Cyfrowe smoczki większym zagrożeniem dla psychiki dzieci, niż wcześniej sądzono

Cyfrowe smoczki

Dzieci, którym w celu uspokojenia wręczane są urządzenia cyfrowe (określanymi jako „cyfrowe smoczki”), nie uczą się regulować swoich emocji, co może prowadzić do poważnych problemów w późniejszym życiu – poinformowało czasopismo „Frontiers in Child and Adolescent Psychiatry”.

Cyfrowe smoczki szkodzą prawidłowemu rozwojowi psychicznemu dzieci

.Mechanizmy związane z samoregulacją, czyli reakcjami emocjonalnymi, mentalnymi i behawioralnymi na określone sytuacje, kształtują się w ciągu kilku pierwszych lat życia. Jednym z nich jest tzw. wysiłkowa (świadoma) kontrola (ang. effortful control), czyli zdolność do wybierania przemyślanego działania zamiast automatycznej reakcji. Dzieci uczą się jej poprzez interakcje z otoczeniem, przede wszystkim relacje z rodzicami.

W ostatnich latach powszechną praktyką stało się to, że opiekunowie dają swoim pociechom urządzenia cyfrowe, aby pomóc im wyciszyć silne emocje, zwłaszcza złość. Zespół badaczy z Węgier i Kanady postanowił zbadać, czy taka strategia wpływa na umiejętność dzieci w zakresie skutecznej samoregulacji w późniejszym życiu. Okazało się, że jeśli takie sytuacje zdarzają się regularnie, młody człowiek nie nauczy się regulować swoich emocji. Jak podkreślili autorzy publikacji prowadzi to do poważnych problemów z zarządzaniem uczuciami i reakcjami, w szczególności złością, w późniejszym życiu.

Zły sposób na uspokajanie dziecka

.„Często widzimy, że rodzice używają tabletów lub smartfonów, aby odwrócić uwagę dziecka, gdy jest ono zdenerwowane. Dzieci są zafascynowane treściami cyfrowymi, więc jest to łatwy sposób na przerwanie napadów złości. Ale jest on skuteczny tylko na bardzo krótką metę” – wyjaśniła prof. Caroline Fitzpatrick z Université de Sherbrooke (Kanada), główna autorka badania.

Naukowcy przeprowadzili ocenę ponad 300 rodzin z dziećmi między 2 a 5 rokiem życia. Opiekunowie maluchów wypełniali specjalne ankiety, w których pytano ich o korzystanie z mediów i urządzeń elektronicznych przez wszystkich członków rodziny. Po 12 miesiącach badanie powtórzono. Okazało się, że im częściej rodzice korzystali z cyfrowej regulacji emocji, tym gorsze umiejętności zarządzania złością i frustracją rok później wykazywali ich podopieczni. Dzieci takie cechowała też wyraźnie słabsza kontrola wysiłkowa podczas ponownej oceny.

Dzieci do odpowiedniego rozwoju potrzebują rodziców, a nie tabletów i smartfonów

.„Napadów złości nie można wyleczyć za pomocą urządzeń cyfrowych – podkreśliła współautorka badania dr Veronika Konok z Uniwersytetu Loránda Eötvösa (Węgry). – Dzieci muszą nauczyć się samodzielnie zarządzać trudnymi emocjami. Potrzebują do tego pomocy rodziców, a nie tabletów czy smartfonów”. Badacze odkryli również, że im większe trudności na początku eksperymentu miał dany maluch, tym chętniej jego rodzice wyręczali się elektroniką w uspokajaniu go. „Nie było to dla nas zaskoczeniem, jednak – co pokazały wyniki – strategia ta prowadzi jedynie do eskalacji istniejącego problemu” – powiedziała dr Konok.

Jej zdaniem ważne jest, aby nie unikać sytuacji, które mogą być frustrujące dla dziecka. Zamiast tego badaczka zaleca, aby rodzice wspierali dziecko w trudnych momentach, pomagali rozpoznać i nazwać emocje oraz uczyli, jak można sobie z nimi poradzić. Jednak, aby było to możliwe, niezwykle istotne jest wsparcie dla samych rodziców. Bez tego nie będą oni mieli ani wiedzy, ani zasobów koniecznych do właściwego postępowania z trudnymi emocjami u swoich dzieci. „Proponujemy, aby na podstawie uzyskanych przez nas wyników opracować nowe metody szkoleniowe i doradcze dla rodziców. Jeśli wzrośnie świadomość ludzi na temat szkodliwości urządzeń cyfrowych w radzeniu sobie z napadami złości, poprawi się zdrowie psychiczne i dobrostan ich dzieci” – podsumowała prof. Fitzpatrick.

Czas na cyberdetoks

.Problemowi uzależnienia od internetu, mediów społecznościowych i telefonu współcześni badacze społeczni poświęcają bardzo wiele badań. Statystyki wskazują, że dziennie w internecie spędzamy już średnio aż 6 godzin i 44 minuty. W tekście „Jak media społecznościowe potęgują poczucie wyalienowania” opublikowanym na łamach „Wszystko co Najważniejsze” psycholog i terapeutka Sherry AMATENSTEIN zauważyła, że związek między czasem spędzanym w mediach społecznościowych a samotnością stał się już oczywisty.

„Jak często czujemy się samotni? Jeśli doświadczamy samotności tylko czasami, a nawet jeśli doświadczamy jej często, nie jesteśmy w tym osamotnieni. Badanie przeprowadzone przez Cigna Health Insurance Company na grupie 20 tysięcy Amerykanów wykazuje, że samotność osiągnęła rozmiary epidemii. Gdy ktoś cierpi na chorobę psychiczną, jest wysoce prawdopodobne, że podstawą odczuwanego niepokoju jest właśnie poczucie osamotnienia czy braku łączności z innymi ludźmi. Czy jednak można odczuwać brak łączności z innymi, mając możliwość stałego kontaktu z nimi poprzez media społecznościowe? Odpowiedź brzmi: to skomplikowane”.

„We wspomnianym badaniu 46 proc. ankietowanych stwierdziło, że samotność odczuwa czasami lub zawsze. Jaką rolę w tak wysokim wskaźniku samotności odgrywają media społecznościowe? To zależy od rodzaju naszych interakcji w internecie. Badania wykazują, że wykorzystywanie Facebooka, Snapchata, Instagrama czy podobnych mediów społecznościowych do kontaktu z przyjaciółmi i nawiązywania więzi offline sprzyja budowaniu witalności i poczucia wspólnoty. Ale gdy codzienne godziny spędzone w mediach społecznościowych stają się substytutem kontaktów w świecie rzeczywistym, to doznanie samotności i braku łączności z innymi może się pogłębiać”.

.”Na pewno wszyscy kojarzymy taką sytuację – czekając w miejscu publicznym na znajomego, podróżując lub siedząc samotnie w restauracji, otwieramy aplikację, by uniknąć krępującego kontaktu wzrokowego z otaczającymi nas ludźmi. Osoby cierpiące na fobię społeczną często korzystają z mediów społecznościowych po to, by choć na krótko poczuć wspólnotę z innymi. Jednak po wyłączeniu aplikacji to doświadczenie łączności z innymi znika. Ponadto częste oglądanie atrakcyjnych, uprzednio odpowiednio przygotowanych zdjęć umieszczonych w sieci przez innych może sprawić, iż poczujemy, że inni użytkownicy internetu mają życie lepsze niż my; że są to ludzie mądrzejsi, dowcipniejsi i mają ciekawszych znajomych. Takie przekonanie występuje silniej u użytkowników mediów społecznościowych z niskim poczuciem własnej wartości. Dla nich świat online może się jawić jako pole minowe: od wspomnianej powyżej pułapki stałego porównywania się z innymi aż do obsesji ciągłego sprawdzania, czy ktoś polubił ich posta bądź złożył im życzenia urodzinowe” – pisze Sherry AMATENSTEIN.

PAP/Katarzyna Czechowicz/WszystkocoNajważniejsze/MJ

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 29 czerwca 2024