

"Potiomkinowska wioska olimpijska"
MOSKWA. Rosja Putina jest słaba, tandetna i skorumpowana – i nie zasługuje na organizację igrzysk olimpijskich. Atmosfera otaczająca igrzyska w Soczi odzwierciedla wiele jej najgorszych skaz. By przypomnieć nieśmiertelne słowa byłego premiera Wiktora Czernomyrdina, który opisywał ekonomiczną transformację Rosji w latach 90.: „Liczyliśmy, że będzie świetnie, ale wyszło jak zawsze”.
Pamiętacie rok 2007? Rosja znów zaczynała przypominać światowe mocarstwo. Gospodarka rozwijała się w rekordowym tempie 8,5 proc. rocznie. Życie polityczne się ustabilizowało. Poparcie dla prezydenta Władimira Putina sięgało niebios. Trwająca od dekady rebelia w Czeczenii najwyraźniej zaczęła cichnąć. A wisienką na torcie było przyznanie Rosji przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski organizacji zimowych igrzysk olimpijskich 2014 w czarnomorskim kurorcie Soczi.
Z wielu względów był to dziwny wybór na zimowe igrzyska: słoneczne Soczi ma piękne góry, ale śniegu niewiele lub wcale. Leży też ponad 1300 km na południe od Moskwy i ma mało bezpośrednich połączeń z Europą. A podróż ze Stanów Zjednoczonych może odbywać się nawet z trzema przesiadkami.
Ale w 2007 r. Rosjanie patrzyli w przyszłość z większym optymizmem. Zwracając się do MKOl, Putin twierdził, że dzięki organizacji igrzysk Rosja będzie mogła nie tylko pokazać swoje poradzieckie osiągnięcia, ale też przyspieszyć polityczną i gospodarczą transformację. Dla Władimira Putina nie było rzeczy trudnych. Mógł nawet prawić demokratyczne frazesy komitetowi olimpijskiemu, którego członkowie przyznali już organizację letnich igrzysk 2008 r. Pekinowi.
Ale kiedy zaczęła się budowa, współczesnej rosyjskiej rzeczywistości nie dało się tak łatwo zamieść pod dywan. Kolosalny projekt, który kosztował ponad 50 mld dolarów – więcej niż wszystkie dotychczasowe zimowe igrzyska razem wzięte – miał zmienić Soczi w sportowy raj, pełen aren i wyposażony w nowe lotnisko. Przygotowaniom towarzyszyła jednak korupcja i wypadki budowlane, a część hoteli wciąż jest nieukończonych.
Opóźnienia i straty to chleb powszedni olimpijskich przygotowań (oczywistym przykładem jest Grecja z 2004 r., podobne problemy nękają Brazylię, która szykuje się na igrzyska 2016). Ale Rosja to nieodpowiedni gospodarz także z innych powodów.
Choćby dlatego, że można mieć wątpliwości co do legitymacji politycznej samego Putina. Jego kontrowersyjny i niekonstytucyjny wybór na trzecią kadencję prezydencką potępiano na świecie, a w całej Rosji wybuchły antyrządowe protesty.
Rosyjski przywódca odpowiedział swoim politycznym wrogom, aresztując demonstrantów i skazując ich na więzienie w pokazowych procesach (taki los spotkał m. in. grupę rockową Pussy Riot). A kiedy zaczęły się zbliżać igrzyska, doszło do serii pokazowych ułaskawień. Te wydarzenia wzmocniły ogólną atmosferę nietolerancji w całej Rosji, podsycaną dość mocno przez inicjowany z Kremla szowinizm. Opracowana przez rząd ustawa zakazująca propagandy gejowskiej, która uznaje za przestępstwo związki tej samej płci, wywołała wściekłość za granicą. Rosyjscy działacze doradzają nawet homoseksualnym sportowcom, by w Rosji nie obnosili się ze swoją orientacją seksualną.
I choć igrzyska olimpijskie powinny być okazją do narodowej dumy, to zagranicznym sportowcom – zwłaszcza Amerykanom – radzi się, by nie chodzili z ojczystymi flagami poza terenem wioski olimpijskiej. Ostrzeżono ich, by w ogóle nie zapuszczali się poza „stalowy krąg” bezpieczeństwa, gdzie na oku zawsze mają ich policjanci w szaro-czarnych mundurach. A przecież olimpijczycy przeważnie lubią podziwiać lokalne widoki.
Nie sprzyja to wszystko olimpijskiej solidarności i międzynarodowej przyjaźni. Ale na tym nie koniec. Władze muszą też pamiętać o pogróżkach islamskich bojowników z Czeczenii, którzy działają teraz w innych republikach Kaukazu Północnego, zaledwie 300 km od Soczi. „Czarne wdowy” – żony islamskich bojowników, którzy zginęli w trakcie rosyjskiej pacyfikacji w tym regionie – ponoć przygotowują w odwecie samobójcze ataki na lotniskach, dworcach kolejowych i autobusach.
Kiedy Rosja poprzednio organizowała igrzyska – letnie, w 1980 r. w Moskwie – Stany Zjednoczone i ich sojusznicy zorganizowali bojkot w reakcji na sowiecką inwazję na Afganistan. Ale Związek Radziecki był supermocarstwem – ospałym, lecz stabilnym. Totalitarna skrytość, przerośnięty kompleks wojskowo-przemysłowy, wszechobecni opiekunowie z KGB i wyraźna pogarda dla materialnych wygód (przynajmniej u zwykłych Rosjan) przydawały komunistycznemu hegemonowi aury perwersyjnej mistyki, dzięki której nawet zwykłą wizytę na placu Czerwonym zapamiętywało się na całe życie. Choć ZSRR nienawidzono i bano się go, to nikt nie mógł zaprzeczyć, że jest to główny gracz na światowej scenie.
Dziś jest inaczej. Rosja Putina jest słaba, tandetna i skorumpowana – i nie zasługuje na organizację igrzysk olimpijskich. Atmosfera otaczająca igrzyska w Soczi odzwierciedla wiele jej najgorszych skaz. By przypomnieć nieśmiertelne słowa byłego premiera Wiktora Czernomyrdina, który opisywał ekonomiczną transformację Rosji w latach 90.: „Liczyliśmy, że będzie świetnie, ale wyszło jak zawsze”.
Nawet jeśli okaże się, że olimpiada w Soczi odbędzie się pomyślnie i że mimo ograniczeń z powodu bezpieczeństwa i oficjalnej bigoterii sportowcom oraz gościom spodoba się pobyt nad Morzem Czarnym, to czy ten krótki pokaz narodowej dumy Rosji będzie wart poniesionych kosztów finansowych i politycznych? A może Rosjanie ockną się za pół roku i stwierdzą: „Owszem, mamy nowoczesny kurort narciarski – na plaży”.
Nina L.Chruszczowa
Tekst pochodzi z portalu Project Syndicate Polska, www.project-syndicate.pl publikującego opinie i analizy, których autorami są najbardziej wpływowi międzynarodowi intelektualiści, ekonomiści, mężowie stanu, naukowcy i liderzy biznesu.
Fot. Banksy/Tumblr.com