Nathalie KOSCIUSKO-MORIZET: Nowy Jork czasów epidemii

Nowy Jork czasów epidemii

Photo of Nathalie KOSCIUSKO-MORIZET

Nathalie KOSCIUSKO-MORIZET

Była minister ekologii w rządzie Francji. Obecnie przebywa w USA, gdzie zajmuje się bezpieczeństwem informatycznym i cloud infrastructure.

Jedna z firm medycznych wypuściła na rynek termometr podłączony do sieci. Na podstawie uzyskanych w ten sposób danych firma prognozuje przyrost liczby zarażonych, udowadniając poniekąd, jak skuteczna może być domowa kwarantanna. Ameryka karmi się innowacjami – pisze Nathalie KOSCIUSKO-MORIZET

W zasadzie nie ma żadnej różnicy, czy jesteś teraz w trakcie kwarantanny w mieszkaniu w Nowym Jorku, Chicago, Paryżu, Bordeaux czy Lyonie… Może oprócz widoków z okna. Wszyscy robimy to samo: pracujemy zdalnie, zajmujemy się dziećmi, gdy skończą się im lekcje przez internet, wyskakujemy na chwilę dokupić to i owo w sklepiku osiedlowym i przeglądamy bez opamiętania portale społecznościowe, aby czegoś nowego się dowiedzieć i dać odpór samotności.

Nasze życie zmieniło się o 180 stopni. Tak silnie odczuwamy niepewność jutra, że kwestie geograficzne w obliczu wielkiej światowej katastrofy zeszły na dalszy plan. Ale one przecież nie zniknęły.

To olbrzymi paradoks tej pandemii: jest ona wspólnym doświadczeniem wszystkich mieszkańców Ziemi, a jednocześnie bezlitośnie daje do zrozumienia, że się różnimy i że istnieje coś takiego jak granice oraz narody.

Katastrofa o takim zasięgu dużo nam mówi o naszej ludzkiej naturze. Nie wszyscy Francuzi wiedzą, jak bardzo zróżnicowane geograficznie są Stany Zjednoczone. A dzisiejsza sytuacja podkreśla niestety dobitnie te różnice. Ponieważ w kwestii zasad kwarantanny każdy stan decyduje osobno, zastosowało się do niej 80 proc. Amerykanów. Co kieruje pozostałymi? Dlaczego w niektórych stanach ludzie tłumnie okupują plaże lub gromadzą się na nabożeństwach religijnych, podczas gdy Nowy Jork toczy walkę na śmierć i życie z wirusem?

Sam Nowy Jork jest zróżnicowany. Komentatorzy często mylą stan z miastem, a w obrębie miasta – Manhattan z czterema pozostałymi okręgami, mającymi ze sobą niewiele wspólnego. Kontrasty są w Stanach Zjednoczonych chlebem powszednim, może nie widać ich tak bardzo w czasie krótkiego pobytu, ale w epoce kryzysu rzucają się w oczy.

Manhattan, a przynajmniej jego najbogatsze dzielnice (Wschód, Tribeca, The Village), wydaje się wyludniony. Podobno wszyscy wybyli do rezydencji w The Hamptons na Long Island. Oczywiście wszystko zamknięte. Przechodniów jak na lekarstwo. Ludzie mijają się z daleka, odsuwają się od siebie, wszyscy zastanawiają się, czy życie społeczne po tym wszystkim będzie wyglądało tak samo.

Nowy Jork jest pusty, ale nie cichy. Chorych i ofiar jest dziesięć razy więcej niż w sąsiednim stanie New Jersey. Gdy słyszy się prognozy, ciarki chodzą po plecach. Syreny karetek, głośniejsze od tych w Europie, wyją dzień i noc. Dźwięki nakładają się na siebie, urywają, po czym znów zaczyna się ich złowróżbny koncert. O godzinie 19 – taka amerykańska specyfika – wszyscy na chwilę o nich zapominają, pojawiając się w oknach, aby oklaskami podziękować pracownikom służby zdrowia za ich oddanie.

Briefingi na żywo wyznaczają rytm dnia. O 11 konferencja Andrew Cuomo, gubernatora stanu Nowy Jork, prawdziwej gwiazdy ostatniego czasu. Olbrzymia oglądalność. I trzeba przyznać – jest dobry. Energiczny, bezpośredni, ze szczyptą humoru, czyli czymś, co zawsze gwarantowało powodzenie w ojczyźnie rozrywki. Toczy w tym jakby pojedynek na odległość z bratem, który jest prezenterem telewizyjnym, zarażonym zresztą koronawirusem.

O godzinie 17 briefing ma prezydent Donald Trump, zawsze otoczony świtą notabli, robi show, ale ma mniejszą oglądalność i niektóre stacje telewizyjne zrezygnowały z transmisji na żywo. Oczy wszystkich skupione są paradoksalnie na doktorze Faucim, dyrektorze centrum chorób zakaźnych, który grzecznie i dyplomatycznie poprawia Trumpa, gdy ten się myli. Już z jego mimiki można wyczytać, jak się sprawy mają.

Polityka wewnętrzna wtrąca swoje trzy grosze. Demokraci wzywają do całkowitej kwarantanny, natomiast zaplecze Trumpa rozważa stopniowe od niej odchodzenie. Floryda, której gubernator jest oddany prezydentowi, niemal jako ostatnia podjęła decyzję o ograniczeniu przemieszczania się. Za jaką cenę? Wszyscy zastanawiają się, czy planowane na jesień wybory prezydenckie dojdą do skutku. Piłeczka jest po stronie gubernatorów, a tu znów wyróżnia się Cuomo. Wielu marzy się taki kandydat, a być może nawet przyszły prezydent.

Niektórym firmom wzrosły obroty. Amazon zatrudnił 100 000 nowych pracowników, podniósł stawkę godzinową… i wciąż nie płaci podatków.

Jedna z firm medycznych wypuściła na rynek termometr podłączony do sieci. Na podstawie uzyskanych w ten sposób danych firma prognozuje przyrost liczby zarażonych, udowadniając poniekąd, jak skuteczna może być domowa kwarantanna. Ameryka karmi się innowacjami. Kto pierwszy znajdzie lekarstwo? Szczepionkę?

Niejako przy okazji armia okazała swoją imponującą moc, choć po prawdzie z nieco opóźnionym zapłonem. Okręt szpitalny, mogący przyjąć na pokład tysiąc pacjentów, wpłynął na wody rzeki Hudson, by przyjść w sukurs przeładowanym nowojorskim szpitalom. Innym przykładem amerykańskiego zrywu jest niemal wojenna mobilizacja przemysłu i rozpoczęcie produkcji respiratorów. Przegłosowano niezwykle ambitny plan ratunkowy dla gospodarki. Do walki z kryzysem wytoczono najcięższe działa.

Za tą potężną machiną kryją się jednak wątpliwości. Co w przypadku recesji? Widmo kryzysu z 1929 roku wisi nad głowami. Ile czasu będzie w stanie wytrzymać państwo, w którym więzi społeczne są na minimalnym poziomie? Dziesiątki tysięcy nowojorczyków pracujących w barach, hotelach, handlu i na lotniskach straciły z dnia na dzień pracę. Wielu zostało bez środków do życia. Organizowana jest pomoc bezpośrednia (1200 dolarów na osobę dorosłą) i pośrednia, ale wszyscy wiedzą, że nie może ona trwać miesiącami. We wszystkich rozmowach z niepokojem powraca pytanie: „Jak długo jeszcze?”.

Przez ostatnie kilka dni pytanie to pada jakby rzadziej. Do wszystkich dotarło, że dni po kwarantannie w niczym nie będą przypominać dni przed nią. Zakładając oczywiście, że będzie jakieś „po”… Coraz częściej słyszy się bowiem, że odchodzenie od kwarantanny będzie się odbywało stopniowo i że być może wirus będzie powracał w postaci kolejnych fal zakażeń. Tego dziś na sto procent nie wie nikt.

Ceniony ekonomista Tyler Cowen na swoim blogu pokusił się o opis Nowego Jorku przyszłości. Przewiduje nieprzerwany exodus najstarszych mieszkańców, spadek czynszów i nową młodość dla miasta. Powrót do ducha lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Zapowiada również rozwarstwienie społeczne i podział na tych, którzy byli chorzy, nabyli odporność i będą mogli wrócić do normalnego życia, oraz na pozostałych, którzy będą musieli usunąć się w cień. W jego wizji młodzież zapragnie znaleźć się w pierwszej kategorii, dlatego będzie poszukiwała sposobu, by zarazić się wirusem i móc się odrodzić.

W każdym razie nie będzie to nawias historii. Raczej, jak chce wielu, jej reset. When will we reset and into what? To cała różnica między kryzysem a katastrofą.

.Kryzys można pokonać. I można wrócić do normalności. Katastrofa oznaczałaby, że znajdziemy się w nowym świecie, który będziemy musieli wymyślić od nowa. Dobry temat do refleksji dla nas wszystkich, uwięzionych jeszcze na jakiś czas w naszych czterech ścianach.

Nathalie Kosciusko-Morizet
Tekst opublikowany we francuskim dzienniku opinii „L’Opinion” [LINK]. Tłumaczenie: Andrzej Stańczyk.

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 7 kwietnia 2020
Fot. Andrew Kelly / Reuters / Forum