigu prezydenckim. Według ostatniego spisu powszechnego w Stanach Zjednoczonych żyje prawie 10 milionów osób, które zadeklarowały jakiekolwiek, chociażby i szczątkowe polskie pochodzenie. Nie można tego odbierać jako „w USA żyje 10 milionów Polaków i ich potomków”.
PAP/Oskar Górzyński/WszystkocoNajważniejsze/MJ