"Obrazy na zawsze... I ten łomot. I ten łomot"
Serhij Mihojan. Miał 21 lat. Chciał być aktorem. Na Majdanie był od 7. grudnia.
Deklamował protestującym wiersze Tarasa Szewczenki, ukraińskiego poety.
Zginął. Jedna kula trafiła w szyję, druga w głowę.
A premier Azarow mówi, że milicja nie ma ostrej broni… Martwi się o funkcjonariuszy, których atakują cyniczni bandyci i terroryści. Wiktor Janukowycz nie mówi. Pisze. Na oficjalnej stronie prezydenta składa Ukraińcom życzenia z okazji Dnia Jedności…
Cynizm? A może szaleństwo? Jeśli już, to ten dzień Ukraińcy będą nazywali Czarnym Dniem. Już zresztą tak mówią: 22 stycznia – Czarny Dzień Jedności.
Czarno też nad ulicą Hruszewskiego. To tam protestujący, pokojowo, trzeci miesiąc Ukraińcy ustawili barykadę. Dość mieli tej europejskiej siczy na Majdanie. Dość okrągłych słów liderów opozycji. O pokoju, europejskiej Ukrainie, okrągłych stołach i okrzyków „Bandę precz”. Rzucili się do gardeł milicjantom. Berkutowi.
Obrazek, który zostanie ze mną na zawsze. Zza milicyjnych tarcz wysuwa się jeden z nich. Przyklęka, spokojnie mierzy z długiej broni i strzela. W tłum uzbrojony w kaski, narciarskie gogle, czasem maski i drewniane kije…
I jeszcze ten łomot. Tarcz o tarcze po stronie milicji.
I łomot Majdanu – rytm wybijany czym kto ma pod ręką – kijami, pałkami, drewnianymi polanami. Z zapamiętaniem. I jakąś determinacją. Raz, dwa. Raz, dwa, trzy…
Czarno na Hruszewskiego. Płoną opony. Pojawił się też pierwszy BTR. Koktaile Mołotowa, widzieli to na własne oczy niemieccy dziennikarze, w tłum rzuca też Berkut. Ktoś widział snajperów na dachu hotelu „Kozackij”. To tuż za sceną. Z której ktoś, przed chwilą, wykrzyczał: w Dzień Jedności władza strzeliła w serce każdego Ukraińca.
Maria Stepan, „Wiadomości TVP”
Kijów, 22 stycznia 2014 r.