Richard MAUDE: Potrzeba dziś silnego, globalnego przywództwa Ameryki

Potrzeba dziś silnego, globalnego przywództwa Ameryki

Photo of Richard MAUDE

Richard MAUDE

Dyrektor wykonawczy Asia Society Australia. Kierował relacjami Indo-Pacific w australijskim Departamencie Spraw Zagranicznych i Handlu. Wcześniej był szefem Office of National Assessments - strategicznego ośrodka premiera oceny międzynarodowych wydarzeń politycznych, strategicznych i gospodarczych wpływających na interesy narodowe Australii.

Silne amerykańskie przywództwo globalne byłoby w interesie Waszyngtonu i dawałoby odpór prowadzonej przez Chiny „dyplomacji maseczek” – pisze Richard MAUDE

W obliczu pandemii COVID-19 wszyscy jesteśmy równi; ten budzący grozę sprawdzian dla rządów i filozofii rządzących światem wykazał, że demokracje i autokracje są w równym stopniu narażone i równie nieprzygotowane, niedostatecznie wyposażone i zbyt spóźnione z odpowiedzią.

Stany Zjednoczone pomimo swego mocarstwowego statusu, bogactwa i potęgi technologicznej okazały się równie podatne na zagrożenie, jak każde inne państwo.

Podczas gdy Ameryka zmaga się z koronawirusem, Chiny próbują napisać na nowo historię swego początkowego tuszowania prawdy i nieudolnego reagowania na sytuację w Wuhan. Pekin stara się sprzedać światu pozytywny przekaz, na który składa się „odpowiedzialne” i „zdecydowane” działanie Chin w obliczu pandemii.

Podtekst jest oczywisty – możecie nas i naszego autorytaryzmu nie lubić, ale to my odnosimy sukces, podczas gdy innym się nie udaje. Część komentatorów obawia się, że narracja Pekinu coraz mocniej się przebija i Chiny po wyjściu z pandemii umocnią swe globalne wpływy, podczas gdy wpływy Ameryki ulegną osłabieniu.

Być może. Ale pozycję Chin i USA w świecie po pandemii będą określać nie tyle poczynania Chin, ile decyzje podejmowane w Waszyngtonie. Taktyka partii komunistycznej stosowana z powodzeniem w Chinach niekoniecznie się sprawdza w równym stopniu za granicą.

Dziwaczne lansowanie przez Pekin teorii spiskowych o pochodzeniu wirusa, toporna propaganda i starannie skalkulowane użycie pomocy medycznej w celach politycznych pozyskuje Pekinowi wielu przyjaciół, ale jednocześnie zraża i irytuje wielu partnerów Chin.

Prezydent Serbii jest być może zadowolony, ale zachodnioeuropejska demokracja nie kupuje chińskiej narracji. Przykładem jest kanclerz Niemiec Angela Merkel, która zręcznie trzyma się z dala od chińskiej propagandy, nazywając pomoc tego kraju dla Europy stosownym „odwzajemnieniem” za wcześniejsze wsparcie dla Chin ze strony Unii Europejskiej.

Chińska „dyplomacja maseczek” zapewne zyskuje większy oddźwięk w niektórych regionach Azji, zwłaszcza w krajach już teraz podatnych na wpływy chińskie. I tak na przykład Chiny dostarczają środki medyczne do południowo-wschodniej Azji, gdzie występuje ich ogromny niedobór.

Lecz losy Ameryki zależą w dużym stopniu od niej samej. Największe zagrożenie dla globalnej pozycji USA pojawi się, jeżeli pandemia doprowadzi do umocnienia autodestrukcyjnych postaw typowych dla gry o sumie zerowej, które zbyt często określają politykę zagraniczną USA przez pryzmat hasła „Najpierw Ameryka”.

Brak amerykańskiego przywództwa globalnego w sytuacji pandemii oraz instynktowna pogoń za jednostronnymi korzyściami, nawet w samym środku kryzysu dowodzą, w jak dużym stopniu hasło „Najpierw Ameryka” wypaczyło rozumienie amerykańskich interesów narodowych.

Silne amerykańskie globalne przywództwo na rzecz powstrzymania pandemii, przyspieszenia prac nad stworzeniem szczepionki oraz wzmocnienia gospodarki światowej i systemu finansowego byłoby zdecydowanie w interesie zdrowia publicznego Amerykanów i gospodarki amerykańskiej. Posunięcia takie przeciwdziałałyby chińskiej taktyce wyprzedzania w wymiarze geopolitycznym.

Wiedzą o tym epidemiolodzy doradzający rządom w zakresie strategii powstrzymywania pandemii. Wiedzą też o tym naukowcy, pracujący nad jak najszybszym stworzeniem szczepionki po obu stronach coraz głębszych linii podziałów w relacjach USA-Chiny. Banki centralne koordynujące działania w celu zapewnienia finansowej stabilności wiedzą to również.

Nie chodzi o mglistą wizję globalizmu dla samej idei, lecz o klarownie postrzeganą międzynarodową współpracę na rzecz umacniania i ochrony ważnych amerykańskich interesów narodowych.

Podczas gdy pandemia jak nic wcześniej obnaża hasło „Najpierw Ameryka”, ograniczenia wiążące się z takim podejściem jako podstawą do utrzymania globalnych wpływów Ameryki w erze rosnącej konkurencji i rywalizacji były już od pewnego czasu oczywiste.

Nieprzewidywalność i unilateralne podejście osłabiają autorytet Ameryki i jej zdolność wpływania na wydarzenia poprzez siłę idei i przykładu. Konkurenci czują się ośmieleni, by postępować w podobny sposób. Na dłuższą metę nie może to być w interesie Ameryki, maleje bowiem jej udział w globalnym układzie sił.

Wycofując się z paryskich porozumień klimatycznych, USA osłabiły swą zdolność do wywierania nacisków na Chiny i Indie w celu nakłonienia ich do bardziej stanowczych kroków przeciwdziałających zmianom klimatycznym, które to kroki oba kraje muszą podjąć, by osiągać wyznaczone cele obniżenia globalnych emisji.

Administracja Trumpa rywalizację z Chinami wywindowała na centralne miejsce amerykańskiej strategii bezpieczeństwa narodowego. Była to spóźniona korekta w reakcji na coraz bardziej zideologizowane, autorytarne i asertywne Chiny.

Jednak narracja typu „Najpierw Ameryka”, dewaluacja wartości oraz polityka handlowa stosująca wymuszanie szkodzą amerykańskim celom strategicznym, zrażając przyjaciół Ameryki i podsycając wątpliwości co do trwałego charakteru zaangażowania tego kraju w obszarze Indo-Pacyfiku.

Często podnoszony jest argument, że stosunek do świata ujęty w haśle „Najpierw Ameryka” jest nieuchronnym następstwem zmęczenia amerykańskiego społeczeństwa kosztownymi wojnami prowadzonymi za granicą oraz utratą miejsc pracy i „homogenizacją” kultury, które przyszły wraz z globalizacją.

Jest w tym jakaś prawda. Amerykanie wyraźnie chcą, by ich rząd skupił się na problemach krajowych. Większości nie uśmiecha się płacić za utrzymywanie globalnego porządku, który odzwierciedla amerykańskie wartości i system polityczno-ekonomiczny. Zadanie to jest obecnie zbyt trudne, a koszt zbyt wysoki.

„Realizm kierujący się zasadami”, jak obecna administracja nazywa swą politykę zagraniczną, być może stanowiłby rozsądną odpowiedź na nowe realia, gdyby nie był tak pełen sprzeczności, a w rozumieniu interesów narodowych Ameryki nie był tak zawężony i nastawiony na doraźne cele.

A przecież istnieją alternatywy. Przez długi czas będziemy składać na nowo świat po pandemii kawałek po kawałku, ale jest całkiem możliwe, że amerykańska polityka zagraniczna znajdzie skuteczną drogę pomiędzy wąsko pojmowanym nacjonalizmem a kosztownym imperialnym zadęciem. Podejście takie nie byłoby żadną miarą sprzeczne z silną państwową suwerennością oraz zdrową dawką realizmu i troski o własne interesy.

Przyszły kształt świata po pandemii nie rysuje się jeszcze wyraźnie – nie wiemy, co się zmieni, a co przetrwa.

Jedną z możliwych wizji przyszłości jest świat „biedniejszy, gorszy, mniejszy”, jak niedawno prognozował były indyjski doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Shivshankar Menon. Byłby to poszatkowany świat silniejszych nacjonalizmów, wyższych murów, sfer wpływów i postaw typowych dla gry o sumie zerowej, obszar wrogich relacji między USA a Chinami. Australia w takim świecie byłaby mniej bezpieczna i mniej dostatnia.

.To, jak Ameryka postąpi i jak począwszy od teraz, będzie się angażować w skali globalnej, zadecyduje w dużo większym stopniu niż jakikolwiek inny czynnik o tym, jaki świat po pandemii odziedziczymy. Potrzeba będzie czegoś więcej niż polityki typu „Najpierw Ameryka”.

Richard Maude
© LOWY INSTITUTE. Przekład: Grzegorz Gortat

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 18 kwietnia 2020
Fot. JOSHUA ROBERTS / Reuters / Forum