Adam BODNAR, Dominika BYCHAWSKA-SINIARSKA: "Ratujmy Europejski Trybunał Praw Człowieka"

"Ratujmy Europejski Trybunał Praw Człowieka"

Photo of Adam BODNAR

Adam BODNAR

Doktor nauk prawnych. Od 2015 r. do 2021 r. Rzecznik Praw Obywatelskich.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Photo of Dominika BYCHAWSKA-SINIARSKA

Dominika BYCHAWSKA-SINIARSKA

Prawniczka, absolwentka Kolegium Europejskiego w Natolinie, pracowała w kancelarii Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, od 2008 r. szefowa „Obserwatorium wolności mediów w Polsce” Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, członek Panelu Doradczego Agencji Praw Podstawowych Unii Europejskiej, odznaczona dziennikarską nagrodą „Artykułu 54 Konstytucji RP” za zasługi na rzecz wolności słowa w Polsce.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autorki

Prawa człowieka w Europie, stworzony system, są dziś w niebezpieczeństwie. Politycy brytyjscy z partii konserwatywnej atakują ostatnio regularnie Trybunał Strasburski, zapowiadając wystąpienie z Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Koncentrując się wyłącznie na polityce wewnętrznej, nie biorą pod uwagę  konsekwencji swoich działań i zapowiedzi. Konwencja istnieje dzięki Wielkiej Brytanii. Już nawet samo dyskutowanie o możliwości jej wypowiedzenia przez starą europejską demokrację jest świetnym prezentem dla liderów autorytarnych rządów na Wschodzie.

Od wielu lat Wielka Brytania ma konstytucyjny problem z Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Wszystko za sprawą wyroków potępiających blankietowy zakaz głosowania przez więźniów, po których rządy konserwatystów zaczęły podważać legitymację Trybunału. Sprawa Abu-Qatada’y oraz zakaz deportacji rzekomego terrorysty dolała tylko oliwy do ognia.

 Wystąpienie Wielkiej Brytanii z Konwencji będzie polityczną katastrofą

Niedawno Wielka Brytania sprawowała przewodnictwo w Radzie Europy. W tym czasie, władze brytyjskie podjęły duży wysiłek, aby ograniczyć prawo do skargi indywidualnej, np. poprzez wprowadzenie opłat za skargi czy też obowiązkowej reprezentacji przez zawodowego pełnomocnika. Przyjęta w czasie brytyjskiego przewodnictwa Deklaracja z Brighton, kształtująca przyszłość systemu Konwencji ostatecznie nie uwzględniła najdalej idących propozycji brytyjskich. W dużej mierze skupiła się na wymiarze krajowym wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka – kładła nacisk na ich sprawne wykonywanie przez poszczególne państwa. Jednakże, do Deklaracji zdołano dolać łyżkę dziegciu. Jest nią zasada „marginesu uznania”, która ma być wpisana do Preambuły Konwencji. W skrócie ma ona na celu powstrzymać Trybunał w wydawaniu wyroków w sprawach, które są zbyt wrażliwe ze względu na politykę wewnętrzną państw członkowskich, uwarunkowania lokalne czy tradycje. Choć te zmiany jeszcze nie weszły w życie (potrzebna jest bowiem ratyfikacja Protokołu dodatkowego przez  państwa członkowskie), Trybunał odwołuje się do tej zasady interpretacyjnej w większym zakresie. Coraz częściej pojawiają się wyroki, w których Trybunał jest wyraźnie zachowawczy i nie chce się narazić poszczególnym państwom – stronom Konwencji.

Niemniej jednak wprowadzone zmiany nie są wystarczająco satysfakcjonujące dla Wielkiej Brytanii. Rząd wprost odmawia wykonania wyroków dotyczących możliwości głosowania przez więźniów. Trybunał jest krytykowany przez czołowych przedstawicieli brytyjskiego sądownictwa. David Cameron z pełną powagą rozważa możliwość wystąpienia z Konwencji, wskazując, że sądy w Wielkiej Brytanii w stopniu wystarczającym stoją na straży praw człowieka, a w związku z tym nie istnieje potrzeba utrzymywania zewnętrznej kontroli.

Niestety pozostałe państwa członkowskie milczą. Po pierwsze dlatego, że prowadząc własne sprawy przed Trybunałem, dużo łatwiej go krytykować, niż wspierać. Choćby Polska – ma na „sumieniu” toczącą się sprawę dotyczącą więzień CIA. Ponadto państwa, w dalszym ciągu koncentrują się na technikaliach reformy systemu ochrony praw człowieka w Europie.

Wydaje się jednak, że punkt ciężkości całej debaty znajduje się w niewłaściwym miejscu. Oceniając sytuację poprzez pryzmat ewentualnego wystąpienia starej demokracji z systemu, kwestie techniczne związane z reformą zdają się drobnymi detalami. Po co nam będzie poprawny system wykonywania ugód czy nawet specjalny sprawozdawca ds. wykonywania wyroków, jeśli w międzyczasie cały system może się posypać? Jaki jest sens prowadzenia debaty czy Trybunał jest sądem o charakterze konstytucyjnym (od rozstrzygania najważniejszych problemów) czy powszechnym (od osądzania każdego naruszenia praw człowieka, nawet jeśli sprawy są podobnego typu), jeśli jego wyroki stracą jakiekolwiek znaczenie? Organizacje pozarządowe z Europy zaczęły grać w tą samą grę. Koncentrują się na detalach reformy, zapominając o unikalności i wadze całego systemu. Sytuację można przyrównać do próby naprawy samochodu,  kiedy nad nim wisi zgniatarka, która za chwilę pośle go na złom.

Jak wielokrotnie podkreślał Prezes Trybunału, sędzia Dean Spielmann, wystąpienie Wielkiej Brytanii z Konwencji będzie polityczną katastrofą. Nie można bowiem być członkiem Rady Europy, organizacji składającej się z 47 państw, nie będąc związanym jej podstawowym dokumentem – Konwencją. Wypowiedzenie Konwencji może mieć także konsekwencje dla członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej.

Ratowanie systemu strasburskiego jest kluczowe dla ochrony praw człowieka w Europie.

Ratowanie Trybunału i systemu ochrony praw człowieka powinno stać się europejskim priorytetem. Bez Wielkiej Brytanii na pokładzie, cały system Rady Europy może utonąć. Może to z kolei prowadzić członków takich jak Rosja, Ukraina czy Azerbejdżan do ignorowania Konwencji i wyroków Trybunału Strasburskiego. Warto podkreślić, że Trybunał nierzadko stanowi jedyną nadzieję na sprawiedliwość dla indywidualnych skarżących czy organizacji pozarządowych z tych krajów. Z kolei inne państwa, zaczną w sprawach dla nich wrażliwych, wykorzystywać każdą wymówkę (np. wspomniany „margines uznania”), by sprzeciwić się Trybunałowi, kwestionować jego wyroki czy przewlekać ich wykonanie. W tym kontekście dbanie przez Brytyjczyków o nienaruszalność zasady supremacji parlamentarnej wygląda na egoistyczną próbę dbania o własne podwórko. Jest jednak krótkowzroczne, bo jednocześnie podważa rolę Wielkiej Brytanii w transformacji bloku wschodniego, rozpoczętej 25 lat temu.

Utrzymanie systemu strasburskiego jest kluczowe dla ochrony praw człowieka w Europie. Powrót do wartości fundamentalnych Konwencji jest równie ważne co wzmocnienie instytucjonalne i finansowe Trybunału. Wsparcie dla systemu jest dyskutowane od wielu lat. Do tej pory jednak (szczególnie w dobie kryzysu) nie przełożyło się to na znaczące działania ze strony państw członkowskich. Tymczasem Trybunał w Strasburgu ma znacząco mniejszy budżet niż Trybunał ds. Zbrodni w Byłej Jugosławii, a kilkakrotnie mniejszy niż Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w Luksemburgu.

Trybunał jednak ma również ważną rolę do odegrania w tym procesie. Kancelaria Trybunału może wzmocnić swoją pozycję poprzez przyspieszenie rozpatrywania spraw o charakterze strategicznym. Niestety na dzień dzisiejszy dzieje się odwrotnie. Dla przykładu, głośna sprawa  członkiń zespołu Pussy Riots została rozpoznana ze znaczącym opóźnieniem. Trybunał zwrócił się do władz Rosji o jej wyjaśnienie na tyle późno, że w międzyczasie Władimir Putin zdążył je ułaskawić.

System Europejskiej Konwencji, pomimo licznej krytyki i znaczących zaległości w rozpatrywaniu spraw, jest postrzegany jako „klejnot w koronie” Rady Europy. Inne części świata mogą nam tylko pozazdrościć. Ten klejnot powinien jednoczyć narody Europy – pochodzące z Wielkiej Brytanii, ale również Rosji czy Ukrainy – wokół wspólnej idei praw człowieka. Niemniej jednak dbanie o niego jest naszym wspólnym obowiązkiem.

Adam Bodnar

Dominika Bychawska-Siniarska

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 12 stycznia 2014