Jeśli nie zadbamy o wspólnotę, świat po COVID-19 będzie zdominowany przez zawiść i nieufność
Musimy zmierzyć się z zagrożeniem, którym jest utrwalanie postaw zmieniających znany dotychczas świat na świat oparty na nieufności i zawiści, w którym na drugiego człowieka będziemy patrzyć podejrzliwie. Doprowadzić do tego może iluzja samowystarczalności – pisze prof. Tomasz GRZYB
Każda nowa i ekstremalna sytuacja prowadzi do pojawienia się skrajnych zachowań, zarówno tych pozytywnych – ludzi poświęcających swój czas na pomoc innym – jak i negatywnych, np. opisanych przez sekretarza generalnego ONZ Antónia Guterresa jako „tsunami nienawiści i ksenofobii”.
Zauważalny wzrost postaw rasistowskich i ksenofobicznych, o których mówi Guterres, jest do pewnego stopnia zrozumiały. Ogromna większość badań udowadnia, że w sytuacjach zagrożenia, utraty poczucia kontroli, ludzie mają nasilone tendencje nacjonalistyczne. Możemy sobie wyobrazić sytuację, kiedy nasz genetyczny przodek w podobnym momencie zagrożenia decyduje się ograniczyć kontakt z obcymi.
Jeśli izolujemy się od innych grup, to minimalizujemy ryzyko zetknięcia się z patogenem. Takie myślenie, choć adaptacyjne, sprzyja kategoriom izolacjonistycznym. Obserwujemy je zwłaszcza w narracjach dotyczących pochodzenia wirusa, forsowanych przez Stany Zjednoczone i Chiny.
Jednak próba analizy i lokalizacji dzisiejszych konfliktów społecznych na płaszczyźnie rywalizacji mocarstw jest właśnie powrotem do myślenia w kategoriach „tsunami nienawiści i ksenofobii”. To świat podzielony na „swoich” i „obcych”, który wymusza na nas opowiedzenie się po jednej ze stron.
Kłopot (ale i jednocześnie zaleta) współczesnego świata polega na tym, że nie żyjemy w rzeczywistości plemion i raczej nie jesteśmy w stanie do niej powrócić, co nie powstrzymuje głosów promujących skrajny izolacjonizm, powrót do nacjonalizmów czy myślenie w kategoriach plemiennych, w których drugi człowiek jest potencjalnym zagrożeniem.
Zachowania mające sens tysiące lat temu są już dawno nieaktualne. Ich zastosowanie dzisiaj wymagałoby drastycznej zmiany funkcjonowania globalnego świata, załamania handlu międzynarodowego, wstrzymania podróży i wykorzystywania sprowadzanych produktów. Aby zademonstrować, jak absurdalny jest to postulat, wyobraźmy sobie produkcję wyłącznie polskiego telefonu. Urządzenie, które każdy z nas dzisiaj posiada, zawiera w sobie elementy z całego świata: metale wydobywane w Afryce, tworzywa sztuczne produkowane w Azji, europejskie technologie i amerykańskie patenty – wszystko jest ostatecznie składane w fabryce w Chinach. Myślenie, że jesteśmy w stanie stworzyć unikalny produkt, zdolny do komercyjnego przetrwania na rynku, w dodatku złożony z wyłącznie polskich części, jest utopią. Jednak niestety stoimy przed ryzykiem, że próba urzeczywistnienia tej utopii stanie się naszą rzeczywistością.
Utrwalanie skrajnych postaw, które mogą przekształcić się w świat pełen nieufności, zawiści i zamkniętych granic, jest jak najbardziej możliwe, choć wiąże się to z kolejnymi problemami. Polityka reindustrializacji Europy, ostatnio promowana także w wypowiedziach portugalskiego ministra spraw zagranicznych Augusto Santosa Silvy, ma wiele mocnych stron. Warto, aby Europa była pod wieloma względami samowystarczalna. Tylko kto będzie pracować w europejskich fabrykach? Brytyjczycy (choć nie tylko oni) już dzisiaj mają bardzo duży problem ze znalezieniem pracowników do produkcji rolnej. A konsument nie jest gotowy, aby więcej zapłacić za dobro, do którego ceny (bywa, że zaniżone poprzez mechanizm dopłat unijnych) zdążył się przyzwyczaić.
Możemy dziś mówić o reindustrializacji i powrocie do Europy przemysłu czy rolnictwa, jednak nie zapominajmy, że związane jest to z bardzo poważnymi zmianami społecznymi i kosztami, do których globalna gospodarka (dotąd oparta na minimalizacji kosztów) nie jest przyzwyczajona.
Jeśli postawy, o których piszę, będą utrwalane, mogą bardziej niż koronawirus zmienić nasze relacje społeczne. Duży wpływ mają na nie polityka informacyjna i działanie kluczowych instytucji: władzy, mediów i nauki. Ważnym zagrożeniem pozostają fake newsy. BBC przygotowało analizę przedstawiającą, jak można skategoryzować ludzi, którzy je „produkują”. Wyłoniono pięć grup – poklasyfikowano w ten sposób tych, którzy robią to dla żartu, tych, którzy zarabiają na tworzeniu chaosu informacyjnego i w konsekwencji utrwalaniu lub kreowaniu negatywnych postaw społecznych itd. Takich interesariuszy wpływu informacyjnego jest wielu. Kluczowa w walce ze skrajnymi postawami, zwłaszcza w sytuacji kryzysowej, jest wspólnota.
Bardzo mi brakuje w komunikacji publicznej w Polsce prowspólnotowego sposobu myślenia i działań na kształt tych podjętych w Nowej Zelandii. Odwrócono tam kierunek komunikacji, budując odpowiedzialność zbiorową Nowozelandczyków.
Pierwsze działania rządu polegały na wysłaniu do wszystkich obywateli SMS-a o treści: „Postępuj tak, jakbyś sam chorował na COVID-19. To ocali ludzkie życia”. Podobnie mówi w publicznych wystąpieniach Nicola Sturgeon, pierwsza minister (czyli de facto premier) Szkocji.
W Polsce istnieją co prawda pewne wspólnotowe zachowania, ale w większości są to gesty, a nie utrwalony styl postępowania. Za dużo w nas narracji sportowo-wojennej. Nasza komunikacja zdominowana jest takimi zwrotami, jak „walczymy”, „podejmujemy walkę”, „przegrywamy”. Porównujemy się z innymi, a ponieważ mamy mniej przypadków zachorowań niż Włosi czy Niemcy, uważamy się za lepszych lub lepiej zorganizowanych. Nie tędy droga w budowaniu wspólnoty w czasie kryzysu.
Utrwalanie negatywnych postaw w komunikacji jest częściowo warunkowane adaptacyjnie. Pomyślmy o naszych (może już nieżyjących) dziadkach i zastanówmy się, jak oni by zareagowali, gdybyśmy im dzisiaj powiedzieli, że mamy kryzys i musimy siedzieć w domu. Umówmy się – mamy co jeść, a łańcuchy dostaw są zapewnione. Prawda, istnieje ryzyko graniczące z pewnością, że nasza gospodarka przestanie rosnąć. Prawdopodobnie skurczy się po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat. No cóż, jest to wyzwanie, któremu musimy sprostać. Jednak myślenie oparte na negatywnych schematach może doprowadzić do bardzo trudnych i długoterminowych zmian społecznych, i to jest rzeczywiste zagrożenie.
Tendencja do przyswajania w pierwszej kolejności złych informacji jest związana z naszą genetyczną skłonnością do zwracania na nie większej uwagi.
Mamy zakodowane wspomnienia naszych praojców i pramatek, którzy funkcjonowali w stanie ciągłego zagrożenia. A tymczasem można znaleźć dzisiaj bardzo dużo pozytywnych informacji, także tych o koronawirusie. Tylko nikt nie chce ich czytać.
Pewną drogę wyjścia z tego klinczu może wskazać nam nauka, która – jak wielu liczyło – miała odgrywać rolę przewodniczki ludzkości w walce z pandemią. Tak się nie stało. I choć jestem przekonany, że nauki i naukowców trzeba słuchać częściej i z większym zrozumieniem, to niestety nie zachęca ona dzisiaj do tego, by jej słuchać.
Często pokazuję studentom metaanalizy obrazujące wpływ czerwonego wina na zdrowie i ryzyko występowania nowotworów. Każda z nich przynosi zupełnie inne rezultaty. To właśnie na tym polega nauka. Na odkrywaniu ciągle czegoś nowego, studiowaniu nowych elementów i ciągłym poszerzaniu wiedzy. Nauka nie jest statyczna i nie daje jednej, zawsze pewnej odpowiedzi.
Kłopotem jest nasza percepcja. Kiedy powołujemy się na artykuł sprzed kilkunastu lat, który przewidział wybuch pandemii, i na podstawie tego budujemy swoją argumentację promującą przewodnią rolę nauki, nie mamy szansy na wzbudzenie respektu. Zwłaszcza że w 300 innych tekstach naukowych napisanych tego roku zajmowaliśmy się zupełnie innymi problemami.
.Pandemia jest okazją, aby przypomnieć, że jako społeczeństwo musimy się liczyć z nauką. Jednym z niewielu potencjalnych scenariuszy zakończenia tej pandemii jest wynalezienie szczepionki. I choć tym zajmują się określone grupy badaczy, naszym zadaniem, jako społeczności naukowców, powinno być edukowanie społeczeństwa, ponieważ to wcale nie jest pewne, że kiedy szczepionka na koronawirusa się pojawi, to ludzie będą chcieli się zaszczepić. Wydaje się, że chwilowo ruch antyszczepionkowy jest w odwrocie, ale jestem pewien, że jest to tylko tymczasowe.
Tomasz Grzyb
Współpraca: Mateusz Krawczyk