Piotr ARAK: Pandenomia. Stan wojny

Pandenomia. Stan wojny

Photo of Piotr ARAK

Piotr ARAK

Dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

„Pandenomia – jak COVID-19 wprowadził gospodarki i społeczeństwa w stan wojny” – to tytuł eseju Piotra ARAKA

Rok 2020 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia. Zima nastała tak lekka, że najstarsi ludzie nie pamiętali podobnej. Współcześni kronikarze wspominają, iż zaraza wyroiła się z Chin. Latem zdarzyło się wielkie zaćmienie słońca, a wkrótce potem kometa pojawiła się na niebie. W Rzymie widywano też nad miastem mogiłę i krzyż ognisty w obłokach; odprawiano więc posty i dawano jałmużny, gdyż niektórzy twierdzili, że zaraza wygubi rodzaj ludzki. Ogień pochłonął las Prypeci wokoło sarkofagu reaktora czarnobylskiego… Parafrazując Henryka Sienkiewicza tak mogłaby wyglądać literacka interpretacja tegorocznych wydarzeń.

Pandemia koronawirusa to jednak dopiero początek i nie opowieść ku pokrzepieniu serc. Wirus sprawił, że przemodelowaniu uległo nasze myślenie o gospodarce i społeczeństwie. Rządy większości krajów musiały podejmować decyzje o hibernacji gospodarki chroniąc ludzi przed rozprzestrzenianiem się choroby, z którą wcześniej nie mieliśmy do czynienia.

By zająć się reperkusjami pandemii, te same rządy musiały „odgrzebać” podręczniki ekonomiczne z czasów wojny i odbudowy krajów po I i II wojnie światowej, a także po klęskach naturalnych.

Ten zestaw narzędzi, w wielu krajach podobny, ale jednak wykazujący różnice ze względu na odmienne okoliczności towarzyszące, np. możliwości finansowe, nazwaliśmy w Polskim Instytucie Ekonomicznym na roboczo „pandenomią”, czyli zespołem norm i reguł, które mają zastosowanie wobec produkcji, dystrybucji oraz konsumpcji dóbr i usług w okresie pandemii.

Pandenomia to inny rodzaj zasad, które trzeba stosować w czasie wyzwania o naturze zdrowotnej, nie ekonomicznej. Ten termin może też przyspieszyć zmianę myślenia o roli państwa, konsumeryzmu czy realizmu w polityce międzynarodowej.

W sposób uproszczony ten problem często jest opisywany przez filozoficzny dylemat zwrotnicy na torze tramwajowym, w którym możemy wybrać, czy chcemy ratować gospodarkę, czy ludzi, z tym, że tory są połączone i jest to wybór na zasadzie, co najpierw zostanie przejechane przez tramwaj. Gospodarka, a potem społeczeństwo ucierpią w wyniku kryzysu gospodarczego lub też społeczeństwo zacznie umierać, co przełoży się na gospodarkę.

Większość krajów wybrała opcję, by „tramwaj przejechał gospodarkę”, co odbije się negatywnie na społeczeństwie w średnim terminie, np. przez zwiększone bezrobocie, ale doświadczenie pandemii Hiszpanki pokazuje, że w długim te regiony, które wybrały lockdown poradziły sobie lepiej.

Będzie źle z szansą na poprawę lub bardzo źle

.Relacje medialne każdego dnia przynoszą informacje dotyczące szoku dotykającego świat gospodarki. W krajach objętych lockdownem powstaje ponad 50 proc. światowego PKB. Załamanie działalności gospodarczej jest znacznie poważniejsze niż w poprzednich recesjach. Liczne wskaźniki nastrojów sugerują ekstremalny stres, jakiemu poddany jest sektor usług i produkcji we Włoszech czy w strefie euro. Globalny popyt na ropę spadł nawet o jedną trzecią, liczba nowych samochodów i części wysyłanych na amerykański rynek spadła o 70 proc. Światowa Organizacja Handlu (WTO) ocenia, że pandemia koronawirusa spowoduje największy spadek międzynarodowej wymiany handlowej od czasów II wojny światowej.

Na początku kwietnia WTO przedstawiło dwa scenariusze dla globalnego handlu na nadchodzące lata.  W optymistycznym przewiduje w bieżącym roku spadek obrotów o 13 proc. i odbicie o 21 proc. roku następnym. Globalny PKB spadnie o 2,5 proc. w 2020 roku i wzrośnie o 7,4 proc. w 2021 roku. Scenariusz ten przewiduje gorszy bieg spraw niż podczas kryzysu finansowego w 2009 roku, w którym międzynarodowy handel spadł o ok. 12 proc., a globalny PKB spadł o 2 proc.

W pesymistycznym scenariuszu WTO przewiduje spadek globalnego handlu o 32 proc. w tym roku i wzrost o 24 proc. w 2021 roku. Globalny PKB miałby spaść w 2020 roku o 8,8 proc. i wzrosnąć o 5,9 proc. w 2021 roku.

Wiele firm ma wystarczającą ilość zapasów i gotówki, aby przetrwać od trzech do sześciu miesięcy. Droga wyjścia dla tych, którzy przeżyją będzie niepewna, z udziałem niespokojnych konsumentów, ograniczającym wydajność rytmem stop-start i trudnymi, nowymi protokołami zdrowotnymi.

Wszystko to wygląda jak koniec pewnej epoki. Może nią być, ale to ocenią dopiero historycy, którzy być może nakreślą podział podobny do XX-lecia międzywojennego dla okresu 1989-2019, nazywając go „złotym wiekiem” (nawiązując do Marcina Piątkowskiego), oby tylko ten kolejny był przynajmniej „wiekiem srebra”.

Fot. Rupak De CHOWDHURI / Reuters / Forum

Moment justyniański

.Panowanie cesarza Justyniana Wielkiego oceniane jest przez historyków jako zamknięcie starożytności i otwarcie średniowiecza. Cesarz Justynian, sprawujący rządy w cesarstwie wschodniorzymskim w latach 527-65, zreformował administrację, prawo i armię. Wniósł ogromny wkład w rozwój budownictwa i infrastruktury Bizancjum – za jego życia i z jego inicjatywy powstała między innymi sławna Hagia Sofia. O wiele ważniejsze jest jednak, że chciał doprowadzić do przywrócenia Imperium Rzymskiemu jego dawnego blasku. Był to ostatni cesarz, którego można określać „Wielkim” – udało mu się podbić Włochy, Hiszpanię i Afrykę Północną. To był jednak szczyt jego osiągnięć, bo wykreowane przez niego na nowo imperium ze zreformowanym systemem prawa i edukacji po jego odejściu podupadło. W latach 541-42 ludność Bizancjum zdziesiątkowała epidemia „dżumy Justyniana”. Zabiła 25 mln ludzi (Justynian sam zachorował na dżumę, ale wyzdrowiał), „zmiotła” całe miasta i ograniczyła przyrost naturalny na wiele dziesiątków lat, a to wszystko właśnie kiedy żołnierze Justyniana przywrócili granice starego imperium.

Perturbacja, jaką dla Justyniana była dżuma można przyrównać tylko do późniejszej „czarnej śmierci”, która zakończyła epokę rozpoczynającą się także od pandemii (zresztą była to ta sama bakteria yersinia pestis). Chiny, które nie doświadczyły takiego wydarzenia mogły rozwijać się w sposób niezakłócony na tyle, że według wskaźników rozwoju społecznego były na wyższym poziomie niż Zachód od mniej więcej IV do XVIII wieku. Imperium Rzymskie po tych wydarzeniach kontrolowało już tylko Grecję i Konstantynopol, by upaść po dwudziestu wiekach. „Drugi Rzym” nie powstał i nie przetrwał. Centrum grawitacji politycznej i gospodarczej na Zachodzie zawędrowało do Europy, która bardzo powoli się rozwijała. Systemy polityczne, gospodarcze, a także wynalazki były dalece mniej zaawansowane niż w czasie imperium. Gdyby Justynianowi udało się odbudować potęgę Rzymu to kto wie jak obecnie wyglądałby świat.

Dzisiaj zdajemy się dochodzić do takiego momentu perturbacji. O wiele lepiej jednak radzimy sobie z „dżumą” dzisiejszych czasów, czyli koronawirusem COVID-19.

Po wielu epidemiach, a nawet pandemiach, nawiedzających świat w XXI wieku, przyszła pora na taką, która dotknęła prawie każdego aspektu naszego życia (szczególnie na bogatym Zachodzie).

Ponadto od wielu już lat w krajach najbogatszych tempo rozwoju gospodarczego spada. Trudniej jest uzyskać znaczące wzrosty produktywności w gospodarkach opartych na usługach. Przeciętny wzrost gospodarczy per capita w latach 60. XX wieku w tej grupie krajów wynosił 4,1 proc., w latach 70. – 2,6 proc., w 80. – 2,4 proc., w 90. – 2,0 proc. W pierwszej dekadzie XXI wieku był to 1 proc., a w kolejnej – przy recesji w 2020 r. podobnej do tej sprzed 12 lat – będzie to 0,8 proc. Wielu ekonomistów zaczęło mówić o końcu wzrostu gospodarczego, o wyczerpujących się zasobach naturalnych i dążeniu do zagłady przez nieodwracalne zmiany klimatu.

Jeżeli nie poradzimy sobie z pandemią i jej reperkusjami, to, podobnie jak Justynian, zostawimy po sobie świetlany okres patrząc z perspektywy historycznej, ale dalsze losy Zachodu mogą być podobne do losów do Bizancjum. Nie będzie to spektakularny upadek, ale podkopanie siły, które sprawi, że pewien porządek zacznie się sypać.

Fot. Reuters / Forum

12 wskazówek pandemicznego zegara, które przesunęły nas w inne realia

.Porządek ten można przypisać 12 godzinom, które oznaczone są na każdym zegarze. Musimy umiejętnie zarządzić zmianą przy każdej z tych godzin symbolizującej kluczowy obszar życia społecznego i gospodarczego.

Skutki „czarnej śmierci”, dzisiaj często przypominanej, były potężne i dalekosiężne, a najważniejszy efekt nastąpił dopiero ponad 400 lat później. „Czarna śmierć” zabijała w latach 1347-51, a wcześniej w Azji, skąd pochodziła. Nikt wtedy dokładnie nie liczył ofiar, a jak wiadomo „strach ma wielkie oczy”. Szacunki mówią o 75 mln do 200 mln ofiar śmiertelnych. Skutkiem pośrednim pandemii była rewolucja przemysłowa. Zabrakło rąk do pracy na wsi, zatem celem ochrony interesów właścicieli ziemskich król Edward III uciekł się do ustanowienia zakazów poruszania się ludu po kraju i do praw zabraniających podwyższanie płac i cen. Skutkiem były rewolty. Dopiero z czasem mobilność wzrosła do poziomu wcześniej nie do wyobrażenia. Dotychczas sztywne podziały społeczne zaczęły się zacierać i powstawały warunki wyodrębnienia się klasy zwanej dzisiaj średnią. Obecnie wiemy, że „czarna śmierć” przyspieszyła zanikanie ustroju feudalnego i zapoczątkowała przemiany, które doprowadziły Anglię do rewolucji przemysłowej. Ta wybuchłaby i bez dżumy sprzed niemal połowy tysiąclecia, ale nie byłaby tą rewolucją przemysłową, o której się uczyliśmy i uczymy.

Trudno powiedzieć, czy kryzys wywołany przez COVID-19 jest dysruptorem ścieżki rozwoju obranej przez świat czy też katalizatorem. Za wcześnie na taką ocenę. Na pewno niektóre zmiany koronawirus przyspieszy. Tak może być z globalnym protekcjonizmem, który narasta od wielu lat, czy też przesunięciem produkcji części dóbr ponownie na Zachód. Na razie można pokusić się o dokonanie ostrożnej selekcji obszarów, na które obecna sytuacja może wpłynąć.

Historia przypomina, żeby w przewidywaniu błyskawicznych zmian i gwałtownego postępu w wyniku niespodziewanego impulsu nie być nadmiernie wyrywnym, ale COVID-19 zasieje ziarna zboża, które będziemy zbierać.

1. Społeczeństwo

.Social distancing to nowy trend wprowadzony w nasze życie, polegający na zachowaniu bezpiecznej odległości od innych, by zmniejszyć rozprzestrzenianie się koronawirusa. To żywy eksperyment społeczny, w którym wiele krajów zdecydowało się zamknąć granice, część sklepów, ograniczyć msze, a także zakazać poruszania się i nakazać ludziom pozostanie w domach. Lockdown objął ¼ ludności świata, a w niektórych społeczeństwach sposoby na #stayhome były zaiste przedziwne i np. w Indonezji sprowadzały się do przebierania za duchy,i by przestraszyć chętnych do wychodzenia z domu.

Obok wielu żartów, które ten temat wywołał, to także tarumatyczne przeżycia związane z przemocą domową, brakiem kontaktu z innymi, a przede wszystkim potencjał dla powstania stresu pourazowego (PTSD), który może rozwinąć się u wielu osób przyjmujących wszystkie informacje o zagrożeniu chorobą, ofiarach śmiertelnych, pogrzebach, ale też bankructwach i zwolnieniach. Jest to sytuacja realnego ryzyka w życiu wielu ludzi, a to skutkuje obawami, niepokojem, stresem, czemu nie należy się dziwić.

Ludzie musieli też ograniczyć kontakty, a przecież jesteśmy istotami społecznymi. Praktycznie non stop w ruchu, rozmawiamy i spotykamy się z innymi. Taki rodzaj aktywności z konieczności zastąpiono kontaktami przez telefon, social media itp., ale wielu osobom to nie wystarcza.

Podczas naszego życia podajemy sobie rękę średnio 15 000 razy, a na rękach nosimy statystycznie 3200 różnych bakterii. Uścisk dłoni służy nie tylko do witania się, ale także sprzyja budowaniu relacji i zaufania. W obliczu szerzenia się koronawirusa, musimy z tego gestu zrezygnować, by nie ułatwiać przenoszenia się bakterii na drugą osobę. Jednak uścisk dłoni jest tak silnie zakorzenionym nawykiem w społeczeństwie, że istnieje małe prawdopodobieństwo jego zastąpienia, np. gestem stykania się łokciami czy skinieniem głowy.

Pandemia i jej reperkusje sprawiły, że zabrano nam możliwość realizacji potrzeb wyższego rzędu. Pisze o tym filozof Grzegorz Lewicki słusznie zauważając „nie projektujesz w głowie kariery marzeń, kiedy właśnie umierasz ze strachu lub głodu”. Epidemia zredukowała nas do istot myślących o żywności, papierze toaletowym, wodzie i reprodukcji. Nic jednak nie jest w stanie ograniczyć napięcia, strachu i stresu. Potrzeba poczucia bezpieczeństwa będzie też wpływać na wybory ludzi, popularność programów politycznych, a także strategie inwestycyjne i kariery.

Zaburzenie indywidualizmu i konsumeryzmu sprawiło, że nasz świat, tak odległy od epoki Hiszpanki czy innych chorób, które nigdy nie docierały do USA czy Europy, stał się o wiele bardziej niestabilny. Kursy przetrwania apokalipsy i ruchy preppersów, czyli tych, którzy budują schrony i bunkry oraz gromadzą żywność na wypadek końca świata, mogą stać się elementem transatlantyckiej tożsamości.

Pandemia oznacza więc, że konsumpcja nie jest dla Ciebie już najważniejsza. Istotniejsze jest bezpieczeństwo.

Gdy zagrożone jest nasze życie i zdrowie pozwolimy rządom stworzyć system mapowania naszych zachowań – w końcu powstanie on dla naszego bezpieczeństwa – a tak dzisiaj działają aplikacje monitorujące kontakty czy sprawdzające nas w trakcie kwarantanny. Shoshana Zuboff w książce pt. Surveillance capitalism nazywa ten nowy model społeczny „kapitalizmem nadzoru”. Homo oeconomicus stał się homo securitas. Pytanie tylko, czy będzie to nadal wolny człowiek?

Fot. Reuters/Forum

2. Praca

.Wielu ekspertów zajmujących się rynkiem pracy powtarza, że to jest ten moment, w którym praca zdalna stanie się popularna. Lockdown zmusił wiele firm na świecie do przejścia w tryb pracy zdalnej. W samych Chinach objął on ponad 200 mln ludzi. Według Amerykańskiego Biura Pracy, 29 proc. zatrudnionych mogłoby pracować zdalnie, ale w zeszłym roku pracę w takiej formie w USA wykonywało tylko 16 proc. osób. W Unii Europejskiej w 2018 roku średnio 5,2 proc. osób zatrudnionych na etatach pracowało w domu, a 8,3 proc. wykonywało w tej formie część obowiązków zawodowych. Do krajów o najwyższym udziale pracy zdalnej należały Holandia (14 proc.) i Finlandia (13,3 proc.). W Polsce pracę zdalną wykonywało 4,6 proc. pracowników, a dzisiaj wiemy już, że ten odsetek może być znacznie wyższy przy zachowaniu tej samej efektywności.

To wyzwanie będzie dotyczyć tych, którzy nie zostali zredukowani przez pandemię. W pierwszych tygodniach jej trwania pracę straciło kilkanaście milionów Amerykanów. Kilkaset tysięcy Norwegów dostało wypowiedzenia, podobnie było we Francji, Danii, a także w Polsce, choć na znacznie mniejszą skalę. Sztywne przepisy prawa pracy w naszym kraju zapewniły utrzymanie zatrudnienia, natomiast w krajach z bardzo elastycznym prawem pracy bezrobocie wzrosło skokowo. Niemal w każdym z tych krajów państwo musiało wejść w rolę pracodawcy po to, by zabezpieczyć miejsce pracy i dopłacać do wynagrodzeń.

Nigdy wcześniej, nawet przy okazji kryzysu finansowego 2008 roku, rządy nie walczyły tak o płynność firm i miejsca pracy, choćby z tego powodu, że same spowodowały problem wprowadzając ograniczenia w poruszaniu i konsumpcji.

3. Edukacja

.Gdyby za każdy pomysł rozwoju systemu edukacji jako rekomendacji poprawy jakiegoś obszaru życia można było przekazać choćby grosz na jej rozwój, to pewnie w żadnym z krajów na świecie nie byłoby problemu z wynagrodzeniami nauczycieli i pomocami naukowymi. Jest jednak inaczej, bo reformowanie systemów edukacji to niezwykle złożona kwestia, a korzyści polityczne ze zmian są odłożone w czasie. Faktem jest jednak, że edukacja i nauczyciele przechodzą we wszystkich krajach świata przyspieszoną cyfryzację.

Do tej pory wiele krajów, które modernizowały swoje systemy edukacyjne i wykorzystywały pomoce naukowe tak naprawdę bawiły się technologią. Dzisiaj jej wykorzystanie stało się koniecznością. Proces edukacji do tej pory wyglądał dość podobnie jak w XIX wieku. Rodzic wysyłał dziecko do szkoły, mógł iść do pracy i raz na jakiś czas miał kontakt ze szkołą. Sprawdzał lekcje lub pomagał w ich odrabianiu dziecku. Dzisiaj nie ma nauczyciela, który wyjaśni zagadnienia. Uczniowie muszą uczyć się samodzielnie korzystać z często niedoskonałych rozwiązań, bo za nową grę konsumenci są gotowi zapłacić znacznie więcej niż za kompleksowy system do nauczania. Nauczyciela częściej musi jednak zastąpić rodzic, który nie może być obojętnym wobec sposobu nauczania dziecka jak to bywało przez ostatnie sto lat.

Cyfryzacja procesu edukacji jest trendem nieodwracalnym. Wiedzieliśmy to przed pandemią i będziemy tego świadomi po niej. Test całego pokolenia na świecie sprawi, że nie będzie już możliwości narzekania, że coś nie działa. Jeżeli działało w czasie nadzwyczajnym, to może też działać w innej sytuacji. Rodzice będą musieli się jednak w ten proces włączyć, alternatywnie fundując swoim dzieciom gorsze możliwości rozwoju.

Warto zauważyć i traktować to jako plus całej sytuacji, że niektóre uczelnie wyższe wprowadzają już od lat systemy dające możliwość realizacji online części przedmiotów, całych studiów i kursów. Upłynie jeszcze trochę czasu, zanim nasz system edukacji będzie wyglądał jak Udacity czy Coursera, ale jest już jakiś punkt odwlekanego od lat startu.

Fot: Bartlomiej Kudowicz / Forum

4. Idee

.Wirus zainfekował niewidzialną rękę rynku. Jeszcze do wczoraj liberalni politycy i komentatorzy głosili dogmat, by państwo nie wtrącało się do gospodarki. Teraz zmienili zdanie i żądają, żeby sypało pieniędzmi i interweniowało, gdzie tylko jest to możliwe. Tę zmianę tonu w przypadku polskiej debaty publicznej widać wyraźnie na przykładzie kilku osób reprezentujących organizacje pracodawców.

Na świecie rozwijanie ograniczonej wiary w sam rynek i jednocześnie w rządy rozpoczął się po 2008 roku.

Państwo musiało interweniować i działać wtedy, kiedy elity finansowe zawiodły. W wielu krajach musiało ratować sektor finansowy i w konsekwencji pomagać tym, którzy tracili pracę. Idea, że brak państwa jest najlepszą metodą poradzenia sobie z kryzysem umarła.

Islandia zbankrutowała, społeczeństwo się załamało, a scena polityczna tego małego kraju przeżyła katharsis.

Michał Sutowski z Krytyki Politycznej pisał wręcz, że w Polsce „trzeba odkreślić Plan Balcerowicza grubą linią” nawiązując do słów Tadeusza Mazowieckiego, który chciał oddzielić nową Polskę od tej peerelowskiej. Polska jest pod tym względem wyjątkowa, bo na Zachodzie nie ma tak wielu ekonomistów reprezentujących tylko jedną ze szkół myśli. Heterodoksyjność jest o wiele bardziej rozpowszechniona. Zupełnie inna jest też percepcja roli państwa, która ma być i musi znacznie większa przez budowane przez dziesięciolecia państwa dobrobytu. Dzisiaj przyszła druga po 2008 roku fala wzmacniania roli państwa. Oczekujemy od niego więcej i idee socjaldemokratyczne lub konserwatywne będą o wiele bardziej istotne dla opisu oczekiwań społecznych niż liberalizm ostatnich dekad.

Ideologicznie oznacza to też odejście od idei wzrostu gospodarczego na rzecz zrównoważonego rozwoju, w którym znaczącą rolę ma zdrowie czy środowisko naturalne. Pandenomia, jako ekonomia w czasie pandemii, to skupienie się na czymś innym. Możliwe, że po pandemii tak zostanie, choć są głosy, które mówią, że liberalizm przetrwa pandemię i jeszcze się uodporni.

5. Rola państwa

.Państwo weszło jako aktywny gracz reglamentujący dostęp do materiałów potrzebnych w pandemii, ale też ograniczający poruszanie się obywateli. Trudno dziś argumentować, że prywatny i oparty na konkurencji system służby zdrowia jest lepszy niż finansowany ze środków publicznych, zwłaszcza po tym, jak w USA na koronawirusa umarła pierwsza osoba, która nie była ubezpieczana (nieubezpieczonych jest 28 mln Amerykanów). Rynek zawodzi na poziomie dostępu do kluczowych produktów: nie tylko maseczek ochronnych, ale także środków do dezynfekcji.

Rola państwa staje zatem nieoceniona przy koordynacji procesu produkcji, konsumpcji czy nawet, bardziej konkretnie, dostarczenia testów na COVID-19. Po raz kolejny okazuje się, że groza to czynnik skutecznie budujący zaufanie do państwa – przynajmniej do momentu, w którym jest ono w stanie pełnić swoje kluczowe zadania sytuujące się na dole piramidy Masłowa.

Niektórym państwom i ich rządom udało się też wcześniej zainterweniować – tak było m.in. na Tajwanie czy w Korei Południowej. Wprowadziły one daleko idące ograniczenia w ruchu, a także monitorowanie za pomocą aplikacji mobilnych. Chiny, po nieskutecznych próbach ukrycia zachorowań, doszły do momentu, w którym wprowadziły wiele obostrzeń i wysokie kary za niestosowanie kwarantanny. Dzięki temu udało im się ograniczyć skalę zachorowań i ofiar.

Polska, Słowacja (która zamknęła granice zewnętrzne i wprowadziła rygory przed Polską, w tym olbrzymią karę za łamanie kwarantanny), Czechy czy Węgry radzą sobie z rozprzestrzenianiem się koronawirusa o wiele sprawniej niż np. Hiszpania czy Francja. Kraje te z reguły mają słabszy system opieki zdrowotnej, który mógł nie wytrzymać jednorazowego pojawienia się tak wielu chorych. Rządy Polski czy Słowacji wprowadziły bardziej drastyczne obostrzenia szybciej niż w innych krajach, które długo nie rozumiały skali zagrożenia. W interesie zdrowia publicznego zamykano bary, restauracje, kina, stadiony, centra handlowe, siłownia, wprowadzano restrykcyjne ograniczenia w kościołach. We Włoszech i Francji trwały mecze, w Niemczech i USA trwał karnawał, a Szwecja czy Wielka Brytania do ostatnich dni marca nie podejmowały szerszych działań minimalizujących przemieszczanie się ludzi.

Ponadto państwo stało się jeszcze aktywniejszym graczem gospodarczym. W Niemczech wydatki państwa w relacji do PKB przekroczyły 50 proc. Tego rodzaju interwencji wynikających z wielkości pakietów osłonowych dla gospodarek było jeszcze więcej. Każdy kraj interweniował zwiększając swój poziom zadłużenia, emitując obligacje i zachęcając banki centralne do działania. Niemcy nawet czasowo, przy zgodzie Komisji, zawiesiły wolny rynek. Takie firmy jak Lufthansa, Allianz, koncern energetyczny RWE czy Deutsche Bank są mniej warte niż ich kapitał pomniejszony o zobowiązania. Niemiecki rząd w obawie przed przejęciami ze strony zagranicznych inwestorów, przede wszystkim z Chin, zdecydował się wprowadzić regulacje, które to uniemożliwią.

Edukacja, powróciwszy do domów, stała się tym sektorem, w którym akurat rola państwa się zmniejszyła. Ma to dwojaki skutek dla dzieci i młodzieży – stali się samodzielniejsi lub bardziej zależni od rodziców. Przy ogólnych ograniczeniach w poruszaniu czy zgromadzeniach dostali jeden obszar wolności.

Fot. Ueslei MARCELINO / Reuters / Forum

6. Polityka

.Wszystko wskazuje na to, że podobnie jak w przypadku poprzedniej epidemii SARS, także tym razem winę za powstanie nowego wirusa ponoszą specyficzne gusta górnego 1 proc. Chińczyków. Źródłem wirusa był tzw. mokry targ (wet market) w chińskim mieście Wuhan (lub według innej wersji pracownik nieodległego centrum wirusologicznego). W takich miejscach handluje się m.in. żywymi, dzikimi zwierzętami w celach konsumpcyjnych, co w połączeniu ze słabymi warunkami higieny sprzyja rozprzestrzenianiu się chorób odzwierzęcych i epidemii. Konsumowanie dzikich zwierząt w kuchni chińskiej ma długie tradycje, ale rozwój hodowli, np. nietoperzy, to okres odchodzenia od tragicznej w skutkach kolektywizacji rolnictwa i dopuszczenie inicjatywy prywatnej do dostarczania żywności. Chińska Partia Komunistyczna stworzyła nowy segment gospodarki, w którym nie działał państwowy monopol, ale w efekcie wykreowała sobie duży problem, bo elity biznesowe i partyjne o wysublimowanych podniebieniach z niego korzystały.

Po epidemii SARS na krótko zamknięto mokre targi w Chinach, ale lobby było silniejsze niż rozsądek i powrócono do dawnych praktyk. To pierwszy błąd rządu chińskiego w kontekście pandemii.

Gdyby system polityczny w Chinach był mniej autorytarny, to rząd nie musiałby wprowadzać koncesji w sektorze, tylko egzekwować normy sanitarne.

Drugi to sposób, w jaki władze chińskie próbowały sobie poradzić z kryzysem w Wuhan. Tuszowały pierwszych informacji o wybuchu epidemii przypomina niesławną katastrofę w Czarnobylu z 1986 roku, podczas której przez pierwsze tygodnie od wybuchu pożaru w reaktorze atomowym rosyjscy komuniści ukrywali ten fakt przed opinią publiczną. Działania władz Chin opóźniły reakcję innych rządów światowych, a bagatelizacja zagrożenia przez chińskich komunistów sprawiła, że koronawirus rozprzestrzenił się na cały glob.

Do tego można dodać jeszcze trzeci błąd lub też działanie nieprzemyślane. W marcu chińskie władze wydaliły korespondentów zagranicznych ze względu na rozpoczętą wojnę informacyjną, zaczęły zmieniać treści artykułów publikowanych online w chińskich mediach anglojęzycznych, a także cenzurować projekty naukowe analizujące COVID-19. Celem było pokazanie efektywności komunistycznego giganta w odróżnieniu od dekadenckiego Zachodu, co podchwyciła także rosyjska propaganda (obok chińskiej). Post factum władze Pekinu zaczęły też rewidować liczbę ofiar śmiertelnych koronawirusa, co nie zwiększyło zaufania do publikowanych oficjalnie danych o skali epidemii.

Niektórzy twierdzą, że państwa demokratyczne pogrążyły się w chaosie, ponieważ trudno prowadzić debatę polityczną w kryzysie. Przykładem jest amerykańska polityka, w której dwie izby Kongresu i prezydent nie mogli dojść do porozumienia co do pakietu pomocowego. Chcieli, co naturalne dla polityków, ugrać coś dla swoich wyborców lub pokazać się w lepszym świetle ze względu na wybory prezydenckie w 2020 roku. Demokratom nie udało się wynegocjować elementów ważnych dla ich wyborców, jak np. limitów płac dla kadry kierowniczej. Ameryka nie pogrążyła się jednak w chaosie. Prezydent Trump zdecydował o tym, że zawiesi czasowo finansowanie WHO ze względu na słabe, jego zdaniem, radzenie sobie tej instytucji z pandemią (m.in. umożliwianie Chinom ukrywania informacji o skali zachorowań w grudniu 2019 roku i na początku 2020 roku), a w ramach pakietu pomocowego dla Amerykanów tracących pracę wysłał czeki sygnowane własnym imieniem.

Kolejną kwestią, która poróżniła wiele społeczeństw jest kwestia wyborów w okresie pandemii. Rządzący politycy w okresie kryzysu zwykle w takich sytuacjach mogą liczyć na kilka punktów więcej od wyborców. W USA część prawyborów w partii demokratycznej zostało zawieszona i przeniesiona na późniejszy okres ze względu na brak technologicznych możliwości organizacji ich zdalnie. W konsekwencji wraz z upływem czasu frontrunner Joe Biden został poparty przez Berniego Sandera, by rozpocząć debatę na poziomie politycznym, a nie tylko w ramach jednej partii. Kandydaci nie skupiali się tylko na kwestiach związanych z COVID-19, ale też na tym, które obszary amerykańskiej gospodarki chcą zmienić. Wybory prezydenckie w USA mają się odbyć jesienią najprawdopodobniej korespondencyjnie. W Korei Południowej wybory odbyły się normalnie przy zachowaniu protokołów sanitarnych, w Szwajcarii czy Bawarii odbyły się korespondencyjnie, w Polsce także mają być korespondencyjnie. Są też kraje, które je przełożyły, jak Wielka Brytania, gdzie rząd przedłużył o rok mandat władz lokalnych.

Na Węgrzech premier Viktor Orban sięgnął po możliwość rządzenia dekretami, by parlament nie musiał się spotykać, co spotkało się z krytyką organizacji zajmujących się prawami człowieka, ponieważ okres nadzwyczajny nie został ściśle określony. Orban musi sam pozbawić się dodatkowych uprawnień, a ostatnia dekada jego rządów jest krytykowana za tendencje autorytarne.

Wielu niedemokratycznych liderów wykorzystuje nadzwyczajny czas pandemii na rozliczenia z opozycją.

W Iranie władze brutalnie tłumią protesty antyrządowe. W Egipcie uwięzienie obrońcy praw człowieka Ibrahima Ezza El-Dina i studenta Patricka Zakya jest arbitralnie przedłużane. W Arabii Saudyjskiej nieznane są losy księcia Salmana Bin Abdulaziz al Saud, który był niesprawiedliwie aresztowany w domu od 2018 roku. W Algierii Karim Tabbou został skazany w postępowaniu odwoławczym bez obecności jego prawników. W Turcji potwierdzono skazanie demonstrantów w parku Gezi, w tym Osmana Kawali. W Tajlandii każdy, kto krytykuje działania rządu wobec Covid-19 lub ujawnia skandale i korupcję w sektorze opieki zdrowotnej, może zostać skazany. Choć są także głosy, że część rządów autorytarnych może zostać zachwianych przez kryzys, np. na Białorusi, która z powodu obaw przed reperkusjami gospodarczymi nie ograniczyła poruszania się ludności, co spotyka się z krytyką społeczeństwa.

Polityka pandenomii w większości krajów świata sprowadza się do robienia tego co zawsze się chciało zrobić. Liderzy o tendencjach autorytarnych pokazują niekiedy najgorsze swoje oblicza. Demokracje wcale nie gorzej radzą sobie z pandemią, mimo propagandy sukcesu Rosji i Chin, choć tezy o tym, że nie-demokracje radzą sobie lepiej z kryzysem niż demokracje stała się na tyle popularna co niebezpieczna.

Fot: Md. Rakibul Hasan / Zuma Press / Forum

7. Polityka fiskalna

.Państwa ma i musi być więcej, co potwierdzają nawet najbardziej zatwardziali liberałowie. Praktycznie nie ma ekonomistów, którzy mówią, że w obecnej sytuacji państwa powinny zaciskać pasa, a nawet wstępne głosy krytyczne dla luzowania reguł fiskalnych w Unii przycichły. Pandemia mobilizuje do działania silniej niż globalny kryzys finansowy sprzed dekady. Każdy miesiąc hibernacji gospodarki ma negatywny wpływ na globalne PKB w wysokości 2 pkt. proc.

Olbrzymie pakiety stymulacyjne osłonią gospodarkę światową przed całkowitą katastrofą, ale z pewnością nie pozwolą zachować dotychczasowej jej struktury.

Łącznie kraje G20 i Polska zaplanowały przeznaczenie ponad 4 bln USD na stymulację fiskalną i to już w pierwszej fazie zmagań z koronawirusem. Polski pakiet fiskalny wynosi 6,2 proc. PKB i jest o ponad 5 pkt. proc. wyższy niż w przypadku kryzysu finansowego 2009 roku. Taka skala działań nie dziwi. Obecna sytuacja wydaje się poważniejsza od kryzysu sprzed dekady, bo stopień ograniczenia aktywności gospodarczej, z jakim mamy dziś do czynienia, jest charakterystyczny raczej dla warunków wojennych.

Zestawiając wielkość programów (w proc. PKB) ogłoszonych obecnie z tymi z 2009 roku widać, że dziś na ratowanie gospodarek przeznacza się znacznie więcej środków (np. pakiet stymulacyjny USA w wysokości 2 bln USD dwukrotnie przewyższa środki przeznaczone na ochronę gospodarki w czasach kryzysu finansowego lat 2007-2009). Gdyby dodatkowo uwzględnić wprowadzane mechanizmy gwarancyjne, wartości pakietów byłyby jeszcze większe (np. dla Polski byłoby to 13,5 proc. PKB zamiast 6,2 proc., dla Niemiec 25 proc. PKB zamiast 4,9 proc.).

Kryzysowe polityki gospodarcze mają wiele cech wspólnych, ale różnią się rozłożeniem akcentów i rozwiązaniami szczegółowymi. W Niemczech stosuje się tzw. Kurzarbeitergeld, którego celem jest utrzymanie zatrudnienia w przedsiębiorstwach, mimo spadku obrotów firmy. Polega ono na państwowym wsparciu wypłat pensji, gdy firmom brakuje zleceń. Wprowadzone w marcu zmiany w Kurzarbeitergeld pozwalają na objęcie programem także pracowników tymczasowych, zawieszenie wpłat na ubezpieczenia społeczne za pracowników oraz zwiększenie liczby firm mogących ubiegać się o rekompensaty. Podobnie do Niemiec działają: Dania, w której rząd wypłaca pracownikom 75 proc. wynagrodzeń w czasie kryzysu, Wielka Brytania, pokrywająca 80 proc. wysokości pensji oraz większość krajów europejskich.

Francuzi postawili na utrzymanie jak największej liczby przedsiębiorstw dzięki gwarantowanym przez rząd pożyczkom dla firm, udzielanym przez banki komercyjne. Maksymalna kwota pożyczki to równowartość 3-miesięcznych obrotów lub 2-letniej listy płac.

W Norwegii łatwo jest zwolnić pracownika, ale państwo oferuje wysokie zasiłki dla bezrobotnych. Są one równe ponad 50 proc. wynagrodzenia pracownika i mogą być wypłacane przez 26 tygodni w okresie 18 miesięcy. Hiszpania wprowadziła zakaz zwalniania pracowników w trakcie kryzysu, przy czym pracodawca jest zobowiązany do opłacania wyłącznie składek społecznych, a pracownicy mogą ubiegać się o zasiłek w wysokości do 70 proc. ich pierwotnej pensji.

Poszczególne kraje starają się robić wszystko, co w ich mocy, aby uchronić gospodarkę przed długotrwałą recesją. Również Komisja Europejska podjęła wiele działań, na czele z przeznaczeniem 3 mld EUR na Instrument Wsparcia Kryzysowego, 100 mld EUR na pożyczki dla krajów potrzebujących dofinansowania programów utrzymania zatrudnienia, dodatkowym 1 mld EUR z budżetu UE w formie gwarancji dla Europejskiego Funduszu Inwestycyjnego. Z kolei Europejski Bank Inwestycyjny, w porozumieniu z KE, zaproponował 40 mld EUR na gwarancje pożyczkowe i dodatkową płynność dla banków. Pozwolono także na czasowe odejście od reguł Paktu Stabilności i Wzrostu, co oznacza zgodę na deficyty budżetowe przekraczające 3 proc. PKB. Zawieszono też obowiązywanie i rozliczanie państw z działania reguł wydatkowych. Deficyty w 2020 roku poszybują do góry, ale konsolidacja finansów publicznych będzie musiała poczekać na moment, w którym sytuacja gospodarcza zacznie się stabilizować. Austerity po 2009 roku nie odniosło zakładanych skutków i opóźniło rozwój wielu krajów Unii. Lepszym ujęciem tematu może być ekspansja inwestycyjna powojennych Niemiec.

Przykład Włoch, które szczególnie ucierpiały przez kryzys zadłużenia po 2012 roku, ale też cierpią z powodu pandemii jest najbardziej obrazowy. Od 1995 roku Włochy mają nadwyżkę pierwotną w swoich budżetach (dokładnie przez 24 z 25 lat) – oznacza to tyle, że praktycznie całe pokolenie Włochów wychowało się na polityce zaciskania pasa i austerity, w której wydatki publiczne były pod kontrolą, a dochody państwa wyższe od wydatków. Deficyt we Włoszech był, ale wynikał z kosztów obsługi zadłużenia, a nie z samej polityki fiskalnej prowadzonej przez kolejne rządy. Było to m.in. powodowane ograniczonym polem manewru przez brak własnej waluty. W przeszłości Włochy dość często przechodziły dewaluację.

8. Polityka monetarna

.Czy banki centralne uratują nas przed efektami koronawirusa? Nie, choć oczywiście będą próbować. Niektóre z nich już ścięły stopy procentowe: pierwszy w krajach zachodnich z pomocą ruszył FED, który 3 marca 2020 r. obniżył stopę funduszy federalnych. Uczynił to dość radykalnie, bo ściął stopy o 50 punktów bazowych, zamiast o zwyczajowe ćwierć punktu procentowego, i to na nieplanowanym posiedzeniu. Ta nagła decyzja nie tylko nie zatrzymała spadków cen akcji, ale wręcz zwiększyła niepewność na rynkach. Amerykański bank centralny ponownie obniżył stopy procentowe 15 marca, tym razem aż o cały punkt procentowy – do 0–0,25 proc.

Polityka pieniężna jest niestety bezsilna wobec szoków podażowych. Jeśli przedsiębiorca nie może uzyskać niezbędnych półproduktów z Azji do swojej produkcji albo gdy pracownicy nie pojawiają się w pracy, to poziom stóp procentowych nie ma znaczenia, choć działanie takie wprowadziło 65 krajów świata, w tym także Polska.

Skoro ultra niskie stopy procentowe nie pomogły ożywić wyjątkowo słabego wzrostu gospodarczego po wielkiej recesji lat 2009-2011, to tym bardziej nie pomogą teraz – retorycznie pyta wielu ekonomistów. Banki centralne odpowiadają, że muszą robić wszystko co w ich mocy, by ratować sytuację, w tym obniżać stopy procentowe, choć są inne, lepsze rozwiązania, jak np. luzowanie ilościowe.

Europejski Bank Centralny, jako jeden z pierwszych podjął decyzję o nie obniżaniu, które i tak są ujemne, ale zajął się tym co najważniejsze – zapewnianiem płynności. Robi to stosując bardziej korzystne warunki w zakresie TLTRO i zachęty dla małych i średnich przedsiębiorstw w udzielaniu kredytów. EBC zwiększy comiesięczne zakupy aktywów finansowych do poziomu 40 mld EUR miesięcznie i skoncentruje część zakupów w obszarze obligacji korporacyjnych w odpowiedzi na pogorszenie się spreadów kredytowych. Obniżenie kosztów kredytu powinno być czynnikiem skłaniającym banki do zwiększania lub wydłużania obowiązywania linii kredytowych.

Amerykański FED ogłosił nielimitowaną akcję skupowania obligacji amerykańskiego rządu. Do niestandardowej polityki monetarnej po pierwszy raz uciekł się NBP, ponieważ stopy procentowe są w Polsce po dwóch obniżkach bliskie zeru i konwencjonalna polityka pieniężna nie jest w stanie wpłynąć na zwiększenie aktywności gospodarczej. Luzowanie ilościowe, co często spłycane jest do drukowania pieniądza, stało się nową normalnością epoki pandenomii.

Fot: Aandrew KELLY / Reuters / Forum

9. Unia Europejska

.COVID-19 sprawił, że kryzys multilateralizmu i organizacji międzynarodowych, obecny od wielu lat, nabrał nowego wymiaru. Międzynarodowe instytucje, jak np. Światowa Organizacja Zdrowia, stały się zwykłymi urzędami statystycznymi, które podliczają liczbę zachorowań i zgonów, a nawet UE zajęła miejsce w ławce rezerwowych po tym, jak większość decyzji podejmowały rządy państw członkowskich. Trudno było mówić o koordynacji na poziomie międzynarodowym, bo liderzy Unii nie mogli się nawet ze sobą spotkać.

Kryzys epidemiczny ujawnił, jak bardzo osobisty jest sposób prowadzenia polityki w Unii Europejskiej. Typowym obrazem europejskiej polityki jest ciągły strumień dyplomatów udający się do Brukseli, w której zamykają się w klimatyzowanych salach, aby wynegocjować umowy, zanim odlecą tego samego dnia do swoich stolic. Każdego miesiąca tysiące urzędników odbywa absurdalną podróż między Brukselą a Strasburgiem – około 430 km – na sesje plenarne Parlamentu Europejskiego. Lobbyści z całego świata nawiedzają europosłów i urzędników Komisji Europejskiej starając się wypracować rozwiązania korzystne dla segmentu biznesu lub grup społecznych, które reprezentują. Europejska polityka jest w dużej mierze uprawiana nad mulami, frytkami, winem i kawą w stolicy Belgii. Brak osobistego kontaktu sprawił, że wielu rzeczy nie da się załatwić, bo nie da się tak łatwo wylobbować bez świadków. Pandemia zatrzymała tę karuzelę spotkań i konferencji i wprowadziła zamieszanie w obyczajach społecznych oraz praktyce życia w brukselskiej bańce.

Okazało się, że kłótnie i osobiste spotkania są kluczowym elementem stanowienia europejskiego prawa. Na podobne problemy zapewne mogłyby też narzekać Grupa Bilderberg i Iluminati, które musiałyby odbywać swoje tradycyjne tajne spotkanie przez Skype Business lub Zoom.

Dlatego pewnie tak trudno było dojść stolicom do porozumienia co do pakietu pomocowego dla państw członkowskich w obliczu koronawirusa. Uzgodniony po czterech rundach negocjacji ministrów finansów strefy euro pakiet 540 mld EUR kredytów został sprzedany mediom jako „największy plan ratunkowy w historii integracji”. Jednak już następnego dnia powracającego z Brukseli szefa resortu finansów Roberta Gualtieriego ogłoszono w Rzymie zdrajcą. Gdy na jaw wyszły szczegóły porozumienia, okazało się, że żaden z warunków Włochów nie został spełniony. Nie ma więc mowy o koronaobligacjach – uwspólnotowieniu długu, aby cała Unia sfinansowała koszty odbudowy zniszczonej gospodarki. Głównym (240 mld EUR) narzędziem wsparcia finansów najsłabszych krajów ma być, mimo protestów Włochów, Europejski Mechanizm Stabilizacyjny (ESM), utworzona osiem lat temu instytucja, która udziela pożyczek za surowe reformy strukturalne. Dodatkowo środki na ten cel miałyby być wypłacane tylko na wsparcie służby zdrowia. Wreszcie proponowany przez Francję fundusz odbudowy gospodarki, który miał odpowiadać 3 proc. PKB strefy euro (ok. 360 mld EUR) i również być finansowany z koronaobligacji, został odnotowany tylko w bardzo niezobowiązujący sposób. Niemcy i Holandia nie chciały finansować długu Włoch, Hiszpanii i Grecji. Decyzja o tym, żeby ograniczyć skalę pomocy krajom, w których poziom zachorowań na koronawirusa jest największy w Unii, może zagrozić przyszłości wspólnoty.

Lider opozycyjnej Ligi Matteo Salvini, który w razie przedterminowych wyborów jest właściwie pewny przejęcia władzy, już rekomendował opuszczenie UE przez Włochy, jeżeli nie uda się dojść do porozumienia i zaproponować Włochom realnej pomocy. 

Fot: Marko DJURICA / Reuters / Forum

10. Euro

.Pandenomia, w której role rządów krajowych w podejmowaniu decyzji o bezpieczeństwie, a także gospodarczych, o lockdownie i strategii wyjścia z niego oznacza, że EUR jako wspólna waluta znowu stoi pod dużym znakiem zapytania.

Nastroje antyeuropejskie narastają na południu Europy, ale także w Berlinie i Hadze zaczęto się zastanawiać, ile warte są korzyści z jednolitego rynku i dominującej roli politycznej w Unii – przeciwko QE uruchomionemu przez EBC protestowali szefowie banków centralnych Niemiec Jens Weidmann i Holandii Klaas Knor, ale bez skutku. W przeciwieństwie do rozstrzygnięć finansowych w Radzie UE, w EBC decyzje są podejmowane większością głosów, a na czele instytucji stoi kandydatka Emmanuela Macrona – Christine Lagarde, zwolenniczka większego wsparcia banku dla biedniejszych

EBC podjął decyzję o uruchomieniu ogromnego (750 mld EUR) programu skupu obligacji państw strefy euro. Zatem w tym roku daje to łącznie 1,1 bln EUR, co prowadzi do pogłębienia zobowiązań frankfurckiego banku do astronomicznej kwoty ponad 5 bln EUR. Najprawdopodobniej dojdzie do sytuacji, w której EBC będzie finansować ponad 30 proc. zadłużenia Hiszpanii i Włoch, czyli powyżej niepisanej liczby granicznej dla Eurolandu.

Jak duże jest dziś pod tym względem zaangażowanie banku wobec Włoch i Hiszpanii, gdzie w pierwszej kolejności kieruje on swoje środki? Czy przekroczyło symboliczny próg 50 proc.? I czy jest to wciąż do zaakceptowania przez Niemcy – nie wiadomo.

Pewne jest natomiast, że Włochy, które przebąkiwały o opuszczeniu strefy euro, a część polityków chcących na różne sposoby obchodzić wspólną walutę, mają szansę, by się wykazać. Dzisiaj znaczna część Włochów jest przeciwko UE, Niemcom i walucie EUR. Brak solidarności po stronie stolic europejskich i błędy leżące u podstaw powstawania wspólnego obszaru walutowego nadal pokutują. Włosi badani w sondażu Termometro Politico (8-9 kwietnia) deklarowali, że wyjścia z UE i strefy euro chce 39,9 proc. z nich, wyjścia z UE i pozostania w strefie euro – 7,5 proc., pozostania w UE i wyjścia ze strefy euro – 7,7 proc., a pozostania w UE i w strefie euro 40,9 proc.

Eksperyment znany jako euro może się skończyć lub też doprowadzić do rewolty społecznej i politycznej we Włoszech. Tak może wyglądać przyszłość walutowa czasów pandenomii.

11. Handel międzynarodowy

.Rok 2020 zaczynał się nieźle pod względem perspektyw dla handlu zagranicznego. Donald Trump z powodu presji własnego elektoratu doprowadził do zawarcia porozumienia z rządem Chin. Wojna handlowa między dwoma mocarstwami się zakończyła. Jednocześnie nadal trwały spory dotyczące wykorzystania 5G przez sojuszników USA, a także bezpieczeństwa oferowanego przez Chiny oprogramowania. Według niektórych analityków, wojna USA-Chiny nie jest wykluczona i mogłoby do niej dojść w kolejnej dekadzie.

Brytyjska społeczność wywiadowcza uważa, że Wielka Brytania musi ponownie ocenić swoje stosunki z Chinami po ustąpieniu kryzysu koronawirusowego i rozważyć, czy potrzebne są ściślejsze kontrole w branżach zaawansowanych technologii i innych strategicznych.

Napięcia na linii USA-reszta świata, a szczególnie Chiny, które obarczone zostały przez amerykańską administrację winą za rozprzestrzenienie koronawirusa nie rozpoczęły się nagle. Ameryka od wielu lat wycofuje się z roli lidera wolnego świata zarówno ze względu na słabnącą gospodarkę USA, rosnącą rolę Chin, ale też coraz większe problemy wewnętrzne, które sprawiają, że amerykańscy politycy częściej patrzą do wewnątrz niż na zewnątrz.

Podczas gdy globalizacja wiązała świat przez większą część ubiegłego wieku, polityczny impet globalizacji w ostatnich latach znacznie wyhamował (patrz: Brexit, wybory Donalda Trumpa). Ta rzeczywistość już zaczęła poważnie komplikować działalność międzynarodowych firm wykorzystujących łańcuchy dostaw just-in-time na całym świecie. Maksymalizacja korzyści finansowych kosztem mniejszego bezpieczeństwa dostaw, dążenie do zachęcenia inwestorów zagranicznych do wchodzenia na rynki mogą być już tematami zamkniętymi.

W handlu może się pojawić coraz mniej ekonomii, a coraz więcej politologii. W związku z tym, że koronawirus redukuje rynek pracy, w interesie wielu rządów będzie stworzenie nowych miejsc pracy dla swoich wyborców, którzy dotknięci są przez gospodarcze konsekwencje pandemii. Może to oznaczać mniej zysku, ale więcej interesu narodowego. Zwłaszcza „mniej” może oznaczać mniej interesu chińskiego.

Przecena wartości wielu spółek giełdowych, ale też tych, które stanęły u progu bankructwa sprawiła, że rządy Unii Europejskiej zaczęły się martwić, czy ich „klejnoty rodowe” nie zostaną wykupione przez Chińczyków. Margarethe Vestager, wiceszefowa Komisji Europejskiej odpowiedzialna za konkurencyjność zaczęła namawiać państwa członkowskie do wykupywania udziałów w firmach działających na ich terytorium. Unijna urzędnik zasygnalizowała też, że konieczna będzie większa elastyczność w podejściu Komisji Europejskiej do zagadnień konkurencji. KE nie ma żadnego problemu z tym, by państwo działało jak uczestnik rynku, gdy to konieczne, by zablokować możliwość przejęcia firmy przez obcy kapitał. Podobne działania już wprowadził rząd Niemiec, a Polska aktualizuje listę spółek strategicznych, które nie mogą być przejęte przez zagranicznych inwestorów (szczególnie z Chin).

W obliczu kryzysu najważniejsze państwa UE oraz komisarz ds. konkurencji mówią takim samym głosem jak prezydent USA, co pokazuje pewną unifikację na Zachodzie. Larry Kudlow, doradca ekonomiczny prezydenta USA, poszedł nawet dalej mówiąc, że rząd amerykański pomoże firmom dotychczas produkującym w Chinach przenieść się z powrotem do USA. Realne stało się, że za Amerykanami pójdą też Japończycy.

Napięcia geopolityczne były niezwykle silne już przed rozpoczęciem pandemii.

Świat nie zjednoczył się w obliczu jednego wroga, a zamiast tego koronawirus zademonstrował wszystkie największe lęki globalnych liderów, ale też społeczeństw. Zwiększył i tak duże przeświadczenie o narodowości kapitału, polityce międzynarodowej jako grze o sumie zerowej i zmniejszył zaufanie do Chin.

Państwo środka, które przez lata budowało swoją siłę przez rozpychanie się w organizacjach międzynarodowych (w tym m.in. WTO) teraz może utracić wiele wpływów, a także wiele inwestycji.

Po zakończeniu pandemii, może przyjść moment w którym trzeba będzie budować relacje na nowo, czy też decydować się gdzie umiejscawiać fabryki, czy manufaktury. Azja może przestać być tak atrakcyjnym miejscem dla realizacji inwestycji, choć zapewne będzie się bronić by utrzymać miano fabryki świata. Polska np. jest jednym z ostatnich miejsc w Europie, gdzie jeszcze działają szwalnie, które okazują się istotne przy produkcji maseczek ochronnych. Podobnych specjalizacji wynikających z potencjału produkcyjnego może być więcej w Ameryce Łacińskiej, Turcji, czy Europie Środkowej ogółem.

Fot. Flavio Lo SCALZO / Reuters / Forum

12. Ochrona zdrowia

.Początek lat 90. XX wieku to eksplozja „inicjatywy oddolnej”, zapamiętanej też jako „kapitalizm łóżek polowych i szczęk”. Dzisiaj możemy ewentualnie mówić o eksplozji szpitali polowych, bo wszystkie kraje przygotowały się na najgorsze w systemie ochrony zdrowia.

W obliczu pandemii COVID-19 Kongres USA zatwierdził wielomiliardowe dofinansowanie szpitali i ochrony zdrowia. Swoim działaniem może on jednak utrwalić obecny stan systemu ochrony w USA, który jest oceniany jako jeden z najmniej efektywnych na świecie lub też przyspieszyć jego reformę. Reforma ochrony zdrowia jest tematem, który pojawia się w wielu krajach, ale w związku z tym, że trudno ją przeprowadzić, a korzyści polityczne są odłożone w czasie, może wreszcie w obliczu pandemii uda się coś zmienić. Jest to jednak objaw myślenia życzeniowego po stronie wielu analityków i polityków.

COVID-19 przyniósł jednak co najmniej dwie główne zmiany dla ochrony zdrowia na świecie. Telemedycyna jest teraz wszędzie. Przez lata lekarze stawiali jej opór, ponieważ albo było to zbyt trudne do nauczenia się, albo, co gorsza, zarabiali więcej pieniędzy podczas wizyt en face. W ciągu niemal jednej nocy pandemia zmusiła lekarzy do zamknięcia gabinetów i przejścia niemal wyłącznie na porady online lub przez telefon. W przypadku ciąż wielu położników dokonuje obecnie większości wizyt prenatalnych wirtualnie. Dermatolodzy diagnozują mniej groźne choroby skóry za pomocą aparatów telefonicznych.

Ma to kluczowe znaczenie, ponieważ telemedycyna jest opłacalna w przypadku spraw, które nie wymagają kontaktu fizycznego. Ułatwia także lekarzom zapewnianie opieki po godzinach, redukując kosztowne wizyty na pogotowiu i pilne wizyty w klinice.

Kolejną ważną zmianą jest to, że szpitale znacznie podniosły próg hospitalizacji pacjentów, dzięki czemu dostępnych jest więcej łóżek dla pacjentów z COVID-19. Przyjmowani są tylko chorzy pacjenci. Chemioterapia realizowana jest częściej w domach. Ogólnie rzecz biorąc, pacjenci leczeni w domu wracają do zdrowia szybciej, z mniejszą liczbą testów, mniejszą liczbą readmisji i większą jakością życia. A opieka w domu zazwyczaj kosztuje mniej niż opieka w szpitalach. COVID-19 pokazał, że nawet więcej pacjentów można leczyć dobrze bez hospitalizacji.

COVID-19 zmniejszył również stosowanie nieskutecznych lub niskiej wartości leków, badań laboratoryjnych oraz procedur diagnostycznych i chirurgicznych. Powodem tego było racjonowanie masek, fartuchów, rękawiczek i łóżek do leczenia; szpitale i ambulatoryjne centra chirurgiczne w dużej mierze anulowały planowane zabiegi. Wielu niepotrzebnych testów, które w USA zawyżały rachunki medyczne, nie realizowano, by oszczędzać sprzęt i pieniądze. Wprawdzie do tej pory wiele systemów zdrowia tak racjonalizowało koszty, ale teraz stało się to działanie powszechne.

Problemem, który w wielu krajach biedniejszych unaocznił kryzys pandemiczny jest niedofinansowanie systemów ochrony zdrowia. O ile USA mogą wydawać zbyt dużo i nieefektywnie, to w Europie Środkowej, która bardzo ostro i wcześnie zareagowała na groźbę rozwoju epidemii, istniała świadomość wad systemów opieki zdrowotnej i tego, że mogą nie podołać wyzwaniu.

Dofinansowanie systemów zdrowia, zadbanie o zastępowalność pokoleń wśród lekarzy i pielęgniarek w Europie Środkowej może być priorytetem na lata odbudowy. O ile oczywiście nie zwycięży business as usual lub austerity po okresie ekspansji fiskalnej, by ratować gospodarkę.

Na zdrowiu jednak nie warto oszczędzać, bo nie wiadomo, czy kolejna pandemia nie czai się za rogiem.

Epidemie w XXI wieku nie są niespodziewanym wydarzeniem. Możemy śmiało zakładać, że za kilka lat pojawi się kolejna i system zdrowia, a także system instytucji międzynarodowych powinien być gotowy, by reagować. Krytyka braku działań WHO tym razem może być na miejscu, bo tej instytucji nie udało się odpowiednio wcześnie poinformować krajów członkowskich, a także zbagatelizowano informacje przychodzące m.in. z Tajwanu.

.Mamy szansę wykorzystać postęp zrealizowany w ochronie zdrowia w czasie pandemii. Może dzięki temu, mimo strat, wspominając rok 2020 przypomnimy sobie, że COVID-19 uratował służbę zdrowia.

Może pandenomia to paradoksalnie ratunek dla zdrowia?

Piotr Arak

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 18 kwietnia 2020
Fot. Edgard GARRIDO / Reuters / Forum