"Gabriel Garcia Marquez. Poeta realizmu magicznego"
Tak się wtedy mówiło – że to realizm magiczny. Nagle na przełomie lat 60/70 wybuchła w Polsce literatura iberoamerykańska. Książki wydawał nieoceniony PIW, w serii NIKE „Czytelnika” wychodziły tomiki, a krakowskie Wydawnictwo Literackie zainicjowało specjalną serię. Gdzieś w cudownościach Fuentesa, Mario Vargas Llosy i pięknej matematyce „Gry w klasy” Julio Cortazara, mieścił się może najpiękniejszy – Gabriel Garcia Marquez. Przekraczał granice w swojej prozie, łamał konwencje, poetyzował, a przy tym dawał krwiste kawałki prozy. Odnowił żywioł powieści. I robił to w prawie każdej książce, bawiąc się konwencjami, opisując tak cudowną historię miłości jakiej w żadnym życiu nie można było odnaleźć – a jakiej doświadczał Florentino Ariza w „Miłości w czasach zarazy”.
Można o wielu książkach Gabriela Garcii Marqueza pisać, można je zaczytywać. Ale najbardziej zaczytaną było „Sto lat samotności”. Jakiż kosmos jest w tej książce, opisującej historie rodu Buendia, ale płynącego wcale nie tylko w iberoamerykańskich wodach, lecz zanurzonego w losach Żyda Wiecznego Tułacza, czy Cyganów.
Każdy z nas, w wytartych studenckich sweterkach, z palcami opalonymi papierosami – szukał swojego Macondo.
W 1976 roku zacząłem pisać pracę magisterską o boomie literatury iberoamerykańskiej w Polsce. Interesowała mnie socjologia literatury. Więc badałem odbiór „Stu lat samotności”. Cudowne wywiady ze studentami Uniwerku, Politechniki, to się wtedy nazywało wywiadami jakościowymi. I z tych rozmów wynikała jakaś magia – ludzie się otwierali, by rozmawiać o literaturze, o literaturze!!! Czy to dziś możliwe? I rozmawialiśmy o zawiłych losach kolejnych Buendia, ale odnajdowaliśmy tam siebie, najprawdziwszych, przekraczających granice, łamiących zasady fizyki i wyobraźni.
Gabriel Garcia Marquez jak mało który pisarz pozwolił nam oddychać sobą naprawdę.
Nie zasnę dzisiaj, skoro Ty zasnąłeś…
Michał Boni