o. Raniero CANTALAMESSA OFMCap: Pandemia koronawirusa wyrwała nas z iluzji wszechmocy

Pandemia koronawirusa wyrwała nas z iluzji wszechmocy

Photo of o. Raniero CANTALAMESSA OFMCap

o. Raniero CANTALAMESSA OFMCap

Włoski teolog katolicki, franciszkanin kapucyn, od 1980 kaznodzieja Domu Papieskiego. Jeden z najbliższych współpracowników papieży Jana Pawła II, Benedykta XVI i Franciszka.

Święty Grzegorz Wielki mawiał, że Pismo Święte wzrasta razem z tymi, którzy je czytają. Ukazuje ciągle nowe znaczenia, stosownie do pytań, jakie w swoim sercu nosi człowiek, który słowo to czyta. I my w tym roku czytamy opis Męki Pańskiej z pytaniem, a raczej z krzykiem w sercu, który podnosi się w całym świecie – mówi o. Raniero CANTALAMESSA OFMCap

.Musimy postarać się przyjąć odpowiedź, której udziela nam Słowo Boże. To, czego przed chwilą ponownie wysłuchaliśmy, jest opowiadaniem o obiektywnie największym złu popełnionym na ziemi. Możemy na nie popatrzeć z dwóch przeciwległych perspektyw: przyczyn lub skutków.

Jeśli zatrzymamy się na historycznych przyczynach śmierci Chrystusa, możemy się pomylić i ulec pokusie powiedzenia, tak jak Piłat: „Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego”. Krzyż można lepiej zrozumieć, rozpatrując jego skutki. Jakie zatem były konsekwencje śmierci Chrystusa? 

Święty Paweł odpowiada, że dostąpiliśmy usprawiedliwienia przez wiarę. Zostaliśmy pojednani z Bogiem, obdarzeni pokojem i nadzieją życia wiecznego. Istnieje jednak także taki skutek, który nasza obecna sytuacja pozwala nam dostrzec w sposób szczególny. Krzyż Chrystusa zmienił sens ludzkiego bólu i cierpienia. Każdego cierpienia – fizycznego i moralnego. Nie jest już ono jedynie karą i przekleństwem, ponieważ zostało odkupione do głębi, odkąd Syn Boży wziął je na siebie.

Jaki jest najlepszy sposób sprawdzenia, czy napój, który ktoś podaje Ci do spożycia, nie jest zatruty? Taki, że ten, kto Ci go podaje, wypije go w Twojej obecności z tego samego naczynia. Tak właśnie uczynił Bóg. Na krzyżu wypił aż do dna na oczach świata kielich boleści. Pokazał w ten sposób, że nie jest on zatruty, ale że na jego dnie znajduje się perła. I nie chodzi tutaj tylko o cierpienie kogoś, kto jest obdarzony wiarą, ale o wszelkie ludzkie cierpienie. On umarł za wszystkich, a kiedy zostanie wywyższony, zabierze wszystkich do siebie. Wszystkich, nie tylko niektórych.

Cierpieć – pisał św. Jan Paweł II krótko po przeprowadzonym na niego zamachu – to znaczy stawać się szczególnie podatnym, otwartym na działanie zbawczych mocy Boga, ofiarowanych ludzkości w Chrystusie. Dzięki krzyżowi Chrystusa także cierpienie stało się powszechnym sakramentem zbawienia dla rodzaju ludzkiego.

Jakie światło rzuca to wszystko na dramatyczną sytuację, którą przeżywamy? Znów bardziej niż na przyczyny musimy patrzeć na skutki. Nie tylko te negatywne, o których słuchamy codziennie w smutnych komunikatach, ale także pozytywne, które tylko uważna obserwacja pozwala dostrzec.

Pandemia koronawirusa gwałtownie wyrwała nas z większego niebezpieczeństwa, na jakie narażeni są poszczególni ludzie i cała ludzkość: z iluzji wszechmocy

Znany żydowski rabin napisał, że mamy okazję obchodzić szczególny exodus paschalny – wyjście z wygnania sumienia. Wystarczył mały, bezkształtny element natury – wirus – aby przypomnieć nam, że jesteśmy śmiertelni. Potęga militarna i technologia nie wystarczają do zbawienia. Człowiek żyjący w dostatku nie rozumie, mówi psalmista, równy jest bydlętom, które giną. Ileż prawdy w tych słowach.

Gdy malarz sir James Thornhill ozdabiał freskami katedrę św. Pawła w Londynie, w pewnym momencie był tak zachwycony swoim malowidłem, że zrobił krok w tył, aby zobaczyć lepiej, zupełnie nie zdając sobie sprawy, że może spaść z rusztowania. Jego przerażony pomocnik zrozumiał, że jeśli w tym momencie zawoła mistrza, tylko przyśpieszy jego upadek. Nie zastanawiając się ani chwili, zanurzył pędzel w farbie i cisnął nim gwałtownie w sam środek fresku, a oszołomiony mistrz rzucił się do przodu. Jego dzieło uległo zniszczeniu, ale on został ocalony.

Tak niejednokrotnie czyni z nami Bóg. Wywraca nasze projekty i burzy nasz spokój, aby ocalić nas przed upadkiem w przepaść, której nie dostrzegamy. Ale nie dajmy się oszukać. To nie Pan Bóg za pomocą koronawirusa rzucił pędzlem we fresk naszej dumnej technologicznej cywilizacji. Bóg sprzyja nam, nie wirusowi. „Moje zamiary są pełne pokoju, a nie zguby”, mówi do nas w Biblii.

Ten, który pewnego dnia zapłakał z powodu śmierci Łazarza, płacze dzisiaj z powodu chłosty, która dotknęła ludzkość. Tak, Bóg cierpi jak każdy ojciec i każda matka. Kiedy pewnego dnia to odkryjemy, zawstydzimy się z powodu wszystkich oskarżeń, które w życiu skierowaliśmy pod Jego adresem. Bóg uczestniczy w naszym cierpieniu, aby je przezwyciężyć. Bóg, będąc dobrym (najdoskonalszym, jak pisał św. Augustyn), nigdy nie pozwoliłby, aby w Jego dziełach istniało jakiekolwiek zło. Chyba że będąc wystarczająco potężnym i dobrym, byłby w stanie ze zła wyprowadzić dobro. 

Czy zatem Bóg chciał śmierci swojego Syna na krzyżu, aby móc wyprowadzić z tego dobro? Nie. Zezwolił jednak, żeby ludzka wolność mogła potoczyć się swoim torem, ale sprawiając, by przysłużyła się realizacji Jego planu, a nie planu zamierzonego przez ludzi. To samo odnosi się do katastrof naturalnych, trzęsień ziemi i epidemii. To nie On je wzbudza. Natura też posiada własny rodzaj wolności, jakościowo różnej od wolności moralnej człowieka. Ta swoboda ewoluowała zgodnie z własnymi prawami rozwoju. Bóg nie stworzył świata jak zegar, którego każdy najmniejszy ruch został wcześniej zaprojektowany. To coś, co niektórzy nazywają przypadkiem, a co Biblia określa mianem Bożej mądrości.

Innym pozytywnym owocem obecnego kryzysu jest poczucie solidarności. Czy kiedykolwiek, jak sięgnąć pamięcią, ludzie wszystkich narodów czuli się tak zjednoczeni, tak równi, tak mało skłóceni, jak w tym bolesnym momencie?

Nigdy tak jak teraz nie odczuwaliśmy prawdziwości wołania naszego poety: ludzie uciszcie się! W naszym świecie zbyt wiele jest tajemnic.

Wirus nie zna granic. W jednym momencie pokonał wszystkie bariery i podziały, rasy, religie, bogactwa, władzę.

Gdy wszystko to minie, nie powinniśmy wracać na dawne pozycje. Jak zachęcał nas Ojciec Święty, nie powinniśmy zmarnować tej okazji. Nie pozwólmy, aby tak wiele cierpienia i śmierci, tak wiele heroicznego wysiłku pracowników służby zdrowia poszło na marne. To byłaby strata, której powinniśmy obawiać się najbardziej.

„Wtedy swe miecze przekują na lemiesze, a swoje włócznie na sierpy. Naród przeciw narodowi nie podniesie miecza, nie będą się więcej zaprawiać do wojny”. To jest chwila, w której mogą sprawdzić się słowa proroctwa Izajasza, którego wypełnienia ludzkość oczekuje od zawsze. Powiedzmy „dość” tragicznemu wyścigowi zbrojeń. Wykrzyczcie to z całej siły, Wy, Młodzi, ponieważ to właśnie o Waszą przyszłość toczy się gra.

Ogromne zasoby, które są wydawane na zbrojenia, przeznaczmy na cele, które w tej sytuacji uważamy za najpilniejsze – na zdrowie, higienę, żywność, walkę z ubóstwem, troskę o naturę. Pozostawmy pokoleniu, które przyjdzie, świat uboższy w rzeczy i pieniądze, ale bogatszy w człowieczeństwo. Słowo Boże mówi nam, co jest priorytetem w momentach takich jak dzisiaj. Wołać do Boga. To On sam wkłada w usta ludzi słowa, które powinniśmy wypowiadać do Niego; słowa niekiedy bardzo twarde, słowa lamentu, niemal oskarżenia.

Przyjdź nam na pomoc i wyzwól nas przez swą łaskawość. Przebudź się. Nie odrzucaj na zawsze. Panie, czy Cię to nie obchodzi, że giniemy?

Czy Bogu aż tak bardzo zależało na tym, abyśmy błagali Go o łaskę? Czyżby nasza modlitwa mogła zmienić Boże zamiary względem nas? Nie. Ale istnieją rzeczy, które Bóg zdecydował się nam dać jako owoc zarówno Jego łaski, jak i naszej modlitwy.

To On sam zachęca nas, byśmy to czynili. „Proście, a będzie wam dane; […] kołaczcie, a otworzą wam”.

Kiedy na pustyni Hebrajczycy byli kąsani przez jadowite węże, Bóg polecił Mojżeszowi sporządzenie miedzianego węża i umieszczenie go na palu; każdy ukąszony, spojrzawszy na miedzianego węża, pozostawał przy życiu.

Tak jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak został wywyższony Syn Człowieczy, by każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Także my w tym momencie jesteśmy kąsani przez niewidzialnego, jadowitego węża. Patrzymy na Tego, który został wywyższony dla nas na krzyżu. Adorujemy Go w tej pustej bazylice w imieniu własnym i całego rodzaju ludzkiego. Kto spogląda na Niego z wiarą, ten nie umiera. A gdyby umarł, to po to, aby wejść do życia wiecznego.

„Po trzech dniach zmartwychwstanę” – zapowiedział Jezus. Także my po tych dniach zmartwychwstaniemy i wyjdziemy z grobów, którymi obecnie są nasze domy. Zrobimy to nie po to, aby powrócić do poprzedniego życia, jak Łazarz, ale by wejść do życia nowego, jak Chrystus; życia bardziej braterskiego, bardziej ludzkiego i bardziej chrześcijańskiego.

O. Raniero Cantalamessa OFMCap

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 11 kwietnia 2020