Do Strefy Gazy dotarł pierwszy transport pomocy humanitarnej drogą morską

Do wybrzeża Strefy Gazy dotarł w piątek pierwszy pilotażowy transport pomocy humanitarnej drogą morską, realizowany z Cypru. W godzinach porannych zacumował tam statek holujący barkę wypełnioną żywnością – powiadomiła agencja Reutera, która powołała się na relacje świadków.

Pomoc humanitarna trafia do Gazy

.Przedsięwzięcie zorganizowała amerykańska organizacja charytatywna World Central Kitchen (WCK). 200 ton pomocy, składającej się głównie z bardzo potrzebnej żywności, ma zostać wkrótce przeniesione na przygotowywane nabrzeże w Strefie Gazy, a z Cypru wyruszy niebawem kolejny statek.

Nie są znane żadne szczegóły dotyczące sposobu dostarczania i dystrybucji pomocy – podkreślił Reuters. Agencje ONZ opisywały w ostatnich dniach ogromne przeszkody w zapewnieniu dostaw, zwłaszcza do północnej części Strefy. Izrael przekonywał, że problemem nie jest przekraczanie granicy, ale przewiezienie, ochronienie i rozdanie pomocy wewnątrz palestyńskiej półenklawy.

Nadzieja na złagodzenie kryzysu humanitarnego

.Jeśli nowy szlak okaże się praktycznym rozwiązaniem, może pomóc złagodzić kryzys humanitarny w Strefie Gazy, gdzie znaczna część ludności boryka się z niedożywieniem, a wręcz głodem.

Wojna tocząca się w Strefie Gazy została zapoczątkowana atakiem terrorystycznej organizacji Hamas na Izrael w październiku ubiegłego roku. Napastnicy wymordowali ponad 1200 osób, a około 250 uprowadzili do Strefy jako zakładników.

W tej wojnie cierpią przede wszystkim niewinni ludzie

.Pomoc humanitarna, ktora przybywa na statku, jest tylko jedną kroplą w morzu potrzeb cierpiącej ludności palestyńskiej Gazy. O coraz większym okrucieństwie tego konfliktu pisze na łamach Wszystko co Najważniejsze Jacek HOŁÓWKA, filozof i etyk, profesor nauk humanistycznych związany z Uniwersytetem Warszawskim.

W jego opinii argument, że każda wojna jest tak okrutna i nieprzewidywalna, to pusty wykręt. Nie każda wojna wynika z celowego gmatwania relacji politycznych i administracyjnych przez wiele lat. To nie jest jedna z tych wojen, której w zasadzie nikt nie chce, ale których efekty dadzą się przewidzieć i ścierpieć. Większość tradycyjnych starć militarnych to wojny na odstraszenie i wyczerpanie przeciwnika. Od czasów generała von Clausewitza taka walka uznawana jest wprawdzie za działanie budzące lęk, ale pozostające na jakimś poziomie racjonalności. Ktoś coś traci, ktoś coś zyskuje, później następuje pokój. 

„Obecne starcie na Bliskim Wschodzie to zupełnie coś innego. To nie wojna na przechytrzenie, usidlenie i zniechęcenie przeciwnika do walki. Ta wojna ma wyzerować przeciwnika, odciąć go od sojuszników i zadeptać jak pustynną żmiję” – zaznacza profesor.

Tworzenie stanów splątanych i mętnych pod względem prawnym uznawane jest czasem za sprytny zabieg polityczny, podobny w stylu do misternej partii szachowej. Mnożenie wątpliwości, tworzenie sytuacji niezwykłych i niedających się rozplątać daje nadzieję na znalezienie nieznanych wcześniej rozwiązań, może lepszych niż wszystkie inne dotąd. Jednak by wprowadzać tak zawiłe sztuczki, trzeba mieć jakiś pomysł na zawarcie pokoju. Profesor uważa, że na Bliskim Wschodzie nikt go nie ma. Tam czeka się cudu i liczy na rozwiązanie noszące znamię historycznego przewrotu. 

„Albo ma zniknąć Izrael, albo ma zniknąć Palestyna i wszyscy mają być zadowoleni” – pisze prof. Jacek HOŁÓWKA.

Autor zadaje pytanie, czym jest Palestyna. Na obszarze nazywanym Zachodnim Brzegiem Jordanu istnieje od trzydziestu lat tymczasowa struktura administracyjna, która powstała na mocy porozumienia palestyńsko-izraelskiego z 1993 roku. To porozumienie wyróżnia trzy strefy (za Wikipedią): strefę A, obejmującą większe miasta na terenie określanym jako Zachodni Brzeg Jordanu i Strefę Gazy; strefę B, obejmującą osiedla arabskie objęte militarną kontrolą Izraela; i strefę C, czyli osiedla izraelskie pod całkowitą kontrolą Izraela, obiekty wojskowe i miejsca o znaczeniu strategicznym (np. Dolina Jordanu).

Mówiąc to samo inaczej, strefa A to warunkowa autonomia arabska, strefa B to lokalna autonomia arabska w enklawach otoczonych przez tereny Izraela, strefa C to niby-arabska strefa bez jakiejkolwiek autonomii. Żadne państwo tak nie wygląda. Na mapie Zachodni Brzeg przypomina potłuczoną glinianą skorupę. Są tam osiedla arabskie z własnym lokalnym zarządem, poprzecinane liniami komunikacyjnymi nadzorowanymi przez Izrael. Jedyną całością wykluczoną spod nadzoru Izraela była do zeszłego miesiąca Strefa Gazy. Ta strefa formalnie pozostawała pod nadzorem Izraela, ale nadzór nie był sprawowany – rzekomo dla zwiększenia autonomii osiedli arabskich. A może nawet w imię przyjaźni i pokoju. Ten skrawek ziemi nieproporcjonalnie mały w stosunku do palestyńskich potrzeb pozwolił organizacji partyzanckiej Hamas zbudować system podziemnych korytarzy, łączących w całość magazyny zbrojeniowe, składy żywności i urządzenia pomocnicze nieznanego przeznaczenia.

„Wojna w Izraelu wybuchła z wielu powodów, ale niebagatelną przyczyną był nienormalny status Palestyny, o której nie wiadomo, czym jest bardziej – tymczasowym państwem czy regionem folkowym. Pomijanie tej kwestii było bardzo niebezpieczną niefrasobliwością polityczną. Także próby rozbrojenia konfliktów przez polityczne paraliżowanie potencjalnego przeciwnika było grą nieprzemyślaną i niebezpieczną. Pokoju na Bliskim Wschodzie nie da się osiągnąć przez kumulowanie społecznego niezadowolenia i uporczywe odmawianie uzależnionej politycznie ludności powszechnie uznawanych uprawnień politycznych. O Gazie pisano książki. Przypominano, że jest to olbrzymie więzienie pod gołym niebem przetrzymujące więźniów bez wyroku. Zakładając, że ten stan rzeczy może trwać jeszcze przez dziesięciolecia, Izrael usypiał czujność własną i swych sojuszników” – podsumowuje profesor.

PAP/Wszystko co Najważniejsze/JT

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 16 marca 2024