"Tłum nigdy nie będzie mądrzejszy od jednostki"
Czy portale społecznościowe trzeba kochać? Wręcz przeciwnie! Trzeba je ordynarnie zdradzać ale nie wolno lekceważyć. Podszytą masochizmem ideologię tłumu wyznaję tylko w Luwrze i Kaplicy Sykstyńskiej. Poza tym odchorowuję każdy moment, który wymusza na mnie pogoń za pampeluńskim bykiem. Nie chcę tego albo używając języka Facebook’a – nie lubię!
Tłum nigdy nie będzie mądrzejszy od jednostki, bo indywidualność ma czas pomyśleć, zatrzymać się, rozważyć.
Jednostka popełnia mniej błędów, umie słuchać. Tłum zachowuje się, jak wysłannik zjednoczonego związku niewidomych i głuchoniemych.
Paradoksalnie Facebook czy Twitter, choć stworzone by ludzi łączyć, dzielą ich. Myślę, że jest tylko kwestią czasu, kiedy zaczną nas boleć uszy od tego zgiełku zdjęć, sond, kwestionariuszy, dyskusji. Nie każdy temat trzeba skomentować, nie na wszystkim trzeba się znać, nie wszystko trzeba opisać, nagrać i sfotografować. A FB i TT wręcz żądają tego od nas. Żeby być, być, być.
Świadome, niezagrażajace zdrowemu rozsądkowi uczestnictwo w społecznej sieci powinno przypominać życie we florenckiej dzielnicy Rzymu za czasów Michała Anioła. Im więcej ładu, tym więcej chętnych do wspólnoty. Im więcej szacunku, tym trwalsze więzi.
W zamęcie i brudzie Rzymu zamożni Florentyńczycy co dzień o świcie zamiatali i myli swe ulice, zamieniali bruk, by jeździło się po nim równo, dbali o dobry stan domów, które sprzedawali tylko krajanom. Istniały tu prawa zabraniające wyrzucania śmieci na ulicę i suszenia bielizny we frontowych oknach. Zbrojna straż patrolowała ulice nocą i była to jedyna dzielnica Rzymu, gdzie człowiek mógł być pewny, że się o brzasku nie potknie o trupa przed portykiem swego domu.
Internauta jest jak widz rzymskich pojedynków. Przypomina kata, który swoim gestem może kogoś wynieść na ołtarze albo strącić do lochów.
Podtrzymuję opinię, że Internet generalnie a Fejsbuk szczególnie stały się współcześnie ringiem tonącym w kisielu. Przeciwko każdemu, kto podpadnie choćby najmniejszej liczbie sieciowych trolli można zorganizować unlike’ową jatkę. „Witamy szanownego pana Michała Rusinka” – 624 osoby lubią to, 468 o tym mówi. Banda rozbawionych internautów sponiewierała pisarza, bo zaprotestował przeciwko słowu „witam”. Człowiek, który jest mistrzem słowa przegrał ze sporą grupą literackich analfabetów.
Sam doświadczyłem siły trolli kiedy reagując na plugawą zaczepkę widza rzuciłem w eter: jeśli tysiąc osób sponiewiera mnie tak, jak Pan, odejdę. Zalali stację wezwaniami do mojej dymisji. Nikt ani przez chwilę nie zastanowił się nad powodami mojej bezsilnej odezwy. Zadziałali jak bohetrowie Psychologie des foules (Psychologia tłumu) Gustave’a Le Bon’a. Udowodnili, że tłumowi potrzebna jest iskra, żeby eksplodował.
Pod względem psychologicznym ulica i sieć są tworem anormalnym. Pod Sejmem i przed monitorem komputera ludźmi rządzą popędy, nakręca ich irracjonalość. Sugestia ich odmóżdża, budzi demony z Koloseum. Kciuk do góry, kciuk w dół! Proszę zauważyć jaki symbol ma facebook’owy guzik “like”, “unlike”.
Internauta jest jak widz rzymskich pojedynków. Przypomina kata, który swoim gestem może kogoś wynieść na ołtarze albo strącić do lochów. Dziś nie ma znaczenia kim jesteś realnie, ale jak cię widzą kumple z Fejsbuka. Wkroczyliśmy w niebezpieczny czas kiedy o pozycji człowieka nie decyduje jego praca ale hormony internautów. Anonimowość przestała się kojarzyć z tchórzostwem, zyskała status bohaterstwa. To pomylenie pojęć. Rak, który zżera prawdziwą rozmowę.
Źródło problemu wcale nie jest płytkie. Ono jest ukryte gdzieś na półce skalnej jaskiń naszych przodków – zaimponować, wygrać, pokonać, sponiewierać, zabłysnąć, zapanować! Kiedyś krzyczeliśmy tak z maczugą w dłoni, dziś siadamy do klawiatury. Internet to miejsce gdzie ludzie mogą dopieścić swoje ego. Nie kłammy, że nie chcemy błyszczeć, być docenieni przez towarzystwo. Problem w tym, że blask odbity od krzywdy innych jest żałosny i szybko gaśnie.
Jednym z największych kłopotów współczesnej komunikacji jest brak szacunku.
Jednym z największych kłopotów współczesnej komunikacji jest brak szacunku. W debacie publicznej cnotą jest różnica zdań, a dojrzałością umiejętność ich szanowania. W sieci nikt nic nie musi. Czytałem o sobie: Żyd, gej, piesek Tuska, zaprzaniec, gnój z kaprawymi oczami, mistrz miłości analnej, współczesny Urban. Każda osoba publiczna zna wariacje takich słów skierowanych pod jej adresem. Zignoruj, powtarzają mi na każdym kroku. Ale nie chce! Ileż można być murem, na którym ktoś sprayem non-stop bazgrze najgorsze wyzwiska. Sieć nie jest łatwo zmywalną tablicą, nie jest gazetą, która nazajutrz wyścieła kubły na śmieci. Sieć jest jak broń masowego rażenia – bez kontroli, bez przewidywalności skutków użycia i bez świadomości, że trzeba długiego czasu by odbudować sponiewieraną przez internautów tożsamość.
W Internecie każdy chce rozmawiać z pozycji Alfy i Omegi. Zatraca się naturalne rozróżnienia na mistrza i ucznia. Nie piszę tego z wyższością. Zwracam uwagę na zachwianie naturalnego porządku rzeczy. Zanikają punkty odniesienia, nastały czasy silnej względności. Każdy może być każdym, wszyscy niby potrafią wszystko. A to nie jest prawda. Mam świadomość, że to media dają ludziom takie poczucie. Pod każdą wiadomością pytanie: co sądzisz? Jaka jest twoja opinia? Jak to trzeba zrobić? Tylko nikt nie weryfikuje odpowiedzi – analfabeci krytukują pisarzy, estetyczni ślepcy narzekają na mistrzów malarstwa, kowale wymądrzają się o dziełach złotników, a cieśle stawiają do kąta Michała Anioła.
Współczesną epistolografię, której symbolem były przeinteligentne listy Mrożka i Lema zastąpiło bleblanie o nieistotnościach. Nie żądam, by mój widz siadał nad piękną papeterią i pisał starodawną polszczyzną, ale by miał odrobinę szacunku. Pod swoim felietonem, w którym sceptycznie podchodzę do Euromanii, niejaki Pablo Escobar napisał: do Kuźniara! Prawdziwi Polacy będą mieli flagi na samochodach i balkonach a jak Ci się nie podoba to wyp…laj do siebie na wieś. Powtarzam studentom, że dziś drogę od dziennikarza do śmieciarza można pokonać w jeden wieczór. W jednej chwili z Bogów robią z nas spluwaczki. To się nie zmieni dopóki rozsądniejsza większość nie wywiesi na swoich transparentach hasła: tłum jest przereklamowany.
Jarosław Kuźniar
Tekst ukazał się w wyd.1 kwartalnika „Nowe Media’