Sherry AMATENSTEIN: Jak media społecznościowe potęgują poczucie wyalienowania

Jak media społecznościowe potęgują poczucie wyalienowania

Photo of Sherry AMATENSTEIN

Sherry AMATENSTEIN

Psycholog i terapeutka, autorka trzech książek, w tym The Complete Marriage Counselor i Love Lessons from Bad Breakups. Publikuje w „The New York Magazine”, „Washington Post”, „Reader’s Digest” i „The Observer”. Prowadzi warsztaty i seminaria na całym świecie. Mieszka w Nowym Jorku.

Oczywisty stał się związek między czasem spędzanym w mediach społecznościowych a samotnością – pisze Sherry AMATENSTEIN

.Jak często czujemy się samotni? Jeśli doświadczamy samotności tylko czasami, a nawet jeśli doświadczamy jej często, nie jesteśmy w tym osamotnieni. Badanie przeprowadzone przez Cigna Health Insurance Company na grupie 20 tysięcy Amerykanów wykazuje, że samotność osiągnęła rozmiary epidemii. Gdy ktoś cierpi na chorobę psychiczną, jest wysoce prawdopodobne, że podstawą odczuwanego niepokoju jest właśnie poczucie osamotnienia czy braku łączności z innymi ludźmi. Czy jednak można odczuwać brak łączności z innymi, mając możliwość stałego kontaktu z nimi poprzez media społecznościowe? Odpowiedź brzmi: to skomplikowane.

We wspomnianym badaniu 46 proc. ankietowanych stwierdziło, że samotność odczuwa czasami lub zawsze. Jaką rolę w tak wysokim wskaźniku samotności odgrywają media społecznościowe? To zależy od rodzaju naszych interakcji w internecie. Badania wykazują, że wykorzystywanie Facebooka, Snapchata, Instagrama czy podobnych mediów społecznościowych do kontaktu z przyjaciółmi i nawiązywania więzi offline sprzyja budowaniu witalności i poczucia wspólnoty. Ale gdy codzienne godziny spędzone w mediach społecznościowych stają się substytutem kontaktów w świecie rzeczywistym, to doznanie samotności i braku łączności z innymi może się pogłębiać.

Na pewno wszyscy kojarzymy taką sytuację – czekając w miejscu publicznym na znajomego, podróżując lub siedząc samotnie w restauracji, otwieramy aplikację, by uniknąć krępującego kontaktu wzrokowego z otaczającymi nas ludźmi. Osoby cierpiące na fobię społeczną często korzystają z mediów społecznościowych po to, by choć na krótko poczuć wspólnotę z innymi. Jednak po wyłączeniu aplikacji to doświadczenie łączności z innymi znika.

Ponadto częste oglądanie atrakcyjnych, uprzednio odpowiednio przygotowanych zdjęć umieszczonych w sieci przez innych może sprawić, iż poczujemy, że inni użytkownicy internetu mają życie lepsze niż my; że są to ludzie mądrzejsi, dowcipniejsi i mają ciekawszych znajomych. Takie przekonanie występuje silniej u użytkowników mediów społecznościowych z niskim poczuciem własnej wartości. Dla nich świat online może się jawić jako pole minowe: od wspomnianej powyżej pułapki stałego porównywania się z innymi aż do obsesji ciągłego sprawdzania, czy ktoś polubił ich posta bądź złożył im życzenia urodzinowe.

Badanie z 2017 roku wykazało, że u młodych dorosłych, którzy spędzają dużo czasu, czyli co najmniej dwie godziny dziennie, w mediach społecznościowych, występuje dwukrotnie wyższe prawdopodobieństwo doświadczenia fobii społecznej w porównaniu z innymi grupami wiekowymi. Badacze odkryli również, że osoby, które korzystają z internetu najczęściej (co najmniej 50 wizyt tygodniowo), narażeni są na trzykrotnie wyższe ryzyko odczucia izolacji społecznej w porównaniu z internautami wchodzącymi do sieci mniej niż dziewięć razy w tygodniu. Problem samotności w sieci dotyczy nie tylko młodych ludzi. Może on dotknąć także osoby dorosłe, którym ugruntowane nawyki uniemożliwiają odkrywanie nowych sposobów nawiązywania i pielęgnowania znajomości offline.

Moja pacjentka, trzydziestopięcioletnia Janette, była jako dziecko chorobliwie nieśmiała. Z początku traktowała media społecznościowe jako sposób angażowania się w życie innych ludzi, bo trudno jej było nawiązywać przyjacielskie relacje w kontaktach bezpośrednich. Po kilku miesiącach spędzała już w sieci ponad 60 godzin tygodniowo. „Na początku wydawało mi się, że dzięki temu rzeczywiście czuję się mniej samotna, ale po jakimś czasie im dłużej przeglądałam internet, tym bardziej czułam się nieszczęśliwa i odrzucona. Jakaś część mnie zdawała sobie sprawę, że znajomi na Facebooku tak naprawdę mnie nie odrzucają, gdy publikują zdjęcia z imprez, na które mnie nie zaproszono, bo przecież nigdy się nie spotkaliśmy lub znamy się tylko pobieżnie”.

Zamiast pomóc Janette w budowaniu doświadczenia wspólnoty, media społecznościowe pogłębiły u niej poczucie osamotnienia. Otworzyły stare rany, przypomniały o uwagach matki, których wysłuchiwała w okresie dojrzewania: „Co takiego zrobiłam, że pokarało mnie tak nudnym dzieckiem?”.

Podczas jednej z naszych sesji terapeutycznych dałam Janette następującą radę: „Aby wyleczyć się z tego, jak nauczono cię postrzegać samą siebie, nie możesz ciągle poszukiwać aprobaty innych. Powinnaś raczej spojrzeć w głąb siebie, pracować nad pozbyciem się z głowy głosu matki i budować własne ego – poczucie własnej wartości”.

Dałam Janette zadanie: miała odłączyć się od internetu albo chociaż narzucić sobie ściśle określone ramy, np. korzystać z mediów społecznościowych tylko przez godzinę dziennie. Naturalnie uwolnienie się od nawyku korzystania z tych serwisów było trudne. Właściwie było to uzależnienie. Dlatego dodałyśmy dodatkowe zadanie: Janette miała się bardziej zaangażować w życie w realu.

Zdobyła się na odwagę i zgłosiła się jako wolontariuszka do lokalnej grupy działającej na rzecz ochrony środowiska, dzięki czemu poznała ludzi o podobnych poglądach. Zachowania „społecznościowe” często kojarzymy z wyjściami na imprezy, koncerty czy spotkania albo z chodzeniem po barach – ale nie tylko w ten sposób można zdobyć przyjaciół. Gdy robimy to, co naprawdę sprawia nam przyjemność i na co czekamy z niecierpliwością, to nie tylko doświadczamy mniej niepokoju związanego z wydarzeniami towarzyskimi, ale także poznajemy ludzi podobnych do nas. Szczególnie osobom nieśmiałym łatwiej rozmawia się z ludźmi, z którymi mają coś wspólnego. Dlatego Janette postanowiła oddać się swoim zainteresowaniom: pieszym wycieczkom i uczestnictwu w niedzielnej grupie kinomanów. Po paru miesiącach zaczęła panować nad swym uzależnieniem od mediów społecznościowych.

Pozbycie się zakorzenionego nawyku jest trudne, szczególnie gdy nawyk ten mamy w kieszeni, torebce czy na ręku (Et tu Apple Watch?). Janette zaczęła od małych kroków: nie korzystała z internetu przez 24 godziny, następnie po zalogowaniu się trzymała się ściśle wyznaczonych celów, na przykład sprawdzała profile trzech czy czterech osób, które rzeczywiście znała, czyli krewnych lub wolontariuszy z jej grupy, a nie kilkunastu, jak to miała poprzednio w zwyczaju. Nie była gotowa, by całkowicie zamknąć swój profil na Facebooku, ale opuściła wiele grup, do których należała. Usunęła szereg aplikacji i zainstalowała oprogramowanie, które tymczasowo blokowało te strony internetowe, którym sama nie byłaby się w stanie oprzeć.

.Janette już nie ucieka od swych wewnętrznych demonów, ale pracuje ze mną nad tym, by stawić im czoła i pozbawić je mocy. Coraz rzadziej potrzebuje aplikacji blokującej dostęp do stron internetowych, szczególnie odkąd uczestniczy w sesjach burzy mózgów na temat tego, jak poznać ludzi o podobnych zainteresowaniach. W zeszłym miesiącu Janette założyła w realu grupę wsparcia dla osób spędzających za dużo czasu w internecie – by po wyjściu z sieci nie czuli się samotni.

Sherry Amatenstein
Tekst ukazał się w nr 27 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [LINK]. Przekład: Magdalena Skoc

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 23 czerwca 2021