Michał BONI: "Warszawa jako metropolia"

"Warszawa jako metropolia"

Photo of Michał BONI

Michał BONI

Poseł do Parlamentu Europejskiego. Były minister pracy i polityki socjalnej, sekretarz stanu odpowiedzialny m.in. za politykę rynku pracy, szef zespołu doradców strategicznych Prezesa Rady Ministrów, minister administracji i cyfryzacji.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Właściwie powinienem ten tekst napisać przed weekendem. Ale jego lektura już w nowym tygodniu stworzy, być może, szansę na dobre zaplanowanie kolejnych piątko-soboto- niedziel i uczestnictwa w różnych atrakcjach. Dlaczego ten czas weekendowy robi się tak znaczący? Bo zaczynamy rozumieć wagę wypoczynku i czujemy chęć korzystania z oferty wielkomiejskiej. Nasz styl życia się zmienia i nawet obciążeni nadmiernie pracą, czy z chudziutkim portfelem – chcemy w metropolitalnej przestrzeni odnależć coś dla siebie i swoich bliskich, by odpocząć. Mieć trochę fanu, spotkać znajomych, rozprężyć mięśnie, skupić wzrok na czymś pięknym, czy posłuchać oryginalnej muzyki.  Tzw. ” leisure time” staje się szansą dla nas, ale i szansą dla gospodarki. Chociaż – tu wielką rolę odgrywa też polityka miasta w tworzeniu i udostępnianiu odpoczynkowych przestrzeni publicznych.

Do wyboru jest taaaaaaaak dużo, że niekiedy potrzebujemy przewodników. Wielu młodych w ogóle nie czyta gazet, ale są fanami dodatków, takich jak „Co jest grane?”. No, i Internet aż huczy od informacji. Dotyczą one różnych ofert, z różnych obiegów kultury i form wypoczynku.

Niektórzy i tak wybiorą zakupy, ale mogą wtedy w Złotych Tarasach natrafić na Żelazny Tron z „Gry o tron”, na którym można sobie zrobić zdjęcie – przygotowując emocje do 4 serii, która w Polsce będzie emitowana od 7 kwietnia, legalnie na HBO. Usiadłem, fajne uczucie – bo lubię ten serial za jego perfekcyjną estetykę, ale i całkowitą nieprzewidywalnosć prowadzenia przygód bohaterów ( ci, do których zaczynamy się przywiązywać – giną!). Usiadłem na tym tronie, stary koń, a za mną kolejka dzieciaków w strojach rycerskich – ochrona centrum handlowego najpierw ze względu na miecze, jakie mieli – nie chciała ich wpuścić…

Można śledzić premiery filmowe i szukać nowości, ale też odwiedzić odnowiony Iluzjon, przy skwerze Słonimskiego i Narbutta, a tam np. pokaz cyfrowo opracowanej wersji „Pana Tadeusza” z lat 30. Choć w tygodniu, w jedno popołudnie można odnaleźć i „Tam, gdzie rosną poziomki” Bergmana.

Warto poszperać w repertuarze teatrów, i nawet na wejściówkę pójść na 150 spektakl sztuki  Johna Murrella „Mimo wszystko”, gdzie wspaniała Maja Komorowska gra Sarę Bernhardt, a wtóruje Jej jako kronikarz życia, Pitou – Wiesław Komasa. To jest sztuka o tym, jak opowiedzieć życie, jak je pojąć – zamieniając je na doświadczenie sceniczne. Dlatego Sara i Pitou odgrywają scenki z życia, by móc po latach zrozumieć jego sens. Komorowska – w cudownych sekwencjach mówi Sarą Bernhardt z „Fedry” Racine’a, czy „Hamleta”( bo grała Hamleta!), staruszką Sarą z trudem pamiętającą  fragmenty życia i autoironiczną, wielką Bernhardt, śmiejącą się z zabawy w grę w grze. Aktorstwo, które unosi widza gdzieś na wyżyny pięknego marzenia, żeby nie utracić czasu, w sensie proustowskim – bo sposób słuchania płyt przez Komorowską/Bernhardt jest jak maczanie magdalenek w kawie…

Ale tego samego dnia wieczorem można jeszcze zajrzeć do czarodziejskiego „Baru Studio”, przy Teatrze Studio w Pałacu Kultury. I tam, nagle koncert charytatywny na rzecz budowy szkoły na Haiti ( po trzęsieniu ziemi) przez fundację PolskHaITI, kierowaną przez Zofię Witucką, o której młody Staszek Trzciński, powiedział przed koncertem, że zasługuje na miano  „człowieka wolności”. A grał zespół  Carltona Rary, z cudownym brzmieniem przetwarzanego reggae, z poezją tekstów śpiewanych po kreolsku i angielsku, z tańczeniem wśród uśmiechniętych i  ruszających się rytmicznie ludzi. Ale klimat !…i luz strojów, i odczarowane socrealistyczne przecież wnętrze…

Lecz czas weekendowy, to także  okazja do spotkań w filharmonii. Tym razem, młody dyrygent z Australii Daniel Smith prowadził orkiestrę grając m.in. IV Symfonię Czajkowskiego z porywającymi fragmencikami, kiedy wszyscy grający na instrumentach strunowych zostawiają smyczki i – jak to kiedyś Młynarski śpiewał – szarpią struny, takie „pizzicato”. A rozwijający się coraz szybciej, po konkursie Chopinowskim, Paweł Wakarecy zagrał „Fantazję polską” Paderewskiego. Jest niebywały urok w warszawskiej Filharmonii: ludzie znający się z widzenia, reagowanie na muzykę, ciepła serdeczność melomanów. A sezony mamy ciekawe, niedługo już wielki, Beethovenowski Festiwal Wielkanocny, a na Wielki Piątek przewidziane Haydna „Siedem ostatnich słów Chrystusa na Krzyżu”.

Wszystko, co tu opisuję, to maleńki fragment oferty weekendowej. Bo, jak jest pogoda, to rusza aktywność sportowa, oprócz oczywistych emocji związanych z meczem Lech – Legia. W ten właśnie weekend odbył się gromadzący prawie 13 tysięcy osób półmaraton, a na Bemowie, koło osiedla Przyjażń otwarto miejsce do ćwiczeń i rekreacji, z pokazami zespołu „Street workout”. To jak artystyczna gimnastyka na urządzeniach do fitness. Są już takie siłownie w Warszawie, jest ich sto, a te na powietrzu warto budować – 20 to 1 mln złotych, ale ile frajdy! Zresztą to niesłychane, jak bardzo zaczynamy rozumieć, że rekreacja jest nam potrzebna, że ścieżki rowerowe są oddechem dla miasta, tak jak i możliwość brania rowerów z różnych miejsc miasta, jezdżenie i zostawianie w innym miejscu( w 3 lata zrobiło to kompletną furorę). Na Polu Mokotowskim w tłumie, tłumie ludzi szukających słońca i wiatru, wydawało mi się, że przewagę mają ci, którzy są w ruchu silniejszym, niż spacerowanie – rowerzyści, wrotkowicze, deskowcy, biegacze, ski nordic chodziarze. Wooow!

Spacerowanie oczywiście też daje frajdę, bo pozwala odkrywać i zaprzyjażniać się z miejscami, które tworzą magię cool miejsc warszawskich. Tak kiedyś odkryłem Koszyki, mimo remontu i inwestycji, która nadchodzi ( tylko czy shopping center da taki klimat, jak przez ostatnich kilkanaście miesięcy Koszyki wytworzyły..?) – gdzie  powstał cudowny bar z oryginalnymi pomysłami kulinarnymi, gdzie był bazarek z pięknymi owocami i warzywami, gdzie sprzedawano chleb i inne zdrowe, rzemieślnicze wyroby, przez jakiś czas na pięterku – domowe ciasta i wspaniałe polskie sery! Koszyki w ten ostatni weekend się zamykały, ale towarzyszyły temu – i muzyka na żywo, i brunch z cudownymi pieczonymi jabłkami z cynamonem, i rozmowy, i klimacik : tej ostatniej niedzieli. Warszawskie, lokalne, z oddechem, swobodne – przyjazne miejsce. To jest to, co w ostatnich latach powstało w Warszawie. Setki miejsc, które mają swój indywidualny charakter: śniadaniarnie, kawiarnie, deptaki, małe fabryczki bułek, i nawet bajgli, a w tradycyjnym  Bristolu można zjeść scony z marmoladą i specjalną angielską śmietaną….

Kiedyś przy oglądaniu filmów zazdrościliśmy Londynowi – Notting Hill, dzisiaj mamy różne „Notting Hille” dookoła, wpisujące się w warszawską mapę, dzielnicowe – żoliborskie, saskokępskie, praskie, mokotowskie, każda dzielnica ma już  takie miejsca. I powstają też w podwarszawskich miejscowościach. 

Jesteśmy w metropolii, ale jesteśmy jakby nieustannie u siebie w domu, w kręgu sąsiedzkim. Kiedyś przy oglądaniu filmów zazdrościliśmy Londynowi – Notting Hill, dzisiaj mamy różne „Notting Hille” dookoła, wpisujące się w warszawską mapę, dzielnicowe – żoliborskie, saskokępskie, praskie, mokotowskie, każda dzielnica ma już  takie miejsca. I powstają też w podwarszawskich miejscowościach. Gdy byłem w Legionowie, to nie poznałem tego miasta. Jeszcze  10/12 lat temu mieszkało tam 12 tysięcy ludzi, dzisiaj – 50 tysięcy. Rozkwita Legionowo, i buduje swoją tożsamość, a zarazem – dzięki budowanemu z funduszy szwajcarskich dworcowi, SKM w 18 minut dowozi ludzi do Warszawy Gdańskiej, do metropolii z ofertą wypoczynku, sportu, rekreacji, kultury wysokiej i niskiej i cudownych miejsc serdecznych spotkań.

Są miejsca zadumy, łączące przyjemności czasu wolnego z głebszą refleksją. Jak speceruję po Starym Mieście, to w niedzielę aż kusi, by zajrzeć o 16 do Dominikanów na Freta i posłuchać mszy dla tych, co na spacerze. A w Wielkim Poście, od końca marca do Niedzieli Palmowej, czyli 13 kwietnia trwają „Gorzkie Żale. Festiwal, który uwiera” , gdzie w różnych miejscach – knajpkach, muzeach odbędą się różne spotkania i poszukiwanie  ciszy, żeby wejść w siebie, i szukać tajemnicy.

Miasto, władze miasta – myślę, że już rozumieją, iż dla życia ludzi ta oferta w przestrzeni publicznej, ta wielość ofert jest kluczowa, jeśli chodzi o potrzeby i jakość życia. Na Pradze Północ, na Skoczylasa znalazłem bibliotekę, gdzie dba się o dzieci, i o starszych, pomagając im nawet zdobywać umiejętności cyfrowe, by nie stali się wykluczeni. A w soboty jest czynna czytelnia naukowa, żeby studenci mieli wygodniej.

Warszawa da się lubić…

Chociaż na zakończenie weekendu zostałem już w domu, by na RMF Classic posłuchać „Fausta” Gounoda.

I w poniedziałek ruszamy do pracy.  Dobrego weekendu za kilka dni!

Michał Boni

30 marca 2014 r., godź. 22

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 20 lutego 2014