Francuzi oczekują od prezydenta naprawienia błędu, jakim była decyzja o rozwiązaniu parlamentu [Dominique REYNIÉ w „Le Figaro”]

Dominique Reynié jest francuskim politologiem, profesorem na uniwersytecie Sciences Po i dyrektorem think tanku Fondation pour l’innovation politique (Fondapol). W wywiadzie dla dziennika „Le Figaro” analizuje sytuację polityczną, w jakiej znajduje się Francja, po tym jak po dymisji rządu Françoisa Bayrou, władzę objął premier Sébastien Lecornu, dotychczasowy minister obrony.
„Francja znajduje się dziś w najpoważniejszym kryzysie od początku Piątej Republiki, ponieważ mamy do czynienia z kryzysem parlamentarnym, budżetowym i finansowym, wywołanym głębokim deficytem i rosnącym zadłużeniem. To również kryzys społeczny. Wystarczy spojrzeć na wzburzenie obywateli, brak poparcia dla prezydenta i przemoc, ukrytą czy widoczną, którą mogliśmy zaobserwować 10 września. Wydobycie systemu politycznego i rządowego z tej zapaści i uniknięcie scenariusza, w którym kraj załamie się pod ciężarem trudności, będzie prawdziwym sprawdzianem dla nowego premiera, Sébastiena Lecornu” – stwierdza Dominique Reynié w „Le Figaro”.
„Po raz pierwszy w historii Piątej Republiki Francuskiej, poza okresem kohabitacji, głównym filarem państwa i ustroju stał się pałac Matignon, siedziba premiera, a nie jak dotychczas Pałac Elizejski. Jeśli ten filar wytrzyma, możliwa będzie stabilizacja, a być może również wybory prezydenckie, w których w drugiej turze zmierzy się dwóch umiarkowanych kandydatów, dając szanse na odrodzenie kraju. Jeśli jednak ten filar się załamie, nie pozostanie już nic” – ocenia.
„Jednym z powodów gniewu Francuzów wobec prezydenta jest fakt, że oczekują od niego naprawienia błędu, jakim była decyzja o rozwiązaniu Zgromadzenia Narodowego. Tymczasem są tylko trzy opcje, z których tylko jedna wydaje się do zaakceptowania przez głowę państwa: ponowne rozwiązanie parlamentu, dymisja bądź powołanie osoby, zdolnej do zbudowania większości parlamentarnej. Niezależnie od tego, jak krytycznie oceniana jest decyzja o rozwiązaniu parlamentu z 9 czerwca 2024 r., a krytyka była jednogłośna, oczywiste jest, że rozwiązanie Zgromadzenia Narodowego po raz kolejny byłoby nierozsądne. Niepodejmowania takiego kroku wymaga interes państwa. Zbyt wysokie jest ryzyko poniesienia kolejnej porażki wyborczej i dalszego wzrostu poparcia dla ugrupowań antysystemowych, jednocześnie bez wyłonienia stabilnej większości. Oczywiste jest, że Rassemblement national zdecydowanie nie chce objąć urzędu premiera, podczas gdy La France insoumise nie ma realnych szans, by to osiągnąć drogą wyborczą. Jest jeszcze możliwość dymisji prezydenta Republiki Francuskiej. Doprowadzenie do przedterminowych wyborów byłoby jednak skrajnie nierozsądne. Wstrząsnęłoby to stabilnością naszych instytucji i stworzyłoby niebezpieczny precedens, pewien rodzaj mandatu imperatywnego, który naraziłby każdego kolejnego szefa państwa na zmasowaną presję polityczną, medialną, parlamentarną i społeczną, aby zmusić do odejścia prezydenta, wybranego przez Francuzów na pięcioletnią kadencję. Nie ma wątpliwości, że dymisja prezydenta, w tym momencie, wysłałaby całemu światu katastrofalny sygnał, dotyczący stanu Francji, na płaszczyźnie dyplomatycznej, gospodarczej i finansowej. Jedynym rozwiązaniem pozostaje więc doświadczony, zręczny i lojalny architekt kompromisu, który byłby w stanie tworzyć kruche, tymczasowe większości parlamentarne, z których jedna umożliwiłaby uchwalenie budżetu. Taka właśnie rola powierzona została Sébastienowi Lecornu” – tłumaczy politolog.
Jak zauważa, „sytuację komplikuje fakt, że nieudana decyzja o rozwiązaniu parlamentu miała miejsce w takim momencie kadencji – w czerwcu 2024 r. – który zbyt przybliża ją do daty wyborów samorządowych, zaplanowanych na marzec 2026 r.”. „Kampania wyborcza rozpoczęła się już teraz, a do wyborów prezydenckich w kwietniu 2027 r. pozostało jedynie półtora roku. Widać wyraźnie, że partie i kandydaci są już w okresie przedkampanijnym. W efekcie, większość aktorów politycznych, zarówno partie, jak i liderzy, nie jest skłonna do współpracy z władzą, która znalazła się w trudnej sytuacji i jest odrzucana przez opinię publiczną. Tym bardziej jeśli chodzi o podejmowanie środków, których domagają się pożyczkodawcy, a które wielu Francuzów uzna za nie do zaakceptowania. W takiej konfiguracji partie, które odmówią współpracy z rządem, mogą na tym zyskać w kolejnych wyborach, podczas gdy tym, które podejmą trud współpracy, grozi kara ze strony elektoratu. Rozwiązanie parlamentu doprowadziło więc do sytuacji, w której, po pierwsze, partie rządzące mają bardzo ograniczoną legitymację wyborczą, a po drugie tylko one są gotowe wziąć na siebie ciężar odpowiedzialności za kraj, z dużym ryzykiem, że zapłacą za to cenę polityczną, podczas gdy partie systemowe czerpałyby z tego wyraźne korzyści. System jest niemoralny – co wielu przestało obchodzić – ale przede wszystkim jest niewydolny” – stwierdza Dominique Reynié w „Le Figaro”.
oprac. JD