"Dlaczego upada telewizja?"
Gdy z zawodu odchodzi jeden dziennikarz, to albo nikt tego nie zauważa, albo kończy się to na ewentualnych spekulacjach dotyczących tego, co teraz będzie robił. Gdy w krótkim czasie odchodzi ich kilku, to znaczy, że coś się musi złego dziać w całej branży. Gdy każdy z odchodzących, jako argument swojej decyzji podaje mniej więcej to samo, czyli upadek polskich mediów, a przynajmniej ich zbyt radykalną zmianę pryncypiów, to nie jest to już tylko utyskiwanie, to zjawisko, któremu należy się głębiej przyglądać.
O zawartości programów w dużej mierze decydują środki finansowe, a właściwie ich większe lub mniejsze ograniczenia. To w tym należy w dużej mierze upatrywać tego, czym obecne media, a zwłaszcza informacyjne stacje telewizyjne się zajmują, jak konstruują swój przekaz i dlaczego jedne tematy są ważniejsze od drugich, oraz to, dlaczego jedne tematy pojawiają się często, a inne wcale.
Informacyjne kanały telewizyjne, podobnie jak wszystkie inne stacje telewizyjne należą do przemysłów kultury. A to oznacza, że oprócz ich podstawowej funkcji, jaką jest informowanie i komentowanie bieżących wydarzeń, prowadzą normalną działalność gospodarczą, a co za tym idzie są nastawione na zysk. Nawet najlepsze założenia i najbardziej ambitne plany programowe są weryfikowane przez czynnik ekonomiczny.
W polskich realiach, głównym zadaniem wszystkich wymienionych stacji telewizyjnych, jest sprzedawanie czasu. Im więcej minut widz spędza z konkretnym kanałem, tym bardziej przekłada się to na sprzedaż i ceny reklam. I nie ma wyjątków, czy chodzi o kanały należące do prywatnych przedsiębiorców, czy do telewizji publicznej, która w niewielkim stopniu finansowana jest z abonamentu. Już Pierre Bourdieu zauważył, że „Wszyscy mają teraz w głowie tylko oglądalność. W redakcjach i wydawnictwach panuje dziś coś na kształt „mentalności telemetrycznej”. Wszędzie myśli się w kategoriach sukcesu komercyjnego”.
Każdą minutę programu przy sprzedaży można wyliczyć i wycenić. Cel uświęca środki, a media, by pozyskać widza, nie kształtują postaw, nie zależy im na dogłębnej analizie i pogłębionej refleksji, lecz schlebiają najprostszym gustom. Stąd nasycenie programów informacyjnych tematami z zakresu przestępczości, wypadków i katastrof. Bourdieu uważa wręcz, że „Sensacje zabierają czas, który mógłby być wykorzystany, by powiedzieć coś innego.”.
Tyle, że informacje z zakresu szeroko rozumianej dziedziny kryminalistyczno-sądowniczej są wyjątkowo łatwe w pozyskaniu. Informują o nich oficjalne źródła. Poza tym są też tańsze w realizacji niż wszystkie inne materiały filmowe. Jednym z elementów obniżających koszty, to niewielki udział pracy operatora stacji telewizyjnej. Bardzo często redakcje otrzymują gotowe zdjęcia od służb, które mają na własne potrzeby zatrudnionych operatorów odpowiedzialnych za realizację zdjęć. Nie bez znaczenia jest też fakt, że tego typu materiały wydawcy mogą zlecić do realizacji najmniej doświadczonym redaktorom. Dotyczy to wszystkich informacji, które nie wymagają pogłębionej analizy, ani fachowej wiedzy.
Takie tematy bardzo często są relacjonowane na żywo. Wydawca kanału informacyjnego, który ma do dyspozycji pięciu reporterów do wypełnienia kilku godzin programu, zazwyczaj dwóch lub trzech z nich wyznacza do roli reportera, który nadaje relacje „na żywo”. To typowy wypełniacz czasu antenowego. Wystarczy, że jego relację widzowie wysłuchają dwa razy na godzinę, a każda taka relacja będzie miała ok. 3 minut, to w ciągu pięciu godzin daje to pół godziny programu, tyle ile średnio ma główny dziennik stacji. Ten sam czas antenowy, na który pracuje 8-9 ekip reporterskich, tym sposobem jest zagospodarowany przez jedną. Dodatkowo, z miejsca zdarzenia ekipa reporterska przesyła do stacji zdjęcia i wypowiedzi świadków, służb itp. Nie opuszczając stacji i nie angażując w ten sposób operatora, inny dziennikarz realizuje pełen materiał do głównego dziennika. W przypadku kontynuowania tematu, sytuację można rozciągać na kolejne dni. Pozwala to zaoszczędzić czas i trud na poszukiwanie newsa. Analogiczna sytuacja ma się z relacjonowaniem wszelkiego rodzaju manifestacji i protestów. W obu tych przypadkach chodzi o usprawnienie produkcji i ograniczenia kosztów osobowych do minimum.
Innym sposobem wypełniana anteny przy niskim nakładzie środków jest transmitowanie kilku, a nawet kilkunastu konferencji prasowych dziennie. Kanały informacyjne relacjonują praktycznie wszystkie oficjalne sejmowe spotkania polityków z dziennikarzami. Biura prasowe dbają o to, by ich terminy się nie pokrywały. Dzięki temu w budynku Sejmu wystarcza jedna ekipa, która obsługuje wszystkie konferencje. Jeszcze kilka lat temu, w politycznie gorące dni potrzebne było ich kilka. Każda obsługiwała i była odpowiedzialna za jedno ugrupowanie partyjne.
Traktowanie konferencji jako wypełniacz czasu, stało się świetnym narzędziem w rękach polityków, zwłaszcza, że redakcje coraz częściej traktują je jako element antenowej działalności, a nie możliwość spotkania z politykiem, delegują do obsługi konferencji początkujących dziennikarzy, a niekiedy nawet samych operatorów kamery. W efekcie politycy mogą mówić to, co chcą, nie bojąc się, że padnie niewygodne pytanie.
W ten sposób kanały informacyjne oszczędzając na kosztach osobowych i ludziach, którzy danego dnia pełnią dyżur w Sejmie, oddają de facto program we władanie polityków, co ma podobny efekt, jak ten, który osiągają opisywane wcześniej oficjalne źródła informacji. Podobnie dzieje się przy kreowaniu wielkich konwencji. Sztaby partyjne wliczają w ich koszty realizację telewizyjną robioną na kilka kamer. Gotowy, zrealizowany sygnał oferują kanałom informacyjnym za darmo. Te, bez konieczności angażowania kilkudziesięciu osób do jej realizacji, chętnie z takiego rozwiązania korzystają. To sprawia, że wszystkie stacje informacyjne pokazują dokładnie ten sam przekaz, a jego treść jest wyreżyserowana przez sztab partyjny i to on w efekcie, a nie stacja informacyjna decyduje, co i w jaki sposób jest przekazywane opinii publicznej.
Coraz częściej w podobny sposób odbywa się transmisja wielkich uroczystości, parad i wydarzeń państwowych. Miejscem gdzie dochodzi jeszcze do konkurencji na własną realizację, a co za tym idzie, na to, ile osób poszczególna ze stacji telewizyjnych oddelegowuje do jej obsługi są np. pielgrzymki papieskie. Największym graczem staje się TVP, która w może zaangażować wszystkie redakcje i wszystkie ośrodki terenowe. Uroczyste msze papieskie są jednym z nielicznych wydarzeń, podczas których TVP zamienia się w jednego producenta i dystrybuuje sygnał dla wszystkich własnych podmiotów.
Jednolitość przekazu w polskich realiach dotyczy też obrad parlamentu. Sejm wyposażony w system kamer i realizację przekazuje ten sam sygnał do wszystkich stacji telewizyjnych. Takiej realizacji nie ma Senat. W efekcie, praktycznie nie zdarza się, by któraś ze stacji prowadziła transmisję obrad w tej Izbie parlamentu.
Kanały i programy informacyjne bardzo często korzystają w swojej działalności z zasobów innych kanałów telewizyjnych należących do holdingu. Tak można tłumaczyć chociażby to, że w przypadku Wydarzeń i Polsatu News dużą część swojego czasu antenowego poświęconą tematom sportowym. Wspomniany już Bourdieu analizując przekaz telewizyjny doszedł do wniosku, że „Stacje telewizyjne, popychane do tego przez konkurencyjną walkę o udziały w rynku, uciekają się coraz częściej do starych sztuczek stosowanych przez brukowce. Pierwsze miejsce, a czasem nawet cały czas antenowy oddają skandalom lub wiadomościom sportowym. Coraz częściej zdarza się, że niezależnie od tego, co wydarzyło się na świecie, i tak na początek telewizyjnego serwisu informacyjnego jest poświęcony wynikom mistrzostw Francji w piłce nożnej”. Taka praktyka ma jednak inne podłoże niż może wydawać się medioznawcom, czy widzom. Polsat, który ma w swoim pakiecie kilka kanałów sportowych i prawa do wielu imprez sportowych chętnie korzysta z tych zasobów. Programy informacyjne otrzymują gotowe zdjęcia, wypowiedzi i relacje przygotowane przez dziennikarzy sportowych dla własnych redakcji. Program informacyjny nie musi na takie wydarzenie wysyłać własnej ekipy reporterskiej, a otrzymuje pełen gotowy materiał, relację, a nawet całe rozmowy. Umieszczanie relacji sportowych daje też stacji telewizyjnej możliwość na kilkakrotnie korzystanie z tych samych, bardzo drogich materiałów, bez dodatkowych kosztów. Stacja płaci za prawo do emisji określoną stawkę, bez względu na to ile razy i w ilu programach wykorzysta ten sam materiał. W tym wypadku mogą go obejrzeć widzowie np. Wydarzeń, Polsat News, i kanałów sportowych. Ma to ogromne znaczenie zwłaszcza podczas dużych imprez sportowych, które cieszą się popularnością, a co za tym idzie oglądalnością. Jedna ekipa odciąża swoją pracą wiele osób w kilku redakcjach. Podobne rozwiązania stosuje również TVP.
Tylko główne dzienniki mogą sobie pozwolić na to, by nie powtarzać już raz wyemitowanych materiałów. Ale już wytworzone na potrzeby tych dzienników materiały zasysane są przez kanały informacyjne. Ten sam materiał potrafi pojawić się kilka razy w ciągu dnia. Która stacja w jakim zakresie potrzebuje korzystać z materiałów już raz emitowanych, wynika bezpośrednio z obsady poszczególnych programów. Wszystkie kanały informacyjne ok. 30% zawartości porannego pasma uzupełniają zdjęciami i materiałami, które były emitowane już dzień wcześniej. T. Kowalski, B. Jung, w swojej Ekonomice mediów zwracają uwagę na to, że „Pewna część produktów telewizyjnych jest używana (emitowana) wiele razy, a nawet ich opłacalność jest obliczana przy założeniu kilkakrotnej emisji”. Każda powtórka już wykonanego materiału, to oszczędność w zatrudnieniu co najmniej jednej, pełnej ekipy reporterskiej. Wszystkie gotowe materiały wymagają obecności tylko jednej osoby, która zajmuje się ich przystosowaniem do warunków późniejszych emisji. Zmieniana jest oprawa graficzna, wycinane są odnośniki czasowe, typu „godzinę temu”, „jutro” i niekiedy wskazania redakcji, w stylu: „dla Faktów XX, TVN24”.
Dzięki powtórkom, kanały informacyjne ograniczyły obsadę dyżurów nocnych do minimum. W newsroomach pracują pojedyncze osoby, które śledzą agencje informacyjne i zajmują się ewentualną produkcją do pasma porannego. Około północy w każdym z tych programów rozpoczyna się powtórkowe pasmo nocne, które kanały wypełniają zarejestrowanymi w ciągu dnia pełnymi serwisami informacyjnymi lub programami publicystycznymi.
Jeśli wydarzy się coś w nocy, a stacja nie była na to wcześniej przygotowana, to jej widzowie mogą się o tym dowiedzieć jedynie z paska informacyjnego na dole ekranu, lub dopiero o godz. 6:00, kiedy to wszystkie trzy kanały rozpoczynają emisję swoich programów na żywo. Żadna z tych stacji nie ma w nocnej gotowości pełnej obsady dziennikarsko-realizacyjnej.
Dokładnie tak samo jest w informowaniu o światowych konfliktach wojennych. Właściwie każda z polskich stacji musi czekać na doniesienia agencyjne, nie mogąc w takiej sytuacji liczyć na relację swojego korespondenta. Przedstawiciel polskiego biura ogólnoświatowej agencji prasowej, zajmujący się relacjonowaniem konfliktów wojennych przyznał mi wprost, że od kilku lat nie widzi reporterów wojennych z Polski. Nie wiem co się stało, dlaczego ich nie ma. Przyczyna leży właśnie w kosztach osobowych. Polskie kanały informacyjne sporadycznie decydują się na wysłanie własnego reportera, w zdecydowanej większości, korzystają w takich sytuacjach z przekazów agencyjnych. Stąd słuszne odczucie widzów, którzy dostrzegają brak informacji ze świata.
Podobnie jest też z brakiem różnorodności informacji z regionów. Według raportu Instytutu Monitorowania Mediów najmniej programy informacyjne interesują się województwem podkarpackim i kujawsko pomorskim, a najbardziej mazowieckim, pomorskim, wielkopolskim, dolnośląskim małopolskim i śląskim. Jest to dokładne odwzorowanie tego, w stolicach, których województw stacje komercyjne mają swoje ośrodki i reporterów.
Polskim ogólnokrajowym programom informacyjnym nie udało się dokonać tego, z czym poradził sobie CNN. M. Tungate z dumą mówił: „Nie jesteśmy kanałem z Atlanty, który stara się być międzynarodowy, ale kanałem międzynarodowym, któremu zdarzyło się być zlokalizowanym w Atlancie”. W Polsce, media informacyjne ciągle są warszawskie. Tutaj jest zatrudnionych najwięcej osób i tutejsze problemy są najważniejsze. Remont drogi w Warszawie staje się ważniejszy niż remont takiej samej drogi np. w Krakowie. Stacje informacyjne decydują się na wysłanie swoich reporterów w teren tylko wtedy, gdy dzieje się tam coś na tyle spektakularnego, że wyjazd kilkuosobowej ekipy da się zrekompensować dużym wypełnieniem czasowym programu.
Większość wymienianych tu ograniczeń kadrowych sprawia, że swojej reprezentacji w programach informacyjnych nie mają nie tylko poszczególne regiony kraju, ale tym bardziej żadne mniejszości, zarówno narodowe jak i etniczne. Polskie przekazy informacyjne przekazują w większości jednowymiarowy obraz świata, mocno osadzony w tradycyjnych polskich postawach dotyczących tradycji, religii, wartości etycznych, patriotyzmu, itp. Douglas Kellner opisując Marksizm kulturowy pisał, że „Bardziej otwarte programy, takie jak ogólnodostępne kanały z USA i Europy czy usługa SBS dostarczają na teren Australii telewizji wielokulturowej. Nie są częścią globalnej ponowoczesności – w większej części mają oparcie w szczodrości państwa, posiadając ograniczoną ofertę i zasięg”. Żeby to było możliwe w polskich warunkach, każdy newsroom musiałby oddelegować konkretne osoby do zajmowana się tylko takim tematami.
Nie należy spodziewać się przełomu w przekazie informacyjnym polskich stacji telewizyjnych, do momentu, aż któraś z nich nie postanowi zasadniczo powiększyć swojego zespołu. Inwestycje w ludzi są jednak ogromnym obciążeniem finansowym, na efekty ich pracy trzeba czekać i nie da się precyzyjnie określić, czy w perspektywie długofalowej przełożą się na zakładane cele, a co za tym idzie sukces stacji. Zupełnie inaczej niż w przypadku wprowadzania nowej technologii. Ich efekty daje się łatwiej przewidzieć, a co najważniejsze tego typu koszty łatwo się amortyzują. Nawet najdroższe wydatki, takie jak zakup śmigłowca, czy budowa wirtualnego studia szybko się zwracają i nie wymagają kolejnych nakładów. Czego nie można powiedzieć o ludziach, którzy wykonywaliby pracę inna niż ta, która jest potrzebna do zapewnienia ciągłości anteny i wypełnienia programu informacyjnego treścią.
Zwłaszcza, że w twórczości informacyjnej trudno jest dokładnie przydzielić zakres obowiązków do konkretnej osoby, a co za tym idzie dokładnie wyliczyć jej wkład w produkcję np. jednej minuty programu. Nawet osobowości działają grupowo. Wszystkie działania są wynikiem wspólnego działania i zacierają się granice w jakim stopniu, który z pracowników jest autorem ostatecznego produktu.
Marek Kacprzak
Tekst ukazał się w wyd.5 kwartalnika „Nowe Media”